niedziela, 28 września 2014

~.20.~


10 kom=next
Dryyyyń, dryyyyń, dryyyyyń!
Mój mózg jeszcze nie analizował, co się dzieje. Wybudził mnie jednak dźwięk telefonu, przeciągnęłam się i rozejrzałam. Leżałam na swoim łóżku razem z Melissą, na podłodze była Sarah, a Rachel rozwaliła się na fotelu. Wciąż była w ubraniach z wczorajszego wieczoru, nie pamiętałam co się stało. Po chwili Mel zaczęła się wybudzać, bo pewnie natrętny telefon nie dał jej spać. Wyciągnęłam go z torebki, po czym odebrałam połączenie od Zayna.
" Halo "
" Lucy? "
" Tak, kto mówi?"
O dziwo to nie był mój chłopak, zdezorientowana podciągnęłam się na łokciach i ziewnęłam.
" Deen, pamiętasz? Odwoziłem cię "
" Pamiętam, co się stało? "
" Zayn przyjechał do mnie w nocy, on jest postrzelony w brzuch. Opatrzyłem ranę, ale teraz jest strasznie słaby. Ja muszę jechać do pracy, proszę przyjedź po niego. Strasznie się upiera, że chce cie zobaczyć. Klucze są pod wycieraczką, a zaraz wyślę ci adres. Tylko, że musiałabyś przyjechać metrem, bo trzeba zabrać jego auto "
" Jezus Maria..."
Telefon wypadł mi z ręki, a łzy poleciały po policzkach. Zayn postrzelony?! Czułam, jak mój żołądek wywinął fikołka. A tysiące pytań latały po głowie. Czy to P? Czy Zayn przeżyje? Jak wielka jest rana?
- Lucy, co się stało? - Mel podbiegła do mnie i próbowała zrobić coś, aby przywrócić mnie do świata.
Chwyciłam telefon i mruknęłam, żeby Devon wysłał mi numer, a zaraz będę.
- Zayn'a postrzelili - wymamrotałam rozkojarzona siadając na łóżku.
- Jak to? Mów! - zaniepokoiła się Sarah.
- Nie wiem, muszę tam jechać - wstałam wkładając telefon do torebki.
- Gdzie? Lucy! Co cię kurwa dzieje? - wrzasnęła Sarah łapiąc mnie za nadgarstek.
- Jadę po niego, a wy zaczekajcie. Proszę - spojrzałam na nią błagalnie.
- Chcesz jechać, tak? - zapytała Rachel przecierając oczy.
- Muszę go zobaczyć, bo zwariuję. Pozwólcie mi już iść - odparłam otwierając drzwi.
Szybko pobiegłam na stację metra przyciągając spojrzenia ludzi, wyglądałam okropnie. Ale to się nie liczyło, musiałam zobaczyć Zayna. On tam leżał pół przytomny. Wsiadłam do wagonu i wyciągnęłam małe lusterko z kieszeni. Przetarłam lekko palcem rozmazany makijaż, poprawiłam włosy, po czym wrzuciłam gumę do buzi.
Stanęłam przy dużych drzwi domu, przy którym stało auto mojego chłopaka. Wyciągnęłam kluczyki spod wycieraczki i weszłam do środka.

Podbiegłam do Malika, który zwijał się z bólu na kanapie opatulony kocem. Złapałam go za rękę, a on swoimi zmęczonymi oczami popatrzył na mnie,
- Tak się cieszę, że jesteś - wychrypiał przykładając moją dłoń do swojego policzka.
Ja uśmiechnęłam się i złożyłam delikatny pocałunek na czole chłopaka.
- Zabieram cię do domu - wyszeptałam przytulając go.
Moje serce od razu przestało nerwowo wybijać rytm, a spokojnie biło. Wiedząc, że żyje i jest bezpieczny mogłam czuć ulgę. Wzięłam klucze od jego auta i poszłam przygotować wszystko, aby mógł wygodnie jechać. Wczołgałam go opornie, bo z moimi 160 cm nie było to łatwe. Usiadłam za kierownicą, po czym ruszyłam w kierunku swojego mieszkania.
- Zayn, co się stało? - rzekłam patrząc na niego w lusterku.
- Wiesz przecież - mruknął oschle marszcząc nos z bólu.
- Kto cię postrzelił? - zapytałam przygryzając wargę.
- Nie wiem.
Nie chcąc już go męczyć postanowiłam o nic nie pytać, dopóki się nie zdrzemnie. Pod domem czekały na mnie dziewczyny, które pomogły mi wnieść Zayna na górę. Położyłyśmy go w moim łóżku, a same udałyśmy się do kuchni.
- Co się stało? - zaczęła Rachel.
- Wybaczcie, ale głowa mi pęka. Idę się umyć - odparłam przecierając oczy.
Weszłam po cichutku do swojego pokoju i chwyciłam pierwsze lepsze ubrania. W łazience wyszorowałam zęby, zmyłam resztki makijażu oraz wzięłam kąpiel w wannie. Dokładnie umyłam ciało oraz włosy, gdy nagle zobaczyłam w lustrze coś dziwnego. Miałam na plecach napisane P. Przerażona upuściłam mydło. P mnie dotykało... Wtedy właśnie przypomniały mi się wydarzenia z wczoraj. Upiłyśmy się na imprezie i wracając podjechało jakieś auto. Wsiadłyśmy do środka, a ten ktoś jechał bardzo szybko. Widziałam czarny kaptur oraz rękawiczki. Potem zasnęłam.
Czułam się okropnie, nie zniosę tego więcej. Powiem o P komuś zaufanemu, mam dość tych sytuacji. Jednak dziwi mnie, że ten świr miał mnie w garści ale zostawił.
Osuszyłam ciało ręcznikiem, ubrałam się. Rozczesałam włosy i poszłam z powrotem do kuchni, gdzie siedziały dziewczyny. Opowiedziałam im, co się stało jedząc śniadanie.
- A pamiętacie, jak znalazłyśmy się w domu? - zapytała Rachel.
- Jechałyśmy taksówką - rzuciła Melissa.
- Dobra, ja już się zbieram. Dzięki za wczoraj, paa - pożegnała się Rachel biorąc swoje rzeczy.
- Ja też, cześć - uśmiechnęła się Mel wychodząc za Rach.
Posprzątałam po sobie i udałam się do swojego pokoju.
- Chodź tu - mruknął Zayn odgarniając kołdrę.
Położyłam się obok niego, ucałowałam go i zamknęłam oczy. Poczułam, jak ręka chłopaka oplotła moją talię.
- Lucy, dziękuje - wyszeptał w moje włosy.
- Nie masz za co, zawsze będę przy tobie - powiedział ściskając mocniej jego dłoń.
Czułam się, tak cudownie mając Zayna tylko dla siebie. Chciał, żebym to ja po niego przyjechała. Nikomu innemu nie daje swojego samochodu, nikomu innemu nie pozwala się przytulać.

- Lucy, wstawaj - obudziły mnie te dwa słowa i szturchnięcie w rękę.
- Co jest? - zapytałam ospale, wyswobadzając się z objęć Malika.
- Chodź na chwilę - ujrzałam Liama i Nialla nad sobą, po czym poszłam za nimi.
Zamknęłam pokój, aby Zayn spokojnie spał i udałam się do salonu.
- Jak z nim? - powiedział Horan usadowiając swój tyłek w fotelu.
- Rana opatrzona, ale jest słaby i śpi - oznajmiłam krzyżując ręce pod biustem.
- Wiem, że nie o tym powinniśmy gadać, ale co z wyścigiem? - wymamrotał niechętnie Payne.
- Zayn nie pojedzie, jest zbyt słaby - wtrąciłam od razu.
- To kto? my już nie możemy - odparł Niall pocierając ręce.
- Nie wiem, to nie jest najważniejsze. On musi wyzdrowieć - mruknęłam bawiąc się paznokciami.
- Lucy, oni nas zabiją jeśli nie przystąpimy do wyścigu - krzyknął Liam wymachując rękoma.
- To prawda - wtrąciła Sarah, który nagle pojawiła się w salonie.
- Lucy, może ty...
- Nie! nie proś nawet - przerwałam znając jego prośbę.
- Ale tylko ty umiesz jeździć - Horan próbował mnie przekonać.
- Zrób to dla Zayna - dodała Sarah patrząc mi prosto w oczy.
- Proszę cię Lucy - usłyszałam ochrypły głos Malika.
Odwróciłam się i zobaczyłam go opartego o ścianę. Ledwo stał na nogach, chwiał się. Razem z Liam'em pomogliśmy mu położyć się na kanapie.
- Zayn, wiesz...
Usiadłam obok, a on położył dłonie na mojej tali. Ja swoimi ujęłam jego twarz.
- Proszę cię - wybełkotał ciężko oddychając.
- No dobrze - zgodziłam się niechętnie, to będzie koszmar.
Czułam, że źle robię. Jeśli pojadę ściągnę na siebie uwagę tych Japończyków i będę mieli mnie na celowniku. Jednak nie pozwolę, by zabili chłopaków.

Zayn jest coraz silniejszy, ale nie na tyle by jeździć. Siedzi na murku i obserwuje, jak ćwiczę. Louis mi pomaga, jednak to nie zmienia faktu że cholernie się boję. Z moimi 160 cm nie mam szans, wszyscy mnie wyśmieją.
- Dobra, księżniczko. Jesteś gotowa - uśmiechnął się Lou, gdy przekroczyłam metę.
- Na prawdę? - zapytałam odchrząkając.
- Tak, idź do swojego kochasia - mrugnął patrząc na Malika.
Zaśmiałam się, po czym pobiegłam do chłopaka. Przytuliłam go, uczucie jego ciepła było takie przyjemne i wspaniałe.

Właśnie przyjechaliśmy ponownie na tor, było już pełno ludzi i świateł. Przez godzinę odpoczywałam przygotowując się psychicznie do starcia z groźnymi typami Keijirō. Myślałam, że dostanę palpitacji serca. Stojąc ubrana w niebotycznie wysokie, fioletowe szpilki i czarną sukienkę z falbanami  nie czułam się komfortowo. Strasznie się denerwowałam. Chłopcy przygotowywali auto, a Sarah poszła z Rachel po picie. Nagle poczułam, jak coś brzęczy mi w torebce. To mój telefon, który wyjęłam i odczytałam wiadomość, która przyprawiała mnie o mdłości.
" Chcesz mnie w końcu poznać i to zakończyć? Czekam na ciebie kłamczucho w składziku za budynkiem. Buziaki -P. "  (ang. " Do you want to know who i am and let it gone? I'm waiting for liar in storeroom. Kisses -P. " )
Przez głowę przeleciały mi wszystkie myśli, a nogi ugięły się. Myślałam, że P zniknęło. Że ktoś sobie odpuścił, ale najwidoczniej nie. Po tej akcji z częścią cholernie się bałam, bo jeśli oni pomyśleliby że to ja majstrowałam przy aucie przeciwnika Louisa to pewnie, by mnie zabili. A ja zostałam wrobiona przez P. Potem historia z oponami, zacisnęłam zęby i spojrzałam na zegarek. Jeszcze 7 minut do wyścigu, zdążę. Zaciskałam ręce w piąstki idąc za budynek. Kurewsko się bałam i nie mogłam znieść tego, że za chwilę zobaczę tego świra. Zobaczyłam składzik, zamarłam. Przełknęłam nerwowo ślinę i otworzyłam drzwi. Znalazłam sznurek, który pociągnęłam a światło zapaliło się. Dosłownie całe ściany były obwieszone zdjęciami, moimi zdjęciami. Co robiłam przez ten miesiąc było uwiecznione na fotografii. Moją uwagę przykuły te, na których leżałam w samochodzie a obok mnie Melissa. Na następnych widać moją rękę i Sarah z Rachel. Na dużym stole leżało pudełko z paragonami po moich zakupach, lala wyglądająca jak ja oraz jakieś papiery. Dalej stało duże biurko, pełno komputerów i mrugających przycisków. Nagle usłyszałam trzask, odwróciłam się, poczułam jak ktoś przykłada mi coś do ust. Widziałam rękę w czarnej bluzie oraz rękawiczce, potem odpłynęłam.

Czułam jakąś blokadę, moje ciało odmawiało posłuszeństwa. A chłód, który je przeszywał co chwilę narastał. W końcu udało mi się otworzyć oczy. Miałam związane ręce i nogi sznurem, byłam cała brudna, a sukienkę miałam podartą. Leżałam na podłodze w ciemnym pomieszczeniu przypominającym więzienie. Moje serce waliło, jak szalone. Co ja tu robię? Byłam przerażona. Nagle usłyszałam czyjeś kroki, a chwilę później drzwi otworzyły się. Ujrzałam w nich wysoką, umięśnioną postać. To mężczyzna o jasnych włosach i niebieskich oczach. Podszedł do mnie, po czym podciągnął mnie do góry.
- Obudziłaś się w końcu - wysyczał patrząc mi w oczy.
- Kim jesteś? - warknęłam z wściekłością w oczach.
- Jestem twoim koszmarem, Lucy. Jestem z tobą nawet, kiedy myślisz że jesteś sama. Jestem w twoim umyśle i pod twoją skórą, jestem P - mówił lustrując mnie całą, był taki poważny i dokładny.
- Czego ty kurwa chcesz? - załkałam, czułam się taka zagubiona i bezsilna.
- Księżniczko - założył kosmyk moich włosów za ucho, lecz szybko odsunęłam się co wywołało uśmiech na jego twarzy - Ode mnie nie uciekniesz. Ale pewnie chcesz wiedzieć, czemu tu jesteś. Powiem ci, że ty nic nie zrobiłaś. Nic. Twój ukochany Zayn namieszał tyle, że w twojej główce się to nie zmieści.
- O czym ty gadasz? - mruknęłam zdziwiona, co Malik ma wspólnego z P?
- Lucy, on nie jest tym za kogo się podaje. Zasługuje na ból i cierpienie, odbiorę mu wszystko - odparł chodząc po pokoju z wściekłą miną. Myślałam, że zaraz wybuchnie, ale jednocześnie nie wierzyłam w jego słowa - Odbiorę, tak jak on on odebrał mi wszystko co miałem.

______________________________________________________________________________
PRZEPRASZAM ZA ZWŁOKĘ!!
Wiem, że długo czekaliście na ten rozdział. Starałam się napisać go najlepiej, ale nie wiem czy wyszedł, chociaż na 50%. Spodziewaliście się? Jak myślicie, co Zayn zmalował? XD Teraz się namieszało, ale w następnych rozdziałam wszystko się wyjaśni. 
Poza tym ja widziałam, że chyba 5 komentarzy było od tej samej osoby z anonima. Trochę mi przykro, że nie chcecie komentować. Według ankiety jest was 26...
Drogie anonimki! podpisujcie się proszę, choćby jakimś przezwiskiem lub nazwą z tt.
DZIĘKUJE ZA 11 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ!!! KOCHAM WAS <3 
10 kom=next ;)
Napisałam wersje angielską tego SMS od P, bo ona po prostu lepiej brzmi. Jednak nie jest identyczna, jak wersja po polsku :)
- Komentarze karmią wenę.
~. Miley <3

niedziela, 7 września 2014

~.19.~

ANONYMOU'S P.O.V
Wszyscy tam byli, dokładnie wszyscy. Zgodnie z moim planem siedzieli, rozmawiali o tej małe suce. Wciąż nie wiedzą, że pojawiłem/am się w jej życiu. Postanowiłam/em pozostać w ukryciu i obserwować ich.
- Nie możemy jej więcej okłamywać - Louis poderwał się z miejsca.
- To tylko tydzień, zrobi to i się jej pozbędziemy - wymamrotał znudzony narzekaniem kolegi Zayn. Ohh biedna suka myśli, że on jest w niej zakochany, a na prawdę uknuł spisek przeciwko niej. Szkoda...A może nie?
- Ona na to nie zasługuje - tłumaczył Tomlinson wymachując rękoma na wszystkie strony.
- Skąd to wiesz? jest zwykłą lalką - warknął Harry pochłaniając kolejną szklankę piwa. No tak świętoszek poszedł na odwyk.
- Rozmawiałem z nią o jej przeszłości, przeżyła na prawdę dużo. Odpuść, Malik - nalegał, lecz nie wiedział, że piekło tej dziewczyny dopiero się zacznie. A to ja je rozpocznę.
- Zgadzam się, pomogła mi - wtrącił Liam krzyżując ręce na piersi.
- Jest miła, ale...
- Sarah, proszę cię - Styles zacisnął ręce w piąstki i groźnym spojrzeniem skarcił swoją dziewczynę. Ahh kolejna ofiara...Phi.
Malik zaciągnął się papierosem i wypuścił dym z miną, jakby miał dość rozmawiania o swojej ukochanej. No tak, on sam ją rani, dlatego mu pomagam bez jego wiedzy. Nie pozwolę, by udawał że jej nie kocha. Ciekawe, który głupi nie zauważył, że zależy mu na niej tak samo, jak zależało mu na Perrie.

LUCY'S P.O.V
W poniedziałek biegałam rano z Niallem w Hyde Parku, po czym udaliśmy się do Nando's. Ten chłopak uwielbia ich jedzenie, na prawdę dziwi mnie ile potrafi w siebie wpakować. Później musiałam jechać z Zaynem po zakupy do jego domu, ale wynagrodził mi to pozwoleniem na zostanie na noc.

Wtorek
- Louis, przestań!! - krzyczałam roześmiana słysząc, jak przyjaciel fałszował mój ulubiony kawałek.
Stanęliśmy na stacji benzynowej, a podczas gdy Lou tankował ja przeszłam się do sklepu. Wzięłam nam kawę i podeszłam do działu z prasą. Chwyciłam pierwszą gazetę, która zobaczyłam. Następnie udałam się do kasy, przy której stał Lou i płacił za benzynę. Razem wsiedliśmy z powrotem do samochodu, gdy wjechaliśmy na autostradę zobaczyłam zamieszanie na stacji. Dziwne.
- Zadzwoń do Zayna, pewnie się denerwuje - powiedział przyjaciel z dość dziwnym tonem.
- Ostatnio ciągle jest zajęty, po co mam mu przeszkadzać - prychnęłam wyciągając z torebki błyszczyk.
- Lucy, zadzwoń - popatrzył na mnie spod ukosa.
Wybrałam numer chłopaka i włączyłam na głośno mówiący.
" Halo "
" Cześć, co tam? "
" Dobrze, jak droga? "
" Bez przeszkód, a co robisz? "
" Ja...ee właśnie przyjechałem do domu "
" Zayn... "
" Misiu muszę kończyć, baw się dobrze paa "
- Widzisz? okłamał mnie i spławił - rzekłam lekko zła, to nie pierwszy raz.

Podjechaliśmy pod dom na prześlicznym osiedlu. Louis wziął głęboki oddech i wysiadł z samochodu. Spojrzałam na niego pocieszający, po czym zapukałam w drzwi. Otworzyła kobieta niższa od Louisa, lecz wyższa ode mnie. Jej brązowe włosy opadały na plecy, a dżinsy idealnie pasowały do kolorowej bluzki. Duże oczy kobiety patrzyły zaskoczone na chłopaka, aż w końcu przetarła oczy dłońmi i chyba dotarło do niej, kto stoi w jej progu.
- Louis? Synku - przytuliła go z całej swojej siły, a na twarzy obu zagościł uśmiech.
- Mamo, przepraszam - wyszeptał do jej ucha, jednak ja również mogłam to usłyszeć. - To jest Lucy, moja przyjaciółka.
- Miło panią poznać - podałam rękę kobiecie, lecz ona przyciągnęła mnie do siebie.
- Ciebie również, dziecko. Jestem Johannah, wchodźcie - machnęła ręką w celu zaproszenia nas do środka.
Przeszliśmy do salonu, gdzie na kanapie zobaczyłam dwie dziewczynki rysujące coś na kartkach.
- Louissss! - krzyknęła jedna z bliźniaczek rzucając się na niego. Ten wziął ją na ręce i mocno przytulał.
- Właśnie zrobiłam obiad, siadajcie - rzekła Jay kładąc wazę z zupą na stół.
Nagle z góry zeszły dwie dziewczyny, starsze niż tego które rysowały. Jedna z nich miała na rękach małe dziecko, to pewnie te najmłodsze rodzeństwo Louisa.
- Louis - odparły zgodnie.
Ten podszedł do nich i wyściskał je, po czym wziął od nich dziecko.
Po około godzinie oraz zjedzonym obiedzie przyszedł czas na wyjaśnienia, rodzina usiała na kanapie, a ja przygryzałam wargę z nerwów.
- Przepraszam, że tyle lat się nie odzywałem. Moja praca tego wymagała - zaczął mój przyjaciel ściskając mnie lekko za rękę.
- Czym się zajmujesz? - spytała Lottie, którą bardzo polubiłam.
- Ścigam się samochodami, poświęciłem temu swoje życie - oznajmił, a jego dłoń mocniej ścisnęła moją.
- Matko, Louis! Czyś ty oszalał? Możesz sobie zrobić krzywdę! - wrzasnęła przerażona Jay.
- Spokojnie, jestem w tym dobry i uważam - Louis próbował ją uspokoić.
- Mamo, wyluzuj - mruknęła Fizzy.
- A gdzie mieszkasz? Dalej w Londynie? - Daniel zmienił temat przytulając się do Johannah.
- Tak, w kamienicy na obrzeżach miasta - nagiął prawdę.
Nagle z góry rozległ się głośny płacz dziecka, Charlotte zerwała się z miejsca.
- Ja pójdę, pogadaj z Lou. A ty Lucy, może masz ochotę...
- Jasne!
Poszłyśmy razem do małego pokoiku, który szczególnie mi się spodobał. Dwa małe łóżeczka stojące obok siebie, kolorowe ściany i pełno zabawek. Lottie wzięła na ręce niemowlę w różowej bluzeczce kołysając je.
- Więc jesteś dziewczyną Louisa? - zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Nie, jesteśmy przyjaciółmi. Właściwie jestem dziewczyną jego przyjaciela - oznajmiłam rozglądając się po pomieszczeniu.
- Ile masz lat?
- 18, poprzedzając kolejne pytanie - tak jestem z Londynu.
- Dobrze, chcesz potrzymać? - podała mi maluszka, którego ostrożnie przejęłam.
Przejechałam delikatnie palcem po policzku dziewczynki, była taka malutka.
- Śliczna - uśmiechnęłam się.
- Lubię się nimi zajmować, często wyręczam mamę, która ma nas dużo - powiedziała spoglądając na mnie.
- Zasnęła, położę ją - odparłam nachylając się na łóżeczkiem.
Rodzina Louis jest wspaniała!

Dzień przed wyjazdem Louis poprawił swoje kontakty z rodziną. A ja często bawiłam się z bliźniakami. Gdy położyłam się spać po długiej rozmowie z Melissą rozmyślałam o tym, co robi Zayn. Za pewne jego głowa jest dokładnie między nogami jakiejś dziwki, ale on już taki się urodził. Wciąż zastanawiam się, dlaczego zależy mi na jego towarzystwie. Nagle usłyszałam stuknięcie dobiegające z na dworu. Wyjrzałam przez okno, a jedyne co widziałam to kogoś uciekającego w lesie. Byłam zbyt zmęczona, więc mój mózg postanowił o tym nie myśleć. Wróciłam do łóżka i próbowałam zasnąć.

Obudziłam się wypoczęta, następnie umyłam zęby oraz rozczesałam włosy. Ubrałam się, spakowałam swoją walizkę i zbiegłam na dół. Wszyscy nakładali już do stołu.
- Lucy, zjemy i od razu jedziemy. Zayn dzwonił - odparł Louis patrząc na mnie, jakby oczekiwał że zrozumiem jakąś intrygę.
- Dobrze - mruknęłam siadając obok Fizzy.
- Ohh cholera - usłyszałam głos Daniela, który właśnie wszedł przez taras do domu.
- Co się stało? - zapytała Jay.
- Ktoś włamał się do garażu, przebili m
i opony w aucie - wyjaśnił, a ja wiedziałam, że to musi być przyczyną wczorajszego hałasu.
Nagle mój telefon zadźwięczał, a ja wyciągnęłam go z kieszeni. To wiadomość...od P.
" To kwestia czasu, gdy zniszczę auto twojego kochasia. Całuski - P. "
Był też załącznik, zdjęcie na którym widać mnie stojącą z tą częścią w garażu podczas wyścigu. Zrobiło mi się czarno przed oczami, czego ten ktoś chce? Przecież nic nie zrobiłam, przynajmniej tak mi się wydaje.
- Ahh to pewnie te dzieciaki z drugiej strony ulicy, no cóż... - wymamrotał Daniel myjąc ręce.
Jadłam w ciszy, to ja była winna. Przeze mnie P przebiło opony. Mam już tego dość, ktoś robi sobie ze mnie żarty.
Razem z Lottie, Louisem i Jay posprzątaliśmy po śniadaniu. Młodsze bliźniaki zabawiała Fizzy, a Phoebe oraz Daisy bawiły się lalkami na dworze. Siostry mojego przyjaciela są cudowne, a jego malutki, młodszy brat to śliczny chłopczyk. Cieszę się, że przyjechałam tu z nim. Louis też wydaje się być szczęśliwy, że odwiedził rodzinę.
Pożegnaliśmy się ze wszystkimi, zapakowaliśmy walizki do bagażnika i ruszyliśmy w drogę.
- Dziękuje, że mnie namówiłaś księżniczko - uśmiechnął się Louis.
- Nie ma za co, cieszę się, że spędziłeś czas z rodziną - odparłam wyciągając książkę.
- Rozmawiałem dużo z mamą, oni chcą mnie kiedyś odwiedzić - oznajmił ochryple.
- To chyba dobrze, jesteście już w dobrych stosunkach.
- Tak, ale oni nie wiedzą, że tak na prawdę wyścigi są nielegalne, biorę za nie kupę pieniędzy, rzuciłem studia i sypiam z kim popadnie - wymamrotał przygryzając wargę.
- Kiedyś będziesz musiał im powiedzieć - rzekłam poprawiając usta szminką w lusterku.
- Nie jestem gotowy, ale zmieńmy temat.
- Mówiłeś, że Zayn dzwonił - przypomniałam ciekawa, co takiego powiedział.
- Ahh właśnie, dobrze wiesz, że on nie popiera tego, że pojechaliśmy do Doncaster. Kazał nam wrócić, bo są jakieś problemy z wyścigiem w niedzielę. Poza tym, wiesz że on teraz dużo trenuje, prawda? Dla niego to ważne i myślę, iż chcę żebyś tam była - tłumaczył powoli i dokładnie, aby nie pominąć żadnego szczegółu.
Nic nie odpowiedziałam tylko rozsiadłam się wygodnie, czytając książkę. Zayn'owi zależy na mojej obecności? Chyba oszalał.

Piątek
Rano razem z Sarah poszłam na zakupy spożywcze do domu, po czym spędziłyśmy dobre 45 minut w Starbucksie, którego obie uwielbiamy. No cóż, może do tego się myliłam mówiąc o londyńczykach. Następnie zostawiłyśmy produkty w mieszkaniu i biegałyśmy po Kensington. Obiad zrobiłyśmy same i wpadł nawet Niall, aby spróbować. Później zaprosiłyśmy Rachel oraz Melissą na wypad po klubach.
Ubrałam się, włosy spięłam w wysoką kitkę i podkreśliłam oczy ciemnymi cieniami. Spryskałam ciało perfumami, po czym z Sarah  zbiegłyśmy na dół, gdzie czekały Mel i Rachel. Od razu ruszyłyśmy w stronę najbliższych dyskotek. Gdy znalazłyśmy jedną musiała nam popsuć wieczór kolejka, która ciągnęła się dobry kilometr.
- Dobra, chodźcie gdzieś indziej - rzekła zrezygnowana Rachel.
- Nie, czekajcie - Sarah pociągnęła mnie za rękę i stanęła przed barczystym ochroniarzem z listą w ręku.
- Sarah Smith i Lucy Collins z przyjaciółkami - powiedziała zadowolona.
- Oh naturalnie, na rachunek pana Stylesa i pana Malika? - odrzekł nie patrząc nawet na listę, w oczach miał coś dziwnego. Jakby bał się nas, a raczej naszych chłopaków.
- Tak, pa Mike - rzuciła Sarah pchając nas do środka.
Przeszłyśmy do części dla Vip'ów, a Melissa przyciągnęła mnie do siebie.
- Podoba mi się to - uśmiechnęła się zadziornie, po czym poprawiła włosy.
Usiadłyśmy na skórzanych kanapach, a przestraszona kelnerka podeszła do nas z kartą. Wzrok tańczących ludzi utkwiony był na nas.
- Proszę, ja za chwilę wrócę i spiszę zamówienie - położyła menu na stole i odeszła.
Spojrzałam na stronę z wymyślnymi drinkami, gdy nagle poczułam wibracje w torebce. Liam do mnie dzwonił, z racji iż było głośno napisałam do niego sms.
" Co się stało? "
" Rachel nie odbiera, martwię się "
" Spokojnie, jest z nami :) Po prostu nie słyszała. Nie bój się, jest bezpieczna "
- To Liam? - zapytała Rach.
- Tak, martwił się - odparłam chowając urządzenie z powrotem do torebki.
Po chwili kelnerka wróciła, a my złożyłyśmy zamówienie.

4 godziny wirowania na parkiecie i wlewania w siebie kolejnych dawek alkoholu postanowiłyśmy iść dalej, a raczej zawlec się do domu. Byłam pijana, owszem byłam. Nigdy nie doprowadziłam się do takiego stanu, by ledwo iść na nogach. Podtrzymując się Rachel i Melissy, które również nie kojarzyły co się dzieje próbowałam dojść do domu. Nagle podjechał do nas duży, czarny samochód. Więcej nie pamiętam.

______________________________________________________________________
Wiem, wiem jestem beznadziejna (PRZEPRASZAM )Dodaję rozdział po tak długim czasie...A wy pobiliście limit w takim krótkim czasie! Za co jestem ogromnie wdzięczna <3 Tak poza tym może wam P wydaje się tandetne, bo Lucy nic nie zrobiła, ale myślę że następny rozdział się wam spodoba, bo wszystko się wyjaśni :)   I jeszcze jedno: Chcecie, abym dodawała linki i gify, czy wolicie jak rozdział nie ma żadnych "dodatków" ?

10 kom=Next :)