sobota, 30 maja 2015

~.36.~


Ważna notka pod rozdziałem!
Obudziłam się przez dziwne zawroty w brzuchu, okropnie bolał. Zrobiło mi się niedobrze, więc szybko pobiegłam do łazienki budząc tym Zayna. Klęknęłam przed ubikacją i rękoma zaparłam się o deskę, zwymiotowałam. Czułam, jak Malik trzyma moje włosy. Byłam wtedy, jak kupa gówna. Miałam ochotę leżeć w łóżku cały dzień i się z niego nie ruszać, jednak na 5 pm mam umówioną wizytę u lekarza i przy okazji zobaczę Louisa.
- Już dobrze? - zapytał Zayn, gdy skończyłam.
- Nie, przynieś mi jakieś leki - powiedziałam, wstając z podłogi.
- Wiesz, że teraz możesz brać tylko te, które przepisał ci Dean - przypomniał mi, gdy nakładałam pastę na szczotkę do zębów.
- Raz, jak wezmę inne to nic mi się nie stanie - burknęłam, myjąc dokładnie zęby.
- Lucy, twoje ciało było nafaszerowane flunitranzepamem*, to cholernie silne. Teraz nie możesz przesadzać z medykamentami, Dean przepisał ci odpowiednie tabletki, byś z tego wyszła i tylko je możesz brać - mówił Malik ze smutną miną.
- To chociaż zrób mi herbatę, ja muszę poleżeć - odparłam, zostawiając go w łazience.
Położyłam się z powrotem do łóżka, była 7:43 am. Zayn wyszczotkował uzębienie i zszedł na dół. Wzięłam telefon, wpisałam w google ten cały lek, który podał mi Keijirō. Jest on ok. 10 razy silniejszy, niż diazepam, który podają lekarze podczas narkozy.
Wyłączyłam safari i sprawdziłam sms, miałam jeden od brata oraz Fabio.

Joel 
5.10.2014 1:43 am 
>Jak się czujesz, siostrzyczko?<

Lucy
5.10.2014 7:50 am
>Dziś wymiotowałam, ale idę do lekarza, więc się wszystkiego dowiem<

Fabio
5.10.2014 00:02 am
>Co tam u ciebie? Jak w szkole?<

Lucy 
5.10.2014 7:51 am
>Lepiej :) Powoli wszystko nadrabiam<

Odłożyłam telefon na szafkę, a chwilę później do pokoju wszedł Zayn z tacką z jedzeniem. Postawił ją obok mnie, była na niej herbata, bułki z masłem i dżemem truskawkowym oraz owoce.
- Zayn, dziękuje to słodkie. Jednak nic nie przełknę, nie jestem w stanie - wymamrotałam, biorąc herbatkę.
- Musisz jeść - rzekł, kładąc się obok mnie.
Przemogłam się i spałaszowałam jedną bułeczkę z dżemem, ale tylko dla Zayna. Wypiłam cały gorący napój, po czym położyłam się wygodnie.
- Kochanie, ja muszę jechać do Louisa. Mildreth przyjdzie o 10 am, a Olivia śpi - oznajmił, całując mnie w czoło.
Następnie wstał i wszedł do garderoby, aby się ubrać. Ja otuliłam się kołdrą, która pachniała moim chłopakiem. Zamknęłam oczy, próbowałam zasnąć. Rozbolała mnie głowa, brzuch wciąż robił fikołki. Zayn pojechał do szpitala, a ja słyszałam, jak pani Mildreth weszła do domu i zaczęła sprzątać.


*Rachel*

Dzisiejszy dzień miałam w pełni wolny, ponieważ dzieci szły na przedstawienie i nie byłam potrzebna. Postanowiłam pouczyć się trochę, w końcu już w sobotę mam egzamin na studiach. Powoli z tym wszystkim nie wyrabiam, praca w przedszkolu, fastfood i uczelnia. To zbyt wiele, ale w końcu muszę jakoś utrzymać rodzinę. Taty pensja idzie na opłaty, moja z fastfooda na leki mamy, a z przedszkola na utrzymanie siebie, a brata na jedzenie. I tak ledwo wystarcza, do tego muszę jakoś płacić za studia.
Usiadłam wygodnie na kanapie w naszym malutkim salonie, zaczęłam się uczyć. Nie minęło 15 minut, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i pognałam otworzyć, gdy zobaczyłam Liama moje serce praktycznie stanęło. On nie wie, że moja mama jest chora i ledwo nam wystarcza na wszystko. I co będzie, gdy zobaczy schorowaną rodzicielkę oraz wnętrze mieszkania? On żyje w luksusach, kiedyś byłam w jego domu i to naprawdę wielka różnica.
Musiałam otworzyć, więc to zrobiłam.
- Cześć, wpadłem na pomysł, że skoro masz dzień wolny to wyjdziemy gdzieś razem - odparł, opierając się o framugę drzwi.
- Muszę się uczyć, przepraszam - wymamrotałam widocznie zmieszana, usilnie starając się zasłonić sobą wnętrze mieszkania.
- To nie może poczekać? Proszę, nie widzieliśmy się długo - mówił zasmucony, lecz z błagalnym wzrokiem.
- No nie wiem, to ważny egzamin - tu trochę nagięłam prawdę.
- Proszę, chciałbym spędzić ten dzień z moją wspaniałą dziewczyną - rzekł, a ja rozpływałam się przez jego trzy ostatnie słowa.
- Dobrze, ale muszę się przebrać. Gdzie idziemy? - mruknęłam, co wywołało jego zachwyt.
- Na pyszny obiad i mały spacer po Hyde Parku - oznajmił, a ja już kombinowałam, jak go spławić, by nie wszedł do środka. - Mogę wejść? Poczekam na ciebie.
- Poczekaj w aucie, to zajmie minutkę - wymyśliłam na poczekaniu, tarasując mu drogę, gdy chciał wejść do środka.
- Rachel, czemu nie chcesz mnie wpuścić? - zdziwił się, a ja byłam zgubiona.
- Bo to serio chwilka, zaczekaj w aucie - powiedziałam szybko, chyba zbyt szybko.
- Co się dzieje?
- No dobrze, wejdź - wpuściłam go, w końcu to mój chłopak. Nie mogę go okłamywać.
- Nie rozumiem dlaczego nie chciałaś, abym wszedł - odparł, gdy zamykałam drzwi.
- Liam ja nie żyję, jak ty. Nie mam wypasionej chaty i dziesięciu samochodów - mówiłam, patrząc mu w oczy. - Nie chcę, żebyś to oglądał.
- Nie obchodzi mnie to, ile zarabiasz i jak mieszkasz! - wrzasnął wyraźnie wściekły. - Ważne jest to, jaka ty jesteś. Dzięki, że uważasz mnie za takiego materialistę.
- Spojrzałbyś na mnie, gdybyś od początku wiedział, że mieszkam w barachle, a moja matka jest chora? - spytałam rozzłoszczona.
- Tak, bo mam w dupie, ile masz kasy! Wkurwia mnie takie patrzenie na ludzi, nie wierzę, że tak mnie oceniasz. Mam cię dosyć - krzyczał, rzucając rękami.
Następnie wyszedł, trzaskając drzwiami. Łzy spływały po mnie strumieniami, czułam się rozbita. Upadłam na podłogę, byłam taka głupia. Liam to cudowny facet, znam go od 7 miesięcy, jesteśmy razem od 3. Zdążyłam go poznać na tyle, by wiedzieć, że nie jest materialistą. Ma dużo pieniędzy, ma ich mnóstwo. To mnie zmyliło, myślałam, że skoro on posiada majątek to taka biedaczka mu niepotrzebna, ale jego to nie obchodzi. Jak go kocham, więc bałam się odrzucenia. Teraz czułam się okropnie, straciłam Liama. A był jedną z najlepszych osób w moim życiu, traktował mnie wspaniale. Z nim mogłam się bawić, odprężyć, czuć swobodnie.
Teraz wszystko stracone.
Pobiegłam do pokoju mamy, leżała jak zwykle na swoim łóżku i odpoczywała.
- Kochanie, co się stało? - zapytała z troską w oczach.
- Liam tu był, ja totalnie wszystko spieprzyłam - wychlipałam, przytulając ją. - Bałam się go zaprosić do domu, żeby mnie nie zostawił. W końcu nam się nie przelewa, a on ma tyle pieniędzy.
- Córeczko, przecież wiesz, że Liam to dobry chłopak i na pewno nie liczy się dla niego, ile masz w portfelu - wyszeptała mama, głaszcząc mnie swoją chudą ręką.
- Wiem, wszystko zepsułam - wymamrotałam, ocierając łzy.
- Jesteś jedną z najsilniejszych dziewczyn, jakie znam. Jeśli w to uwierzysz będziesz wolna od tego wszystkiego - wyszeptała spokojnie.
Poczułam lekką radość ze słów matki.
- Mam pomysł, pojedź do niego za godzinę. Niech ochłonie, weź dobre wino i coś do jedzenia. Ubierz się ładnie i postaraj się go przeprosić, to zadziała - powiedziała szczerze, właśnie to kocham w niej. Rozmawia ze mną szczerze, nie czuje skrępowania odnośnie różnych tematów.
- Dziękuje, mamusiu - wyszeptałam, przytulając ją.

Po kilku godzinach solidnej nauki postanowiłam szykować się do odzyskania Liama, wciąż byłam rozbita i zapłakana, ale przynajmniej miałam motywację, by działać. Podeszłam do szafy i przeszukałam ją doszczętnie, wybrałam najlepszą, obcisłą, czarną sukienkę z wyciętymi plecami. Do tego czerwone szpilki oraz mocny makijaż. Włosy rozpuściłam, opadały kaskadami po moich plecach. Krwistoczerwona szminka na moich ustach i mała torebka.
Pożegnałam się z mamą i wyszłam z domu, tata już wraca z pracy, więc rodzicielka będzie pod dobrą opieką.
Zaszłam do najbliższego sklepu, kupiłam dobre wino. Kasjerka dosyć dziwnie się na mnie patrzyła, ale nie przejęłam się tym zbytnio.
Wsiadłam w metro i ruszyłam w stronę dzielnicy Liama. Droga zajęła dobre 45 minut, następnie musiałam przesiąść się w autobus, którym jechałam 4 przystanki. Wysiadłam tuż przed bramą do słynnej Surrey za Londynem.
- Dzień dobry, panienka do kogo? - usłyszałam za sobą głos mężczyzny.
- Do chłopaka, Liam Payne - odparłam radośnie.
- Pan Payne nie powiadamiał o żadnej wizycie - burknął nieprzyjemnie.
- Bo to niespodzianka - oznajmiłam nieco zirytowana.
- Sprawdzę, czy jest pani nazwisko na liście. Proszę je podać - rzekł, wyciągając spod biurka jakąś teczkę.
- Rachel Bennet.
- Oh, jest pani. Najmocniej przepraszam, proszę wejść - uśmiechnął się, otwierając bramę.
Mruknęłam ciche "dziękuje" i udałam się w stronę domu Payne'a.
Gdy byłam przy drzwiach, zadzwoniłam i czekałam chwilę. Otworzył mi Liam, ale nie tego się spodziewałam. Miał zapłakane oczy oraz jeszcze nieodkręconą butelkę wódki w ręce.
- Rachel, co tu robisz? - spytał zdziwiony, opierając się o framugę.
- Liam, przepraszam. Zachowałam się, jak idiotka. Bałam się ciebie stracić, bo bardzo mi zależy na nas. Ja się w tobie zakochałam - mówiłam najpierw patrząc mu prosto w oczy, następnie na ostatnie zdanie wgapiłam się w swoje buty.
- Ja ciebie też - wyszeptał, po czym przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. - I nigdy już nie myśl, że liczy się tylko kasa.
- Nie będę, obiecuję - powiedziałam, a następnie złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku.
I tak wtuleni weszliśmy do środka, do salonu i tam zajęliśmy miejsca przy kominku na podłodze. Pijąc wino, opowiadając sobie historie z dzieciństwa i nie tylko. Czułam się wspaniale będąc z nim na osobności, zwłaszcza po tym, jak martwiłam się o niego, gdy walczył z tymi rajdowcami z Japonii i po naszej kłótni.

*Lucy*

W łóżku przeleżałam, aż do obiadu. Olivia spała praktycznie do 1 pm, pewnie przez zmianę czasu, więc cały ten czas odpoczywałam lub oglądałam telewizję w sypialni Zayna, którego wyjątkowo długo nie było. Pani Mildreth zaglądnęła kilka razy do mnie. 
A gdy zrobiła obiad przyniosła mi go do łóżka, gdzie przyszła też moja siostra i razem zjadłyśmy zapiekankę makaronową. 
- Daj talerz, zaniosę na dół, bo pani Mildreth już poszła - oznajmiła Olivia, biorąc moje naczynie.
- Dziękuje - posłałam jej ciepły uśmiech.
Spojrzałam na zegarek, była 3:40 pm, a Zayna wciąż nie było. Postanowiłam zadzwonić, ale nie odbierał. Chwilę później wróciła Olivia. 
- Lucy, zbieraj się, bo zaraz do lekarza - odparła, siadając na łóżku.
Powoli wstałam i ruszyłam w stronę garderoby Malika, gdzie znajdowała się moja walizka. Wyjęłam z niej wygodne ubrania, po czym weszłam do łazienki. Rozczesałam dokładnie włosy i splotłam je w kitkę. Wykonałam delikatny makijaż, spryskałam ciało dezodorantem. Następnie ubrałam się. Wyszłam z łazienki idąc powoli na dół. W korytarzu stał Zayn i Olivia już w kurtkach.
- Jedziemy? - zapytali równocześnie.
- Tak - odparłam, biorąc torebkę.
Razem wyszliśmy z domu, Zayn wyjechał swoim Range Roverem z garażu. Ja zajęłam miejsce obok niego, a Olivia z tyłu. Ten samochód jest tak wspaniały i duży. Lubię w nim jeździć.
- Louis jutro wychodzi, odbierzemy go i zawieziemy do domu - oznajmił po chwili Zayn.
- Już nie mogę się doczekać, żeby go zobaczyć - ucieszyłam się, klaszcząc w dłonie.
- A ja, żeby go poznać - dodała Olivia.
- Jest wspaniały, to mój najlepszy przyjaciel - powiedziałam dumna z Lou.
Zatrzymaliśmy się na szpitalnym parkingu, następnie wszyscy udaliśmy się do środka. Najpierw wjechaliśmy windą na piętro 2, uprzednio rejestrując się. Szukaliśmy pokoju 97, przed nim była mała poczekalnia. Usiadłam na krześle, znowu zrobiło mi się strasznie niedobrze. Zayn przyniósł mi wody i pozwolił położyć głowę na jego kolana. Chwilę później zostałam zawołana do gabinetu, lecz wszyscy ruszyli za mną.
- Może wejść tylko jedna osoba - poinformował lekarz, gdy ja wchodziłam do środka.
- Ja wejdę, bo jestem jej siostrą - rzekła stanowczo Olivia.
Zayn został w poczekalni, a my usiadłyśmy na krzesła.
- Dzień dobry, Lucy Collins z siostrą. Dobrze, zaczniemy od prześwietlenia brzucha, połóż się proszę i podnieś bluzkę - wymamrotał lekarz, szykując jakieś urządzenia do badań.
Wykonałam jego polecenie, chwilę później wysmarował mi brzuch dziwną mazią i przyłożył aparat, na ekranie pokazywał się obraz.
- Dobrze, nie widzę żadnych niepokojących sytuacji - odparł, odkładając sprzęt.
Podał mi papier, którym wytarłam krem. Następnie lekarz uciskał delikatnie mój brzuch, sprawdzając czy wszystko dobrze z wątrobą.
- Czy masz jakieś dolegliwości? - spytał wciąż okładając.
- Wymioty i bóle brzucha - powiedziałam, przygryzając wargę.
- Po takich doznaniach to możliwe, że kilka dni będą męczyły wymioty i w szczególności bóle brzucha, więc proszę nie brać tego zbyt poważnie, bo to wkrótce minie - lekarz posłał mi ciepły uśmiech i pozwolił wstać z kozetki.
- Dobrze, leki proszę jeszcze dziś wziąć i się nie przemęczać przez najbliższy tydzień. Wszystko ładnie się goi, nie ma większych obrażeń. To na tyle, dziękuje - odparł, zapisując coś na kartkach.
- Dziękuje bardzo, do widzenia - uśmiechnęłam się i wyszłam z sali, moja siostra zrobiła to samo.
- I jak? - zerwał się Zayn.
- Wszystko dobrze, tylko nie może dźwigać - uprzedziła mnie Olivia.
- Ja będę nosił za ciebie torbę do szkoły i te rzeczy, spokojnie - zadeklarował się Malik, gdy szliśmy w stronę sali Louisa.
Zaśmiałam się pod nosem, zakładając fartuch, aby wejść. Następnie poprosiłam o chwilę prywatności i ruszyłam do środka. Louis leżał wpatrzony w sufit, lecz gdy mnie zobaczył od razu się podniósł i rozpromieniał.
- Hej, księżniczko - zaświergotał, gdy usiadłam obok niego.
- Cześć - ucałowałam jego policzek, łapiąc go za rękę.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską w oczach.
- Całkowicie zdrowa, a ty? - powiedziałam z radością, przyjaciel wyglądał tak radośnie.
- Jutro wychodzę, badania są dobre - rzekł widocznie zadowolony.
- Odbierzemy cię z Zaynem - oznajmiłam, czując jak łza spływa mozolnie po moim policzku.
- Dziękuje, mam dosyć tego szpitala - odpowiedział radośnie, po czym przewrócił oczami na myśl o tym potwornym miejscu.
- Potrzebujesz czegoś? I tak za wiele tu nie wzniosę...
- Nie, nie. Kocham cię Lucy, wiesz? Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i chce tylko, abyś tu była - wyszeptał, a ja dałam upust łzom.

Po wizycie u Louisa wyszłam cała zasmarkana i rozmazana, trudno mi było rozstać się przyjacielem. Miał złamaną rękę i żebra, co nie pozwala mu się ruszać. Będzie uziemiony w domu przez tydzień, lecz potem zdeklarował się, że zmienia tryb życia. Wcześniej ciągle imprezował, a kobiety traktował, jak zabawki na jedną noc.
Wyszliśmy ze szpitala, a pogoda była totalnie paskudna. Padał deszcz i wiał okropny wiatr, natomiast my zajęliśmy miejsca ciepłym samochodzie Zayna.
- Zayn, mógłbyś mnie podwieźć w jedno miejsce? - zapytała Olivia, gdy wyjeżdżaliśmy z parkingu.
- Jasne, gdzie? - powiedział, skręcając w lewo.
- Na ten adres - rzekła, podając mu telefon z adresem. - Mam tam sprawę do załatwienia.
Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy, ja oparta głową o szybę. Patrzyłam na krople deszczu monotonnie spływające po szybie. Ludzi z parasolkami biegnących, by schować się przed zmoczeniem. Autobusy zabierające pasażerów. Turystów, którzy zdziwieni tak częstym deszczem robili zdjęcia lub panikowali z braku parasola, płaszcza.
I wtedy zaczęłam rozmyślać nad swoim życiem. Co teraz będzie? Mam mieszkać z Zaynem i udawać, że nic się nie stało? Wciąż mam w pamięci jego oszustwo oraz bagno, w jakie mnie wplątał, ale kocham go, a on mnie i razem się dopełniamy.
Będę chodzić do szkoły, ale jak się utrzymam? Nie chcę pieniędzy Zayna, a te miliony, które wygrałam są brudną kasą. Muszę się zastanowić, czy ją wydać.
- Dziękuje, wrócę metrem. Pa - usłyszałam nagle spokojny głos Olivii.
Pożegnałam się z nią, a Zayn ruszył.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam po chwili cichej jazdy.
- Na kolację - posłał mi zadowolony uśmiech.
- Zayn, gdzie są pieniądze, które wygrałam? - odparłam, bo męczyła mnie ta sprawa.
- W sejfie w piwnicy, chcesz je wydać? - oznajmił, a ja prawie podskoczyłam.
- Nie wiem, to fałszywa kasa. Od złych ludzi - mruknęłam, przygryzając wargę.
- Może i tak, ale to miliony. Wydaj je, zasłużyłaś - wymamrotał, co wprowadziło zamęt w mojej głowie.
Zatrzymaliśmy się pod restauracją, która wyglądała wspaniale. Udaliśmy się do środka, gdzie przywitał nas miły kelner, który zaprowadził nas również do stolika. Zajęłam miejsce i spojrzałam w kartę, oczywiście Zayn musiał wybrać cholernie drogą.
- Dzień dobry, na co mają państwo ochotę? - usłyszałam nad głową.
- Ja poproszę Toad in the hole* i herbatę - powiedziałam z uśmiechem.
- Ja natomiast Beef Wellington** oraz szklankę wody - dodał Zayn po chwili namysłu.
- Dobrze, dziękuję.
Kelner odszedł, a ja lustrowałam twarz Zayna. Nie mogłam uwierzyć, że jest mój.
- Coś się stało? Dlaczego tak patrzysz? - zapytał Zayn z lekkim uśmiechem.
- Bo cię kocham Zayn - wyszeptałam, patrząc w jego oczy.
Najpierw wykazały zdziwienie, ale potem miałam wrażenie, że wzruszenie. Chyba pierwszy raz mu to powiedziałam.
- Ja ciebie też kocham, Lucy - powiedział drżącym głosem.
Niestety, tę piękną chwilę przerwał nam kelner, który przyniósł napoje i przystawkę w postaci Cornish Pasty***.
Zajęliśmy się jedzeniem i popijaniem bez ani jednego słowa. Chwilę później dostaliśmy nasze główne dania, które mi smakowały niesamowicie.
Gdy skończyłam wzięłam łyk herbaty i spojrzałam na Zayna. Uwielbiam lustrować jego miodowe oczy oraz malinowe usta. Jest perfekcyjny.
- Jesteś taki przystojny - mruknęłam pod nosem, ale nie miałam w planach wypowiedzieć to na głos.
Zayn zaśmiał się zadziornie poprawiając włosy.
- A ty jesteś najpiękniejszą księżniczką na świecie - wychrypiał, powodując moje wzruszenie i rumieńce.
- Co teraz będzie, Zayn? - spytałam, łącząc nasze ręce na stole.
- Właśnie chciałbym z tobą o czymś porozmawiać - zaczął niepewnie. - Myślę, że najprościej i najlepiej będzie, jeśli po prostu ci to dam.
I chwilę później wyciągnął ze swojej skórzanej kurtki czarne małe pudełeczko. A ja zamarłam, co on chciał zrobić? Wzięłam je do ręki i otworzyłam wieczko. Zamarłam widząc, co jest w środku.

*Toad in the hole – kiełbaski zapiekane w cieście.
**Beef Wellington – polędwica wołowa z dodatkiem grzybów i pasztetu zapiekana w cieście francuskim.
***Cornish pasty – zapiekany pieróg nadziewany wołowiną, ziemniakami, cebulą i brukwią.
(Wszystkie to jedne z tradycyjnych brytyjskich potraw)
____________________________________________________________________________
Witam was :) Znowu poślizg, ale staram się, by rozdział na Life'a były dopracowane i według moich planów, więc gdy nie mam weny nie staram się napisać byle czego tylko czekam, aż najdzie mnie pomysł na ujęcie w słowa mojej koncepcji. 
Jak myślicie, co jest w pudełku od Zayna? ;)
Pamiętajcie, że nadal możecie być informowani! Piszcie swoje usery do tt w odpowiedniej zakładce.
Ostatnio śniło mi się, że wydałam książkę Life'a. To nawet ciekawy pomysł, ale chyba jeszcze nie teraz.
Myślę też nad tą niespodzianką dla was, ale sądząc po komentarzach jest za mało czytelników na nią ;c
Wolicie, abym zrobiła jedną długą część Life'a czy podzieliła ją na dwie?

sobota, 9 maja 2015

~.35.~

- Joel, naprawdę nie musisz przyjeżdżać. Jestem pod dobrą opieką - mówiłam po raz kolejny, patrząc w ekran komputera, na którym widniał mój brat.
- Dlaczego zawsze dowiaduję się ostatni?! - wrzasnął. - Pod jednym warunkiem nie przyjadę, będziesz codziennie do mnie dzwonić i mówić, jak się czujesz.
- Dobrze bracie, nie gorączkuj się tak - posłałam mu dumny uśmiech.
- Będę, bo się o ciebie martwię - odparł, a ja poczułam dziwne uczucie ciepła w sercu.
Już od 30 minut rozmawiałam z bratem przez skype. Siedziałam wygodnie na kanapie, okryta kocem i z kawą w ręku. Dziś tak naprawdę powinnam iść do szkoły, bo jest poniedziałek, ale mój stan zdrowia na to nie pozwala.
Olivia zajęła miejsce obok mnie, a Zayn robił coś w ogrodzie. Melissa miała przyjść po 3pm, aby dać mi lekcje. Sarah wpadła dziś rano ze świeżymi bułkami i kawą. Wszyscy chcą mnie odwiedzać, ale ja odsyłam ich do Louisa. Z tego, co wiem to Liam z Niallem właśnie do niego jadą.
- Dobra, ja kończę, bo muszę iść spać. Dobranoc, siostrzyczki - pożegnał się Joel.
- Pa - odpowiedziałyśmy razem z Olivią.
Odłożyłam komputer, po czym wzięłam łyk pysznej kawy. Chwilę później usłyszałam trzask zamykanych drzwi. A w pomieszczeniu pojawił się Zayn.
- Co robiłeś? - zapytałam, gdy podszedł do mnie i oparł się o oparcie kanapy.
- Przykrywałem basen, w końcu idzie zima - odparł, patrząc na mnie.
- Który dzisiaj jest? - spytałam.
- 4 października, a co? - odpowiedział, nieco zdziwiony.
- Straciłam poczucie czasu. Zayn, kiedy będę mogła wyjść z domu? - mówiłam, poprawiając się.
- Dean mówił, że do jutro na pewno nie możesz się ruszać z kanapy. Pójdziemy na badania kontrolne to się wszystkiego dowiemy - uśmiechnął się, łapiąc mnie za rękę.
I nagle po domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, Malik poszedł otworzyć. A chwilę potem pojawił się z Rachel, która miała w rękach pluszowego misia i torebkę z jedzeniem.
- Hej, Lucy. Jak się czujesz? - odrzekła, podchodząc bliżej.
- Cześć, lepiej już - posłałam jej wdzięczy uśmiech za to, że przyszła.
- Wyrwałam się z pracy, by cię odwiedzić, a i tak mam tylko 20 minut - poinformowała, stawiając jedzenie na stole i podając mi przytulankę. - To dla ciebie.
- Dziękuje, a gdzie ty właściwie pracujesz? - wzięłam prezent, patrząc na nią.
- W ciągu dnia w przedszkolu, jako pomoc. A wieczorami w fastfoodzie - oznajmiła, przygryzając wargę.
- Czemu, aż tyle?
- Z tym się wiążę długa historia - wyszeptała, spuszczając głowę.
- Chętnie posłucham, jeśli ty tego chcesz - odparłam pociesznie.
- Mój tata przyjechał tu 5 lat przed poznaniem mamy, ale tylko do pracy na budowie. Potem poznał mamę, która nie miała zbyt dużego wykształcenia, mimo to zakochali się. Zamieszkali razem w malutkim mieszkanku, w którym żyjemy do dziś. Na świat przyszłam ja, mama musiała zrezygnować z pracy w biurowcu. Cały czas żyliśmy za pensję taty, która i tak nie wystarczała, więc mama musiała wrócić do biura. I urodził się mój brat, a mama zachorowała. Na jej leczenie idą wielkie pieniądze. Teraz ja, tata oraz brat staramy się pomagać. Chris ma 17 lat, a już tyra na budowie, by mama miała zapewnioną opiekę. A ja muszę dodatkowo płacić za swoje studia - opowiadała.
- Matko...To ciężkie, tak mi przykro - wyszeptałam zszokowana.
Rachel nie wyglądała źle, miała ubrania dobrych marek, telefon. Nie sądziłam, że tak ciężko na to pracuje.
- Liam wie?
- Nie do końca, nie wie o chorobie mamy.
- Dość o mnie, mów co u ciebie - rozweseliła się.
- Nic nowego, samochód nieźle mnie załatwił - prychnęłam, po czym zaśmiałam się cicho.
- Liam mi powiedział prawdę - rzekła z jednoznacznym spojrzeniem.
- Taaa, chyba wtedy za dużo wypiłam - zmieszałam się, patrząc na siostrę, która robiła coś na telefonie w fotelu obok.
Rachel zrozumiała, o co chodzi i nie drążyła tego tematu. Rozpakowała jedzenie, aby następnie podać mi makaron z sosem, oczywiście włoskie. Ona je kocha.
- Mój ulubiony - odparła zajadając się swoją porcją.
- Faktycznie pyszny - przyznałam jej rację.
- Chcesz też? - zapytała Rachel, patrząc na moją siostrę, która pokiwała głową i wróciła do komórki.
- Co ty tak piszesz? - mruknęłam z pełną buzią.
- Praca, muszę odwołać kilka spotkań, bo moja asystentka nadrabia inne rzeczy - poinformowała, przewracają oczami.
- Kim jesteś z zawodu? - wtrąciła Rachel.
- Tak właściwie to pracuję w firmie kosmetycznej jako doradca, wybieram kosmetyki i zarządzam wszystkim. Jednak dopiero od niedawna, bo w czerwcu skończyłam studia, ale od 2 lat jestem w tej firmie i poprzednia właścicielka odchodziła na emeryturę, a mi oddała swoje biuro - opowiadała, a ja uważnie słuchałam.
- To super sprawa! Czekaj, ty jesteś właścicielką The Lime*? - Rachel klasnęła w dłonie uradowana.
- Tak.
- Naprawdę? To ty? Kocham twoje kosmetyki, dziś niestety nie mam nic z The Lime, ale prawie codziennie się maluje pomadką z serii Glam Lam, odcień 16 - mówiła, jak nakręcona.
- Wymyśliłam tę kampanię, to świetnie - posłała nam dumny z siebie uśmiech.
- Nie wiedziałam, że mam tak sławną siostrę - zachichotałam, odkładając puste pudełko na stół.
- A tam sławną, po prostu The Lime sprzedają w każdym sklepie z kosmetykami - machnęła ręką, ale widziałam ten błysk w jej oczach.
Tak się rozgadałyśmy, że nie zauważyłam nawet zniknięcia Zayna. Ciekawiło mnie, gdzie jest, ale wtedy Rachel oznajmiła, iż musi już iść, więc pożegnałyśmy się.
- Potrzebujesz czegoś? - usłyszałam po chwili głos Olivii, która szła do kuchni.
- Nalej mi proszę soku - odpowiedziałam, biorąc telefon.

Fabio
2.10.2014 8:45 pm
>Mam dosyć tej ciszy<

Fabio 
2.10.2014 9:11 pm
>Co się dzieje, Lucy?<

Fabio
2.10.2014 10:01 pm
>Odpisz mi, bo odchodzę od zmysłów<

Fabio
3.10.2014 5:23 am
>Martwię się ;c<

Lucy
4.10.2014 1:34 pm 
>Przepraszam, byłam zajęta szkołą. Opuściłam się w nauce i zawaliłam kilka rzeczy, ale już jest dobrze<

Fabio
4.10.2014 1:37 pm
>Matko, w końcu odpowiedziałaś! Martwiłem się, mogę zadzwonić?<

Lucy 
4.10.2014 1:40 pm
>Nie teraz, ale gwarantuję ci, że wszystko dobrze :) Opowiadaj, co u ciebie!<

Fabio 
4.10.2014 1:41 pm
>Padam z nóg, pomagałem siostrze Daniele'a w klubie, w którym byliśmy. Idę spać, dobranoc ♥<

Odłożyłam telefon nie do końca zadowolona, że okłamałam Fabio, ale nie miałam wyboru. Muszę chronić Zayna i nie rozgadywać nikomu, iż to przez wyścigi mnie porwano.
I nagle, jakby na zawołanie zjawił się Malik. Kucnął obok kanapy i złapał za rękę.
- Kochanie, jutro rano przyjdzie Mildreth posprzątać, ale ja pojadę do Louisa. Dobrze? - mówił, patrząc mi w oczy i gładząc kciukiem wierz mojej dłoni.
- Oczywiście, powiedz mu, że tęsknię. A co dziś cały dzień robisz? - odparłam, podpierając się.
- Przykrywałem basen, szukałem paru dokumentów - objaśnił obojętnie.
- Pocałuj mnie - wyszeptałam, przygryzając wargę.
A chwilę potem Malik objął moją twarz dłońmi i wpił się w moje usta. Ja wplotłam swoje ręce w jego włosy. Rozpoczął walkę naszych języków, czułam się niesamowicie. Całował delikatnie moją szyję, a ja cicho jęknęłam z rozkoszy. Tak dawno nie pożądałam go w ten sposób. Zayn błądził dłońmi po moim ciele, nawet wkładał palce pod bluzkę. Modliłam się, by Olivia tego nie widziała.
Gdy usłyszałam kroki, oderwałam się od Mulata. Mój oddech był przyśpieszony, a serce waliło, jak oszalałe.
- Kocham cię - wyszeptał, poprawiając kosmyk moich włosów.
I wtedy do pomieszczenia weszła Olivia z sokiem dla mnie oraz kanapką dla siebie. Podziękowałam jej, biorąc łyk zimnej cieczy.

Później przyszła Melissa, z którą zrobiłam lekcje. Zayn w tym czasie był na dworze i palił, po czym wrócił i jadł zapiekankę. Olivia czytała książkę, a ja grzecznie zapisywałam wszystko.
- Czy ty masz jeszcze kontakt z Danielem? - spytałam, gdy przepisywałam matematykę.
- Tak, rozmawiamy prawie codziennie - zarumieniła się wyraźnie.
- To wspaniale! Jesteście już razem? - ucieszyłam się, klaszcząc w dłonie.
- Nie, ale zachowujemy się jak para. Gdy gadamy na skype ciągle mówi, że jestem piękna. Pisze, że mnie kocha, ja tak samo. Oficjalnie jednak nie jesteśmy parą - rzekła cała rozemocjonowana.
- Jak słodko - uśmiechnęłam się. - Chce cię odwiedzić?
- Tak, ale dopiero na wakacje może, a to prawie rok - posmutniała, opierając się na łokciu.
- Szkoda, to długo - wymamrotałam ze skwaszoną miną, odkładając długopis.
- Niestety.

Do 6pm oglądaliśmy w czwórkę filmy, ale potem Mel poszła do domu, a Olivia chciała spotkać się z dawną koleżanką i zostałam sama z Zaynem.
- Musimy wykorzystać ten czas, gdy jesteśmy sami - powiedział Zayn, gwałtownie wstając z fotela i biorąc mnie na ręce przez co pisnęłam.
- Zayn, ja mogę już sama wejść po schodach - przypomniałam mu.
- Ale ja chcę cię wnieść - posłał mi zawadiacki uśmiech i wbiegł na górę.
Otworzył drzwi od sypialni, a ja poczułam przypływ nerwów oraz gorąca. Czy on chce się ze mną pieprzyć? Ja...nie jestem na to gotowa. Nie dziś...
Położył mnie delikatnie na łóżku, dając mi buziaka w nos i poszedł do garderoby. Denerwowałam się, jak cholera. Ręce mi się trzęsły, a serce prawie eksplodowało. Nie mogłam się opanować.
Wtedy Zayn pojawił się z powrotem z jakąś wstążką w ręce.
- Zabawimy się trochę - wychrypiał seksownie, ściągając ze mnie bluzkę.
Z przyzwyczajenia zakryłam się rękoma, ale Malik zabrał je i zaczął przywiązywać do łóżka. Kurwa, on chciał seksu. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Nie kochanie, twoje ciało jest zbyt piękne, by je zakrywać - odparł związując mnie.
- Co ty chcesz zrobić? - zapytałam nieśmiało, unikając kontaktu wzrokowego.
- Pokazać ci, że mnie pragniesz - wyszeptał do mojego ucha, po czym zagryzł delikatnie jego płatek.
To się nie działo...To niemożliwe...Za chwilę albo stracę dziewictwo, albo stchórzę i ucieknę.
Zayn przejechał ręką po moim brzuchu. Następnie uwodzicielsko ściągał koszulkę, a ja byłam rozpalona. Przygryzałam wargę, próbowałam odwiązać ręce, by dotknąć idealnego torsu chłopaka ozdobionego masą tatuaży.
- Chcesz więcej? - zapytał, a ja pokiwałam głową.
Zayn zaczął rozpinać moje spodnie, a ja wciąż walczyłam z rękoma. Powoli ściągał leginsy z moich nóg, odsłaniając tym samym czarne, koronkowe majtki, które miałam na sobie.
Jeździł dłonią po moim udzie, a ja gotowałam się z podniecenia. Śmiał się z tego, widząc jak na mnie działa.
Zaczął składać delikatne pocałunki na moim udzie. Szedł coraz wyżej, lecz po chwili odsunął się, a ja miałam ochotę go zabić. Co on wyprawia? Czemu przestaje?
Rozpiął swoje spodnie, a ja po prostu nie wytrzymałam i wstążka, którą miałam związane ręce zerwała się. Natychmiast rzuciłam się na Zayna, rozpoczęłam walkę naszych języków. Błądziłam dłońmi po jego torsie, ale on nagle odsunął się.
- To jest moja gra, skarbie - mrugnął, wstając z łóżka.
Wszedł ponownie do garderoby, po czym wrócił z kajdankami. Prychnęłam pod nosem, a on usiadł na mnie okrakiem i zapiął do łóżka. Czułam wypukłość w jego spodniach, gdy ocierał się o mnie.
Składał pocałunki na mojej szyi, zniżając się od piersi do brzucha. Splótł nasze dłonie, pieszcząc ustami każdą część mojej klaty piersiowej.
Czułam, że jestem cholernie rozpalona, ale on nagle odsunął się i zszedł z łóżka.
- Mówiłem, że mnie pragniesz - odparł zadowolony, wkładając koszulkę.
- Co ty kurwa robisz? - sarknęłam wnerwiona.
- Koniec zabawy - poinformował z cwanym uśmieszkiem, zapinając spodnie.
- Chyba sobie żarty robisz - prychnęłam szarpiąc rękoma.
- Nie, leż tu sobie. Pa - odrzekł, wychodząc z sypialni.
Co to miało być? Ja pierdole, nienawidzę go. Zaczęłam krzyczeć, ale miał mnie gdzieś. Łzy spływały po mojej twarzy, czułam się poniżona.
Nagle drzwi od sypialni otworzyły się, a w nich stanął Zayn z tacą w rękach. Paliły się na niej świeczki, widziałam też jedzenie.
- Mała rekompensata - odparł, stawiając tackę obok mnie. - Przepraszam.
- To urocze, ale i tak mam ochotę cię zabić - warknęłam, przypominając o tym, że wciąż jestem skuta.
Zayn chwilę później odpiął mnie, a na osłodę pocałował w policzek. Usiedliśmy wygodnie, a ja spojrzałam na przysmaki. Babeczki z lukrem, mrożona czekolada i gruszki.
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i karmiliśmy do końca wieczora. Opowiadaliśmy sobie przygody z przeszłości, to była wspaniała końcówka dnia. A oczywiście skończyło się tak, że zasnęłam wtulona w ciepłe ramiona Malika w jego łóżku.

*Wymyśliłam The Lime, idk czy jest coś takiego xD
________________________________________________________
Witajcie :) Jak wam się podoba rozdział? Bo mnie wydaje się, że jest słaby ;c Chyba nie wyszedł taki, jaki miał wyjść. Zayn jest wredny, tak potraktować Lucy hahaha ;p
Pamiętajcie, że wciąż możecie być informowani o rozdziałach na tt. Wystarczy wejść w odpowiednią zakładkę.
Zapraszam wszystkich na moje ff z Jaiem Brooksem z Janoskians :) - KLIK 
Kocham was i dziękuje za ponad 37 tysięcy wyświetleń! Nigdy nie spodziewałam się, że dobijecie aż tylu. Jestem wam cholernie wdzięczna, to wspaniałe ♥

-Komentarze karmią wenę.
~.Miley ♥






sobota, 2 maja 2015

~.34.~


Ważna notka pod rozdziałem!!!

Olivia i Sarah wparowały do mojej sali przestraszone. Byłam szczęśliwa, że mogłam je zobaczyć. A zwłaszcza siostrę, której nie przytuliłam od miesiąca.
Wciąż czułam niesamowity ból w brzuchu i głowie, byłam słaba, zmęczona. Jednak musiałam z kimś w końcu porozmawiać.
- Jak się czujesz? - zapytała siostra, łapiąc mnie za rękę.
- Jak gówno - sarknęłam, na co ta zaśmiała się pod nosem.
- Kochanie, tak się martwiłam. Zayn zadzwonił do mnie, przyleciałam najszybciej, jak się dało. Co się właściwie stało? - mówiła zmartwiona Olivia, lustrując moją twarz.
Nie mogłam wydać Zayna, ufałam siostrze, ale to była zbyt ważna sprawa. Zamknęliby go za zabójstwo, a tego bym nie zniosła.
- Miałam wypadek. Wypiłam trochę po imprezie i wsiadłam do samochodu - skłamałam.
- Lucy, ile się o tym mówi - wymamrotała brunetka.
- Wiem, wiem - wyszeptałam, przygryzając wargę.
Sarah stała przy Louisie, który cały czas spał. Tak bardzo chciałabym do niego podejść, ale nie mogę się ruszyć. Mój przyjaciel cierpi...
- Co u was? - zapytałam z lekkim uśmiechem.
- Diana rośnie, jak na drożdżach. Jest taka śliczna, ostatnio częściej spotykam się z Devonne i Joelem, pomagam przy małej. Tęsknimy za tobą - opowiadała, głaszcząc mój policzek.
- Ja za wami też - mruknęłam.
- Wróć ze mną do Stanów, zamieszkasz u mnie lub Joela - zaproponowała siostra.
- Nie, muszę skończyć szkołę. I tak opuściłam już trochę - odparłam słabo.
Wtedy do sali wszedł lekarz, którego poznałam kiedyś. Dean.
- Olivia, przykro mi, ale musisz wyjść. Bierzemy ją na badania kontrolne - oznajmił, po czym spojrzał na mnie.


Po badaniach odwieźli mnie z powrotem na salę, gdzie siedziała już Melissa. Cieszyłam się z jej wizyty.
- Cześć, tak się denerwowałam - rzekła, patrząc na mnie.
- Taa, trochę się narobiło - skwitowałam.
- Powiedzieli mi dopiero rano, a Zayn z Melissą byli tu całą noc. Chłopaki wrócili o 3, a Harry nawet nie zadzwonił. Nieważne, jak się czujesz? - powiedziała Sarah.
- Lepiej, chcę już do domu - wymamrotałam, przewracając oczami.
- Ale to niestety, dopiero za przynajmniej jeden dzień - usłyszałam głos Dean'a, który właśnie wszedł do sali.
Przywieźli Louisa, pielęgniarki zaczęły go przypinać do tych urządzeń, a lekarz zapisał coś na jego karcie.
- Co z nim? - zapytałam, przygryzając wargę.
- Jest poprawa, powinien wybudzić się za kilka godzin. Wątroba i śledziona działają prawidłowo, ale posiedzi tu dłużej niż ty - poinformował, czytając wyniki badań.

Po wizycie Sarah zostałam sama, nie licząc reszty pacjentów w sali. Jednak nie na długo, bo chwilę później w szybie od drzwi zobaczyłam Nialla i Liama. Chłopcy weszli do sali, po czym stanęli obok mego łóżka.
- Hej, mamy coś dla ciebie - powiedzieli, stawiając na mojej szafce małą porcelanową tancerkę.
- Kwiatów nie można wnieść - oznajmił Niall, siadając na krześle.
- Spoko - posłałam mi uśmiech, co odwzajemnili.
- Zayn powinien tu być za kilka minut, siedział całą noc i rano pojechał się zdrzemnąć - odrzekł Liam, co przyśpieszyło bicie mojego serca.
Rozmawialiśmy jakieś 10 minut, po czym zauważyłam w drzwiach Zayna. Horan i Payne pożegnali się, opuszczając pomieszczenie, a do mojego łóżka zbliżył się Malik.
- Cześć, księżniczko - przywitał się, łapiąc moją dłoń.
- Hej.
- Przywiozłem kilka ubrań, twoje kosmetyki, telefon, ale nie mogę tego tu wnieść. Pozwolili jedynie na to - odparł, po czym wyciągnął z kieszeni kurtki małego misia.
Wzięłam go do ręki, był taki słodki. Cieszyłam się, że o tym pomyślał.

Wizyta Zayna była krótka, bo przywieźli nowego pacjenta i Malik musiał wyjść. Zostałam sama, ale potrzebowałam tego. Chwila odpoczynku i przemyślenia wszystkiego.
Teraz widzę, komu na mnie zależy. Chyba jestem w stanie wybaczyć chłopakom i Sarah, bo widzę, że troszczą się i dbają, bym była bezpieczna. Bo choć ten skurwiel mnie porwał to oni byli tu ze mną, a Zayn dopuścił się najgorszego, ale w mojej obronie. Naraził siebie, aby uwolnić nas z rąk tych zwyrodnialców.
I wtedy usłyszałam głośne pikanie, Louis się obudził. Szybko spojrzałam w jego stronę, jego klatka piersiowa poruszała się w bardzo szybkim tempie. Miał otwarte oczy, już chwilę później zbiegli się lekarze.
- Louis, jestem tutaj - mówiłam, ale on nie wykazałam żadnej reakcji.
Pielęgniarki oraz Dean wstrzykiwali mu coś, poprawiali kroplówkę i inne te rzeczy. W oczach zaczęły zbierać się łzy, gdy widziałam, co dzieje się z moim przyjacielem. Ciągle powtarzałam, że jestem tutaj. Mówiłam jego imię, ale nie reagował.
Dean kazał mi się zamknąć, bo go to denerwuje i nie może się skupić, ale miałam to w dupie. Liczyło się to, by Lou wykazał jakąkolwiek reakcję.
Wyciągałam do niego rękę, nawet podniosłam się to pozycji siedzącej. Łzy spływały po mnie strumieniami, aparaty okropnie pikały, głowa bolała niemiłosiernie. I wtedy stał się cud, Louis wystawił rękę, po czym złączył ją z moją.
Wszyscy momentalnie popatrzyli się w moją stronę. A ja nie mogłam w to uwierzyć, teraz płakałam ze szczęścia. Louis był świadomy, pamiętał mnie.
- Jestem tutaj, jestem z tobą - wyszeptałam, ocierając słony płyn z moich oczu.
Słyszałam tylko jego oddech, który wspomagany był maską. Lekarze odsunęli się z uśmiechami na twarzy.
- Wszystko jest dobrze, ale musi teraz dużo odpoczywać. Nikt nie może tutaj wejść przez najbliższe kilka godzin - odrzekł Dean, po czym opuścił salę.
- Louis, jeśli mnie słyszysz ściśnij mocniej moją rękę - odparłam nieco głośniej.
I już po chwili poczułam, jak jego dłoń zaciska się na mojej. Byłam taka uradowana, on słyszał, widział, miał świadomość.
- Kocham cię, rozumiesz? Nigdy już nie pozwolę, by ktoś się tak skrzywdził - mówiłam do niego, lecz nie oczekiwałam odpowiedzi. Był na to za słaby.
Do końca wieczora mówiłam do Louisa, ale on jedynie ściskał mocniej moją rękę lub próbował spojrzeć w moją stronę. Śmiałam się dużo, opowiadałam mu historie z mojego życia. Potem on zasnął, a ja długo myślałam o mojej relacji z Zaynem.

Rano obudziłam się około 10 am, byłam wypoczęta i czułam się znacznie lepiej. Ból głowy ustał, nabrałam energii. Pielęgniarka przywiozła mi ciepłe śniadanie oraz herbatę. Leżałam bezczynnie jakieś 15 minut, patrzyłam w okno, które zalał londyński deszcz. Nie mogę się doczekać, kiedy opuszczę ten cholerny szpital i odetchnę prawdziwym powietrzem. Mam serdecznie dosyć zapachu pacjentów, płynów oraz pikających aparatów.
I nagle usłyszałam, jak Louis się budzi. Był w stanie przekręcić głowę w moją stronę, następnie ruszył ręką, którą zdjął maskę.
- Cześć Louis - uśmiechnęłam się do niego.
- Kocham cię, księżniczko - wychrypiał ostatnimi siłami, a ja popłakałam się, jak małe dziecko.
Chwyciłam jego rękę, gdy do sali wszedł lekarz z pielęgniarkami.

Po dwóch dniach dostałam upragniony wypis, więc od rana czekałam, kiedy Zayn mnie stąd zabierze. Wczoraj wszyscy przyszli do nas, rozmawiali z Lou, który robił się coraz silniejszy. Olivia powiedziała, że ten chłopak cudem z tego wyszedł.
Zayn przyjechał z samego rana z moimi rzeczami, pielęgniarka pomogła mi się ubrać. Rozczesała mi brudne już włosy. Czułam się lepiej, ale i tak wywieziono mnie na wózku. Olivia z Zaynem od razu zaczęli mnie ściskać, ale ja kazałam im jechać już do domu.
Zapakowali mnie do auta, razem z Olivią z tyłu.
- Teraz nie opuszczę cię przez najbliższy rok! - powiedziałam siostra z groźnym spojrzeniem.
- Boże, za co? - zaśmiałam się.
- Ej!
- Olivia zamieszka z nami przez najbliższy czas - poinformował Zayn, a ja przygryzłam wargę.
Patrzyłam na niego przez chwilę, ale potem Olivia zaczęła mi opowiadać, że nie pozwoli mi wsiąść za kółko do śmierci. Aż w końcu dojechaliśmy do domu, ale ja nie byłam w stanie sama przejść.
- Ja ją wezmę, a ty zabierz rzeczy - Malik zwrócił się do mojej siostry, która od razu chwyciła moją torbę.
- Uważaj - wyszeptał Mulat, delikatnie wsuwając swoje ręce pode mnie.
Czułam się tak wyjątkowo, gdy trzymał mnie, jak pannę młodą. Moje serce biło, jak oszalałe. Zrobiło mi się cholernie gorąco, patrzyłam w jego piękne oczy i rozpływałam się. On również lustrował moją twarz. Niestety, przerwałam nam Olivia mówiąc, że mamy się pospieszyć, bo się przeziębię.
Zayn wszedł do domu i położył mnie na sofę, okrywając szczelnie kocem. Następnie wrócił zamknąć auto oraz drzwi.
- Przyniosę ci więcej poduszek - oznajmiła siostra, znikając na schodach.
- Zayn, zanieś mnie do łazienki. Chcę się umyć - rzekłam, gdy ten uklęknął przy kanapie.
- Jasne - wyszeptał, biorąc na ręce moje okropne ciało.
Delikatnie pokonywał każdy stopień, obchodził ze mną, jak ze szkłem, porcelaną. Oczywiście wszedł do łazienki w swoim pokoju, co w sumie było dobre.
- Pomogę ci, jeśli nie masz nic przeciwko - odparł, sadzając mnie na blacie obok umywalki.
- Ja jej pomogę, ty zrób herbatę - usłyszeliśmy głos siostry, która stała w drzwiach z rękoma pod biustem i dziwną miną.
Malik spojrzał w moje oczy, pozwoliłam mu odejść, bo zrobił bez słowa.
- Chodź tu, umyjemy cię malutka - wymamrotała, powoli ściągając moja bluzkę.
Zajęło nam to około 45 minut, bo przy większym ruchu brzuch niemiłosiernie przypominał o sobie. Momentami płakałam z bólu, ale w końcu Olivia pomogła mi się umyć i z powrotem ubrać, Nawet włosy wyszorowała, zęby również. Byłam jej wdzięczna, ponieważ nieźle się na tym namęczyła. To nie lada wyzwanie, bo wystarczy jeden ruch i mój brzuch wywoła taki ból, że tego nie wytrzymam.
Gdy byłam gotowa, zawołałyśmy Zayna, który wziął mnie na ręce, po czym zniósł na dół. Leżałam wygodnie na kanapie, okryta kocem z herbatą w ręku.
- Olivia, przyniesiesz mi proszę torebkę? - mruknęłam, biorąc łyk ciepłego napoju.
Brunetka natychmiast wstała z fotela, ruszyła do przedpokoju.
- Wszystko dobrze? - zapytał chłopak z troską w oczach.
- Tak, jeśli jesteś obok - wyszeptałam, patrząc na niego. Miałam wrażenie, że wzruszył się na moje słowa.
- Trzymaj, ja idę po książkę - siostra podała mi torebkę, a następnie wbiegła na górę.
Wyciągnęłam z niej misia od Zayna, co wywołało uśmiech na jego twarzy. Odwzajemniłam go, ale Malik poszedł gdzieś.
- Wiem, że to nie wynagrodzi ci tego, co przeze mnie przeszłaś. Jednak bardzo cię kocham i nie pozwolę już, by ktoś zrobił ci krzywdę. Cały czas będę przy tobie, jesteś moim oczkiem w głowie, proszę to dla ciebie - mówił, ściskając moją rękę.
Podał mi małe pudełko, a ja już płakałam, jak bóbr. Otworzyłam prezent, byłam w szoku. Piękna bransoletka. Nie mogłam uwierzyć, do tego gdy ją wyjęłam, zauważyłam napis z tyłu serduszka. A właściwie literki. ZL.
Zamiast odpowiedzieć, namiętnie pocałowałam chłopaka. Już zapomniałam smak jego ust, a był taki wspaniały. Tęskniłam za tym. Całowaliśmy się dobre 3 minuty, byłam w 7 niebie.
- Też cię kocham.
- Podoba ci się? - zapytał, zakładając bransoletkę na moją prawą rękę.
- Jest piękna - uśmiechnęłam się, oglądając ją.
- Ale musisz mi coś obiecać - odparł, patrząc mi w oczy. - Nigdy więcej nie zrobisz sobie krzywdy. Pomyśl, że gdy okaleczasz siebie to tak, jak gdybyś okaleczała mnie.
- Obiecuję - wyszeptałam, przygryzając wargę.


_________________________________________________________________________
Witam was po długiej przerwie :) Przepraszam, że tyle musieliście czekać, ale szkoła i brak weny robi swoje ;c Ale już wracam, chociaż nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału. Pewnie jest dużo błędów. Może jutro je poprawię. 
Ale co najważniejsze: 
Zdejmuję limit komentarzy, ale nie oznacza to, że macie przestać komentować. Bardzo was proszę o taką opinię, bo to szansa na szybszy rozdział. Chciałabym, żeby chociaż 3 komentarze były pod rozdziałem :) Mimo to rozdziały będą się pojawiać bez względu na liczbę komentarzy.
Chciałabym wam serdecznie podziękować za prawie 37 tysięcy wyświetleń!! Zakładając Life'a nigdy nie myślałam, że uda mi się dobić to tylu ;c Kocham was bardzo i szykuję pewną niespodziankę dla moich czytelników ;)
Zaszły małe zmiany w bohaterach i czytam&polecam :)
Podobał wam się rozdział? Louis się obudził, Lucy wyszła ze szpitala i pogodziła się z Zaynem :) Jak myślicie, co wydarzy się dalej?
See ya soon :*
Clauduśka Duśka xx.

-Komentarze karmią wenę.
~. Miley ♥