niedziela, 30 sierpnia 2015

~.43.~

Cholernie ważna notka pod rozdziałem, chodzi o konkurs!


Lot spędziłam na spaniu i słuchaniu muzyki. Leżałam na Zaynie, więc było mi wygodnie. Lądowaliśmy około 7am czasu amerykańskiego. Napisałam oczywiście do Joela, po czym zapięłam pas i włożyłam gumę do ust. Samolot znalazł się na pasie lotniska, po czym został przypięty do rękawa. Wstałam z siedzenia, zabrałam swoje rzeczy i razem z Zaynem udaliśmy się w stronę wyjścia. Szliśmy tym korytarzykiem, a ja złapałam mojego chłopaka za rękę.
- Denerwujesz się? - zapytałam, gdy zmierzaliśmy na sprawdzanie dokumentów.
- Trochę - szepnął, mocniej ściskając moją rękę.
- Spokojnie, jestem z tobą i nie ma się czego bać - odparłam, całując go w policzek.
Pokazaliśmy swoje paszporty, po czym mogliśmy odebrać nasze walizki. Zayn zdjął je z taśmy, wzięłam jedną i mogliśmy ruszyć do wyjścia. Już nie mogłam doczekać się spotkania z bratem. I nagle zobaczyłam go w tłumie. Ubrany w czarne spodnie oraz elegancką, niebieską koszulę. Włosy, jak zwykle postawione na żel. Wyglądał przystojnie, choć to mój brat, więc zawsze będę mówić, że to głupi ogr.
Natychmiast pobiegłam w jego stronę, zostawiając walizkę i torebkę. Tęskniłam za nim cholernie mocno, gdy wpadłam w ramiona brata byłam najszczęśliwsza. Wciąż miał te same perfumy, a jego uścisk był szczelny.
- Moja mała Lucia - wyszeptał, głaszcząc mnie po plecach.
- Joel, tak tęskniłam - odparłam, gdy odsunęliśmy się od siebie.
Zauważyłam skrępowanego Zayna, idącego w naszą stronę. Cholera, zapomniałam o nim. Szybko znalazłam się przy jego boku i z uśmiechem pociągnęłam do Joela.
- Zayn, to jest mój brat Joel. Joel, to Zayn, mój chłopak - przedstawiłam ich sobie, oplatając ręką przedramię Malika.
- Miło cię poznać, Joel Collins - mój brat podał dłoń Mulatowi.
- Zayn Malik - przywitali się uściskiem.
- Dobra, zawiozę was do nas, ale muszę uciekać, bo praca czeka - oznajmił Joel, kierując się na parking.
- Już nie mogę się doczekać - powiedziałam, biorąc torebkę.
Zobaczyłam mercedesa brata, który zapakował nasze walizki do bagażnika. Zajęłam miejsce z przodu, ciężko było się przyzwyczaić do zmiany ruchu.
Joel ruszył, a ja zapięłam pas.
- Macie dom w Nowym Yorku? - zapytał mój chłopak.
- Dokładnie do na obrzeżach - poinformował, wyjeżdżając z lotniska.
- Ile taki dom kosztuje? - mruknął, a ja odwróciłam się z pytającym wzrokiem.
- Nie tak dużo, jak mówiłem to są obrzeża. Oddałbym wszystko, żeby mieć apartament w mieście - powiedział, uśmiechając się.
- Czyli lepiej kupić apartament?
- Jeśli cię stać to tak, masz najlepsze widoki na świecie - oznajmił, a ja już wyobrażałam sobie siebie w takim miejscu.
- A Olivia?
- Olivia ma apartament, ale bez takich super widoków, jeszcze w mieście, lecz to nie to samo - odrzekł, gdy ja wyciągałam telefon.
- Nie możecie mieszkać w takim? - spytałam, odblokowując urządzenie.
- Z dzieckiem? Nie ma szans - prychnął, patrząc na mnie.
Napisałam szybko sms do Louisa, że przylecieliśmy. Odpisał, że mam robić dużo zdjęć. Chwilę później zauważyłam, że Fabio smsował do mnie. Zignorowałam to.
Po 25 minutach podjechaliśmy pod dom, a raczej kamienicę Joela. No tak, oni uważali to za normalne domy.
Wysiadłam z auta i od razu pognałam do wejścia, zadzwoniłam dzwonkiem. A po chwili zobaczyłam śliczną Devonne, trochę schudła, a jej włosy były dłuższe. Przytuliłam ją mocno.
- Lucy, jak się cieszę, że przylecieliście - powiedziała, trzymając mnie w objęciach.
Odsunęłyśmy się od siebie, a ona skamieniała. Zdezorientowana, odwróciłam się i zauważyłam, że Dev patrzyła na mojego chłopaka.
- To jest ten Zayn? - zapytała oniemiała z otwartą buzią.
- Tak - odpowiedziałam, nie rozumiejąc o co jej chodzi.
- On wygląda, jak Bóg - wymamrotała, przygryzając wargę.
- I jest tylko mój - zaśmiałam się, patrząc na Mulata.
- Dobra, ja lecę do pracy. Pa - pożegnał się Joel, wsiadając do samochodu.
Brat odjechał, a Zayn przyczołgał walizki i stanął obok nas.
- Zayn Malik, miło mi cię poznać - powiedział do Devonne.
- Devonne Collins, czujcie się tu, jak u siebie - uśmiechnęła się, wchodząc do środka.
Moja bratowa zaprowadziła nas do pokoju, gdzie będziemy spać. To ten sam, w którym urzędowałam w wakacje. Zayn zostawił walizki, a ja pobiegłam do pokoiku Dianki. Mała księżniczka leżała w swoim łóżeczku, miała już 5 miesięcy. Urosły jej włoski.
Śliczne, niebieskie oczka patrzyły się na mnie zdziwione. Miała je po Joelu, a on po naszym ojcu. Poczułam, jak pojedyncza łza spływa po moim policzku. Wzięłam malutką ostrożnie na ręce, bujałam się. W drzwiach stanęła Devonne.
- Jest podobna do Joela - wyszeptała z dumnym uśmiechem.
- Ma niebieskie oczy po nim, a on po ojcu - odparłam, całując czółko dziecka.
- Na pewno jest z was dumny - odrzekła, kładąc dłoń na moim ramieniu. - Połóż ją potem proszę i chodź na śniadanie.
Przytaknęłam, gdy wyszła z pomieszczenia. Chwilę postałam z Dianą na rękach, lecz gdy zaczęła zasypiać, położyłam ją do łóżeczka. Udałam się do kuchni, gdzie siedział Zayn i Devonne. Mój chłopak zajadał się już jajecznicą z bekonem, a ja dołączyłam.
- Jak minął lot? - zapytała blondynka, opierając się o blat.
- Dobrze, spaliśmy cały czas - odpowiedział Mulat.
- Joel wróci o 4pm to możemy gdzieś wyjść, bo ja małej nie zostawię, a nie chcę jej targać po mieście - odparła, biorąc łyk kawy.
- A co z nią w Nowy Rok? - zapytałam, pakując do buzi widelec z jajecznicą.
- Moi rodzice ją biorą do siebie - oznajmiła, wkładając brudny kubek do zmywarki.
Po śniadaniu postanowiliśmy odpocząć w salonie, podróż nas wymęczyła. A do tego było po 8am, więc nic kreatywnego nie zrobimy.
Położyliśmy się wszyscy na kanapie z herbatą, kominek był rozpalony. A za oknami padał puszysty śnieg, okryłam się kocem. Zayn leżał na kanapie, opierając się o poręcz. Ja natomiast o jego plecy. Jego ręce oplatały mnie szczelnie. Devonne natomiast zajęła drugą sofę.
- Jak chcecie to idźcie spać, ja się chyba zdrzemnę. Diana dała popalić w nocy, ale telewizor może być włączony - powiedziała blondynka, układając się.

Nawet nie zauważyłam, jak zasnęłam w ramionach ukochanego. Było mi wygodnie, a spałam 2,5 godziny. Obudziłam się, przetarłam oczy. Zayn spał, Devonne nie było.
Delikatnie wydostałam się z objęć chłopaka i ruszyłam do kuchni. Gdy nie zastałam tam blondynki, postanowiłam iść do pokoju Dianki. Siedziała tam, karmiąc małą.
- Hej, dawno wstałaś? - odparłam sennie, wchodząc do środka.
- Nie, kilka minut przed tobą, bo Diana zaczęła płakać - oznajmiła z uśmiechem.
- Mogę iść się odświeżyć? - zapytałam, przeczesując włosy palcami.
- Jasne, wiesz gdzie łazienka - powiedziała, mrugając jednym okiem.
Udałam się do naszego pokoju, wyjęłam kosmetyczkę, ręcznik oraz nowe ubrania. Pognałam do łazienki, gdzie od razu wyszorowałam zęby. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic.
Dokładnie zmyłam z siebie brud, do włosów użyłam szamponu. Kropelki wody kapały na moje ciało.
Wyszłam owijając się ręcznikiem, wytarłam się i po kremowałam. Założyłam bieliznę, zwykłe spodnie jeansowe oraz pudrowy sweterek. Rozczesałam, wysuszyłam i polokowałam włosy. Musiałam też sama zmienić opatrunek, co było troszkę trudne, ale dałam radę.
Nałożyłam podkład, kredkę na powieki, rzęsy potraktowałam maskarą, a policzki różem. Zabrałam swoje rzeczy i wróciłam do pokoju, aby je zostawić. Wzięłam telefon, po czym poszłam do salonu. Zayn wciąż spał, wyglądał tak słodko. Jego wargi były lekko rozchylone, a oczy mocno zamknięte. Głowa opadała mu na oparcie kanapy. Uklęknęłam i pocałowałam go delikatnie w nos, lecz obudził się.
- Dzień dobry, śpiochu - posłałam mu swój najładniejszy uśmiech.
- Cześć, kochanie najpiękniejsze - wymamrotał, patrząc na mnie.
- Jest 12am skarbie, wstawaj - powiedziałam, wstając z podłogi. - Łazienka jest na przeciwko naszej sypialni.
Malik ruszył z kanapy, a ja zajęłam jego miejsce. Włączyłam telefon i zadzwoniłam do Louisa.
- Cześć, księżniczko.
- Hejka, jak tam?
- Siedzę u rodziców, jak minął lot?
- Dobrze, jesteśmy u Devonne. Spaliśmy trochę, ja już się umyłam i odpoczywam teraz.
- A co u Malika?
- Bał się mojego brata.
- On się bał?
- Tak.
- O ludzie, on się niczego nie boi.
- No widzisz, haha.
- Dobra, kończymy, bo płacisz. Cieszę się, że zadzwoniłaś. Pa, księżniczko.
- Pa, Louie.
Rozłączyłam się, po czym spojrzałam w sms. Fabio pytał, czy doleciałam już. Nie odpisałam nic, po prostu zignorowałam wiadomość. Odpisałam tylko Mel, Chrisowi oraz Sarze, że jestem na miejscu.
Momentalnie dostałam odpowiedź od mojego przyjaciela.

Chris ♥
30 grudnia 2014, 12:13 am
>Przywieź mi jakąś nowojorską dupkę :*<

Lucy
30 grudnia 2014, 12:14 am
>Może jeszcze frytki do tego? *emotikon smile* <

Chris ♥
30 grudnia 2014, 12:14 am
>Ty możesz w każdej chwili pieprzyć Zayna, ja chcę w końcu mojego kotka ;c<

Lucy
30 grudnia 2014, 12:15 am
>Ale tego nie robię<

Chris ♥
30 grudnia 2014, 12:16 am
>Wciąż nie rozumiem, jak możesz marnować taką szansę. Sam z chęcią schrupałbym ten tyłek *.*<

Lucy
30 grudnia 2014, 12:16 am
>Chris!<

Odłożyłam telefon, chichocząc pod nosem. Devonne siedziała na fotelu, a ja podskoczyłam z przerażenia. Jak ona się tam znalazła?
- Coś się stało? - zapytała, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Chris, mój przyjaciel gej ma głupie marzenia - wyjaśniłam, śmiejąc się.
- Mhm, a odzywał się do ciebie Fabio? - wyszeptała, przybliżając się.
- Tak, ja...nie wiem, co robić. Zayn się wkurzy - odparłam, przygryzając wargę.
- Powinien zrozumieć, że masz prawo mieć kolegów - powiedziała, łącząc dłonie.
- On po prostu nie lubi Fabio, bo wie, że nie jest zwykłym kolegą.
- Skąd on to wie? - zapytała, mrużąc oczy.
- Ehh...nasłał na mnie fotografa, widział nawet Fabio na zdjęciach - oznajmiłam ze wstydem.
- Aha, a więc widział, że Fabio bardzo cię lubi i jest zazdrosny o niego? - skwitowała, szukając u mnie potwierdzenia.
- Tak.
- Awww, Zayn jest zazdrosny, czyli musi cię bardzo kochać - pisnęła z ogromnym uśmiechem, klaszcząc w dłonie.
- Cicho - zakryłam jej buzię, aby Malik nie usłyszał.
- Myślę, że powinnaś się spotkać z Fabio, jeśli chcesz - odparła po chwili.
- Powiedzieć Zaynowi? - spytałam, przygryzając wargę.
- Co mi powiedzieć? - usłyszałam, a mój wzrok momentalnie padł na drzwi.
Mój boski chłopak stał w futrynie i wyglądał cudownie. Miał na sobie czarne spodnie oraz bordową koszulkę z rękawkami 3/4, opinającą jego boskie ciało. 3 guziki z przodu, z czego jeden odpięty. Wyglądało to idealnie z jego oliwkową karnacją, czułam jego piękne perfumy. Jestem szczęściarą, że mogę być z kimś takim, jak on.
Wtedy dotarło do mnie, że pytał. Cholera, co ja miałam mu powiedzieć?
- Chciałam zabrać ją do klubu, ale nie wie, czy się zgodzisz - uratowała mnie Devonne.
- We dwie? - zapytał, unosząc brwi.
- Taki babski wypad. Może będą moje koleżanki i Olivia - poinformowała ze spokojem.
- Kiedy?
- Po Nowym Roku - oznajmiła, a ja przytaknęłam.
- No spoko, możecie iść - rzekł, lecz widziałam, że się boi.
Podeszłam do niego i ułożyłam dłonie na jego policzkach, a on oplótł swoimi moją talię.
- Kocham cię - wyszeptałam, gdy przybliżyliśmy się do siebie, aby nasze nosy się stykały.
- Ja ciebie bardziej - mruknął, złączając swoje wargi z moimi.
- Dobra, muszę zepsuć waszą piękną chwilę, bo potrzebuję Lucy do robienia obiadu - odezwała się Devonne, wstając z fotela.
Malik złożył delikatny pocałunek na moich ustach, po czym ruszyłam za bratową. W kuchni podziękowałam jej za pomoc i zaoferowałam się, że zrobię moją lasagne, którą uwielbia Chris.
Zayn w tym czasie oglądał telewizję lub pomagał nam. W pewnym momencie wyszedł, bo zadzwonił jego telefon. Spiął się widząc, kto dzwoni. Postanowiłam lekko podsłuchać.
Podeszłam bliżej i usłyszałam kawałek rozmowy.
- Masz?
- Dobrze, to spotkajmy się dzisiaj. Musimy to zrobić dyskretnie.
- Tak, wyślę ci adres sms.
Zdziwiona weszłam do pokoju, a on się odwrócił.
 - Z kim rozmawiałeś? - zapytałam rozzłoszczona, krzyżując ręce pod biustem.
- Nikt ważny - mruknął, chowając telefon do kieszeni spodni.
- Zayn, nie jestem głupia - warknęłam, podchodząc do niego.
- Kurwa, to był znajomy, który załatwi mi broń - zdenerwował się, przewracając oczami.
- Po co ci to? Nie możesz raz zachowywać się, jak normalny człowiek? - warknęłam, mrożąc go wzrokiem.
- Zauważ, że nie jestem normalnym człowiekiem - powiedział z poważną miną.
- Do prawdy? Od kiedy i niby z jakiej racji? - dopytywałam, opierając ręce na biodrach.
- Z takiej racji, że na tym świecie ludzie z mojej pracy tylko czekają, żeby mnie zabić - wyjaśnił, a mi zrobiło się głupio.
Doskonale wiem o tym, że potrzebuje broni. Jego branża jest niebezpieczna, codziennie mu to grozi. Sama byłam celem wiele razy.
- Przepraszam - szepnęłam, przytulając go.
- Nic się nie stało, tak już jest i rozumiem, że ci trudno - powiedział, obejmując mnie.

Joel przyjechał chwilę przed czasem, zjedliśmy razem obiad i chwilkę odpoczęliśmy, po czym każdy stwierdził, że trzeba jechać do miasta. Ubrałam się w kurtkę, szalik oraz rękawiczki. Na dworze wciąż padał śnieg, więc szybko wzięłam malutką Diankę na ręce, aby włożyć ją do fotelika w samochodzie. Dziś mieliśmy się tylko przejść po Times Square, więc Joel podwiózł nas, ale auto zostawił na parkingu. Tak tęskniłam za tym miejscem, ma taki klimat.
- Kocham Nowy York - powiedziałam, patrząc na otoczenie.
Były już widoczne przygotowania do Nowego Roku, ustawiano bramki i inne potrzebne rzeczy. Gdy przechodziliśmy obok Starbucksa po prostu musiałam wejść po kawę, aby się rozgrzać.
Zamówiłam waniliowe latte, Zayn amierican, Joel wybrał espresso, a Dev zwykłe latte. Czekając w kolejce dostałam sms, wyciągnęłam telefon z torebki, ale od razu tego pożałowałam.
Fabio atakował mnie, bardzo chciał się spotkać. Przygryzłam wargę, biorąc głęboki oddech i schowałam urządzenie. Odebrałam kawę, po czym czekałam na resztę. Po chwili mogliśmy ruszyć dalej.
- Zrobię wam zdjęcie - zaproponowała Devonne, biorąc ode mnie telefon.
Joel z Dianką w wózku stanęli za blondynką, a ja wtuliłam się w Zayna. On jednak złapał za mój podbródek, następnie namiętnie pocałował. Czułam się tak wspaniale, stojąc na Times Square z moim chłopakiem, który łączy nasze usta. Te pieprzone motylki szalały w moim brzuchu.
Gdy oderwaliśmy się od siebie, Devonne z uśmiechem oddała mi iphone'a. A Joel wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć. Zachichotałam pod nosem, idąc dalej.
Złapałam Malika pod ramię, rozglądając się.
- Możemy wejść do banku? Muszę wypłacić pieniądze - odparł Joel, gdy znajdowaliśmy się na przeciwko docelowego miejsca.
- Jasne - przytaknęłam, idąc za bratem.
Staliśmy w kolejce do bankomatu, gdy nagle zdarzyło się coś dziwnego. Joel zesztywniał, patrzył na kogoś.
- Co ty tu do cholery robisz? - wydarł się rozzłoszczony, a ja w końcu znalazłam osobę, na którą patrzył.
Ta twarz była taka znajoma...

____________________________________________________________________
Jezus Maria, zabijcie mnie. Ja...Ja nie wierzę, wybiło to 50 tysięcy...Dziś dosłownie się rozpłakałam, jestem tak cholernie wdzięczna. Nie umiem tego nawet opisać. Po prostu dziękuję wam z całego serca, bo kiedy zaczynałam to opowiadanie nie myślałam, że będę miała takich wspaniałych czytelników. Kocham was! Po prostu kocham! ♥ Dziękuję, że jesteście...
KONKURS
Pewnie każdy czeka na ten konkurs, a więc o to on:
Waszym zadaniem jest odgadnięcie, kogo bohaterowie spotkali w banku ;) Oczywiście są podpowiedzi:
- Ta osoba pojawiła się już w jednym z rozdziałów.
- Nie znamy imienia tej osoby, więc po prostu napiszcie w jakiej sytuacji ona się znalazła w opowiadaniu.
- Osoba ta zna Lucy i całą jej rodzinę.
- Lucy widziała tę osobę wcześniej.

Niestety, nic więcej nie podpowiem. Mam nadzieję, że dacie radę! Wbrew pozorom to nie jest trudne, trzymam kciuki :)
Ale oczywiście nie ma konkursu bez nagrody, a więc pierwsza osoba, która odgadnie, o kogo chodzi wygra rozmowę ze mną na skype, gdzie jestem w stanie zdradzić kilka spojlerów.
W komentarzach piszcie sytuację z tobą osobą, podajcie też nazwę na skype. Macie czas do jutra do 19:30, a rozmowa o 20:00, chyba że coś się zmieni, bo osoba wygrana nie może itp.

Trzymam kciuki kochani! ♥


poniedziałek, 24 sierpnia 2015

~.42.~

Słyszałam wszystko, co mówił wczoraj Zayn. Owszem zasypiałam, ale pamiętałam każde jego piękne słowo. Miałam ochotę powiedzieć mu, jak bardzo go kocham, lecz byłam zbyt śpiąca. Jest idealny, a teraz w końcu wiem, że mnie nie zdradzi.
Rano miałam umówione przesłuchanie na policji, dlatego obudziłam się o 9am. Wstałam z łóżka przeciągając się. Następnie poszłam do łazienki, gdzie umyłam zęby i rozczesałam włosy. Zrobiłam makijaż, ubrałam się ciepło. Gdy wyszłam Zayn stał ubrany, przywitał mnie całusem w czoło i zniknął za drzwiami toalety. Spakowałam swoją torebkę, a następnie poczołgałam się na dół. Przygotowałam kanapki dla mnie i Zayna. Zaczęłam jeść swoją, gdy mój perfekcyjny chłopak zszedł na dół ubrany w jasne jeansy, szary sweter oraz czapkę beanie. Perfumami Azzaro pachniało w całym domu. Uwielbiałam ten zapach, zapach Zayna.
Usiadł obok mnie, zaczął jeść. A ja lustrowałam go wzrokiem, myśląc jakie szczęście mnie spotkało, że mam Zayna.
- Czemu tak patrzysz? - zaśmiał się, biorąc gryza.
- Patrzę na mój cały świat - wyszeptałam, a jego zamurowało.
Już chciał coś powiedzieć, ale jego telefon zaczął dzwonić. Przetrzepałam włosy palcami, włożyłam nasze talerze do zlewu. Zaczęłam ubierać kurtkę, gdy przyszedł Zayn. Bez słowa wyszliśmy z domu. Zajęliśmy miejsce w jego Range Roverze, aby następnie ruszyć w stronę komisariatu.
- Co im powiesz? - zapytał, wiedziałam, że się bał.
- Nie wiem, wybrnę z tego - powiedziałam, ciężko wzdychając.
Musiałam bronić Zayna za wszelką cenę, co też miało bronić moich prześladowców. Jeśli policja dotarłaby do nich, znalazłaby też Zayna. A do tego nie może dojść. Będę kłamać, zrobię tak, by ich zmylić.
- Lucy, uważaj. Oni potrafią wykryć wszystko - odparł, zatrzymując się pod komisariatem.
Wysiedliśmy z auta, aby następnie ruszyć do środka. Denerwowałam się cholernie, to spotkanie decydowało o losach wszystkich.
Przy wejściu powiedzieliśmy kobiecie za biurkiem, że przyszłam na przesłuchanie. Wpuściła nas, chwilę później zjawił się policjant, z którym weszliśmy do gabinetu. Złapałam Zayna za rękę i razem usiedliśmy na przeciwko mężczyzny.
- Nazywam się oficer Robert Bross, Lucy Collins, tak? - odparł, przeglądając akta.
- Tak.
- Dobrze, wolelibyśmy przesłuchiwać panią samą, ale jest pani jeszcze uczennicą, więc pan Malik, zgadza się? Może zostać - mówił, patrząc na nas.
Zauważyłam, że za nami była kamera. Musiałam być ostrożna.
- Czy zna pani tego mężczyznę? - pokazał mi zdjęcie blondyna około 30'stki, broda i niebieskie oczy. - To Carter Glotenham.
- Tak, skądś go kojarzę - wymamrotałam, musiałam wymyślić dobre kłamstwo.
- Proszę się przyjrzeć - powiedział, dając mi zdjęcie.
- No tak, Carter. Coś się stało? - odparłam, grając na czas.
- To on postrzelił panią w centrum handlowym, chwilę później musiał podać sobie silny lek. Znaleźliśmy strzykawkę pod jednym z aut. Glotenham zmarł w karetce - poinformował, a ja zrobiłam wielkie oczy.
- Ten Carter? To niemożliwe - udawałam przejętą, zaskoczoną.
- Zna go pani? - spytał z dziwnym wzrokiem.
- Tak, to znaczy nie byliśmy blisko. Jakiś tydzień temu byłam z przyjaciółką Melissą na imprezie, ona mu się spodobała. Podrywał ją, ale ja tak jakby to zniszczyłam. Za nim do nas podszedł widziałam, jak chowa obrączkę do kieszeni - wymyślałam na bieżąco. I wtedy dotarło do mnie, że nie wiem czy ma żonę. Cholera.
- Jak to się dalej potoczyło? - dopytywał, a ja myślałam, że zwariuję.
- Dokładnie to było tak, że poszłam do toalety i Carter próbował zaciągnąć jakąś dziewczynę do domu, ale ona zauważyła jego obrączkę i oblała go drinkiem. Schował wtedy obrączkę denerwując się bardzo. Gdy wróciłam z łazienki, on już siedział z moją przyjaciółką. Czarował ją, usiadałam obok i nawtykałam mu, że bajeruje dziewczyny, a widziałam, jak chowa obrączkę do kieszeni - zmyślałam, trzymając Zayna za rękę.
- I twoja przyjaciółka odrzuciła go przez to? - odrzekł, cały czas zapisując wszystko.
- Tak.
- Zdenerwował się wtedy? - spojrzał na mnie, a ja przełknęłam głośno ślinę.
- Bardzo, przeklinał i wyzywał mnie. Chciał rzucić drinkiem, ale jacyś mężczyźni z klubu go powstrzymali - wymyśliłam od razu.
- Pamiętasz tych mężczyzn? - mruknął, notując moje ostatnie zdania.
- Nie, to byli jacyś przypadkowi klubowicze -
Nagle do pomieszczenia weszła policjantka, podskoczyłam w miejscu. Rozmawiali o czymś, ale zdołałam usłyszeć, że coś z żoną Cartera. A to oznacza, że mi się udało.
- Przepraszam, możecie tu poczekać. Zaraz wrócę i dokończymy zeznania - oznajmił, po czym opuścił pokój.
Przysunęłam się do Zayna, wyciągając telefon z kieszeni. Kamery był tuż za nami, nie mogły tego zarejestrować. Pokazałam chłopakowi, że ma mnie zakrywać. Delikatnie wyjęłam urządzenie i szybko sfotografowałam zdjęcie Cartera. Cholernie się bałam, to w końcu policja. Jeśli oni coś zobaczą to jestem w pierdlu. Moje serce biło, jak oszalałe. Ręce trzęsły się, nie mogłam się uspokoić. Musiałam podać Zaynowi telefon, tak by kamery tego nie zarejestrowały. Po chwili poczułam, jak go łapie. Nie wolno nam było się odezwać. Powoli podawałam mu tego iphone'a, to było straszne. Aż w końcu Malik wziął go, dla efektu poprawiłam rękę włosy. Gdy chłopak schował komórkę odetchnęłam z ulgą, udało się.
I nagle policjant wrócił, a ja zacisnęłam ręce w piąstki. Usiadł za swoim biurkiem, kładąc akta ze sprawy Cartera. Wziął łyk napoju ze swojego kubka, po czym przygotował się do zapisywania.
- I nigdy już nie widziałaś tego mężczyzny? - mruknął, podpierając się na ręce.
- Nie.
- A w galerii, jak to wyglądało? - pytał, ciągle coś zapisując.
- Wracałam z drugą przyjaciółką z zakupów. Weszłyśmy na parking i cały czas ktoś za nami szedł, zwykli ludzie. Wśród nich musiał być Carter. Schowałam torby do bagażnika, usłyszałam huk i spojrzałam w stronę mężczyzny z pistoletem. Upadłam na ziemię, widziałam, że on też. Za nim podbiegła policja on czegoś szukał w kurtce - mówiłam zgodnie z prawdą tym razem.
- Przepraszam, mógłbym udać się do toalety? - spytał Zayn, a ja spojrzałam na niego.
- Tak, ale przed drzwiami będzie stał funkcjonariusz - odparł Bloss, gdy Zayn wstawał.
Mój chłopak otworzył drzwi, a policjant polecił koledze, który stał przed pomieszczeniem, aby udał się za nim. Gdy zostaliśmy sami, bałam się co raz bardziej. Musiałam kłamać, cały czas kłamać.
- Widziała pani coś potem? - burknął, przyglądając mi się.
- Praktycznie nic, patrzyłam tylko na ranę - wyszeptałam, bawiąc się paznokciami.
- Dobrze, a ta przyjaciółką, z którą była pani wtedy na zakupach to Sarah Smith? - odchrząknął, łącząc dłonie, które oparł o blat.
- Tak, Sarah - posłałam mu lekki uśmiech.
- To ta sama przyjaciółka, z którą była pani wtedy na dyskotece? - mruknął, spisując wszystko.
- Nie, na dyskotece była Melissa Doyle - poinformowałam, patrząc na niego.
- Prosiłbym, abyś napisała tu kontakt do Melissy, będziemy chcieli ją przesłuchać - podał mi kartkę oraz długopis.
Napisałam na niej numer do Mel oraz adres zamieszkania, oby Zayn zdążył ją o wszystkim oznajmić. Mam nadzieję, że właśnie to robi, bo po coś mu w końcu dałam ten telefon.
Przysunęłam do niego papier, policjant wziął telefon i zadzwonił do kogoś, polecił, aby zadzwonili po Melisse. Mam nadzieję, że nas nie wsypie. Teraz wszystko zależało od niej.
- No dobrze, dziękuję. Jeśli się czegoś dowiemy to będzie się kontaktować - odparł, wstając i podając mi dłoń.
Uścisnęłam ją, po czym udałam się do wyjścia. Otworzyłam drzwi, a tuż przed nimi stał Zayn.
- Już? - zapytał, patrząc na nas.
- Tak, będziemy się z państwem kontaktować - powiedział, gdy szliśmy korytarzem do wyjścia.
Opuszczając komisariat czułam dopiero wszystkie emocje. Musiałam je jednak trzymać w sobie, aby nikt nie zauważył. Szliśmy z Zaynem do auta, nie odzywając się nawet do siebie. Energia we mnie buzowała, nie wierzyłam w to, co właśnie się wydarzyło.
Wsiedliśmy do samochodu, Malik odpalił silnik i ruszył. Zaczęłam ciężko oddychać, okłamałam policję. Mogą zamknąć mnie, Zayna, wszystkich.
Po chwili zatrzymaliśmy się na parkingu jakiegoś biurowca. Wysiadłam z samochodu, klękając przy samochodzie. Malik odpalił papierosa, a dym wyleciał seksownie z jego ust. Pod wpływem impulsu podeszłam do niego, wyrwałam mu z ust szluga i sama zaciągnęłam się. Wypuszczając dym uleciało ze mnie trochę emocji.
- To był pierwszy i ostatni raz - powiedział, zabierając mi fajkę.
- Zayn, boję się. Okłamałam policję, zrobiliśmy coś nielegalnego - panikowałam, chowając twarz w dłoniach.
- Lucy, zabiłem ludzi. Kogo oskarżą na dłużej? Ty przy pomocy prawnika możesz nawet skończyć z pracami społecznymi - odrzekł, wypuszczając dym z ust.
- Nie denerwuj mnie - sarknęłam, opierając się o nasz samochód. - Jezu, Zayn.
- Co? - spytał, widząc moje przerażenie.
- My wplątaliśmy w to Melissę bez jej wiedzy - oznajmiłam, łapiąc się za głowę.
- Czekaj chwilę - mruknął, wyciągając telefon.
Wybrał czyiś numer i zadzwonił, bacznie obserwowałam jego ruchy.
- Halo, Liam. Znajdź numer Melissy Doyle, przyjaciółki Lucy i zamarz go. Policja się nią interesuje.
- Jasne, a jak tam po przesłuchaniu?
- To co zwykle, kłamstwo.
- Dobra, Melissa Doyle. Już zamazuję, nie wykryją go. Zajmę się tym, pa Zayn.
- Pa, Liam.
Przełknęłam ślinę, gdy Malik chował swoją komórkę do kieszeni spodni.
- Liam zrobi tak, że nie będą w stanie znaleźć jej bilingów. Wszystkie twoje rozmowy z nią nie będą dla nich dostępne - poinformował, wsiadając do auta.
- Mogę do niej zadzwonić teraz? - zapytała, zapinając pas.
- Tak, jedziemy coś zjeść? - odparł, odpalając silnik.
- Jedź najpierw na jakiś obiad, może do Azzuro - mruknęłam, wyciągając swojego iphone'a.
- Halo.
- Melissa, dzwonili do ciebie?
- Tak, jadę teraz na komisariat. O co chodzi?
- O sprawę z tym gościem, który mnie postrzelił.
- To wiem, już przez telefon kazali mi powiedzieć, czy znam tego Cartera.
- Zayn ci powiedział?
- Tak, poznałyśmy go w klubie. Przeszkodziłaś mu w poderwaniu mnie.
- Słuchaj uważnie, poszłyśmy do klubu tydzień temu. Siedziałyśmy w loży, ja wyszłam do łazienki. A w tym czasie przyszedł do ciebie mężczyzna ze zdjęcia. Przedstawił się jako Carter Glotenham. Chciał postawić ci drinka, zaczął cię podrywać. Gdy wróciłam powiedziałam ci, że widziałam, jak chowa obrączkę do kieszeni. On się zdenerwował i zaczął mnie wyzywać, chciał rzucić drinkiem, ale powstrzymali go dwaj mężczyźni, jacyś klubowicze. Odszedł mamrocząc coś, że jestem suką. Wyszłyśmy po 10 minutach.
- Chyba zapamiętam, ważne, by nic wam nie groziło.
- Melissa, przepraszam, że cie w to wplątaliśmy. Jeśli policja dotrze to jego zleceniodawców, dotrze też do nas i pozamykają wszystkich.
- Skarbie, od tego są przyjaciele. Nie jestem zła, mogę was jakoś poratować. To najważniejsze, a teraz przepraszam, ale idę już na komisariat. Kocham cię, pa.
- Pa.
Rozłączyłam się, wrzucając telefon do kieszeni. Bałam się, ale wierzyłam w Melissę. Musiałam się uspokoić.
Zatrzymaliśmy się pod Azzurro, wysiadłam z auta i razem z Zaynem ruszyliśmy do środka. Byłam głodna, więc od razu zaczęłam wertować kartki z daniami. Zamówiłam bruschettę, filet z dorsza i kawę. Zayn natomiast włoskiego burgera i colę.
- Zayn, czy mamy wszystko na podróż? - zapytałam, gryząc chlebek.
- Nie wiem, możemy jeszcze gdzieś zajechać - wymamrotał, biorąc łyk napoju.
Po obiedzie pojechaliśmy do kilku sklepów po potrzebne rzeczy na podróż, Melissa zadzwoniła i powiedziała, że przesłuchali ją. Wszystko poszło dobrze, nie domyślili się. Rozmawiałam też z Sarah, która opowiadała o Paryżu.
Do domu wróciliśmy około 7pm, byłam zmęczona, ale musieliśmy się dziś spakować, bo wylot mamy o 6am, co oznacza, że wstać trzeba o 3am. Wyjęłam dwie walizki, zaczęłam wkładać do jednej swoje ubrania. Zayn siedział na dole, a ja dostawałam nerwa, że mi nie pomaga.
- Zayn, rusz tu swój tyłek i się pakuj - krzyknęłam, przewracając oczami.
- No, zaraz - usłyszałam w odpowiedzi.
- Teraz - wrzasnęłam, zaczynając pakowanie jego walizki.
Usłyszałam, jak wchodzi po schodach, więc wróciłam do wkładania swoich rzeczy. Jechaliśmy na ponad tydzień, a ja nie wiedziałam, gdzie pomieścić to wszystko. Poszłam do łazienki, gdzie spakowałam część kosmetyków. Weszłam pod prysznic, umyłam się dokładnie żelem pod prysznic. Osuszyłam ciało ręcznikiem, narzuciłam na siebie koszulkę Zayna, w której spałam wczoraj i świeże majtki. Umyłam zęby, spięłam włosy w koka przy szyi. Gdy wyszłam Malik pakował swoje rzeczy, ja byłam na tyle zmęczona, że położyłam się tylko do łóżka.
- Nastaw budzik na 3am - mruknęłam, zawijając się kołdrą.
- Dobranoc, kochanie - powiedział, nie wychodząc nawet z garderoby.
I wtedy przypomniało mi się, jak wczoraj Zayn mówił do mnie, gdy niby spałam. Musze udowodnić mu, jak bardzo go kocham, ale jeszcze nie dziś.

- Skarbie, wstawaj - wybudził mnie głos Zayna. - Musimy jechać na lotnisko.
Niechętnie podniosłam się, przetarłam oczy i wygramoliłam z łóżka. Poszłam do łazienki, gdzie wyszorowałam zęby, załatwiłam potrzebę oraz rozczesałam włosy. Postanowiłam się nie malować, więc spryskałam tylko ciało perfumami. Poszłam do garderoby po ubrania, które już chciałam założyć, ale przyszedł Zayn.
- Lucy, nie zmieniliśmy wczoraj opatrunku, więc chodź tu - powiedział z bandażami w ręce.
Przewróciłam oczami, a Malik rozwinął stary bandaż, zaczął zmieniać to wszystko, a ja tylko czekałam kiedy skończy.
- Zayn, jak jedziemy na lotnisko? - zapytał, gdy owijał moje udo.
- Niall po nas przyjedzie i zawiezie - oznajmił, po czym wstał, dając mi buziaka w czoło.
Ubrałam się wygodnie, udałam się do łazienki,  gdzie dopakowałam kosmetyczkę, którą schowałam do walizki. Zayn zabrał ją, a ja chwyciłam swoją torebkę. Sprawdziłam, czy na pewno wszystko mam, aby następnie udać się na dół. W kuchni zjadłam tylko jogurt, posprzątałam po sobie i ruszyłam do wyjścia.
Przez okno zauważyłam, że pada deszcz, więc wzięłam parasolkę. Samochód Nialla stał już na podjeździe, widziałam, jak pakują nasze walizki. Wybiegłam szybko, witając się z blondynem szybkim buziakiem w policzek. Wsiadłam do środka, zapięłam pas i wyjęłam telefon. W Nowym Yorku było około północy. Z racji, iż wypada sobota wiedziałam, że moje rodzeństwo na pewno nie śpi. Wybrałam numer Olivii, odebrała dopiero za drugim razem.
- Halo.
- Hej, dzwonię by powiedzieć, że jedziemy na lotnisko.
- Kochanie, cieszę się, ale wybrałaś naprawdę zły moment.
- O kurde, przepraszam. Pa.
Zrobiłam się czerwona, jak burak i natychmiast rozłączyłam się. Chyba każdy domyślił się, w jakim momencie im przeszkodziłam.
Schowałam telefon do torebki, a Zayn z Niallem wsiedli do auta.
- Na Heathrow? - zapytał Horan, odpalając silnik.
- Tak, 5 - oznajmił mój chłopak, opierając głowę o szybę.
Ruszyliśmy w kierunku lotniska, a ja prawie zasypiałam. Na dworze było ciemno, a deszcz nie pomagał. Zayn i Niall rozmawiali całą drogę, ja siedziałam z zamkniętymi oczami. Marzyłam o śnie.
Zatrzymaliśmy się pod lotniskiem, Zayn szybko wyjął nasze walizki, a ja żegnałam się z Horanem.
Byłam na tyle zaspana, że ledwo, co mówiłam. Chwilę później udaliśmy się po bilety i zdać bagaże. Stojąc w kolejce, wieszałam się na Maliku, aby na kilka minut chociaż zamknąć oczy. Nie miałam obcasów, więc ciężko mi było dosięgnąć jego ramienia.
Przemieszczaliśmy się wolno, ale w końcu nadeszła nasza kolej. Następnie musieliśmy zostać przeszukani przez ochronę. Potworne bramki zaczęły piszczeć, więc skazana byłam na ściąganie wszelkiej biżuterii. Oczywiście chodziło o jakieś żelastwo w spodniach. Widziałam, że Zayn podczas sprawdzania miał dziwną minę, dlatego gdy wszystko już było dobrze i mogliśmy w spokoju czekać na nasz lot musiałam go o to zapytać. Zajęliśmy siedzonka obok naszego wejścia, a ja zbliżyłam się do Mulata.
- Skarbie, coś się stało? - zapytałam, opierając podbródek na jego ramieniu.
Bawiłam się jego włosami, a on tylko siedział. Coś go drażniło.
- Jestem zmęczony - wymamrotał, lecz wiedziałam, że nie o to chodziło.
- Zayn...
- Boję się - oznajmił, a mnie zatkało.
- Czego? - przygryzłam wargę, wplatając palce w jego włosy.
- Nie mam broni - szepnął do mojego ucha.
- No i? - to jedyne, co byłam w stanie powiedzieć.
- Zawsze mam ją przy sobie, nawet gdy jadę do głupiego sklepu. Teraz nie mam przy sobie niczego - mruknął, bawiąc się swoim zegarkiem.
- Jak to masz zawsze? Nie widziałam jej u ciebie - odrzekłam, odwracając się tak, by na niego patrzeć.
- O to chodzi, ma być niewidoczna - zdradził, łapiąc mnie za druga dłoń. - Ciągle ją nosisz.
Patrzył na bransoletkę, którą mi dał. Zawsze ją mam, tylko do kąpania ściągam. Ona mi przypomina, że jestem bezpieczna, bo nawet gdy nie ma ze mną Zayna fizycznie to jest mentalnie.
- Nie wyobrażam sobie jej nie założyć - uśmiechnęłam się, jeżdżąc nosem po jego policzku.
Kąciki ust chłopaka uniosły się, a on złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Chwilę później położyłam głowę na jego kolanach, aby spróbować zasnąć. Byłam zmęczona, chciałam odpocząć.
- Lucy, za nim zaśniesz. Chcesz coś do samolotu do jedzenia? - zapytał, gdy zaczęłam się układać.
- Kup mi proszę butelkę wody, żelki i chipsy - powiedziałam, a ten wstał, kładąc moją głowę na siedzenie.
Po chwili wrócił z jedzeniem, które włożył do mojej torby. Ponownie ułożył mnie na swoim kolanach, a ja mogłam w spokoju zasypiać. Pewnie wyglądałam, jak potwór bez makijażu i zaspana, ale on i tak mnie kochał, więc nie musiałam się tym przejmować.

- Lucy, obudź się - usłyszałam głos Zayna, przerywający mój sen.
Przetarłam oczy, podnosząc się. Zauważyłam, że zaraz będą wpuszczać na pokład, więc wzięłam torebkę i udaliśmy się do kolejki. Całe szczęście lecieliśmy Business Class, więc nie musieliśmy się tak przepychać. Było tu dużo mężczyzn w garniturach. Gdy w końcu podaliśmy kobiecie nasze bilety, a ona po sprawdzeniu je nam oddała, mogliśmy iść do samolotu. Zayn niósł swoją torbę z laptopem i innymi rzeczami.
Gdy w końcu siedzieliśmy zapięci w pasy, a pilot oznajmił, że startujemy napisałam szybko do Joela i schowałam telefon. Wzięłam gumę do ust, złapałam Zayna za rękę.
- Spokojnie, jestem tutaj - szepnął, całując mnie w policzek.
Zrobiło mi się ciepło na sercu, to wspaniałe mieć go przy sobie. Tak mocno go kocham...

________________________________________________________________________________
Witajcie :) Tym razem bez długiej przerwy, rozdział pisałam od razu po dodaniu 41. Nie chciałam was męczyć z czekaniem, bo gdy zacznie się rok szkolny na pewno będą duże opóźnienia. Przepraszam ;c
No i lecą! Ciekawe, jak to będzie w tych Stanach ;) To przesłuchanie musiało być straszne dla Lucy.
Co raz bliżej 50k!! O matko, ja w to nie wierzę, jesteście kochani ♥
Co prawda rozdział jest jakiś dziwny, jeśli chcecie to napiszę go inaczej, bo jest taki inny.
Komentujcie miśki! Proszę was, to mi daje większą motywacją i szansę na szybszy rozdział ;)
Zapraszam was na moje ff - What If I'm Gone?

środa, 19 sierpnia 2015

~.41.~

Ważna notka pod rozdziałem!

Następny dzień spędziliśmy z rodziną Zayna, zjedliśmy razem śniadanie i pojechaliśmy do dziadków chłopaka. Polubili mnie, a jego babcia już próbowała go namówić na oświadczyny. Postawa Malika mnie trochę zasmuciła, bo nie odzywał się, gdy starsza pani namawiała go na założenie rodziny.
Obiad zjedliśmy również u nich, po czym pojechaliśmy troszkę pozwiedzać miasto we dwójkę. Zayn pokazał mi miejsca, w których bywał jako dziecko. Bradford spodobało mi się, ale było znacznie inne od Londynu. Panował tu raczej mroczy klimat.
Wieczorem wyjechaliśmy do domu, droga była długa i męcząca. Na dworze zimno, ciemno. Co chwilę padało, ale my na szczęście byliśmy w ciepłym samochodzie. Spałam jakąś godzinę, około 11pm byliśmy w Londynie. Po przyjeździe od razu poszłam spać, wzięłam tylko szybką kąpiel i zasnęłam sama, bo Zayn robił coś na dole.
27 grudnia miałam spotkać się z Sarah, aby kupić prezenty mojemu rodzeństwu. Rano Zayna nie było, więc śniadanie zjadłam sama. Ubrałam się ciepło, włosy związałam w kitkę. Zbiegłam na dół i mimo zakazów wzięłam kluczyki od swojego auta. Weszłam do garażu, otworzyłam go, po czym wsiadłam do Fiata. Wyjechałam z lekkim strachem, bo w końcu nie mam prawa jazdy. I jeśli policja mnie złapie, to mam przechlapane. Natomiast kusiło mnie, a pogoda na dworze jeszcze bardziej zachęcała. A raczej odpychała od jazdy autobusami.
Otworzyłam bramę pilotem i chwilę zastanawiałam się, czy wyjechać z naszej posesji. Jednak zrobiłam to, jechałam ulicami Londynu nielegalnie.
Pod galerią byłam punktualnie, zaparkowałam auto i udałam się do środka. Na dworze było okrutnie zimno, więc gdy otuliło mnie ciepłe powietrze w galerii od razu poczułam ulgę. Z Sarah umówiłam się za 5 minut, dlatego postanowiłam zadzwonić do Fabio.
- Halo.
- Fabio, obudziłam cię?
- Tak, ale muszę wstawać do pracy, więc nic się nie stało.
- Pracujesz dziś?
- Restauracja sama się nie obsłuży, a ja muszę zarabiać na studia.
- Rozumiem.
- Kiedy przylatujesz do Nowego Yorku?
- Mam samolot 29 stycznia o 6am.
- Czyli będziesz około 7am czasu amerykańskiego?
- Tak.
- Odebrać cię z lotniska?
- Nie, dzięki. Mój brat nas odbiera.
- Nas?
- Mnie i mojego chłopaka.
- Lecisz z chłopakiem?
- Tak, dobra muszę kończyć, pa Fabio. Miłego dnia.
Zauważyłam Sarah, zmierzającą w moim kierunku. Schowałam telefon i przytuliłam ją na powitanie.
- Cześć, skarbie - uśmiechnęła się, gdy razem ruszyłyśmy w stronę sklepów.

Po dwóch godzinach zakupów byłam zmęczona i głodna, więc poszłyśmy do Jamie's Italian na obiad. Zamówiłyśmy to samo, a czekając rozmawiałyśmy na ważny temat.
- Chyba nie myślisz, że Zayn poważnie chce cie zdradzić - powiedziała Sarah, patrząc na mnie.
- Słyszałam ich rozmowę - wyszeptałam, przygryzając wargę.
- Zayn może i jest uzależniony od seksu, ale ciebie by nie zdradził - odrzekła nieco ciszej.
- No nie wiem - wymamrotałam, pijąc wodę.
- Pogadaj z nim dziś - poleciła, a kelner przyniósł nam dania.
Zabrałyśmy się za jedzenie, rozmawiając o wycieczce na Bali. Dziś musiałam kupić sobie jeszcze strój, klapki i inne rzeczy na plażę. Całe szczęście, że do tej pory zdążyłam już z prezentami dla rodziny.
Zajadałam się pysznym makaronem z sosem, a mój telefon zaczął wibrować. Wyjęłam go z torebki, po czym odebrałam połączenie.
- Cześć Lucy.
- Hej, Joel.
- Jak tam siostrzyczko?
- Dobrze, jestem na zakupach.
- Ja siedzę w pracy, zaraz mam rozprawę.
- Powodzenia. A co u Devonne i Diany?
- Mała rośnie, jak na drożdżach. Dev siedzi z nią w domu. A jak Zayn zareagował na Bali?
- Był w szoku, ale cieszył się. To w czasie jego urodzin.
- To super, pozdrów go. Ja kończę, zadzwonię wieczorem. Pa Lucy.
- Pa, braciszku.
Schowałam telefon z powrotem do torebki, po czym wróciłam do jedzenia.
- Przeprasza, Joel dzwonił, a z nim ciężko się ostatnio skontaktować - odparłam do Sarah.
- Spokojnie - posłała mi ciepły uśmiech.
Gdy skończyłam, zapłaciłyśmy za swoje jedzenie i udałyśmy się do sklepów z kostiumami. W zimę będzie trudno je dostać, ale Victoria's Secret na pewno jakieś ma. Weszłyśmy do sklepu, przechadzałyśmy się między wieszakami, aż w końcu wpadło nam w oko kilka stroi. Wzięłam je i udałam się do przymierzalni. Zdjęłam ubrania, po czym założyłam pierwszy kostium. Patrzyłam w lustrze na moje ciało, było takie okropne. Blizny na rękach i udach, fałdy. Nie lubię go. Nie wiem, jakim cudem Zayn twierdzi, że jestem piękna. Nic we mnie interesującego.

Po 20 minutach miałyśmy kupione 4 stroje, więc pognałyśmy dalej. W tym czasie usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Wyjęłam go i odebrałam.
- Halo.
- Skarbie, jesteś jeszcze w galerii?
- Tak.
- Kupiłabyś mi mój żel pod prysznic? Bo właśnie się skończył.
- Dobrze, jesteś w domu?
- Tak i wiem, że wzięłaś auto, więc czeka cię pogadanka, jak wrócisz.
- Ughhh, okey tato. Pa.
- Pa.
Ruszyłyśmy jeszcze po klapki, torbę plażową i inne rzeczy potrzebne na wyjazd. Gdy miałyśmy wszystko wreszcie udałyśmy się w stronę parkingu. Szło kilka osób za nami, ale moją uwagę przykuł dziwny mężczyzna. Był jakiś zdenerwowany, bo oglądał się ciągle za siebie i miał przestraszony wzrok. Postanowiłam to jednak zignorować, otworzyłam bagażnik, do którego włożyłam zakupy. Sarah już wsiadała, a ja zamykałam klapę, gdy nagle usłyszałam głośny huk.
Odwróciłam się, mężczyzna stał z wycelowanym we mnie pistoletem. Moje serce zamarło, zdążyłam tylko lekko się przesunąć. Poczułam palący ból w udzie. Momentalnie upadłam na ziemię, czułam jak eksploduję. Cholernie bolało, krew zalała moje spodnie. Chwilę później usłyszałam krzyk Sarah, podbiegła do mnie. Coś mówiła, ale byłam zbyt przyćmiona. Kręciło mi się w głowie, widziałam tylko, że policja podbiegła do tego mężczyzny. Chwilę później zbiegło się w okół mnie dużo ludzi. Czułam piekielny ból, leżałam na ziemi nie mogąc się ruszyć. W okół mnie zrobiło się pełno krwi, byłam przerażona. Nie dochodziło do mnie to, co się stało.
Zostałam położona na nosze, a następnie do karetki. Zdążyłam tylko powiedzieć do Sarah "Zadzwoń do Zayna", a drzwi zostały zamknięte. Ratownik medyczny zaczął rozcinać moje spodnie, by dostać się do rany. Myślałam, że umrę z bólu.

*Zayn*
Właśnie odpisywałem na maile, siedząc wygodnie przed komputerem w moim biurze. Zdecydowałem wrócić na tor, co do Lucy nie podjęliśmy jeszcze decyzji. Za bardzo się o nią boję. W tym biznesie trzeba być twardym i mieć świadomość, że w każdej chwili ktoś może cię zabić. Ona nie umie się obronić, jest zbyt delikatna. I taką ją kocham.
Nagle mój telefon zaczął brzęczeć, dzwoniła Sarah, więc odebrałem.
- Zayn, kurwa postrzelili Lucy.
- Co?
- Na parkingu, jakiś mężczyzna strzelał do niej.
- W jakim jest szpitalu?
- Świętego Tomasza.
- Już jadę.
Niemal natychmiast zerwałem się z siedzenia i pobiegłem do przedpokoju. Założyłem buty oraz kurtkę, aby następnie zejść do garażu. Wsiadłem do swojego Range Rovera i ruszyłem z piskiem opon w stronę szpitala. 
Kto mógł kurwa strzelić do Lucy? Obiecuję, że zabiję każdego, kto przyczynił się do tego. Byłem cholernie wściekły, Michael mnie ostrzegał. A ja byłem w stanie tylko ukryć kontakty do niej, aby nikt nie zaproponował jej wyścigów. Byłem taki głupi, tyle osób się czaiło na Lucy...
Do szpitala dojechałem po 15 minutach, zaparkowałem samochód i ruszyłem do wejścia. Odnalazłem recepcję, w której powiedziano mi, gdzie znajdę Lucy. 
Gdy dotarłem na dane piętro, zauważyłem Sarah siedzącą na krzesełkach.
- Zayn, spokojnie - odparła, podchodząc do mnie i widząc moje zdenerwowanie.
- Muszę do niej wejść - mruknąłem, szukając danego pokoju.
- Uspokój się, jest dobrze. Kula nie naruszyła żadnych kości, ani mięśni. Lekko się wbija, ona dobrze się trzyma, ale nie wpuszczą cię tam teraz - mówiła delikatnie, a ja lustrowałem jej twarz.
- Dlaczego? - zapytałem, rozluźniając się.
- Ona nie jest sama na sali, a teraz stało się coś z jakimś innym pacjentem i nie pozwalają wchodzić - oznajmiła, siadając ponownie na krzesełku. 
Zająłem miejsce obok niej, wypuszczając powietrze ze świstem.
- Nie wiem, kim był ten facet. Szedł za nami na parking, nie było wtedy dużo ludzi. On się strasznie miotał, aż w pewnym momencie trzęsącą się ręką strzelił do Lucy. Policja go obezwładniła, lecz on płakał, Zayn - opowiadała, a ja bacznie słuchałem.
- Ktoś go do tego zmusił - stwierdziłem, analizując sytuację.
- Myślisz o kimś konkretnym? - spytała, patrząc na mnie.
- Ludzie Kejiro - odparłem po chwilowym zastanowieniu.
Nagle z sali wyszedł lekarz i dwie pielęgniarki, natychmiast podszedłem do niego.
- Dzień dobry, czy na tej sali leży Lucy Collins? - odrzekłem, zatrzymując go.
- Tak, a pan to...?
- Narzeczony - dokoloryzowałem troszkę prawdę.
- Może pan wejść na 5 minut, wie pan już o jej stanie? - powiedział, wycierając ręce papierowym ręcznikiem.
- Mógłby pan coś powiedzieć więcej? - zapytałem, aby wiedzieć wszystkie szczegóły.
- Dobrze, Lucy została postrzelona w udo, ale kula wbiła się lekko. Nie uszkodziła żadnych ważniejszych organów, więc już dziś wieczorem będzie mogła wyjść. Wyjęliśmy kulę, zatamowaliśmy krwawienie, zostaje tylko na badania kontrolne - poinformował lekarz, z którego plakiety wyczytałem, że nazywa się Andrew Kelley.
- Dziękuję bardzo, mogę już do niej wejść? - mruknąłem, odwracając się w stronę drzwi.
- Tak, ale słuchaj Zayn. Masz o nią dbać, bo nie wiem, kto chciał zrobić jej krzywdę, ale podejrzewam, że raczej ktoś z twoich znajomych. Mam nadzieję, że więcej jej tu nie zobaczę - dodał nieco ciszej, po czym odszedł.
Stałem zdezorientowany kilka sekund, aż w końcu otrząsnąłem się i udałem do sali. Skąd ten lekarz mnie zna?
Od razu po wejściu zaatakowało mnie pikanie aparatów pacjentów oraz zapach detergentów. Odnalazłem wzrokiem Lucy, leżała przy oknie. Miała otwarte oczy, rozmawiała z kimś przez kamerkę.
Podszedłem do niej, uśmiechnęła się. Pożegnała brata, po czym odłożyła telefon i wpadła mi w ramiona. Byłem taki szczęśliwy, miałem ją blisko. Zdrową, żywą...Moją małą Lucy. Dopiero do mnie dotarło, że gdyby ten skurwiel strzelił wyżej mógłbym ją stracić. Słona łza spłynęła po moim policzku, ta dziewczyna zrobiła ze mnie mięczaka.
- Skarbie, już nigdy nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda - wyszeptałem do jej ucha.
- Kocham cię - powiedziała, łącząc nasze usta.
- Jak się czujesz? - zapytałem, siadając na krzesełku obok łóżka.
- Dobrze, noga trochę boli, ale żyję - mówiła z uśmiechem.
- Znajdę tego skurwiela i ...
- Spokojnie, Zayn - przerwała mi, kładąc dłoń na moim policzku. Jest, jak Anioł. Jednym dotykiem sprawiła, że wszystkie złe emocje poszły w niepamięć.
- Kupiłam wszystkie rzeczy na wyjazd, bo między Nowym Yorkiem, a Bali jest tylko jeden dzień i nie zdążymy nic zrobić - zmieniła temat.
- Dobrze, trudno uwierzyć, że to już niedługo - odparłem, czując, że ona nie chce rozmawiać o całym zajściu. - Rozmawiałaś z Joelem?
- Tak, powiedziałam mu, że mamy wylot o 6 rano naszego czasu - poinformowała zgodnie z prawdą.
- Lucy, chcę, żebyś wiedziała, że nigdy już pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził. Zawaliłem, wiem. Od teraz będę cię strzegł cały czas, nikt cię nie dotknie - szeptałem, patrząc w jej piękne, duże oczy.
- Kocham cię, Zayn - wyszeptała, a na jej twarzy pokazało się wzruszenie.
- Przepraszam, musi pan opuścić salę. Pacjentka będzie miała badania - usłyszałem głos pielęgniarki.
Ucałowałem Lucy w czoło, a następnie wyszedł na poczekalnię, gdzie siedziała Sarah i Chris. Ugh, już wiedziałem, że szykuję się wywód od niego.
- Kurwa mać! Zayn, jeśli cokolwiek stało się z moją cziką to przysięgam, że utnę ci jaja - wrzasnął, idąc w moją stronę.
- Chris, nie drzyj się tak. Wszystko dobrze - próbowałem go uciszyć.
- Jak ona się czuję? - warknął, mrożąc mnie wzrokiem.
- Dobrze, biorą ją na badania kontrolne i może iść do domu wieczorem - oznajmiłem, widząc, że się uspokaja.
- Wiesz, kto mógł to zrobić? - zapytał, siadając na krzesełkach.
- Tak i mam zamiar go zniszczyć - wychrypiałem, patrząc w martwy punkt.
- Pomogę ci - zaoferował się.
- Poradzę sobie, ale dzięki - mruknąłem, wyjmując telefon z kieszeni.
Chwilę później zdecydowałem, że pojadę po jakieś ubrania dla Lucy. Razem z Chrisem oraz Sarah udaliśmy się do mojego domu, Sarah jechała autem Collins.
Wyjąłem zakupy Lucy z bagażnika jej Fiata, zostawiłem je w przedpokoju. Następnie ruszyłem do naszej garderoby. Zacząłem szperać po jej rzeczach, aż w końcu wziąłem zwykłe spodnie dresowe, niebieską bluzę nierozpinaną oraz bieliznę. Schowałem to do torby, po czym zbiegłem na dół, gdzie czekał Chris i Sarah.
- Podrzucisz mnie do Harrego? - zapytała dziewczyna, gdy ubierałem buty.
- Jasne, kiedy lecicie do Paryża? - odparłem, wychodząc z domu.
- Jutro w południe - oznajmiła, gdy szliśmy do samochodu.
- Zazdroszczę wam tych podróży, możecie zobaczyć tyle zagranicznych tyłeczków - rzekł Chris, siadając z tyłu.
Ten facet chyba nie ma zahamowań.

Zostawiliśmy Sarah, po czym ruszyliśmy do szpitala. Droga dłużyła się przez korki i okres świąteczny. Patrzyłem na ludzi śpieszących się gdzieś, uciekających od deszczu. Każdy z nich wracał z pracy, do domu, do rodziny. Pewnie mieli dzieci. Szczególną moją uwagę przykuł mężczyzna na oko 30 letni, miał na sobie płaszcz oraz teczkę w ręce. Jego życie pewnie wygląda tak, że rano wstaje do pracy. Potem wraca do domu, wita się z żoną i dziećmi. Jest szczęśliwy.
Wtedy doszło do mnie, w jakim bagnie żyję. Jedyna osoba, na której naprawdę mi zależy to Lucy, a przez swoją robotę wplątałem ją w niebezpieczeństwo. Przeze mnie została porwana 2 razy, ledwo przeżyła, a teraz postrzelona przez jakiegoś skurwiela. Nie potrafiłem ochronić Perrie przed tym światem, ona nie żyje. Lucy nie pozwolę skrzywdzić, muszę zadbać, by była bezpieczna. Ma tylko 18 lat. Jeszcze nie wie, jak życie ssie.
Pod szpital zajechaliśmy po 25 minutach, udaliśmy się od razu na piętro Lucy. Znaleźliśmy jej salę, leżała na łóżku.
- Chris! - uśmiechnęła się na jego widok.
- Ja też tu jestem - mruknąłem, kładąc torbę na jej łóżko.
- No wiem, wiem -  zaśmiała się, witając z przyjacielem.
- Jak się czujesz, mami? - zapytał Chris, siadając obok Lu.
- Lepiej, mój wypis jest już w recepcji - oznajmiła, zerkając na mnie.
- Przywiozłem ci ubrania, bo ocalili tylko buty, kurtkę i szalik - powiedziałem, podając jej torbę.
- Dziękuję, zaczekajcie na mnie przed salą - odparła, próbując wstać z łóżka.
- Czekaj, pomogę ci - podszedłem do niej, pomagając jej.
Niemal natychmiast zjawiła się pielęgniarka z wózkiem, na którym posadziła Lucy. Ja z Chrisem udaliśmy się na zewnątrz, gdzie czekaliśmy na moją dziewczynę.
- Masz zamiar lecieć z nią do tego Nowego Yorku? - zapytał Chris, opierając się o ścianę.
- Ona tego chce, tam jest jej jedyna rodzina - wymamrotałem, chowając ręce w kieszeniach.
- Będzie miała problemy z chodzeniem - powiedział, patrząc na mnie.
- Nie, aż takie. To udo - odparłem, wyjmując telefon, który wibrował
Był to nieznany numer, ale z kierunkowym z Ameryki, więc pewnie rodzeństwo Lucy.
- Dlaczego kurwa moja siostra jest w szpitalu po raz drugi?
- Joel, uspokój się.
- Jak ty jej pilnujesz?
- Zawaliłem, wiem...
- Dlaczego tego nie upilnowałeś? Jak ona to zrobiła?
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Jeśli Lucy wyjaśniła mu całe zajście to pewnie już wszyscy wiedzą, kim jestem. Pewnie to zrobiła, nie może mnie wiecznie kryć, w końcu to przeze mnie to się dzieje.
- Halo, Malik. Pytałem, dlaczego nie upilnowałeś, gdy Lucy spadł ten nóż?
- Nóż?
Zatkało mnie, byłem niemal pewny, że powiedziała prawdę. Ta dziewczyna jest Aniołem, cieszę się, że Bóg ustawił nas na tych samych drogach...
- Kroiła sałatkę, nie było mnie w domu. Ja nie wiem, jak to dokładnie było.
- Nie było cię w domu, ale kroiła sałatkę i na chwilę odłożyła nóż na blat. Gdy wsypywała warzywa do miski przez przypadek strąciła ręką nóż, który się wbił w jej udo. Nie mówiła ci tego?
- Nie, tylko, że kroiła sałatkę i spadł. Nie chciała o tym rozmawiać.
- W każdym razie, pilnuj jej proszę. Denerwuję się, bo nie chce jej tracić kolejny raz.
- Uwierz mi, że ja też.
- Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem, Malik. Widzimy się w Nowym Yorku, przyjadę po was.
- Dzięki, Joel. Pa.
Schowałem telefon do kieszeni, przygryzając wargę. Lucy okłamała własnego brata, by mnie chronić...Nie zasługuję na nią, jest dla mnie zbyt dobra.
Po chwili ujrzałem ją już ubraną, szła lekko utykając w naszą stronę. Podszedłem do niej, aby następnie wziąć ja na ręce. Zaśmiała się, chwytając mnie za szyję. Pielęgniarka wyjaśniła nam, jak zmieniać opatrunki. Po drodze kupiliśmy w aptece szpitalnej gazę i inne potrzebne rzeczy.
Udaliśmy się do mojego samochodu, gdzie posadziłem ją z przodu obok siebie.
- Zayn, podwieziesz mnie w pewne miejsce? - zapytał nagle Chris.
- W jakie?
- Restauracja Barrafina - oznajmił, a ja widziałem wzrok Lucy.
- Umówiłeś się z kimś? - odwróciła się do niego z błyskiem w oczach.
- Może, to jak? - odparł najpierw do niej, potem do mnie.
- Jasne - mruknąłem, skręcając w ulice, prowadzącą do tej restauracji.
- Chris! - krzyknęła Lu.
- No co? - mruknął z rumieńcami.
- Mów! - nakazała, mrożąc go wzrokiem.
- Umówiłem się z gościem poznanym w internecie, okey? - powiedział, a Lucy pisnęła.
- Gratuluję, jestem dumna!
- Dzięki, mami. W końcu muszę znaleźć fajną dupcię, aby była moim kotkiem - mówił, a ja przewróciłem oczami.
Niekoniecznie chciałem słyszeć te słowa, ale Chrisa nikt nie powstrzyma. On się nie hamuje.
- Dobra, lecę. Trzymajcie kciuki - rzekł, gdy zatrzymałem się pod Barrafina.
- Powodzenia, znajdź tego kotka w końcu - pożegnała się Lucy.
Chris wysiadł, a ja ruszyłem w kierunku domu. Byłem zmęczony i głodny.
- Umieram, ten szpital jest okropny. Od razu po przyjeździe idę do wanny - wymamrotała, opierając głowę o szybę.
- Muszę ci zmienić opatrunek po myciu - oznajmiłem, zatrzymując się na światłach.
- Wiem, a w ogóle wiesz, że mój kolega odwiedził mnie w szpitalu? - powiedziała, a we mnie trochę się zagotowało.
- Jaki kolega? - sarknąłem, zaciskając ręce na kierownicy.
- Andrew, jest lekarzem i ma żonę - odparła, widząc moją zazdrość.
- Czekaj, Andrew? - zdziwiłem się, kojarząc fakty.
- Tak, on jest pediatrą, ale przyszedł mnie odwiedzić, bo zobaczył, jak mnie przywożą i jego jeden pacjent leżał ze mną na sali. Biedny, coś się z nim dziś działo i widziałam Andrew w pracy - oznajmiła, a ja już wiedziałem wszystko.
Andrew, z którym dziś rozmawiałem nie był lekarzem Lucy, to jej przyjaciel, który ratował tego pacjenta i przy okazji odwiedzał moją dziewczynę. Stąd mnie znał.
Zaśmiałem się pod nosem, a Lu wyciągnęła telefon i pisała sms.
- Do kogo? - zapytałem, gdy zrobiła się krępująca cisza.
- Do Melissy, dzwoniła, więc piszę, że wszystko ok - odparła, wystukując literki na ekranie.
Dojechaliśmy po 30 minutach, otworzyłem bramę pilotem, po czym zamknąłem ją, aby nikt nie wchodził na naszą posesję. Wjechałem autem do garażu, pomogłem Lucy wysiąść. Weszliśmy do domu, gdzie zdjęliśmy kurtki oraz buty.
- Idę wziąć kąpiel - zakomunikowała, wchodząc do góry.
Postanowiłem, że zrobię coś do jedzenia. Udałem się do kuchni, otworzyłem lodówkę i stwierdziłem, że przygotuję Risotto. Pamiętam, jak mama uczyła mnie je robić. Uwielbiałem to danie, a ona mówiła "Dziś robisz je dla nas, za kilka lat zrobisz dla siebie i swojej żony". Gotując, wspominałem tamten dzień. Cieszę się, że pogodziłem się z rodzicami. Rozmawiałem dzisiaj z mamą, to wspaniałe uczucie mieć ja przy sobie, ale gorsze, że muszę kłamać. Kocham się ścigać, to daje mi wolność, ale zrobiło się niebezpiecznie. Teraz potrafią zabić, aby wygrać.
W między czasie zrobiłem herbatę, bo wiedziałem, że Lucy nie będzie chciała pić alkoholu. Wszystko ładnie ułożyłem na tacy, po czym ruszyłem na górę. Wszedłem do sypialni, brunetki jeszcze nie było. Postawiłem tackę na łóżko, a sam poszedłem do garderoby po piżamę. Chwilę później Collins w mokrych włosach oraz mojej koszulce i majtkach wyszła z łazienki. Spojrzałem na nią pytająco.
- Uwielbiam spać w twoich rzeczach - wyjaśniła, jakby to było oczywiste.
- Jejku, kocham cię. Jestem taka głodna - dodała, widząc jedzenie.
- Ale najpierw opatrunek - przypomniałem, patrząc na gołą ranę.
Podszedłem do niej z gazikami, bandażem. Zacząłem robić wszystko tak, jak wyjaśniła pielęgniarka. Gdy skończyłem nie mogłam się powstrzymać. Składałem mokre pocałunki na udach mojej dziewczyny, a ona wplotła palce w moje włosy. Położyłem dłonie na jej biodrach, sunąc coraz wyżej. Tak dawno nie uprawiałem seksu, nie mogłem już tak czekać. Potrzebowałem tego. Dosyć samo samo zaspakajania się, jestem z Lucy tak naprawdę 4 miesiąc, nie licząc czasu przed jej wyjazdem do Stanów.
Ścisnąłem jej pośladki, delikatnie zsuwając jej majtki. Chciałem przenieść ją na łóżko, więc wziąłem ją na ręce i niestety, złapałem udo. Krzyknęła, wyrywając się.
- Kurwa - powiedziała, kładąc się na łóżku.
- Przepraszam, nie chciałem - wyszeptałem, zajmując miejsce obok niej.
- Dobra, nieważne. Chcę jeść - jej uśmiech powrócił, gdy brała tackę.
Zajadaliśmy się moim Risotto, Lucy była szybsza ode mnie.
- Boże, to jest pyszne - mówiła z pełną buzią. - Kocham cię.
- Dziękuję - zaśmiałem się, pakując widelec do buzi.
Po jedzeniu Lucy piła herbatę, a ja zaniosłem brudne talerze do kuchni. Wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby i włosy. Położyłem się obok brunetki, która wtuliła się we mnie.
- Dziękuję, że jesteś ze mną - wyszeptałem, przygryzając wargę. - Jesteś dla mnie wszystkim, dla ciebie żyję. I choć trochę zawaliłem to chcę, abyś wiedziała, że kocham cię całym sercem i jestem wdzięczny, że tak ryzykujesz dla mnie. Kłamałaś własnego brata, aby mnie chronić. Dziękuję, skarbie. I powiem ci, że byłem głupi. Wiesz, że uwielbiam seks, a ty tego nie chcesz. Byłem tak zdesperowany, że myślałem, by iść do burdelu. Przepraszam...Jestem skurwielem, ale teraz wiem, że jesteś dla mnie najważniejsza i nie mógłbym ci tego zrobić. Nie mógłbym żyć z tym, że cię zdradziłem. Dlatego mogę czekać wieczność na ciebie, bo wiem, że tak jest dobrze.
Powiedziałem jej wszystko, ale ona już spała...

__________________________________________________________________________
Witajcie kochani :D Przepraszam, że tyle musicie czekać. Jednak pisanie rozdziału trochę zajmuje, zwłaszcza, że mam jeszcze inne blogi. Co prawda Life jest dla mnie cholernie ważny, bo przywiązałam się do niego. Ta historia jest dla mnie szczególna, może kiedyś powiem wam dlaczego ;)
Kto postrzelił Lucy? Jak myślicie? I w końcu Zayn powiedział, że nie zamierza jej zdradzić! On chyba serio kocha tego karzełka haha
Powoli zbliżamy się do 50k wyświetleń...Ja w to nie wierzę, to jest jak jakiś sen. Jestem wam tak cholernie wdzięczna, dlatego postanowiłam zorganizować niespodziankę, ale o niej powiem, gdy licznik przekroczy te 50 ;)
Martwią mnie troszkę komentarze...Ja nie jestem osobą, która przestanie przez to pisać, ale naprawdę czuje, że jest was mniej. Kiedyś dobijaliście prawie 30, teraz 7, 5...Poważnie zależy mi, abyście wypowiadali się na temat bloga. Mogą to być nawet uwagi, chciałabym wiedzieć, co sądzicie o historii Zayna i Lucy.
Dlatego proszę każdego kto to przeczytał, aby skomentował nawet zwykłą kropką! Chcę zobaczyć, ile was tu jest :)


sobota, 8 sierpnia 2015

~.40.~

Ranek wyglądał dosyć dziwnie, wstałam około 10 am. Zayn wciąż spał, więc umyłam się i ubrałam w zwykły dres. W mojej głowie ciągle plątały się myśli na temat zdrady oraz kłamstw Zayna. Nie wiedziałam, jak na to zareagować. Z nerwów udałam się do gabinetu chłopaka, włączyłam jego komputer i weszłam w pocztę. Znalazłam pełno maili od ludzi, którzy chcieli nawiązać ze mną współpracę. Pytali, czy będę chciała jeździć w ich zespole. Zayn nie odpisał na żaden z nich.
- Możesz mi powiedzieć, co cię zaciekawiło w mojej poczcie? - usłyszałam za sobą ochrypły głos Malika.
Kurwa. Wiedziałam, że szykuje się awantura. On był cholernie wściekły, akurat w święta. Skarciłam się w myślach, musiałam szybko coś wymyślić.
- Odpowiesz mi? - warknął, a ja spojrzałam w jego stronę.
Stał oparty o framugę drzwi, ręce miał założone na torsie. Jego mina informowała, iż jest bardzo zły.
- Ja... - wyszeptałam z wielką gulą w gardle, bałam się.
- Sprawdzasz mnie? Czy co? Zajebiste masz do mnie zaufanie - wrzasnął, podchodząc do mnie.
- To nie tak - mruknęłam, przygryzając wargę. - Niedawno sprawdzałam coś na komputerze i przyszedł do ciebie email.
- I postanowiłaś go sprawdzić - dopowiedział Zayn, a ja przytaknęłam.
- Nie wiem, co mnie tknęło. Jednak z drugiej strony, cieszę się, że to zrobiłam - odparłam nieco pewniej, wstając.
- Niby dlaczego? - zapytał pewny siebie Malik.
- Bo nie raczyłeś mi powiedzieć, że biją się o mnie ludzie z tej wyścigowej branży - odpowiedziałam dumnie, kładąc dłonie na biodrach.
Zamilkł, a ja wiedziałam, że trafiłam w dziesiątkę. Patrzyłam na niego pewnym siebie wzrokiem, zastanawiał się, co powiedzieć.
- To jest ciężki temat, nie wiedziałem, jak go zacząć. Nie masz pojęcia, z czym to się wiąże - odrzekł po chwili.
- Do prawdy? To nie zmienia tego, że od 3 tygodni nie raczyłeś mnie poinformować - sarknęłam, przewracając oczami.
- Lucy, nie chcę cię na to narażać. Jeśli chciałabyś jeździć to nie zniósłbym tego - mówił, łapiąc mnie za rękę.
- Dlaczego?
- To jest niebezpieczne. Nie pozwolę ci na jazdę - powiedział stanowczo.
- Ale ja chcę się ścigać, pokonałam tego Japończyka - odrzekłam pretensjonalnie.
- Skarbie, nie ma szans. Nie mogę cię stracić - szepnął, głaszcząc mnie po policzku.
Wyszedł, a ja zostałam w gabinecie z tysiącem myśli. Chciałabym dołączyć, to mi sprawia przyjemność. Wyścigi mam we krwi, mój tata był w końcu najlepszy.

Po zjedzeniu śniadania udałam się na górę, aby nas spakować. Wyjęłam walizkę, po czym wkładałam do niej nasze ubrania. Chwilę później poczułam ręce mężczyzny na biodrach.
- Kochanie, jesteś pewna, że chcesz tam jechać? - wyszeptał mi do ucha.
- Tak, więc lepiej mi pomóż - mruknęłam, wkładając jego bluzki.
- Dlaczego musimy zaczynać święta od kłótni? - spytał, opierając się o szafki.
- Nie wiem - burknęłam, po czym zostałam przez niego przyciągnięta.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie - wyszeptał, patrząc mi w oczy.
Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, ściskał moje pośladki. A ja swoje ręce wplotłam w jego włosy.
Odsunęłam się od niego, po czym ruszyłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki odświeżający prysznic. Osuszyłam się dokładnie ręcznikiem, nasmarowałam ciało balsamem. Następnie ubrałam się w czarną sukienkę z muszką, białą marynarkę, czarne buty oraz złote dodatki. Włosy spięłam w kitkę, wypuszczając dwa kosmyki. Usta podkreśliłam różową szminką, poza tym makijaż był raczej delikatniejszy. Założyłam też bransoletkę od Zayna.
Spryskałam ciało perfumami, oczywiście nałożyłam też rajstopy. Wrzuciłam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy, aby ruszyć na dół, gdzie czekał na mnie Zayn. Akurat zabierał walizkę, lecz gdy mnie zobaczył stanął bez ruchu z otwartą buzią. Ja również byłam zaskoczona. Miał na sobie szare, obcisłe dosyć spodnie oraz niebieską koszulkę. Prezentował się idealnie. Czułam lekkie podniecenie na jego wygląd i zapach, który czułam już ze schodów.
- Lucy, wyglądasz cudownie - wymamrotał, podchodząc do mnie.
- Dziękuję, ty również - uśmiechnęłam się uroczo.
- Boże, ja nie mogę - wychrypiał, błądząc dłońmi po moim ciele.
- Zayn, musimy jechać - przerwałam mu, przypominając sobie o swoim ukochanym okresie oraz domniemanej zdradzie.
Wyminęłam go, ubrałam ciepłą kurtkę oraz szalik. Szybko przebiegłam do samochodu, gdzie zajęłam miejsce pasażera. Zayn dołączył do mnie chwilę później, ruszył w stronę bramy, którą otworzył za pomocą pilota.
- Przed nami około 4 godziny drogi - poinformował, wyjeżdżając z naszej posesji.
- Zatrzymamy się na jakiś mały obiad - stwierdziłam, wyciągając telefon.
Wybrałam numer Chrisa.
- Cześć, mami.
- Hej, wesołych świąt!
- Nawzajem, kochanie.
- Jak tam?
- Siedzę z siostrą i gramy na xboxie. Mama w kuchni.
- My jedziemy do Bradford.
- Czyżbyś namówiła swojego ogiera do odwiedzin u rodziców?
- Tak.
- Gratuluję.
- Dobra, kończę. Pozdrów rodziców i złóż życzenia.
Rozłączyłam się, po czym napisałam życzenia świąteczne do Fabio oraz kilku innych znajomych ze szkoły. Następnie rozmawiałam z rodzeństwem przez chyba 20 minut. Nawet nie zauważyłam, jak wyjechaliśmy z Londynu. Denerwowałam się przed spotkaniem z rodziną Zayna, nie wiedziałam, czy mnie polubią. Im bliżej byliśmy tym bardziej się stresowałam.
Mniej więcej w połowie drogi zatrzymaliśmy się w Mcdonald's, gdzie zjadłam średnie frytki. Przez cały czas rozmawialiśmy, tematy ciągle były.
Natomiast ja nie potrafiłam przestać myśleć o tej zdradzie, co jeśli on naprawdę to zrobi? Ratunkiem by było przespanie się z nim, ale nie wiem, czy chcę, wiedząc, że planuje mnie zdradzić.

Gdy przekroczyliśmy granice Bradford zauważyłam, iż oboje denerwowaliśmy się bardziej. Próbowałam uspokoić się, oglądając miasto, ale właśnie to przyczyniało się do nerwów. Jednak to chyba Zayn potrzebował, abym była przy nim.
- Kochanie - szepnęłam, kładąc rękę na jego kolanie. - Jestem tutaj, wierzę, że będzie dobrze. Rodzice na pewno ucieszą się, iż w końcu ich odwiedziłeś.
- Dziękuję - powiedział, patrząc chwilę na mnie.
I poczułam, jak samochód zatrzymuje się. Co też oznacza, że jesteśmy na miejscu. Spojrzałam przed siebie, ukazał mi się zaniedbany dom z ciemnej cegły. Była to biedna okolica, więc większość posesji tak wyglądało.
Otworzyłam drzwi, po czym wysiadłam z pojazdu. Czekałam, aż mój chłopak weźmie prezenty. Następnie ścisnęłam go za rękę dla otuchy i udaliśmy się na podwórko.
- Pamiętaj, że jestem z tobą - powtórzyłam po raz ostatni, pukając.
Chwilę później otworzyła nam piękna kobieta o ciemnych włosach. Była uderzająco podobna do Zayna. A gdy nas zobaczyła, nie mal zamarła. Stała wpatrzona w syna, jak w obrazek.
Wtedy poczułam większe zdenerwowanie, co jeśli dziwnym cudem nie będą nas tu chcieli? Albo mnie nie polubią?
Mama Zayna przyciągnęła go do siebie, mocno przytulając. Zaczęła płakać, trzymała syna w objęciach kilka minut.
- Zayn, dziecko moje - wyszeptała, odsuwając się lekko. - Nie zostawiaj nas już.
Nagle zza nich wyłoniła się mała dziewczynka, miała na oko 10 lat. Podbiegła do Malika, obejmując go swoimi rączkami.
- Tak się cieszę, że przyjechałeś - powiedziała jego mama.
- Musiałem,  minęło tyle lat - odparł Zayn, patrząc na rodzinę.
- Oh, przepraszam. Przez to wszystko nawet nie przywitałam się z twoją towarzyszką - rzekła wesoło kobieta, podchodząc do mnie.
- To jest Lucy, moja dziewczyna - przedstawił mnie Malik, jednocześnie obejmując.
- Trisha, mama Zayna - podała mi rękę.
- Miło mi panią poznać - uśmiechnęła się, ściskając jej dłoń.
- A ja Safaa - wtrąciła radośnie dziewczynka.
- Hej, jestem Lucy - mówiłam, witając się z nią.
- Wejdźcie, jest taki mróz - Trisha przesunęła się, wpuszczając nas do środka.
Zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszak, następnie udaliśmy się do salonu, gdzie zobaczyłam duży stół z jedzeniem oraz 2 dziewczyny i mężczyznę. Wszyscy natychmiastowo podbiegli do Zayna.
- Lucy - szepnęła mama Zayna, odciągając mnie na stronę. - Dziękuję.
- Za co? - zapytałam grzecznie.
- Wiem, że sam nie zdobyłby się na to, by tu przyjechać - oznajmiła, a ja poczułam dziwne wiercenie w brzuchu.
- Jemu też zależało, aby państwa odwiedzić. Tęsknił - powiedziałam z uśmiechem.

Godzinę później siedzieliśmy przy stole, jedząc pyszne potrawy przygotowane przez panią domu. Opowiadaliśmy sobie historie, które nam się przydarzyły. Czułam się wspaniale, bo rodzina Malik zaakceptowała mnie. Jego siostry cały czas mówiły, że jestem śliczna i cieszą się, że jestem z ich bratem. Jednak Doniya nie do końca mi jeszcze ufała, widziałam to w jej oczach.
- To jak wy się w końcu poznaliście? - zapytał ojciec Zayna, a ja zamarłam.
Co mieliśmy mu powiedzieć? Że wykorzystał mnie do udziału w nielegalnych wyścigach?
- Przez wspólnych znajomych - odpowiedziałam trochę nawet zgodnie z prawdą.
- Zabrał cię na prawdziwą randkę przy świecach? - dopytywała Safaa, ruszając zabawnie brwiami.
- Coś w tym stylu - zaśmiałam się, pijąc szklankę wody.
- Zayn, powiedz coś. Jak tam studia? A praca? - odrzekła mama Malika.
Spojrzałam na niego, spiął się. Musiał znowu wymyślić jakieś kłamstwo.
- Rzuciłem studia - wymamrotał po chwili.
- Jak to? - odparł ostrzej jego ojciec, odkładając sztućce na talerz.
- Rzuciłem je, obecnie pracuję - dokończył, a ja dla otuchy złapałam go za rękę.
- Gdzie?
- W firmie produkującej części do aut - skłamał, przełykając głośno ślinę.
- Lubisz to? - odchrząknęła Waliyha.
- Tak.
- To chociaż dobrze, że sprawia ci to przyjemność. Ja jestem dumna - powiedziała radośnie mama Zayna.
- A ty Lucy? - spytała Wal, patrząc na mnie.
- Ja wciąż się uczę, w ostatniej klasie - oznajmiłam nieco stresując się, że jestem młodsza.
- Zayn cię utrzymuje? - sarknęła oschle Doniya, przeżuwając jedzenie.
Poczułam dziwne kłucie w sercu, jakby ona mówiła to z wyrzutem. Faktycznie wychodziło na to, że Zayn mnie utrzymuje, bo z mojej gaży wydałam jedynie na drugi prezent dla Zayna.
- Może jeszcze pieczeni? - zmieniła temat Trisha, podając talerz z mięsem.
- Ja po proszę - pan Malik nałożył sobie pieczeń.
Chwilę później powróciliśmy do normalnych tematów, o szkole dziewczynek. Życiu codziennym rodziny Malików. Atmosfera poprawiła się, było miło. Cieszyłam się, że poznałam rodziców Zayna.
- Mamy dla was drobne upominki - oznajmił mój chłopak, biorąc torby prezentowe.
- Skarbie, nie trzeba było - powiedziała jego mama, przytulając go.
Malik podał matce pudełko z szalikiem, który kupiłam. Była w szoku, widziałam w jej oczach łzy.
- Synku, to musiało kosztować krocie. Nie mogę tego przyjąć - rzekła, oddając mu chustę.
- Mamo, proszę cię. Weź to - nalegał Mulat, odsuwając się.
- Zobacz, jak my mieszkamy. Dom się sypie, ledwo nam na wszystko wystarcza - majaczyła kobieta, wtulając się w syna.
To prawda, mieszkali w biedzie. Ich dom był mały, rozpadał się. Zdecydowanie potrzebowali nowego.
- Dziękuję synku - wychlipała, ocierając łzy.
Następny prezent powędrował do Wal, a było to etui na telefon.  Dziewczyna skoczyłam nam na szyję, podobno kupiła tego iphone'a nie dawno. Zbierała na niego rok.
Gdy dawaliśmy torebkę Doniy'i pierwszy raz zauważyłam w niej dobre nastawienie. Dziękowała nam, od razu przełożyła wszystkie rzeczy z jej wcześniejszej torby.
Koszule dla taty Zayna sprawiły, że natychmiast ubrał jedną z nich. A domek dla lalek Safyy wywołał u niej płacz i pisk. Wszyscy byli tacy szczęśliwi, może i nie głodowali czy mieszkali pod mostem, ale chyba nigdy nie dostali tak drogich prezentów. Nie o to mi chodziło, gdy je kupowałam, lecz o to by dostali coś pożytecznego.
- My nie mamy dla was prezentów, nie wiedzieliśmy, że przyjedziecie - wyszeptała mama Malika.
- Ale nic się nie stało, nie musicie nam nic kupować - odparł Zayn, gdy siadaliśmy na kanapie.
- To na ile zostajecie u nas? - zapytał Yaser, rozsiadając się w fotelu.
- 29 grudnia mamy wylot do Nowego Yorku do rodzeństwa Lucy - oznajmił mój chłopak, obejmując mnie ramieniem.
- Oo, opowiedz coś o nich - poprosiła Wal, patrząc na mnie.
- No cóż, moja siostra Olivia ma 24 lata. Jest dyrektorką Lime Cosmetics - zaczęłam niepewnie.
- Lime Cosmetics? Żartujesz chyba! - pisnęła Waliyha, podskakując na kanapie. - Uwielbiam te kosmetyki, niestety są drogie i póki co w Londynie ich nie ma.
- Wiem, siostra mówiła, że rozprowadzają je jedynie w Stanach - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Z kolei mój brat Joel jest prawnikiem, ma żonę i w wakacje urodziła mu się córka.
- Gratuluję, jesteś ciocią - uśmiechnęła się Trish.
- Tak, Dianka jest taka cudna - powiedziałam, pokazując zdjęcie dziecka.
- Jesteś chrzestną? - odrzekła Doniya spokojnym głosem.
- Nie, moja siostra jest. Podzielili to tak, że Diana ma po mnie drugie imię, a Olivia jest chrzestną - poinformowałam dumnie, odbierając swój telefon.
- Kurcze, jak patrzę na te zdjęcia, to co raz bardziej chcę zostać babcią - zaśmiała się kobieta.
- Trochę jeszcze poczekasz, mamo. Chyba, że Zayn ma coś w planach - powiedziała roześmiana Doniya.
Momentalnie wzrok wszystkich spadł na nas, a ja poczułam, jak się czerwienię. Nie myślałam o dziecku z Zaynem, nawet o małżeństwie. To był temat, na który nigdy nie rozmawialiśmy. W nim wciąż jest cząstka tego starego Zayna. Widzę to. Wciąż wychodzi na imprezy, podczas gdy ja zostaję w domu i się uczę lub robię coś związanego ze szkołą. Na szczęście tam ktoś go pilnuję, bo zawsze idzie z Niallem, Harrym lub Louisem.
- My nie mamy w planach... -  jąkałam się, ściskając Mulata za rękę.
- Dobra, Safaa i Waliyha do spania, bo zaraz północ - zmienił temat ojciec mojego chłopaka.
- Tatoo - wymamrotały obie, wchodząc po schodach.
- Już, do spania.
- Ja już też poszłabym spać - wyszeptałam, ziewając.
- To chodźcie, niestety możemy wam jedynie rozłożyć kanapę - odparła Trish, wstając.
- Nie chcemy robić problemu - wymamrotałam, przygryzając wargę.
- To żaden problem, kochanie. To przyjemność mieć w końcu syna i jego dziewczynę w domu - uśmiechnęła się, sprzątając ze stołu.
Pomogłam Trish poznosić wszystkie talerze do kuchni, Yaser rozłożył kanapie i przyniósł pościel. Zayn poszedł po walizkę.
- Dziękuję, że go zmieniłaś - powiedziała kobieta, zmywając kubki.
- Ja...
- Kochanie, wiem wszystko. Myślisz, że jako matka tak po prostu przestałam interesować się synem? Mam znajomą w Londynie, czasem mówiła mi, co się z nim dzieje - oznajmiła, a ja zesztywniałam.
- I pani wszystko wie...
- Wiem, że lubił hulać w klubach. Córka znajomej pracuje w jednym i często go odwiedzał - przerwała mi, odkładając naczynia do szafek. - Niestety, mój syn chyba lubi prywatność. Ciężko go było namierzyć, jakby był jakimś szefem mafii.
Na koniec zaśmiała się, a ja powtórzyłam tę czynność sztucznie. To oznaczało, że nie wie nic o wyścigach. Nie ma pojęcia, że jej syn ściga się nielegalnie, zabija ludzi.
Po sprzątaniu, wzięłam walizkę do łazienki i już chciałam zamknąć drzwi, ale Zayn mnie uprzedził wchodząc.
- Co robisz? - zapytałam lekko zdziwiona.
- Myję się z tobą - odpowiedział, jakby to było oczywiste.
Postanowiłam się z nim nie sprzeczać, więc po prostu wyjęłam kosmetyki do demakijażu. Zaczęłam się zmywać, a Malik w tym czasie mył zęby. Następnie rozpuściłam włosy, aby spiąć je w lekkiego koka przy szyi. Zayn zaczął się rozbierać, a mi momentalnie zrobiło się gorąco. Stał przede mną w samych bokserkach, widział, że podoba mi się ten widok.
- No chodź - odparł, przyciągając mnie do siebie.
Położył moją dłoń na swoim torsie, jeździłam po nim. Mulat złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, błądził rękoma po moim ciele.
- Zayn, tu są twoi rodzice - jęknęłam, odsuwając się od chłopaka.
- Wchodzisz ze mną? - zapytał, idąc pod prysznic.
- Nie, umyj się pierwszy - mruknęłam, ściągając biżuterię.
Nagle usłyszałam brzęczenie swojego telefonu, wzięłam go i odebrałam wiadomość.

Fabio
25 grudnia 2014 11:48 pm
>Mam nadzieję, że te Święta były dla ciebie idealne :) Tęsknię za tobą...Ale słyszałem, że przylatujesz do Nowego Yorku za kilka dni. Mam nadzieję, że się zobaczymy!<

Zaklęłam pod nosem, co ja teraz zrobię? Przecież nie spotkam się z Fabio, gdy będę z Zaynem. Pewnie urządzi scenę zazdrości i tylko się pokłócimy. Jak miałam to rozwiązać?
- Kto to? - zapytał Malik, wychodząc spod prysznica.
- Melissa, pyta, jak święta - skłamałam, odkładając telefon.
Odwróciłam się i zobaczyłam Zayna w samym ręczniku na biodrach. Włosy wciąż miał mokre, a kilka kropelek wody gościło na jego torsie. Dlaczego on musi sprawiać, że mam ochotę zedrzeć z niego ten ręcznik? Byłam cholernie podniecona na sam widok mojego chłopaka, a on oczywiście musiał to zauważyć. Zachichotał cicho pod nosem, po czym podszedł do mnie i położył dłonie na moich biodrach.
- Wiem, że tego chcesz - wymruczał w moje usta, które później złączył ze swoimi.
- Bardzo - potwierdziłam po przez pocałunki.
- A jak bardzo? - spytał, podnosząc mnie za pośladki i usadzając na blacie.
Malik rozpiął moją sukienkę, po czym zsunął je ze mnie. Całował mnie namiętnie, zachłannie. Czułam to pożądanie, które unosiło się w powietrzu i naszych ciałach.
I nagle przez przypadek zrzuciłam jakieś płyny na podłogę, co spowodowało huk. Odsunęliśmy się od siebie, a zza drzwi usłyszeliśmy krzyk mamy Zayna, czy wszystko dobrze.
- Tak - odkrzyknął Malik, a ja zeszłam z blatu.
- Synku pomożesz mi? - zapytała kobieta, a mój chłopak ubrał bokserki i wyszedł z łazienki.
Byłam wściekła, ale potem zrozumiałam, że i tak do niczego by nie doszło, bo moja miesiączka wciąż psuła wszystko. Chwilę później wzięłam szybki prysznic, ubrałam piżamę.
Udałam się do salonu, gdzie leżał już Zayn. Zajęłam miejsce obok niego, głowę ułożyłam na torsie Mulata. Objęłam go, a on mnie.
- Cieszę się, że tu przyjechaliśmy - powiedział, głaszcząc mnie po głowie.
- Ja też, twoja rodzina jest cudowna - odrzekłam, całując go w męską pierś. - Chciałabym kiedyś mieć taką. Dzieci, dom, mąż.
- Myślałaś już o tym? - zapytał, podnosząc się lekko.
- Tak, ale wiadomo, że to dopiero za kilka lat - odparłam, przygryzając wargę. - A ty?
Zapadła cisza, a ja żałowałam, że zadałam to pytanie. Jestem taka głupia, przecież on nie chce zakładać ze mną rodziny.
- Czasem myślałem - mruknął obojętnie. - Może kiedyś, ale tylko z tobą.
Ostatnie zdanie wywołało palpitacje mojego serca, on naprawdę myślał o tym. To świetnie.
- Skoro północy jeszcze nie ma to chcę ci coś dać - rzekłam, podnosząc się.
Wyjęłam z torebki kopertę i usiadłam "po turecku".
- To taki drugi prezent - dodałam, przekazując mu kopertę.
Wziął ją i powoli otworzył, wyciągnął kartkę, robiąc wielkie oczy.
- Kupiłaś nam wycieczkę na Bali? - zapytał z niedowierzenia.
- Tak, od 9 stycznia do 19 - powiedziałam, zgodnie z prawdą.
- Dziękuję - odparł, dając mi buziaka w policzek. - Wiesz, że ja mogłem zapłacić.
- Ale chciałam zrobić ci prezent.
- Dobrze, kocham cię. A wiesz, że to zahacza o moje urodziny?
- Wiem.
- Wrócimy z Nowego Yorku 7 stycznia, a 9 mamy wylot na Bali - mruknął, a ja potwierdziłam.
- Kocham cię - szepnęłam, wtulając się w jego tors.
Byłam śpiąca, więc szybko zasnęłam czując go przy sobie. Było idealnie.

____________________________________________________________________________
Przepraszaaam! Wiem, że opóźnienie duże, ale byłam na obozie i nie miałam czasu na napisanie rozdziału. Na Royal też nie zdążyłam. Na szczęście już jest, mimo iż mi się on nie do końca podoba. Coś tu brakuje.  Aczkolwiek ocenę zostawiam wam :) Do następnego!

-Komentarze karmią wenę.
~.Miley