Poranek nie należał do moich ulubionych. Głośny ryk telewizora obudził mnie już o 9:30. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłam, całe dotychczasowe życie bałam się kontaktów z ludźmi, a teraz mieszkam u dziewczyny poznanej w Starbucksie.
Wstając zauważyłam, że ona musiała tu wchodzić, bo drzwi są przymknięte. A zamykałam je na noc.
Włożyłam ciepłe kapcie, podeszłam do szafy i wyjęłam z niej pierwsze lepsze ubrania. Wyszłam z pokoju, udałam się do łazienki. Zakluczyłam drzwi, po czym umyłam zęby, załatwiłam potrzebę, a następnie spięłam włosy. Ubrałam czarne rurki, szary sweter i białe trampki. Ruszyłam do kuchni, gdzie zastałam Sarah robiącą jajecznicę.
- Hej, już wstałaś - uśmiechnęła się, kręcąc łyżką po patelni.
- Tak - wyszeptałam, opierając ręce o blat.
- Dziś przyjdzie Harry z kolegami - oznajmiła, nakładając jajecznicę na talerz.
- Aha - odparłam, spoglądając na swoje stopy.
- Coś nie tak? - zapytała, nakładając śniadanie na talerze. - Trzymaj.
- Nie - wymamrotałam, zaczynając jeść.
Co mam jej powiedzieć? Przecież nie wygadam, że tak naprawdę nikogo nie chcę poznać. Wiadomo, że jak tu przyjdą, to nasze spotkanie jest nieuniknione.
- Rozchmurz się! Jesteś taka nie śmiała - rzekła Sarah, wcinając swoje śniadanie.
Nie odezwałam się, tylko dokończyłam jedzenie i posprzątałam po sobie.
- Masz jakiś komputer? - zapytałam niepewnie, nerwowo ściskając rąbek bluzki.
- Jasne, leży na stole w salonie - powiedziała, idąc do swojej sypialni.
Udałam się po laptopa, włączyłam go, a następnie wpisałam w wyszukiwarkę oferty pracy w Londynie. Jedyne, co do mnie pasuje to sprzedawczyni w Tesco, Starbucksie i rozwożenie pizzy. Fajne opcje, co nie? Ale nie narzekam, zdecyduje się na coś, tylko na razie muszę to przemyśleć.
Wyłączyłam drogie urządzenie, po czym poszłam do swojego pokoju. Tak właściwie to nie mam, co tu robić, więc mogę tylko siedzieć i myśleć - czyli to, co lubię najbardziej.
Pokój wydawał się pusty, bo na szafkach stały pojedyncze książki. Jedno zdjęcie, kilka zeszytów, pudełko i tyle z moich rzeczy. Sięgnęłam po notes oraz ołówek. Nie jestem artystką, ale rysować umiem. Zawsze przenosiłam na papier rzeczy, które mnie gryzą lub zasmucają. Tym razem narysowałam dziewczynę w wielkim mieście - czyli siebie. Będąc w domu dziecka wychodziłam jedynie do szkoły, a czasem kawiarni czy galerii, ale to drugie i trzecie zdarzało się raz na miesiąc, a było pod opieką ludzi z obsługi. Teraz jestem prawie sama, co prawda jest Sarah, ale ja się jej boję. Ona wygląda na odważną, pewną siebie dziewczynę. Z resztą nią jest i robi, co chce. Na co takiej zajmowanie się strachliwą nastolatką.
Podciągnęłam rękaw swetra, przez co ukazały się moje rany. Wzięłam głęboki wdech, po czym przejechałam palcem po jednej.
Lubię się samo okaleczać, bo to daje mi upragniony ból. Czuję, że nie wyrabiam umysłowo. Mój mózg jest zbyt słaby na zniesie wszystkiego. Spotykanie coraz to nowych ludzi przeraża mnie.
Drzwi do pokoju otworzyły się, więc szybko opuściłam rękawy.
- Lu zrobiłam obiad, jak chcesz to przyjdź - oznajmiła wesoło Sarah.
- Okey, już idę - mruknęłam z udawanym uśmiechem.
To już południe? Nie dawno był ranek...Najwidoczniej moje rozmyślanie zajęło więcej, niż chciałam.
Wstałam i ślamazarnie udałam się do kuchni. Na stole leżały ładnie poukładane talerze oraz sztućce. Sarah właśnie nakładała łososia na tace, po czym dodała na nią jeszcze sałatkę. Usiadłam na krześle ze strony szafki i zaczęłam konsumować danie.
- I jak? - zapytała moja współlokatorka.
- Pyszne - wyszeptałam, robiąc przy tym krótką przerwę od jedzenia.
- Skoro mamy razem mieszkać musimy się lepiej poznać, ja zacznę, a potem ty - rzekła wesoło. -Pochodzę z Liverpoolu, a gdy miałam 18 lat uciekłam od rodziców i przyjechałam tu. Miałam oszczędności, dlatego znalazłam mieszkanie na wynajem. Chodziłam do liceum, pracowałam w sklepie, a potem poznałam Harrego. Zakochaliśmy się w sobie. To on kupił mi na 19 urodziny to królestwo i jakoś tak żyję.
Gdy mówiła o sobie robiła to z takim przejęciem, że trudno było jej nie uwierzyć. Ja nie chciałam opowiadać jej o sobie. Nie byłam gotowa.
- Jaa...
- Rozumiem. Powiesz mi kiedy będziesz chciała - dotknęła mojej dłoni w geście zrozumienia.
Poczułam w niej zaufaną osobę. Wydawała się ciepła i troskliwa. Myślałam, że mogę powiedzieć jej wszystko, jednak bałam się. To co jest moją tajemnicą ma zostać komuś wydane?
Popatrzyłam jej w oczy, były takie szczere. Zastanawiałam się, co zrobić. Może później.
Posprzątałam po sobie i Sarah, wróciłam do pokoju. Mój drugi dzień wakacji, a nawet nie mam, gdzie jechać. W normalnej rodzinie wygrzewałabym się w jakiś tropikach z rodzicami. I właśnie tu tkwi problem.
Postanowiłam wyjść - przewietrzyć się. Wzięłam kurtkę, ubrałam trampki i krzyknęłam, że wychodzę. Zbiegłam po schodach na dół. Szłam uliczkami, jak zwykle zapełnionymi przez ludzi. Wstąpiłam na chwilę do sklepu. Kupiłam wodę do picia, po czym udałam się do pobliskiego parku. Jak na 17:00 jest na prawdę ciepło. Usiadłam na ławce, wpatrzyłam się w ptaki latające wokół drzew.
Powoli zaczęło się ściemniać. Napiłam się, ruszyłam do domu. Po drodze rozglądałam się, czy nie ma jakiś ogłoszeń o pracę, ale jedyne co wypatrzyłam to sprzątaczka w przedszkolu. A za to dziękuje. Wolę oferty z internetu.
Pod blokiem zauważyłam trzy wielkie BMW. Białe, czarne i szare. Ominęłam je, weszłam do środka. Będąc już na trzecim piętrze słyszałam głośną muzykę dobiegającą za pewne z mieszkania Sarah. Otworzyłam drzwi, rzuciłam kluczyki na półkę. Rozglądnęłam się, a nagle przede mną stanął wysoki blondyn o niebieskich oczach.
- A, więc to ty jesteś Lucy - odparł,mierząc mnie wzrokiem. - Niall.
Nie wyglądał groźnie, jednak poczułam uprzedzenie do niego. Nic nie mówiąc pognałam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Niestety, muzyka była zbyt głośna, bo nie słyszałam własnych myśli. A przecież nie powiem im, żeby ją ściszyli. Wzięłam książkę, próbowałam czytać. Co chwilę słyszałam głośne krzyki, stuknięcie kieliszków i ciągłą muzykę.
Moja głowa nie wytrzymywała. Poczułam zastrzyk odwagi, wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Otworzyłam drzwi, a następnie wparowałam wnerwiona do salonu. Na fotelu siedział blondyn, to znaczy Niall, którego już widziałam. Narożnik zajął jakiś brązowowłosy chłopak w full capie, Sarah wtulała się w lokersa. Mulat wylegiwał się na środku, a jeszcze inny zajął drugi fotel.
Zatkało mnie. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Bałam się tych kolesi.
- To jest właśnie Lucy - przedstawiła mnie Sar.
- Ale dupcia - oblizał usta Mulat, pocierając dłonie.
- Hej, laleczko dosiądź się - odezwał się ten z drugiego fotela.
Byłam tak przestraszona, oni wyglądali na typowych cwaniaków, którzy wykorzystują dziewczyny.
- Chamy jedne! Zaproście grzecznie - warknęła Sarah z drinkiem w ręce.
- Może dosiądziesz się do nas? - zaproponował ten w czapce.
Przełknęłam ślinę, zaciskając ręce w piąstki.
- Nie, dziękuje - wyszeptałam przerażona.
Moje wnętrzności wywróciły się na drugą stronę. Kogo Sarah zaprasza do domu?
Weszłam do łazienki, opadłam na podłogę. Oni byli przerażający. Do tego, gdy wtargnęłam tam szybko wyłączyli telewizor, jakby to była jakaś tajemnica. Usłyszałam warkot silnika i krzyk ludzi. Zgaduję, że to właśnie oglądają goście mojej współlokatorki. Nagle drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł chłopak z drugiego fotela.
- Tu się schowałaś - wybełkotał, pocierając ręce.
Nagle odwrócił i zakluczył nas. Czułam, że będę kłopoty.
- Jestem Louis. Zabawimy się trochę - rzekł, ciągnąc mnie za nadgarstek.
Byłam pewna, że jeśli ktoś tu zaraz nie wejdzie to on mnie zgwałci. Bałam się, cholernie się bałam. Miałam ochotę krzyczeć, ale to nic nie pomoże.
Położył swoje łapska na moich biodrach, kręcił nimi oblizując się przy tym. Łzy leciały mi strumieniami.
- Nie płacz kochanie, nie będzie bolało - otarł mój mokry policzek.
Podciągnął moją bluzkę do góry. Nagle zbawienie stanęło w drzwiach. Sarah.
- Debilu! Co ty do kurwy nędzy robisz? Chcesz wszystko spierdolić? - wydarła się, odciągając go ode mnie.
Wybiegłam stamtąd najszybciej, jak umiałam. Zatrzasnęłam się w swojej sypialni i schowałam pod kołdrą. Moje łzy pomoczyły prześcieradło oraz poduszkę. Nie wytrzymałam. Podbiegłam do szafki z malutkim pudełeczkiem. Wyjęłam z niego żyletkę. Usiadłam na krześle, podciągnęłam bluzkę. Zrobiłam jedną kreskę.
Poczułam ukojenie, radość. Powtórzyłam czynność niżej. Mój umysł stał się znów nie winny. Usłyszałam pukanie.
- Lucy, on jest głupi. Proszę, otwórz drzwi -nalegała Sarah.
- Idź sobie! - wrzasnęłam ocierając policzki od łez, przez co kilka kropel krwi pozostało na mojej twarzy.
- Błagam cię! Otwórz - krzyczała nieustępliwie.
- Wynocha! Idź sobie. Jest dobrze, chcę spać - kłamałam, nie miałam ochoty na niczyje towarzystwo.
- Nie wierzę. Proszę cię, to ja nie on - mówiła waląc w moje drzwi.
- Podpisując umowę nie było mowy o tym, że muszę cię słuchać w sprawie otwierania drwi - warknęłam przepełniona złością.
W tej chwili stałam się silniejsza, na tyle, by nagadać jej. Słyszałam, jak ci chłopcy darli się na słynnego Louisa za to, co chciał mi zrobić, ale nie obchodziło mnie to wtedy. Schowałam ostrze z powrotem do pudełka. Położyłam chusteczki na rany, po czym zamknęłam oczy. Próbowałam zasnąć. Poczułam się jednocześnie, jak zgwałcona i wolna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz