środa, 20 stycznia 2016

~.51.~

*Zayn*

Siedziałem w klubie, paląc kubańskie cygaro. Był dzień, więc to miejsce raczej do pełnych nie należało. Skórzanych kanap miałem już dosyć, jednak spotkanie, które się tu odbywało było ważne. Patrzyłem na siedzącą przede mną brunetkę o krwisto-czerwonych ustach i ciemnych oczach. Jej piersi ściśnięte były przez obcisłą, czarną sukienkę. W dłoni trzymała papierosa, którego co chwilę popalała. 
- A więc po prostu chcesz się go pozbyć? - spytałem obojętnie, wypuszczając dym z ust.
- Chcę, żeby umierał długo i boleśnie. Tylko tyle - odpowiedziała, posyłając mi kuszące spojrzenie. 
- Powody? - mruknąłem, zgniatając niedopałek w popielniczce.
- Osobiste - szepnęła po chwili, wstając w fotela. 
Podeszła do mnie, kładąc dłoń na moim policzku. Ja swoje ułożyłem na jej talii, czułem napięcie w swoich ciele. Była cholernie seksowna, starsza, doświadczona.
- Tak bardzo się zmieniłeś, Zayn. Jestem z ciebie dumna - odparła, głaszcząc mnie po włosach. 
Spojrzała kusząco, bawiąc się kołnierzem mojej kurtki. Przygryzła wargę, ściągając ją z moich ramion. 
- Nigdy nie zapominaj, że to ja cię stworzyłam - sarknęła, po czym natarczywie przyssała się do mojej szyi. 
Ścisnąłem zgrabny tyłek Chantal, a ona jęknęła cicho, składając namiętne pocałunki. Palce kobiety wślizgnęły się pod moją koszulkę, gdy nagle przerwał nam mój telefon. Jego denerwujący dźwięk był nie do zniesienia, więc zacząłem szukać go w kieszeni. 
- Chantal, muszę odebrać - powiedziałem lekko przerażony, widząc numer Chrisa na ekranie.
- Nie musisz - pisnęła, próbując ściągnąć moją koszulkę, lecz wyrwałem się jej.
Prychnęła, siadając na fotelu. Upiła łyk drinka, gdy ja odebrałem połączenie.
- Chris, co się dzieje?
- Zayn, aresztowali Lucy do kurwy nędzy!
Moje serce zamarło, a myśli biegały, jak szalone. Nie byłem w stanie nic zrobić, zamurowało mnie. To nie mogła być prawda, kurwa.
- Malik, zabrali ją w szkole. Musisz coś zrobić do jasnej cholery. Chodzi o ten nielegalny wyścig.
- Zrobię wszystko, żeby ją stamtąd wyciągnąć.
Chris rozłączył się, a w moich oczach pojawiły się łzy. Szybko otarłem je, aby Chantal nie mogła zobaczyć mojej skruchy. A przede wszystkim nie dowiedziała się o Lucy.
Stałem, patrząc na nią. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Byłem w zbyt wielkim szoku. 
- No jedź, ona cię potrzebuje - powiedziała, wypuszczając dym z ust.
- Nie, to nie o to...
- Zayn, znam cię. Nie ukryjesz przede mną niczego, a teraz jedź - poleciła, a ja spojrzałem wdzięcznie.
Szybko pognałem do swojego auta, odjechałem z piskiem opon. Po drodze zadzwoniłem do chłopaków, abyśmy spotkali się u mnie w domu. Zacząłem obmyślać plan, co mogę zrobić, aby ją wyciągnąć. Moje serce kołotało, jak oszalałe. Było mi duszno, nie myślałem trzeźwo.

Od dwóch godzin siedzimy w schronie, przeszukując wszystko, aby znaleźć jakieś papiery, żeby uwolnić Lucy. Nie mamy nic, a tylko masę rzeczy, które wkopałyby też nas. 
- Możemy starać się o kaucję - powiedział Liam, drapiąc się po głowie.
- Nic innego raczej jej nie uratuje - odparła Zoe, opierając głowę o Nialla. 
- Powinniście zmienić auta, mogą dotrzeć do was i coś znaleźć, żeby was wsadzić - dodała Sarah, patrząc na mnie.
- Tym zajmę się ja - zadeklarował Harry, biorąc swojego laptopa.
- Jadę na komisariat - odparłem, chwytając kurtkę w rękę.
- Czekaj, trzeba wyczyścić twoje dane i dać inny samochód. Nie możesz im się wstawić - zatrzymał mnie Louis.
- Módlmy się, żeby zgodzili się na kaucję - wymamrotała Rachel, łapiąc się za głowę.

*Lucy*

Resztę dnia spędziłam na zwykłym leżeniu lub rozmawianiu z Hailey, dowiedziałam się, że pochodzi z Brighton, ale przeprowadziła się do Londynu na studia. Nie ukończyła ich, ale zamierza zrobić to, gdy wyjdzie. 
Czułam się tak okropnie, nie miałam na nic ochoty. Posiłki smakowały gorzej, niż w szpitalach. Każdy dzień wyglądał tak samo. Wstawanie, śniadanie, prysznic, leżenie bezczynnie, obiad, zajęcia, kolacja, prysznic, spanie. Spędziłam tu dokładnie 4 dni, nie miałam z nikim kontaktu. Nie można było mnie odwiedzać, więc przyjaciele nie przychodzili. Najbardziej brakowało mi Zayna, jego dotyku, pocałunków. Z każdą chwilą zmieniała się moja psychika, odechciewało mi się żyć, walczyć. Byłam w rozsypce, pewnego dnia nie mogłam wytrzymać i zdesperowana pożyczyłam żyletkę od jednej z więźniarek. Nie wiem, skąd ją miała, ale naprawdę trochę pomogła. Nikt tutaj nie patrzył na moje ręce, tylko pilnowali korytarzy. 
Dokładnie 4 dnia, gdy bezczynnie leżałam na swoich łóżku, do celi weszła strażniczka.
- Collins, kaucja została wpłacona, wychodzisz - burknęła, przewracając oczami.
Moje serce zabiło mocniej, a na twarzy pierwszy raz od pobytu tutaj, pojawił się uśmiech. Już myślałam, że o mnie zapomnieli. Nie mogłam uwierzyć w to, że nie spędzę tu ani chwilę dłużej.
- Hailey! Wychodzę! - krzyknęłam, przytulając ją. - Gdy wyjdziesz, spotkamy się, obiecuję.
- To świetnie, powodzenia Lucy - pożegnała się, a ja ruszyłam za strażniczką.
Prowadziła mnie korytarzami do pokoju, gdzie była torba z rzeczami, w których tu przybyłam i z nowymi, przyniesionymi przez mojego wybawcę.
Szybko nałożyłam bieliznę, zwykłe jeansy i gruby, czarny sweter. Na nogi wciągnęłam converse, biorąc swoje rzeczy. Chwilę później policjantka przepuściła mnie przez wielkie drzwi, żegnając raz na zawsze. Tam zobaczyłam Zayna, opierającego się o samochód. Niemal natychmiast rzuciłam się w jego ramiona.
- Nigdy więcej tam nie wrócisz, obiecuję - szepnął, ściskając mnie cholernie mocno.
- Tak bardzo tęskniłam - szepnęłam, ujmując jego twarz dłońmi.
- Ja też - mruknął, składając namiętny pocałunek na moich ustach.
Wsiedliśmy do auta, które pierwszy raz widziałam na oczy, po czym Malik ruszył w stronę naszego domu.
- Myślałem nad zmianą szkoły - rzucił podczas drogi.
- Nie, chcę skończyć ją i zapomnieć, nie będę uciekać, jak tchórz - zaprotestowałam niemal od razu.
- Ale wiesz, że po więzieniu nie dadzą ci życia - przypomniał, spoglądając na mnie.
- Mam to gdzieś, nauczyłeś mnie, żebym walczyła do końca, więc będę - mruknęłam, opierając głowę o szybę.
Resztę drogi spędziliśmy w zupełnej ciszy, a pierwsze, co zrobiłam, wchodząc do domu to długa kąpiel. Napuściłam wody do wanny, rozebrałam się i usiadłam wygodnie. Odpaliłam też kilka świeczek, żeby zrobić nastrój. Brakowało mi tego cholernie mocno. 
Nagle do środka wszedł Zayn, ściągnął skarpetki, po czym zaczął rozpinać spodnie.
- Stęskniłem się za twoim ciałem, kochanie - mruknął, ściągając z siebie ubrania w szybkim tempie.
Kochanie.
 Przygryzłam wargę, widząc go w samych bokserkach, które po chwili zdjął, ukazując mi swoją dużą, nabrzmiałą męskość. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, czułam podniecenie. Zayn wszedł do wanny, a ja zaatakowałam go pocałunkami. On ścisnął moje pośladki, kładąc się na oparciu. Ja trzymałam się na rękach, które umieściłam na klatce piersiowej chłopaka. Zaczął ssać skórę mojej szyi, gdy czułam, jak jego przyjaciel ociera się o moje uda. Jęknęłam cicho, a Mulat bawił się moim biustem. Ściskał piersi, całując obie. Drżałam, pragnąc dotyku Malika. 
- Pozwól mi sprawić, że poczujesz się kurewsko dobrze - wysyczał, zbliżając rękę do mojego wejścia.
Przytaknęłam, opierając dłonie na jego ramionach. Chwilę później poczułam, jak wsadza we mnie dwa palce. Krzyknęłam, zaciskając dłonie. To było zajebiście przyjemne. Drażnił moje ścianki, gdy jęczałam z podniecenia. Woda uderzała o moje uda, ponieważ wierciłam się. Zayn dokładnie zataczał koła, pchał coraz mocniej. Kurwa.
- Dobrze? - spytał, dobijając palcami o mój punkt G.
- Tak - wyrwałam, wbijając paznokcie w jego ramiona.
- Dojdź dla mnie, skarbie -  wysyczał, a ja w tym czasie szczytowałam, krzycząc imię mojego chłopaka.
Opadłam na jego tors, a on objął moje nagie ciało długimi rękoma. Próbowałam unormować oddech, ale on nie dał za wygraną. Przystawił swoją męskość do mnie, po czym wszedł gwałtownie. Czułam kłucie w podbrzuszu, zaciskając się wokół niego.
- Będę pieprzył się w każdym zakątku tego domu - wyjęczał, poruszając się powoli.
- Zayn - szepnęłam, podnosząc się i opadając. - Nie brałam tabletek.
Nie przestał, a wręcz przyśpieszył. Doprowadzał mnie do szału, nie mogłam oprzeć się przyjemności. Uwielbiałam sposób, w jaki mnie posuwał.
Ściskał moje pośladki, od czasu do czasu klepiąc mnie po nich. Czułam lekki ból, ale ignorowałam go.
Doszłam, zaciskając się na nim. Dyszałam, gdy on dokończył robotę sam i górował chwilę później. Położyłam się na Zaynie, nasze plecy się stykały, a brunet objął mnie rękoma.
- Lubię być na górze - stwierdziłam, polewając się wodą.
- Ale nie będziesz - zaśmiał się, całując mnie w policzek.
- Zayn - zaczęłam niepewnie.
- Tak?
- Ile dziewczyn miałeś przede mną? - spytałam, przygryzając wargę. Bałam się odpowiedzi.
- Tylko Perrie - odpowiedział, przełykając głośno ślinę.
- A z iloma spałeś? - palnęłam, naprawdę tego żałując.
- To nieważne - burknął, spinając się.
- A kiedy...no wiesz...pierwszy raz?
- Miałem 16 lat, jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć - żachnął. rysując kółka na moim brzuchu.
- Ona coś dla ciebie znaczyła? - szepnęłam, denerwując się.
- Nie - mruknął krótko, złączając nasze dłonie.
- A ja znaczę?
Nastała cisza, okropna cisza. Czułam coraz większe zażenowanie. Ten człowiek jest tak trudny do rozszyfrowania. Chyba nigdy go nie zrozumiem.
- Lucy, zakochałem się w tobie. W tym, że jesteś inna, niż wszystkie. Taka delikatna, nieśmiała. Uwielbiam twój uśmiech i to spojrzenie, gdy powiem, jak bardzo cię kocham. Twoje oczy tak błyszczą wtedy. To, jak mnie przytulasz, bo jesteś, jak taki mały miś. I jak się denerwujesz, gdy tłumaczę ci matematykę, ale dalej nie rozumiesz. I rani mnie to, gdy ciągle nie jesteś pewna, czy jesteś dla mnie ważna, bo jesteś najważniejsza - mówił, a ja rozpływałam się pod jego słowami.
Odwróciłam się, złączając nasze usta w romantycznym pocałunku.
Wyszliśmy chwilę później, a ja ciągle myślałam o jego słowach. Jak udało mi się rozkochać kogoś, dla kogo związki były niemożliwe?
Rozczesałam mokre włosy, umyłam zęby i ubrałam się w parę ciepłych dresów. Gdy zeszłam na dół, Zayn siedział przed telewizorem z tostami oraz herbatą. W kominku było rozpalone, a ja wtuliłam się w swojego chłopaka, przykrywając nas kocem. Zayn podał mi tosta, a ja rozkoszowałam się smakiem prawdziwego jedzenia. Było tak idealnie.
Następnego dnia wróciłam do szkoły, było koszmarnie. Wszyscy wytykali mnie palcami, pytali, co się stało. Rozmawiałam z dyrektorem, ale to i tak nie było dla mnie czymś strasznym. Melissa i Chris nadmiernie przeżywali, lecz starałam się to ignorować. Lekcje mijały normalnie, a po nich pojechałam na zajęcia taneczne. Przeprosiłam za nieobecność, ucząc się układu, jak najlepiej. W lutym mamy występ w jednym z londyńskich klubów.

Następnego dnia po szkole, Zayn zabrał mnie na pierwszą lekcję prawa jazdy. Mimo, iż znałam wszystko dokładnie, to jednak, aby jeździć legalnie muszę uczęszczać na zajęcia. Dziś miałam też iść na siłownię, ale Zayn dzwonił, że musimy coś załatwić w mieście.
Po wyjściu z budynku, gdzie odbywają się szkolenia, zobaczyłam swojego chłopaka w Range Roverze.
Wsiadłam do środka, witając go całusem.
- Gdzie jedziemy? - spytałam, przeglądając się w lusterku.
- Zabieram cię na prawdziwą randkę - posłał mi zadowolony uśmiech, a ja poczułam dziwne ciepło w sobie.
Nie odpowiedziałam nic, było mi tak cholernie miło. Nie wierzyłam, że to się dzieje. To chyba pierwsza taka oficjalna randka, na którą zabiera mnie Zayn. Naprawdę cieszyłam się, że spędzimy czas razem, gdzieś w mieście, wyrwani od wszystkiego. A nie ciągle w domu, ja w szkole, a on nie wiadomo gdzie.
Całe szczęście, że ubrałam się dziś nawet ładnie. Turkusowe rurki, biała bluzka w koronkę, czarne botki na szpilce oraz skórzana kurtka  prezentowały się dobrze. Zatrzymaliśmy się przy lodowisku. I wtedy dziękowałam Bogu, że zabierali nas tutaj każdej zimy. Dzięki temu umiem jeździć i nie zrobię z siebie sieroty przy Zaynie. Lodowisko nie było kryte, ale urokliwe. Wokół na drzewach zawieszono lampki i inne ozdoby, leciała muzyka.
Wysiedliśmy z auta, podchodząc do wypożyczalni łyżew. Kupiliśmy też bilety, gdy oboje byliśmy gotowi, przyszedł czas wejść na lód.
Na początku się trochę bałam, ale Malik dodał mi otuchy. Jechaliśmy, trzymając się za ręce.
- Cieszę się, że tu jesteśmy - odparłam, spoglądając na niego.
- Chcę, żebyś miała trochę więcej czasu dla mnie i odpoczęła od tego gówna - powiedział, ściskając mocniej moją dłoń.
- Niedawno dopiero wróciliśmy z Bali, a ja nie mam sił. Szkoła mnie przewyższa, potem ta akcja z kasynem i zabójstwami, areszt. Ja nie jestem taka, jak ty. Nie umiem od tak zapomnieć - tłumaczyłam nieco ciszej.
- Muszę cię zmartwić, bo tak będzie często, ale damy radę, razem - mówił, po czym dał mi szybkiego buziaka w wierz dłoni.
Do końca jazdy myślałam tylko o jego słowach, zrozumiałam, że patrzy na mnie z przyszłością, chce dbać o ten związek. To było naprawdę nie do wiary, ja potrafiłam zmienić go z chamskiego indywidualisty na kochanego chłopaka. Byłam z siebie wręcz dumna.
Po dosyć długiej jeździe, byliśmy zmęczeni, dlatego opuściliśmy lodowisko w kilka minut. Jednak Zayn zamiast do domu, skręcił w zupełnie inną ulicę. Nie pytałam o nic, czekałam, aż dojedziemy, jak się potem okazało pod jedną z najsmaczniejszych restauracji, w jakich jadłam. Była w wysokim apartamentowcu, mieliśmy stolik przy oknie, z którego widać było niemal cały Londyn. Tak idealnie wyglądał oświetlony milionami lampek, światłami samochodów i wszelakich budynków.
Zamówiłam makaron z kurczakiem, a Zayn stek panierowany z ziemniakami. Czekając na zamówienia, piłam cieplutką herbatę.
- Moi rodzice chcą jutro przyjechać, od piątku do niedzieli. Nie masz nic przeciwko? - odparł, patrząc na mnie.
- Nie, to świetnie. Tylko trzeba wszystko przygotować, posprzątać i ugotować jakiś obiad, matko ja się z tym nie wyrobię - zaczęłam panikować.
- Spokojnie, Mildreth właśnie teraz sprząta. A obiad zrobimy razem, jak wrócisz ze szkoły - próbował mi pomóc, ale ja i tak wariowałam.
Wszystko musiało być idealnie, przecież nie przyjmiemy Trish w bałaganie. Muszę wypaść przed nią, jak najlepiej. Co jeśli nie spodoba jej się to, jaka jestem, jak żyjemy. A co najgorsze, że Zayn mnie utrzymuje. Bałam się cholernie.
- Lucy, będzie dobrze. Poznałaś już ich - mówił z pociesznym uśmiechem.
- Tak, ale teraz będą w naszym domu, a to coś innego - mruknęłam, przygryzając wargę.
- Po pierwsze, to zostaw tę wargę - rzekł, spinając się lekko, a ja zachichotałam pod nosem. - A po drugie to też się boję, ale trzeba myśleć pozytywnie.
- Tak? A czego ty się boisz? - prychnęłam, zakładając ręce pod biustem.
- Tego, że mimo ich zakazów wyjechałem tutaj, twierdząc, że poradzę sobie sam, w co oni kompletnie nie wierzyli. Teraz przyjadą zobaczyć, co stworzyłem przez te lata bez nich. Boję się, że to nie będzie to czego chcieli i po prostu zgnoją mnie, a potem wyjadą - wygarnął, a mi zrobiło się cholernie głupio. - No i jak ukryję to, że zabijam ludzi i jeżdżę w nielegalnych wyścigach, mając dom warty więcej, niż 10 razy ich?
- Przepraszam - mruknęłam, a w tym momencie kelner przyniósł nasze zamówienia.
Zajadaliśmy się przysznościami, rozmawiając na miliony tematów. Było naprawdę pięknie. Chciałam więcej takich wieczorów.
Spędziłam z Zaynem dużo czasu, nie myśląc o problemach, których się narobiło, aż nadmiar.
Do domu wróciliśmy przed 9 pm, byłam wyczerpana, a czekały mnie jeszcze zadania domowe. Zrobiłam je niechętnie i oczywiście z internetu, przepisałam wszystko, po czym napiłam się soku i wbiegłam na górę. Wszystko faktycznie było posprzątane idealnie, w pokojach gościnnych leżała czysta pościel. Byłam wdzięczna Mildreth, ale czułam się dziwnie. To raczej ja powinnam przygotować dom na przyjazd rodziców Zayna, lecz po prostu nie miałam sił oraz czasu.
Po długim prysznicu, położyłam się do łóżka obok wykąpanego, pachnącego Malika. Jego włosy tak uroczo opadały na jego czoło, ponieważ na noc oczywiście nie używał żelu. Zaczęłam bawić się kilkoma kosmykami, gdy chłopak złapał mnie za talię, przyciągając do siebie.
- Co ty robisz? - mruknął ospale, nie otwierając nawet oczu.
- Bawię się, to urocze - zachichotałam, nakręcając krótkie włosy Zayna na swój palec.
- Nope, to niemęskie. Zostaw - powiedział, chwytając mój nadgarstek.
Moją dłoń położył na swoim torsie, chcąc bym wreszcie spała, ale ja nie miałam już ochoty. Zaczęłam skubać paznokciami gumkę od bokserek Malika, przygryzając lekko wargę.
- Lucy... - burknął, ale to nie powstrzymało mnie.
Wsadziłam rękę pod majtki Mulata, który natychmiast rozbudził się, sycząc.
- Boże, czekałem na ten dzień - wyjęczał, gdy chwyciłam jego męskość.
Poruszałam dłonią w górę i w dół, a Zayn zaciskał oczy i jęczał moje imię. Nigdy w życiu tego nie robiłam, ale chciałam spróbować. Postarał się dzisiaj, więc mu się odwdzięczę.
Pompowałam przyjaciela bruneta, robiąc mu tym niesamowitą przyjemność. Nagle Zayn pociągnął moją drugą rękę, abym złapała nią jądro. Zaczęłam ściskać je, ale również przyśpieszyłam tempo. Byłam cholernie zdenerwowana, że zrobię coś źle. Skrępowałam się, widząc zaciśnięte usta i zamknięte oczy Malika. Jęczał, ciężko oddychając.
- To zajebiście dobre - wysapał, a ja jeździłam dodatkowo kciukiem po jego główce.
Chwilę później doszedł, krzycząc moje imię. Byłam z siebie dumna, zabrałam rękę, pozostawiając go samego. Umyłam dłoń mydłem, po czym popatrzyłam na siebie w lustrze. Potrzebowałam jakiejś zmiany, czegoś nowego. Może tatuaż? O tak, to dobra opcja.
Położyłam się z powrotem do łóżka, a Zayn wymienił się ze mną. Nie miałam sił czekać na niego, więc po prostu zasnęłam, ale czułam, jak przyszedł, wtulając się we mnie.

___________________________________________________________
No i witam wszystkich z nowym rozdziałem :) To było wiadome, że on ja wyciągnie, jednak sprawa z więzieniem jeszcze się nie zakończyła. Zobaczycie później. Mam nadzieję, że się podobało :)

Proszę was komentujcie, to dla mnie naprawdę dużo znaczy, a nie chcę wracać do limitów. Kocham mocno ♥

PS Zapraszam na moje nowe ff na wattpad - KLIK

sobota, 9 stycznia 2016

~.50.~

Po feralnej nocy zabójstw nie mogłam dojść do siebie. Chłopcy sprzątnęli wszystko, zadbali, aby nikt się nie dowiedział o całym zajściu. Ja natomiast czułam się okropnie, nie chciałam na to patrzeć. Poprosiłam Louisa, aby zawiózł mnie do Melissy. Nie obchodziło mnie zdanie Zayna, brzydziłam się go. Nie umiałam na patrzeć na własnego chłopaka.
Louis próbował ze mną rozmawiać, ale chciałam Mel. Dziewczyny. Podwiózł mnie tam po prostu i pożyczył dobrej nocy.
Zalana łzami, zapukałam do drzwi Melissy. Modliłam się, aby to ona otworzyła drzwi, a nie jej rodzice. I tak się stało, blondynka stała w piżamie z zaspaną i zdezorientowaną miną.
- Lucy? Co się stało? Wejdź - wymamrotała, ciągnąc mnie za rękę do środka.
Nie potrafiłam się odezwać, miałam gulę w gardle. Przyjaciółka zapaliła światło w kuchni, zamierając na mój widok.
- Lucy, co ty do cholery zrobiłaś? - wymamrotała przestraszona, a ja spojrzałam w lustro.
Moje włosy były potargane, oczy czerwone od płaczu, ubranie brudne. A co najgorsze bluza była lekko poplamiona krwią.
- Czekaj, nie możesz w tym zostać. Chodź na górę - odparła, wchodząc po schodach.
Weszłyśmy do jej barwnego pokoju, Melissa wyjęła z szafy czystą piżamę oraz bluzę, podając mi je.
- Umyj się i ubierz to, będę czekać na ciebie tutaj - szepnęła, a ja udałam się do jej łazienki.
Zdjęłam z siebie ubrania, kładąc je na koszu do prania. Weszłam pod prysznic, gdzie zmyłam z siebie brud. Poczułam się trochę lepiej, spłynęły ze mnie ciężarki. To, co męczyło cały czas.
Otarłam ciało ręcznikiem, ubierając rzeczy, które dała mi przyjaciółka. Wróciłam do niej, siedziała na łóżku z dwoma kubkami z herbatą, co było dobre, ponieważ zamarzałam z zimna.
Usiadłam obok niej, przykrywając się kołdrą.
Opowiedziałam przyjaciółce o wszystkim. O kasynie, zabójstwach, gonitwie przez miasto. Płakałam w jej ramię, ale nic nie mówiła. Tylko słuchała.
- Kochanie, nie płacz - szepnęła przytulając mnie. - Wiem, że jest ciężko to znieść. Jednak to byli źli ludzie, którzy zabiliby ciebie.
- Po prostu ciężko mi jest zapomnieć - szepnęłam, biorąc łyk herbaty.
- Rozumiem, ale z czasem to zniknie. Jesteś szoku, ale nie odtrącaj Zayna. Wiedziałaś, że taki jest i związałaś się z nim. Nie zachowuj się tak, bo to nie fair w stosunku do niego. Przestraszyłaś się, gdy zabił człowieka, ale musisz przypomnieć sobie, że nigdy nie skrzywdziłby ciebie - tłumaczyła powoli z lekkim uśmiechem.
Wypuściłam powietrze ze świstem, kładąc się wygodnie. Szepnęłam "dobranoc", otulając się kołdrą.

Obudziła mnie Melissa, wstała z łóżka, a ja spojrzałam na budzik. Była 5:45 am, wygramoliłam się, ziewając.
- Ubiorę się, zjemy śniadanie i pojedziemy do ciebie po rzeczy - oznajmiła, wybierając ubrania z szafy.
Weszłam razem z nią do łazienki, umyłam zęby szczoteczką przyjaciółki, bo mi pozwoliła. Następnie założyłam spodnie z wczoraj, zostając w tshircie i bluzie Melissy.
- Gdzie twoi rodzice? - spytałam, gdy schodziłyśmy na dół.
- Wstają o 7 am, więc jeszcze śpią - szepnęła, nastawiając wodę na herbatę.
Zaczęłyśmy robić razem śniadanie w postaci tostów. Czułam się trochę niekomfortowo, ale nie narzekałam. Po posiłku Melissa spakowała torbę, po czym razem wyszłyśmy z domu. Nałożyłam okulary przeciwsłoneczne oraz kaptur na głowę. Wyglądałam okropnie przy idealnie ubranej, pomalowanej Mel. Nie miałam przy sobie niczego, nawet telefonu. W autobusie usiadłyśmy na końcu, rozmawiałyśmy o szkole. Melissa była podekscytowana nadchodzącym balem. Ja również, ale nie miałam partnera, ani sukienki. Nie czekałam tak na ten dzień.
Gdy w końcu stały się przed bramą do mojego osiedla, zaczęłam czuć stres i skrępowanie. Było przed 7 am, Zayn prawdopodobnie spał, a ja będę musiała się z nim spotkać. Nie jestem gotowa na rozmowę.
Otworzyłam drzwi od domu, zrzucając buty ze stóp. Światła były pogaszone, rolety zasunięte. Zaprowadziłam Melissę do kuchni, gdzie wzięła sobie serek.
- Ubierz się, a ja poczekam tu - szepnęła, uśmiechając się.
Przytaknęłam, wchodząc po cichutku na górę. Otworzyłam drzwi o sypialni, był tam. Spał zaplątany w kołdrę, jego usta były lekko rozchylone. Wyglądał tak niewinnie.
Weszłam do jego garderoby, szukając swoich ubrań. Chwyciłam zwykłe jeansy, biało czarną bluzkę z krótkim rękawem i gruby granatowy sweter z białymi akcentami. Przeszłam do łazienki, ale niestety Zayn zaczął się ruszać. Szybko zamknęłam się w pomieszczeniu, mając nadzieję, że się nie obudzi.
Szybko przebrałam się, wrzucając stare ubrania do kosza na pranie. Umyłam dokładnie zęby, a włosy splotłam w luźnego warkocza. Zrobiłam delikatny makijaż. Nie czułam się najlepiej, ale i tak musiałam iść do szkoły. Wychodząc z łazienki, zobaczyłam stojącego przede mną Zayna. Zamarłam, nie wiedząc, co robić.
- Lucy, porozmawiajmy - szepnął, zjeżdżając dłonią od mojego ramienia do nadgarstka.
Nie wyrwałam się, jedynie drżałam wewnątrz. Przytaknąłem, gdy patrzył mi w oczy. 
- Nie chcę, żebyś się mnie bała...
- Ja się po prostu przestraszyłam, zabiłeś tego człowieka z taką łatwością... - urwałam nagle, czując przypływ łez. - Boję się, że możesz skrzywdzić mnie. 
- Lucy, jesteś wszystkim, co mam. Nigdy bym cię nie skrzywdził - odparł, patrząc w moje oczy. 
Nie odpowiedziałam, po prosty wtuliłam się w niego. Objął mnie długimi rękoma, opierając brodę o wierzch mojej głowy. 
- Zawiozę cię do szkoły, jak się ubiorę. Leć na dół - mruknął, całując mnie w czoło. 
Zeszłam na dół, spakowałam książki do torebki i ruszyłam do kuchni, aby posiedzieć z Melissą. Opowiedziałam jej, co zaszło na górze. Ona natomiast zaczęła opowiadać o Danielu. 
- Wiesz, że ciężki jest związek na odległość, ale próbujemy. Ten prezent to nasze zdjęcie z wakacji w ramce, słodycze, przytulanka i bilet do Stanów - oznajmiła, przegryzając wargę. 
- Kupił ci bilet? - niemal krzyknęłam ze zdumienia. 
- Tak, w jedna stronę w ferie. Wiedział, że nic nie robię, więc kupił go. Chcę jechać, ale rodzice nie puszczą mnie samej. 
- Weź Chrisa - zaproponowałam, pijąc wodę z butelki. 
- On nie ma pieniędzy, a nie chce, żebym za niego płaciła. Mama się zastanawia, ale nie wie, czy dostanie urlop w tym terminie - powiedziała, gdy Zayn wszedł do pokoju.
Miał na sobie zwykle jeansy, biały tshirt oraz bordową bluzę. 
- Cześć, Malik - przywitała się Melissa. 
- Hej, jedziemy? - odparł, po czym razem ruszyliśmy do przedpokoju. 
Założyłam kozaki, kurtkę oraz szalik. Natomiast Zayn nałożył mi czapkę na głowę, całując mój nos. Zachichotałam, przytulając go. 
Weszliśmy do garażu, a mój chłopak otworzył bramę. 
- A nie możemy jechać tym? - uśmiechnęła się blondynka, pokazując palcem na Lamborghini do wyścigów. 
- Nie, chyba, że chcesz, żeby mnie zamknęli - mruknął, gdy wskakiwałam do Range Rovera. 
Przez drogę Mel kłóciła się z Zaynem, że mając kanadyjskie prawojazdy może jeździć w Anglii. Oczywiście Malik miał rację, iż nie może, ale ona ciągle mówiła swoje. 
Gdy zatrzymaliśmy się przed szkołą, naprawdę nie chciałam tam iść, ale cóż. Zayn obrócił głowę, złączając nasze usta w namiętnym pocałunku. Wplotłam jedną dłoń w jego włosy, a on położył rękę na moim udzie. Zaczął jechać nią coraz wyżej, jęknęłam w usta chłopaka, gdy złapał za moje krocze. 
- Ugh, Chris ma rację. Wy naprawdę moglibyście grać w porno - usłyszałam obrzydzony głos Melissy. 
Zaśmialiśmy się, a ja opuściłam samochód. Szłyśmy razem z Mel do szkoły, gdy Malik odjechał.
- Tak bardzo chciałabym móc całować, przytulać Daniela. Być jak wy - wyszeptała smutno, gdy weszłyśmy do środka.
- Leć do niego, kiedy tylko możesz - mruknęłam, uśmiechając się do niej.

W szkole nie było nic nowego, nudne lekcje i zwykłe przerwy. Jak zwykle chodziłam tylko w towarzystwie dwójki przyjaciół. minęłam raz Briana, ale odwrócił wzrok. Było mi głupio, lecz wciąż pamiętałam to, jak przez kilka lat szydził ze mnie. Wyśmiewał za to, że nie mam rodziców, jestem gruba i brzydka. Przez to czułam się okropnie, miałam obsesje na punkcie wagi. Chciałam schudnąć, co prawie wpędziło mnie w anoreksję w wieku 14 lat. Jednak dom dziecka został powiadomiony o mojej niedowadze i zmuszali mnie do jedzenia. Całe szczęście ran na rękach oraz nogach nie widzieli. 

Resztę dnia spędziłam w domu, ucząc się na sprawdzian. Wieczorem oglądałam film z Zaynem, wpadli też Harry z Sarah. 
Chłopaki szukali jakiegoś wyjazdu na ferie. Tym razem woleli góry, narty. Ja się nie odzywałam, bo głupio było mi się przyznać, że nigdy nawet nie przymierzyłam nart czy snowboardu. Było  mi wstyd. Po umyciu się, postanowiłam wejść na wagę. 
Ważyłam cholerne 50 kg.  To było stanowczo za dużo, przez cały okres swiąteczny nie chodziłam na siłownię i przybyło mi tłuszczu. Jutro bez ociągań pójdę z Zayn'em. On ma takie idealne ciało, a ja jestem, jak wieloryb. 

Kolejny ranek był ciężki, naprawdę nie miałam sił wstać z łóżka. Zmotywował mnie jedynie Malik, który zaczął składać pocałunki na moich udach. Najgorsze było to, że robił to na bliznach. 
Wstałam momentalnie, wzięłam ubrania z garderoby i pognałam do łazienki. Wyszorowałam zęby, włosy rozczesałam, spinając przede kosmyki do tyłu. Nałożyłam bieliznę, rajstopy i brązowa  spódniczkę, po czym do środka wszedł ubrany już Zayn. 
- Uwielbiam twoje piersi - mruknął, skanując moją klatkę piersiową. 
- Do prawdy? - szepnęłam, zarzucając ręce na jego szyję. 
Złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku, gdy ścisnął za moje pośladki. Zachichotałam, a on podniósł mnie, sadzając na blacie. Wplotłam dłonie we włosy chłopaka, tocząc bitwę naszych języków. Czułam podniecenie w podbrzuszu, byłam rozpalona. Palce Zayna wślizgnęły się pod moją spódnicę, pieszcząc delikatnie skórę. To było takie gorące, miałam ochotę nigdy nie przestawać, ale SMS oderwał nas od przyjemności. Zeszłam z blatu, sięgając po bluzkę w czaszki. Narzuciłam ją na siebie, odczytując wiadomość od brata. Odpisałam mu pokrótce, co mnie słychać, po czym nałożyłam biżuterię. Wykonałam makijaż, spryskując ciało perfumami. 

W drodze pisałam z siostrą o jej nadchodzącym ślubie, jutro idzie wybierać lokal. Byłam zła, że nie mogłam jej w tym pomóc. Jednak obiecała, że zadzwoni do mnie na skype przy wyborze sukni.  
Zatrzymując się pod szkołą, ucałowałam Malika. Wysiadłam z auta, udałam się w kierunku wejścia. Wtedy zaczepiła mnie szkolna piękność - Adrienne.
- Cześć, Lucy - odparła z nadmiarem sztuczności w głosie.
- Hej - mruknęłam, nie zatrzymując się.
- Urządzam imprezę w piątek, może chciałabyś przyjść? - spytała, a mnie zatkało.
- Ja? 
- No tak, ty. Daj mi swój numer to wyślę ci adres - powiedziała, a ja podałam jej telefon. 
- Na którą? 
- Na 8 pm, wpadnij, będzie fajnie - odpowiedziała na odchodne.
Byłam w szoku, osoba, która kiedyś mnie nienawidziła, teraz chce, żebym przyszła na jej imprezę. Pewnie krył się za tym, jakiś haczyk. Tylko ciekawe, jaki. 

Po drugiej lekcji podeszłam do swojej szafki, aby wyjąć podręczniki do historii, gdy spotkałam Chrisa.
- Witaj, laleczko - odparł, dając mi buziaka w policzek. - Jakieś nowe wieści?
- Adrienne zaprosiła mnie na imprezę - oznajmiłam, opierając się o szafki.
- Że co? - usłyszałam głos Mel za sobą.
- Pójdziesz? - spytał Chris, patrząc na mnie.
- Sama nie wiem - mruknęłam, słysząc, że w szkole zrobiło się zamieszanie.
Ludzie zebrali się na chwilę, ale nagle rozstąpili, przepuszczając dyrektora i dwóch policjantów. Szli w naszym kierunku, spięłam się.
- Oho, ktoś znowu sprzedaje dragi - zaśmiał się mój przyjaciel, a ja przełknęłam nerwowo ślinę.
Jednak ja wiedziałam już, że to nie chodzi o narkotyki. Moje serce biło, jak oszalałe. Głowa bolała, jakby miała wybuchnąć.
- Lucy Collins? Jesteś aresztowana za nielegalny wyścig w środku miasta bez prawa jazdy - odparł jeden komisarz, podchodząc do mnie. 
Złapali mnie za ręce, skuwając kajdankami. Myślałam, że oszaleje. Mój mózg zaczął wariować, a w oczach pojawiły się łzy. To nie mogła być prawda, oni właśnie mnie aresztowali. 
- Dzwoń do Zayna - krzyknęłam przez płacz.
Próbowałam się odwrócić do sparaliżowanych przyjaciół, ale policjanci ciągnęli mnie do przodu.
- Dzwońcie do niego - wrzasnęłam, zanosząc się płaczem.
Nie mogłam uwierzyć, w tym momencie zawalił się cały mój świat. Szłam szkolnym korytarzem, zakuta w kajdanki. Wszyscy patrzyli na mnie, tylko na mnie. Wpadłam w najgorsze gówno. Zgniję w więzieniu, ale jedyne, co muszę zrobić to uchronić Zayna. Gdy jesteś właśnie w takiej sytuacji, jak ja zaczynasz myśleć o rzeczach, które wcześniej nie były istotne. Co zrobią bliscy? Co stanie się, gdy wyjdę? Czy się zmienię? Czy Zayn dalej będzie mnie kochał?
Wsiadłam do radiowozu, chowając głowę. Uczniowie zebrali się przy aucie, jednak nauczyciele odganiali ich na lekcje. Czułam się, jak potwór. Miałam ochotę zniknąć. Zapaść się pod ziemię.
Nikt nie odzywał się przez całą drogę na komisariat. Patrzyłam przez okno, zapamiętując Londyn. 

Wchodząc do pomieszczenia, gdzie zrobili mi słynnego mugshot, miałam ochotę zwymiotować. Stanęłam na tej ściance z tabliczką z imieniem, było mi niedobrze. Policjanci śmiali się za szybą, a ja nie miałam odwagi spojrzeć w obiektyw. Usłyszałam warknięcie poruczniczki, niechętnie zerkając w aparat. Zrobiono mi zdjęcie, po czym wyszłam z tego okropnego pomieszczenia.
- Przebierz się tutaj, rzeczy spakuj do torby obok - poleciła mi jedyna przyjaźnie wyglądająca strażniczka.
Zdjęłam z siebie ubrania, zostając w bieliźnie. Nałożyłam okropny pomarańczowy strój, a swoje ubrania schowałam do torby tak, jak mi kazano. Strażniczka ponownie mu skuła, szłyśmy korytarzem pełnym cel. Kobiety patrzyły na mnie z pogardą. Nie obchodziło mnie, chciałam tylko wtulić się w Zayna i zasnąć, co było niemożliwe.
- Twoja cela, Colinns - powiedziała, rozkuwając mnie i wpuszczając do okropnego pomieszczenia.
Puste ściany, dwa łóżka, toaleta i umywalka oraz mały stoliczek. Na jednym z łóżek siedziała dziewczyna, miała związane włosy. Gdy weszłam do środka, spojrzała na mnie. Była ładna, ale wyraźnie zniszczona przez więzienie.
- Nowa? - prychnęła, opierając się o ścianę. - Jestem Hailey, cześć.
- Lucy - mruknęłam, stojąc w miejscu.
- No siadaj obok - burknęła, a ja przycupnęłam. - Za co tu trafiłaś?
- Nielegalny wyścig w mieście bez prawa jazdy - oznajmiłam, przełykając ślinę.
- Ty? Wyglądasz raczej niewinnie - prychnęła, patrząc na mnie.
- A ty dlaczego tu jesteś? - zmieniłam temat.
- Narkotyki - burknęła obojętnie.
- Ile masz lat? - spytałam, przygryzając wargę.
- 19, jestem tu 11 miesiąc, w następnym wychodzę - powiedziała, bawiąc się palcami.
- Ja 18, w marcu 19.
Złapałam kontakt z Hailey, opowiedziałam jej trochę o wyścigach i Zaynie. Skryłam te nielegalną część. Dowiedziałam się natomiast, że ona w narkotyki wpadła, mając 17 lat. Uzależniła się, była na odwykach. Jednak wróciła do tego, ale zajęła się handlem. Złapali ją i trafiła tu.
Gdy Hailey postanowiła się zdrzemnąć, ja po prostu zajęłam łóżko. Ułożyłam się, myśląc nad tym, co się stało. Było po prostu najgorzej. Zostałam skazana na 7 miesięcy. Spieprzyłam wszystko. Przez ten czas Zayn pewnie znajdzie kogoś lepszego ode mnie, Melissa i Chris wyjadą na studia. Wszyscy o mnie zapomną. Więzienie to najgorsze, co może być. Wciąż nie doszło do mnie do końca, że zabrano mi wolność. Czułam się okropnie, chciałam uciec, cofnąć czas. To nie było życie, jakiego chciałam.

_____________________________________________________________________
Witajcie, skarby :) Trochę się zadziało. Lucy w pace? O.o Jak myślicie wyciągną ją czy nie? Dużo akcji przed nami. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Jest to pierwszy rozdział w nowym roku, więc życzę wam po prostu, aby był najlepszy.
Komentujcie proszę was, bo nie wiem, czy wciąż tu jesteście ;c

Ps Zapraszam na moje nowe ff na wattpad - KLIK