- Collins - gromki głos strażniczki rozległ się po moim pokoju. - Wychodzisz.
Czekałam na to jedno słowo 13 lat. Nie będę tęskniła za tym koszmarem. Kojarzy mi się z latami bólu, smutku oraz nieszczęścia. Żyjąc tu okaleczyłam się tyle razy, a oni nie wykazali jakiegokolwiek zainteresowania, ale to dobrze. Mogłam żyć własnym życiem.
Zarzuciłam torbę na ramię, chwyciłam uchwyt walizki i ruszyłam za Alice - bo tak ma na imię moja niesympatyczna wybawczyni. To ostatnie chwile w tym miejscu, a chcę wyjść jak najszybciej.
- Pani dyrektor wyjaśni ci coś i jesteś wolna - wymamrotała, wybudzając mnie z rozmyśleń.
Super jeszcze mądra Willis będzie mi nawijać o głupotach.
Wchodząc do jej gabinetu,poczułam stały tu zapach Chanel 5. A nieprzyjemne usposobienie, które przepełniało ją od środka nie dawało za wygraną.
- Znowu ty Collins... - burknęła szperając coś w stercie papierów.
Usiadłam na krześle, opierając się plecami o miękkie obicie.
- Po ukończeniu 2 klasy liceum i osiągnięciu pełnoletności wszyscy mieszkańcy naszego ośrodka zostają wypuszczeni. Oczywiście my opłacamy dalszą naukę w liceum - mówiła gestykulując dłońmi.
Nie odpowiedziałam jej, bo nie obchodzi mnie to. Wiem, co ze mną teraz będzie.
- Będziesz musiała znaleźć mieszkanie sama...
- Wiem, do widzenia - przerwałam jej wstając.
Podpisałam jakieś papiery, po czym udałam się do wyjścia. Mając ze sobą dwie walizki i torebkę wyszłam z dawnego mi miejsca zamieszkania. Dziś zaczynam od nowa!
Wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony świata. Próbowałam je opanować, ale na marne. Szłam w stronę najbliższego Starbucksa. Mając w portfelu 80 funtów od dyrektorki raczej nie kupię sobie willi z basenem, ale na kawę mam ochotę. Wchodząc do środka poczułam zapach, który nie otulał moich nozdrzy od dawna.
Usiadłam przy najbliższym stoliku, zdjęłam kurtkę i wyjęłam portfel. Podeszłam do kasy, zamówiłam jedno frappuccino. Wracając wzięłam gazetę, by sprawdzić, czy nie ma jakiś ofert mieszkania. W końcu nie mam dachu nad głową.
Nagle dosiadła się do mnie brązowowłosa dziewczyna w czarnej kurtce. Była ładna, zadbana.
- Szukasz mieszkania? - zapytała odważnie, a ja zmierzyłam ją wzrokiem.
- Tak - wyszeptałam speszona, marszcząc brwi.
Nie lubię rozmawiać z ludźmi, a ona przysiadła się sama i wypytuje. Nie miałam pojęcia, czego chce, ale krępowała mnie ta sytuacja.
- Tak się składa, że ja szukam współlokatora - uśmiechnęła się, rozsiadając wygodnie, po czym podała mi rękę. - Sarah.
- Lucy, tylko, że ja nie mam na razie pracy i pieniędzy - wymamrotałam,odwzajemniając gest i jednocześnie pijąc napój.
- Nic nie szkodzi - rzekła, wyjmując coś z torebki.
Przeraża mnie jej pewność siebie, mogłaby obdarzyć ją nas dwie.
- Zapiszę ci swój numer. Chyba, że chcesz zobaczyć je teraz - odparła z nadzieją w oczach.
- No dobra - wyszeptałam niepewnie, wstając.
Szczerze, nie chciałam z nią iść, bo nie byłam pewna, czy w tym "mieszkaniu" nie znajduje się naprawdę jakaś trupiarnia lub gwałcarnia. A ona ma mnie tam zbawić.
Narzuciłam kurtkę, wzięłam torebkę i złapałam za uchwyt walizki.
- Pomogę - odparła, przejmując jedną, większą torbę.
Idąc chodnikiem, obok ruchliwej ulicy nie odezwałam się do Sarah, ani słowem. Ona tylko opowiadała, o tym gdzie dokładnie jest mieszkanie, jakie sklepy znajdują się w pobliżu oraz, gdzie są najlepsze dyskoteki. Nie obchodziło mnie to drugie i trzecie, ale nie potrafiłam jej uciszyć. Stanęłyśmy przed dość wysoką kamienicą. Moja gadatliwa koleżanka (?) otworzyła drzwi, po czym pobiegła na górę. Ruszyłam za nią, chociaż z wielgachną walizą nie było mi łatwo. Mieszkanie 19.
Przywitał mnie ładny, oświetlony przedpokój. Brązowe drzwi i łagodne ściany.
- To moje królestwo, te pierwsze drzwi po prawej to łazienka dla ciebie - powiedziała, chowając klucze do torebki.
- Miło z twojej strony, ale nie znamy się. Wpuszczasz mnie tak do swojego mieszkania - rzekłam, rozglądając się.
- No to się poznamy, szukasz domu. I go znalazłaś, jeśli ci się podoba - mruknęła wesoło, ściągając buty.
- Podoba, a jak z opłatami?
- Czynszu nie płacisz, jedynie zakupy robimy na zmianę - oznajmiła idąc do kuchni.
- Nie będę żyć na twoją rękę - zaprotestowałam, robiąc się lekko czerwona.
- Nie na moją, tylko na mojego chłopaka - odparła, wyjmując z lodówki karton soku.
- Tym bardziej nie - wymamrotałam, opierając się o blat stołu.
- On się zgodził. No nie daj się prosić - uśmiechnęła się przyjaźnie.
Bałam się, co zrobi jeśli powiem"nie", dlatego zgodziłam się. Ona jest jakaś za bardzo koleżeńska.
- Dobrze, tu masz umowę - podała mi kartkę, którą wyjęła z szafki.
Przeczytałam uważnie każdą linijkę, po czym machnęłam swój podpis w wykropkowanym miejscu. Nie zastanawiałam się, bo to dobra okazja, a obecnie nie miałam gdzie mieszkać.
- Pomogę ci się rozpakować - rzuciła mi się na szyję.
W sumie to nawet nie widziałam swojego pokoju, ale chyba sądząc po innych pomieszczeniach nie będzie jakiś zaniedbany. Po otworzeniu drzwi przez Sarah zobaczyłam śliczne, fioletowe pomieszczenie.
- Obok jest łazienka, te drzwi po lewej - oznajmiła, po czym dodała rozpinając moją walizkę. - Pomogę ci.
- Nie trzeba, chciałabym pobyć sama - mruknęłam, przygryzając wargę.
Długowłosa wybiegła z pokoju, a ja zabrałam się za walizy.
Najpierw poukładałam ubrania do szafy, następnie rzeczy osobiste do półek i innych szafeczek. Zajęło mi to dość długo, bo gdy skończyłam na zegarku wybiła 19:00.
Pokój nabrał kolorów. Co prawda nie mam typowych dla dziewczyn w moim wieku kosmetyków, czy biżuterii. Wyciągając ostatnią książkę wypadło z niej zdjęcie. Byłam na nim z rodzicami, 2 miesiące po urodzeniu. Co prawda było przypalone i zniszczone.
Łza poleciała mi po policzku, otarłam ją i schowałam pamiątkę do szafki nocnej. Wzięłam kosmetyczkę z chęcią pójścia do łazienki. Wychodząc, usłyszałam rozmowę mojej współlokatorki:
- Będę wam potrzebna?
- Dobra, ale mam ją zostawić?
- Harry!
- Zgoda!
Poczłapałam cichutko do swojej nowej łazienki. Poukładałam kosmetyki, były to jedynie: płyny do mycia, szampony, odżywki, mydła, szczotki, pasta, pomadka ochronna, dezodorant i podpaski.
Jak już mówiłam nie jestem typem pudernicy, więc nie interesuje się najnowszą szminką, jaka wejdzie do sklepu.
Wychodząc, natknęłam się na Sarah.
- Muszę wyjść do sklepu - skłamała, ubierając kurtkę. - Pokażę ci, jak mniej więcej działają różne sprzęty w salonie.
Nad kanapą widniał obraz mojej współlokatorki z jakimś chłopakiem.
- Kto to? - spytałam nieśmiało.
- Mój chłopak, Harry - wyszeptała z uśmiechem.
A więc owy towarzysz na zdjęciu to Harry, z którym rozmawiała przez telefon.
- Dobra idę - rzuciła, kierując się w stronę drzwi. -Ufam ci!
Zostałam sama. Świetnie, nawet nie znam dziewczyny, u której mieszkam za darmo. A już zostałam tu bez nikogo innego.
Z tego, co zdążyłam zauważyć Sarah jest zupełnie inna, niż ja. Odważna, pewna siebie, śliczna. A do tego wiecznie uśmiechnięta.
Wróciłam do swojego pokoju, usiadłam wygodnie na łóżku. Podciągnęłam rękaw bluzki, przez co ukazały się moje bardzo wyraźne rany. Przejeżdżałam po nich palcem. Pod opuszkami czułam lekkie wzniesienia. Bolało gdy dotykałam, ale to dobrze.
Nie mając telefonu nie mogę nawet zadzwonić do Sarah z pytaniem kiedy wróci, dlatego postanowiłam zjeść coś sama. Wyjęłam z lodówki jogurt, usiadłam przy stoliku i zabrałam się za jedzenie. Wyjrzałam przez okno, światła, samochody oraz ludzie. W końcu to mieszkanie w centrum.
Posprzątałam po sobie, udałam się do salonu, gdzie włączyłam telewizor. Leciały wiadomości, ale nie zainteresowały mnie, więc nacisnęłam przycisk ze strzałką do góry. Następny był kanał z jakąś meksykańską telenowelą w stylu "Mody na sukces". Ostatecznie zdecydowałam się oglądać serial, ale tym razem normalny. Czułam się tu nieswojo. Jak obca osoba w domu pełnym przyjaciół lub rodziny. Oglądanie znudziło mnie o 21:30. Ruszyłam, więc do łazienki. Zrzuciłam z siebie ubrania, odkręciłam wodę w prysznicu, po czym weszłam do kabiny. Gorąca woda obmyła moje ciało, a mydło spowodowało lekkie szczypanie na rękach. Po umyciu wytarłam się dokładnie i nałożyłam piżamę. Spięłam włosy w kitkę. W lustrze zobaczyłam tą samą, smutną twarz. Podkrążone oczy, sine usta. To właśnie ja.
Kładąc się do łóżka, wyjęłam książkę. Przeczytałam 70 stron, aż nagle usłyszałam głośny trzask jakby zamykanych drzwi. Stuk ściąganych obcasów i odgłos chodzących nóg. Sarah wróciła.
Chciałam przywitać się z nią, ale zadzwonił jej telefon.
- Udało się!
- Wiem.
- Nie, nic zrobiła.
- Ale tym razem ich zjechaliśmy.
- Dobra kończę, jutro zrobię tak, że nie zapomnisz moich ust do końca życia.
Najwidoczniej nie szczędzi sobie głosu, bo chyba nawet we Francji, by usłyszeli jej gorącą rozmowę.
Ciekawi mnie, co takiego robiła, ale nie odważę się zapytać.
Myśląc tak próbowałam zasnąć, ale to wszystko nie mieściło mi się w głowie. Jednego dnia opuszczam dom dziecka i zyskuję darmowe mieszkanie. Ciekawe, jaki haczyk się za tym kryje...
Zaczyna się fajnie! :) Dziś już raczej nic nie przeczytam, bo jestem taka zabiegana, ale w wolnym czasie będę stalkować to fanfiction. Nie ma to jak dobre fanfiction do poduszki. Btw. kocham Pretty Little Liars =) Zapisałam twoje ff to mojej listy ff więc raczej nie zapomnę o nim. Kocham mocno~Jajko
OdpowiedzUsuń