niedziela, 30 marca 2014

~.3.~

Kolejny dzień zapowiadał się jeszcze bardziej szalony, niż poprzedni. Obudziła mnie Sarah mówiąc, że ktoś przyszedł. Od razu po wygramoleniu się z łóżka, poszłam zobaczyć kogo do nas przywiało. Ku mojemu zdziwieniu był to Louis z kwiatami. Mój umysł zwariował, przestraszyłam się.
- Chciałem cię przeprosić za moje okropne zachowanie. Upiłem się i zachowałem, jak ostatni sukinsyn - mówił z poczuciem winy w oczach.
Fakt, że stałam przy nim w piżamie, która składa się z za dużej koszulki oraz zwykłych fig dołował mnie bardziej. Wczoraj próbował mnie zgwałcić, a dziś jestem obok niego w takim "stroju".
- Proszę, to dla ciebie. Jeszcze raz przepraszam - wyszeptał podając mi bukiet.
Wzięłam kwiaty i spojrzałam na niego niepewnie.
- Pewnie nie chcesz mnie przytulić na zgodę, dlatego może już pójdę - stwierdził gestykulując.
Poczułam chęć rzucenia mu się w ramiona, ale mój rozum mi na taką czynność nie pozwalał. W końcu wczoraj zachował się paskudnie, zrobiłam sobie krzywdę przez niego, a teraz mam się do niego łasić?!?
Jednak coś mnie tknęło i objęłam go po przyjacielsku. Jego dłonie tym razem wylądowały w połowie moich pleców, były takie silne. Dawno nie czułam czegoś takiego, takiej bliskości z chłopakiem.
- To cześć - pożegnał się, po czym zniknął za drewnianą powłoką.
Wzięłam kwiaty i zamierzałam iść wstawić je do wody, gdy Sarah złapała mnie za nadgarstek.
- I ? - odparła z nadzieją w oczach.
- I nic - warknęłam, idąc do kuchni.
- Był pijany - tłumaczyła go, śledząc mnie.
- Wiem, coś jeszcze? - rzekłam wyrywając się.
- Czemu jesteś taka ostra? - zapytała zdziwiona moim zachowaniem.
Miałam ochotę wykrzyczeć powód mojej złości, ale wolałam sobie tego oszczędzić. Wzięłam z kuchni jakiś wazon, nalałam do niego wody i wstawiłam kwiaty. Ustawiłam całość w salonie, powędrowałam do swojego pokoju. Sięgnęłam po ubrania, po czym udałam się do łazienki. Umyłam zęby, rozczesałam i spięłam włosy w kitkę. Narzuciłam na siebie bieliznę, zwykłe jeansy, ciemno-zieloną koszulkę z długim rękawem.
Następnie pobiegłam do kuchni. Postanowiłam, że tym razem ja zrobię śniadanie. Wyjęłam wszystkie składniki na gofry. Kiedyś nauczyła mnie miła pani z domu dziecka, ale rok później odeszła na emeryturę.
Gotowy posiłek położyłam na stole i zawołałam Sarah.
- Mmm, ale pyszności - odparła siadając przy stole.
- Dzięki - wyszeptałam zabierając się za jedzenie.
- Lucy, ja wiem, że on paskudnie zrobił...
- Okey, nie musisz już o tym mówić - przerwałam jej nie mając ochoty słuchać tych, nudnych tłumaczeń.
- Przepraszam - spoważniała do końca.
Bez słowa konsumowałyśmy swoje gofry, aż do momentu skończenia.
Poszłam do siebie, wyrzuciłam chusteczki, którymi przykryłam wczoraj rany. A właśnie.
Usiadłam na łóżku i podwinęłam rękaw. One powodowały tyle radości. Uczucie bólu zmazywało problemy życia codziennego.
Nagle do pokoju wparowała Sarah.
- Idziemy gdzieś? - zapytała entuzjastycznie, siadając obok mnie.
- No dobra. A ty nie pracujesz? - odparłam beznamiętnie, podchodząc do biurka w niewiadomym celu.
- Nie, to znaczy przekonasz się dziś - zmieszała się.
- To gdzie idziemy? - zmieniłam temat rozmowy.
- Zakupy! - krzyknęła cała w skowronkach.
- Nie lubię ich - oznajmiłam beznamiętnie.
- Serio?!? No ok. To Starbucks? - mówiła lekko zażenowana.
- Zgoda - rzekłam, by dała mi spokój.
Wyszłyśmy razem z mieszkania. Na dworze było około 18 stopni Celsjusza. W sumie, jak na 1 lipca to zimno, ale w końcu to Wielka Brytania. Tu ciągle pada i jest chłodnawo.
Najbliższy Starbucks znajduje się 150 m stąd, więc droga nie jest długa.
- Nie chcę na ciebie naciskać, ale chciałabym bardziej cię poznać - powiedziała odważnie Sar.
- Ahh Sarah ja nie jestem jeszcze gotowa - wyszeptałam przestraszona.
- Rozumiem - wymamrotała niezadowolona.
Weszłyśmy do środka. Ja zajęłam miejsce, a Sarah poszła szybko do toalety. Gdy wróciła podeszła do nas kelnerka o długich rudych włosach i niebieskich oczach.
- Co podać?-  zapytała przygotowując się do zapisania zamówienia na małym bloczku.
- Ja poproszę Latte z bitą śmietaną - odparłam patrząc na nią.
- Ja cappuccino - uśmiechnęła się moja towarzyszka.
Rudowłosa oddaliła się, co nakłoniło Sar do rozmowy.
- Jest 3 pm. Wypijemy kawę i pójdziemy do Tesco - powiedziała patrząc na zegarek w swoim czarnym iphone.
- Zgoda - wymamrotałam niechętnie pod nosem.
Nagle przypomniało mi się, że potrzebują tu kelnerek. Czyli może znajdę w końcu pracę, wyjdę na prostą.
Wstałam i udałam się do kasy.
- Przepraszam, czytałam, że potrzebujecie pracowników-  rzekłam opierając ręce o blat.
- Tak, ale to do szefa. Tamte biuro - powiedziała ta sama rudowłosa dziewczyna, która mnie obsługiwała.
- Lucy - skarciła mnie spojrzeniem Sarah, która nagle znalazła się przy kasie - Ona nie potrzebuje pracy - wtrąciła Sarah ciągnąc mnie za rękę z niezręczną miną.
- Co ty robisz? - zapytałam lekko zła.
- Przekonasz się -odpowiedziała siadając.
Wkurza mnie to ciągłe powtarzanie, że kiedyś się przekonam.Czemu?!? Czemu nie może mi teraz powiedzieć?
Wypiłam swoje latte. Poczekałam na Sarah i mogłyśmy iść do sklepu. Wciąż jestem na nią zła, ale mieszkam u niej za darmo, więc nie mogę pyskować. Z resztą boje się to robić.

Wchodząc do sklepu chwyciłam za wózek. Od razu Sarah zaczęła wrzucać do niego produkty, które potrzebujemy. Ja natomiast obserwowałam wszystkie jej ruchy.
W końcu znalazłyśmy się przy kasie, ja wypakowałam zakupy, a Sar pakowała je do siatek. Kasjerka wyglądała na wyjątkowo niemiłą. Czarne, krótkie włosy, okropny makijaż. Grubsza sylwetka i wściekłe oczy.
- 115 funtów - warknęła drukując paragon.
Ile?!? Myślałam, że padnę. Ja nawet połowy nie mam, a Sarah dała pełną kwotę bez zawahania.
Ten świat jest dziwny. Jednak wciąż ciekawi mnie, dlaczego Sar nie pracuje i dlaczego ja nie mam pracować.

Chwyciłam za jedną siatkę, wyszłyśmy ze sklepu. Zmierzałyśmy już do domu, bo moja współlokatorka się gdzieś śpieszy. Ona, jak zwykle nawijała o wszystkim i niczym, ja udawałam, że słucham. A tak na prawdę patrzyłam na zakochanych przechodzących obok nas. Szczerze to nigdy nie byłam serio zakochana. Jedynie zauroczona, ale krótko. To może dlatego, że nie znam zbyt wielu ludzi.
- Lucy, słuchasz mnie?-machała mi ręką przed twarzą.
- Zamyśliłam się, co mówiłaś? - odparłam szukając kluczy od mieszkania.
- Że za godzinę musimy być w pewnym miejscu - oznajmiła wchodząc do klatki.
- Ja też? - zapytałam lekko zdziwiona.
- Tak - odpowiedziała wyjmując telefon.
Świetnie! mam gdzieś iść ,ale nie wiem gdzie. Czułam, że zaraz się zagotuje.
Otworzyłam drzwi, rzuciłam klucze na szafkę i pognałam do kuchni. Położyłam zakupy na blat, po czym wyjęłam sok. Nalałam go do szklanki, z której się napiłam.
- Rozpakujesz to proszę? Muszę się ubrać - rzekła w pośpiechu.
Jak nalegała, tak zrobiłam. Powyjmowałam wszystko i poukładałam do szafek. Zajęło mi to 10 minut. Postanowiłam zobaczyć, co u Sar. Weszłam do jej sypialni. Pierwszy raz tu byłam, wnętrze mi się podobało choć nie było w moim stylu. Nagle zobaczyłam szatynkę. Wyglądała krótko mówiąc trochę, jak prostytutka. Może przesadzam, ale dla mnie to nie jest fajne.
- No i jak? - zapytała okręcając się wokół własnej osi.
- Ładnie - skłamałam ze sztucznym uśmiechem.
- To idziemy - odparła, sięgając po małą torebkę na pasku.
Nie sprzeciwiałam się,bo nie wiem jak ona zareaguje.Dalej się jej boje.

Jechałyśmy autobusem przez 10 minut w ciszy .Sar pisała do kogoś sms, a ja obserwowałam okolicę. Dawno nie widziałam, tak aktywnego Londynu. Z klubów huczała głośna muzyka, w okół nich kręcili się ludzie. Dziś piątek, więc to nic dziwnego.
Zatrzymaliśmy się na ostatnim przystanku, gdzieś daleko centrum. Wysiadłyśmy tak szybko, jak Sarah umiała w tych swoich szpilkach. Ja w moich starych trampkach mogłabym maraton przebiec.
Wracając szłyśmy uliczkami, gdzie nie było dosłownie nikogo. Potwornie się bałam, tam było tak okropnie.
W końcu po przejściu chyba 2 km usłyszałam głośną muzykę i zobaczyłam wiele świateł. Wielki plac, tłum ludzi, alkohol, jak wcześniej wspominałam muzyka oraz światła. To wyglądało, jak scena wyjęta z "Szybkich i Wściekłych".
Młode dziewczyny ubrane w kuse stroje tańczyły na podwyższeniach. Ohyda! Już wyobrażałam sobie miny rodziców złamanych przyszłością swoich córek.
Nagle przed oczami przeleciał mi dym wydobywający się z ust kolesia obok, którego przechodziłam. Niczego już nie rozumiałam. Co ja tu robię? To zdecydowanie nie jest miejsce dla mnie.
- Sarah co to jest? - zapytałam rozglądając się.
- Obserwuj - wyszeptała mi do ucha.
Nerwica mnie weźmie. Nigdy mi niczego nie tłumaczy tylko mówi, że mam czekać, a się przekonam. To już trzeci raz dzisiaj!
Biegłyśmy w stronę aut. W okół wszystkich stało po 10 dziewczyn i tyle samo facetów. W jednym rozpoznałam znajomą mi twarz. To Louis! Siedział w środku, a przez otwarte drzwi rozmawiał.
Obok stały 3 identyczne auta tyle, że o innych kolorach.
- Liaś zajmij się nią - krzyczała Sarah w stronę tego, który wczoraj miał fullcapa.
Ten wysiadł i podbiegł do mnie. Zostawiając tym samym tłum wielbicielek.
- A więc już wiesz - uśmiechnął się.
- No właśnie nic nie wiem. Nie mam pojęcia, czemu tu jestem i kim wy jesteście - warknęłam z rękami założonymi na piersi.
- Opowiem ci wszystko - rzekł ciągnąc mnie za nadgarstek.
Tak ten sam, po którym wczoraj przejechałam żyletką.
Usiedliśmy na murku ,tak,abym mogła obserwować tor ,na którym ścigały się dwa samochody.
- To jest nasze zajęcie. Wyścigi. Tu spotykają się najlepsi - oznajmił rozemocjowany.
- A jak zgaduje nie są legalne - wymamrotałam obserwując żółty samochód na torze.
- Nie .Dlatego są w tak odległym miejscu - odparł patrząc na mnie.
- Sarah też się ściga? - spytałam analizując wszystko.
- Nie. Ona jest brzydko mówiąc "lalą dla kierowcy" - speszył się, drapiąc się po karku.
- Kim? - zdziwiłam się jego odpowiedzią.
- Bo wiesz każdy kierowca ma do towarzystwa dziewczynę. Jedzie z nią po torze, a ona ma go tulić i całować. Tak, by nie przeszkadzać w jeździe - opowiadał skrępowany.
- Ohyda. I co na to Harry? - mówiłam ruszając nogami w powietrzu.
- Ona zawsze jedzie z nim - zakomunikował raźniej.
- A ta fabryka? - zapytałam patrząc na opustoszały budynek otaczający plac.
- Nic tam nie ma. Jedynie przechowujemy tu sprzęt - powiedział patrząc na nią.
Czułam, że mam w nim przyjaciela. Dobrze mi się z nim rozmawiało, nie bałam się go. Mam ochotę zawrzeć z nim znajomość.
- A teraz opowiedz coś o sobie - nakazałam z uśmiechem na twarzy.
- Liam Payne, 20 lat. Urodziłem się w  Wolverhampton. Moi rodzice i siostry tam wciąż mieszkają. Ja wyprowadziłem się dwa lata temu - mówił z dosyć dziwnym spojrzeniem.
- Czemu? - zapytałam z ciekawości.
- Pokłóciłem się z nimi - posmutniał wlepiając wzrok w ziemię.
- Ej! nie rób podkówki! - pocieszyłam go lekko.
Jego twarz nabrała kolorów, a mi ulżyło.
- Coś ważnego? - pytałam dalej.
- O dziewczynę. Oni jej nie lubili. Zdradzała mnie, a ja głupi tu za nią przyjechałem - wyszeptał.
- Przykro mi - położyłam dłoń na jego ramieniu.
- A ty? twoja kolej - wypalił ni z gruszki ni z pietruszki.
- Wolę nie mówić o sobie tutaj, porozmawiamy jak przyjedziesz do mnie - odparłam zmieszana.
Nagle pod budynek podjechały dwa samochody, a ludzie podbiegli do nich. Wiem, że wygrał ten żółty, bo zerkałam jednym okiem. Z pomarańczowego wyszedł jakiś Koreańczyk z miną wściekłą na cały świat. Jego "lala dla kierowcy" zaczęła do się do niego kleić ,ale ten odepchnął ją chamsko i podszedł do swojego teamu. Z tego drugiego wyszedł Mulat, który również pojawił się już w mojej pamięci.
Wszyscy rzucili się do niego z gratulacjami.
- Zayn. Jest najlepszy. Niszczy wszystkich. Kocha tylko swoje auto - mówił Liaś.
- A ty jakie masz? - zapytałam odwracając głowę w jego stronę.
- Taki sam model tylko zielone - oznajmił - Harry ma czerwone, Louis jak pewnie zauważyłaś niebieskie, Niall natomiast fioletowe.
- Ten Zayn ...
- Podoba ci się? - zaśmiał się Liam.
- Chciałbyś cwelu! - zaprotestowałam.
- To co w takim razie? - skrzyżował ręce na piersi.
- Od ilu lat się ściga? - zapytałam z ciekawości.
- To już będzie 4 - zakomunikował po chwilowym namyśle.
- A ty? - rzekłam patrząc na Mulata.
- 1,5 roku dopiero - złapał się za kark.
- A jak poznałeś ekipę? - powiedziałam bawiąc się rękawem bluzki.
- Zdawałem na prawo jazdy, a Malik tam był. Obserwował mnie, po czym pokazał mi to wszystko-mówił z błyskiem w oczach.
Zgaduję, że Malik to ten cały Zayn.
Szukałam wzrokiem Sarah, która w końcu znalazła się w towarzystwie Harrego nie daleko jego auta. Nagle zobaczyłam, że Mulat zmierza w moim kierunku.
- No Payne,  twoja kolej.Ja się zajmę tą panią - powiedział hojracząc.
Liam zszedł z murka, pobiegł w stronę swojego zielonego samochodu i mrugnął do mnie wsiadając.
Malik natomiast usiadł obok mnie. Miał na sobie czarne spodnie, białe buty jakie noszą "ci fajni". Czarną skórkę, pod którą znajdowała się szara bokserka. Jego perfumy czuć było chyba w Calabasas, a zapach papierosów w Irlandii. Nawet mi się spodobał, ale to nieistotne.
- Lucy prawda? Zayn jestem - podał mi rękę.
Odwzajemniłam ten gest, bo nie darzyłam go zaufaniem i byłam zmuszona to zrobić. Jednak on przyciągnął mnie do siebie, położył łapska na moich plecach (prawie, że przy tyłku) .
Przełknęłam ślinę ,zacisnęłam zęby, próbowałam nie odepchnąć go od siebie.
- Eeej nie bój się! ja ci nic nie zrobię laleczko - położył palce na moim podbródku.
Moja podświadomość kazała walnąć go z całej siły, ale ruchy były jakby wstrzymane.
- Podobasz mi się taka nieśmiała - stwierdził wyjmując paczkę papierosów. - Ale mała zmiana ci nie zaszkodzi.
Zmiana? Co on ma zamiar zrobić ze mną? Trzęsłam się, jak jakiś chihuahua.On bawił się ze mną, jak tylko chciał.
- Nie powiesz nic? - odparł wypuszczając dym z ust. - Ile masz lat?
- 18 - wyszeptałam przełykając nerwowo ślinę.
Podbiegła do nas Sarah wraz z Harrym i Niallem. Zajęli czymś Zayna, a ja mogłam popatrzeć jak Liam walczy na torze. Podobało mi się, ale wciąż nie wiem dlaczego tu jestem. Sar zabrała mnie do miejsca, które w ogóle do mnie nie pasuje. Tłum ludzi przerażał, muzyka ogłuszała, samochody dziwiły, dym zasmradzał. Wszystko czego nie cierpię.
Sarah Smith, Zayn Malik, Liam Payne, Harry, Louis, Niall - to za dużo.
- Lucy,miło cię poznać - uśmiechnął się lokers.
- Cześć - wymamrotałam.
- Harry Styles, wcześniej nie mieliśmy okazji pogadać - rzekł zarzucając włosami.
- Niall Horan - wtrącił blondyn.
- To co? Payne kończy i idziemy się uchlać? - powiedział wesoło Zayn.
- Trzeba opić zwycięstwo! - wrzasnął Harry.
Liam podjechał swoim zielonkiem, wysiadł i dumnie podszedł do nas .Po drodze obserwatorzy klepali go o ramieniu.
Wszyscy ruszyli w stronę wyjścia z hucznej strefy. Rozmawiali o czymś, a ja tylko marzyłam by znaleźć się w moim cudownym łóżeczku.
- Lucy umiesz prowadzić? - zapytał nagle Niall.
- Nie - odpowiedziałam.
- To czyja dziś kolej? - odparł Liam.
- Louisa - krzyknął Harry.
- Dobra - wymamrotał niezadowolony Lou.
Usiadł za kierownicą czarnego hyundai'a, obok Zayn. Z tyłu reszta, Sarah pociągnęła mnie za rękę jednak i dla niej już nie było miejsca. Dlatego rozsiadła się na kolanach Stylesa, a ja nie wiedziałam co zrobić.
- Siadaj - uśmiechnął się Liam.
Rozważyłam to, po czym wgramoliłam się na niego. Nie ukrywam, że krępowało mnie to . Liam jest jedyną osobą, którą darzę taką sympatią.
- Liam. ja chcę do domu - wyszeptałam przerażona.
- Pojedź z nami, będzie fajnie - próbował mnie przekonać.
- Nie, proszę cię - nalegałam.
- Tommo podwieź Lucy do domu - wrzasnął zwyciężając z radiem.
- Dzięki, a co będzie z waszymi autami? - powiedziałam.
- Nasi pracownicy przywiozą je do naszych domów - oznajmił patrząc na drogę.
- A to prywatny samochód Louisa tak? - zapytałam ledwo słyszalnie.
- Tak - wymamrotał.
Zatrzymaliśmy się pod blokiem, a ja czym prędzej wysiadłam.
- Na pewno nie chcesz jechać? - zapytał Zayn.
- Nnnie - wyszeptałam wysiadając.
Pobiegłam na górę, otworzyłam drzwi i poszłam do łazienki. Na zegarku widniała 00:15. Zdjęłam z siebie ubrania, wrzuciłam je do kosza na pranie, a następnie weszłam pod prysznic. Umyłam się dokładnie, wytarłam i ubrałam w piżamę. Spięłam włosy w luźnego koka, wyszorowałam zęby. Pognałam do łóżka, mój brzuch wyraźnie wołał o jedzenie, bo ostatnie co jadłam to bułka kupiona w Tesco. Jednak nie chciało mi się wstawać, dlatego próbowałam jak najszybciej zasnąć. Wiedziałam, że w tym darmowym mieszkaniu kryje się jakiś haczyk, a teraz już wiem jaki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz