środa, 19 sierpnia 2015

~.41.~

Ważna notka pod rozdziałem!

Następny dzień spędziliśmy z rodziną Zayna, zjedliśmy razem śniadanie i pojechaliśmy do dziadków chłopaka. Polubili mnie, a jego babcia już próbowała go namówić na oświadczyny. Postawa Malika mnie trochę zasmuciła, bo nie odzywał się, gdy starsza pani namawiała go na założenie rodziny.
Obiad zjedliśmy również u nich, po czym pojechaliśmy troszkę pozwiedzać miasto we dwójkę. Zayn pokazał mi miejsca, w których bywał jako dziecko. Bradford spodobało mi się, ale było znacznie inne od Londynu. Panował tu raczej mroczy klimat.
Wieczorem wyjechaliśmy do domu, droga była długa i męcząca. Na dworze zimno, ciemno. Co chwilę padało, ale my na szczęście byliśmy w ciepłym samochodzie. Spałam jakąś godzinę, około 11pm byliśmy w Londynie. Po przyjeździe od razu poszłam spać, wzięłam tylko szybką kąpiel i zasnęłam sama, bo Zayn robił coś na dole.
27 grudnia miałam spotkać się z Sarah, aby kupić prezenty mojemu rodzeństwu. Rano Zayna nie było, więc śniadanie zjadłam sama. Ubrałam się ciepło, włosy związałam w kitkę. Zbiegłam na dół i mimo zakazów wzięłam kluczyki od swojego auta. Weszłam do garażu, otworzyłam go, po czym wsiadłam do Fiata. Wyjechałam z lekkim strachem, bo w końcu nie mam prawa jazdy. I jeśli policja mnie złapie, to mam przechlapane. Natomiast kusiło mnie, a pogoda na dworze jeszcze bardziej zachęcała. A raczej odpychała od jazdy autobusami.
Otworzyłam bramę pilotem i chwilę zastanawiałam się, czy wyjechać z naszej posesji. Jednak zrobiłam to, jechałam ulicami Londynu nielegalnie.
Pod galerią byłam punktualnie, zaparkowałam auto i udałam się do środka. Na dworze było okrutnie zimno, więc gdy otuliło mnie ciepłe powietrze w galerii od razu poczułam ulgę. Z Sarah umówiłam się za 5 minut, dlatego postanowiłam zadzwonić do Fabio.
- Halo.
- Fabio, obudziłam cię?
- Tak, ale muszę wstawać do pracy, więc nic się nie stało.
- Pracujesz dziś?
- Restauracja sama się nie obsłuży, a ja muszę zarabiać na studia.
- Rozumiem.
- Kiedy przylatujesz do Nowego Yorku?
- Mam samolot 29 stycznia o 6am.
- Czyli będziesz około 7am czasu amerykańskiego?
- Tak.
- Odebrać cię z lotniska?
- Nie, dzięki. Mój brat nas odbiera.
- Nas?
- Mnie i mojego chłopaka.
- Lecisz z chłopakiem?
- Tak, dobra muszę kończyć, pa Fabio. Miłego dnia.
Zauważyłam Sarah, zmierzającą w moim kierunku. Schowałam telefon i przytuliłam ją na powitanie.
- Cześć, skarbie - uśmiechnęła się, gdy razem ruszyłyśmy w stronę sklepów.

Po dwóch godzinach zakupów byłam zmęczona i głodna, więc poszłyśmy do Jamie's Italian na obiad. Zamówiłyśmy to samo, a czekając rozmawiałyśmy na ważny temat.
- Chyba nie myślisz, że Zayn poważnie chce cie zdradzić - powiedziała Sarah, patrząc na mnie.
- Słyszałam ich rozmowę - wyszeptałam, przygryzając wargę.
- Zayn może i jest uzależniony od seksu, ale ciebie by nie zdradził - odrzekła nieco ciszej.
- No nie wiem - wymamrotałam, pijąc wodę.
- Pogadaj z nim dziś - poleciła, a kelner przyniósł nam dania.
Zabrałyśmy się za jedzenie, rozmawiając o wycieczce na Bali. Dziś musiałam kupić sobie jeszcze strój, klapki i inne rzeczy na plażę. Całe szczęście, że do tej pory zdążyłam już z prezentami dla rodziny.
Zajadałam się pysznym makaronem z sosem, a mój telefon zaczął wibrować. Wyjęłam go z torebki, po czym odebrałam połączenie.
- Cześć Lucy.
- Hej, Joel.
- Jak tam siostrzyczko?
- Dobrze, jestem na zakupach.
- Ja siedzę w pracy, zaraz mam rozprawę.
- Powodzenia. A co u Devonne i Diany?
- Mała rośnie, jak na drożdżach. Dev siedzi z nią w domu. A jak Zayn zareagował na Bali?
- Był w szoku, ale cieszył się. To w czasie jego urodzin.
- To super, pozdrów go. Ja kończę, zadzwonię wieczorem. Pa Lucy.
- Pa, braciszku.
Schowałam telefon z powrotem do torebki, po czym wróciłam do jedzenia.
- Przeprasza, Joel dzwonił, a z nim ciężko się ostatnio skontaktować - odparłam do Sarah.
- Spokojnie - posłała mi ciepły uśmiech.
Gdy skończyłam, zapłaciłyśmy za swoje jedzenie i udałyśmy się do sklepów z kostiumami. W zimę będzie trudno je dostać, ale Victoria's Secret na pewno jakieś ma. Weszłyśmy do sklepu, przechadzałyśmy się między wieszakami, aż w końcu wpadło nam w oko kilka stroi. Wzięłam je i udałam się do przymierzalni. Zdjęłam ubrania, po czym założyłam pierwszy kostium. Patrzyłam w lustrze na moje ciało, było takie okropne. Blizny na rękach i udach, fałdy. Nie lubię go. Nie wiem, jakim cudem Zayn twierdzi, że jestem piękna. Nic we mnie interesującego.

Po 20 minutach miałyśmy kupione 4 stroje, więc pognałyśmy dalej. W tym czasie usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Wyjęłam go i odebrałam.
- Halo.
- Skarbie, jesteś jeszcze w galerii?
- Tak.
- Kupiłabyś mi mój żel pod prysznic? Bo właśnie się skończył.
- Dobrze, jesteś w domu?
- Tak i wiem, że wzięłaś auto, więc czeka cię pogadanka, jak wrócisz.
- Ughhh, okey tato. Pa.
- Pa.
Ruszyłyśmy jeszcze po klapki, torbę plażową i inne rzeczy potrzebne na wyjazd. Gdy miałyśmy wszystko wreszcie udałyśmy się w stronę parkingu. Szło kilka osób za nami, ale moją uwagę przykuł dziwny mężczyzna. Był jakiś zdenerwowany, bo oglądał się ciągle za siebie i miał przestraszony wzrok. Postanowiłam to jednak zignorować, otworzyłam bagażnik, do którego włożyłam zakupy. Sarah już wsiadała, a ja zamykałam klapę, gdy nagle usłyszałam głośny huk.
Odwróciłam się, mężczyzna stał z wycelowanym we mnie pistoletem. Moje serce zamarło, zdążyłam tylko lekko się przesunąć. Poczułam palący ból w udzie. Momentalnie upadłam na ziemię, czułam jak eksploduję. Cholernie bolało, krew zalała moje spodnie. Chwilę później usłyszałam krzyk Sarah, podbiegła do mnie. Coś mówiła, ale byłam zbyt przyćmiona. Kręciło mi się w głowie, widziałam tylko, że policja podbiegła do tego mężczyzny. Chwilę później zbiegło się w okół mnie dużo ludzi. Czułam piekielny ból, leżałam na ziemi nie mogąc się ruszyć. W okół mnie zrobiło się pełno krwi, byłam przerażona. Nie dochodziło do mnie to, co się stało.
Zostałam położona na nosze, a następnie do karetki. Zdążyłam tylko powiedzieć do Sarah "Zadzwoń do Zayna", a drzwi zostały zamknięte. Ratownik medyczny zaczął rozcinać moje spodnie, by dostać się do rany. Myślałam, że umrę z bólu.

*Zayn*
Właśnie odpisywałem na maile, siedząc wygodnie przed komputerem w moim biurze. Zdecydowałem wrócić na tor, co do Lucy nie podjęliśmy jeszcze decyzji. Za bardzo się o nią boję. W tym biznesie trzeba być twardym i mieć świadomość, że w każdej chwili ktoś może cię zabić. Ona nie umie się obronić, jest zbyt delikatna. I taką ją kocham.
Nagle mój telefon zaczął brzęczeć, dzwoniła Sarah, więc odebrałem.
- Zayn, kurwa postrzelili Lucy.
- Co?
- Na parkingu, jakiś mężczyzna strzelał do niej.
- W jakim jest szpitalu?
- Świętego Tomasza.
- Już jadę.
Niemal natychmiast zerwałem się z siedzenia i pobiegłem do przedpokoju. Założyłem buty oraz kurtkę, aby następnie zejść do garażu. Wsiadłem do swojego Range Rovera i ruszyłem z piskiem opon w stronę szpitala. 
Kto mógł kurwa strzelić do Lucy? Obiecuję, że zabiję każdego, kto przyczynił się do tego. Byłem cholernie wściekły, Michael mnie ostrzegał. A ja byłem w stanie tylko ukryć kontakty do niej, aby nikt nie zaproponował jej wyścigów. Byłem taki głupi, tyle osób się czaiło na Lucy...
Do szpitala dojechałem po 15 minutach, zaparkowałem samochód i ruszyłem do wejścia. Odnalazłem recepcję, w której powiedziano mi, gdzie znajdę Lucy. 
Gdy dotarłem na dane piętro, zauważyłem Sarah siedzącą na krzesełkach.
- Zayn, spokojnie - odparła, podchodząc do mnie i widząc moje zdenerwowanie.
- Muszę do niej wejść - mruknąłem, szukając danego pokoju.
- Uspokój się, jest dobrze. Kula nie naruszyła żadnych kości, ani mięśni. Lekko się wbija, ona dobrze się trzyma, ale nie wpuszczą cię tam teraz - mówiła delikatnie, a ja lustrowałem jej twarz.
- Dlaczego? - zapytałem, rozluźniając się.
- Ona nie jest sama na sali, a teraz stało się coś z jakimś innym pacjentem i nie pozwalają wchodzić - oznajmiła, siadając ponownie na krzesełku. 
Zająłem miejsce obok niej, wypuszczając powietrze ze świstem.
- Nie wiem, kim był ten facet. Szedł za nami na parking, nie było wtedy dużo ludzi. On się strasznie miotał, aż w pewnym momencie trzęsącą się ręką strzelił do Lucy. Policja go obezwładniła, lecz on płakał, Zayn - opowiadała, a ja bacznie słuchałem.
- Ktoś go do tego zmusił - stwierdziłem, analizując sytuację.
- Myślisz o kimś konkretnym? - spytała, patrząc na mnie.
- Ludzie Kejiro - odparłem po chwilowym zastanowieniu.
Nagle z sali wyszedł lekarz i dwie pielęgniarki, natychmiast podszedłem do niego.
- Dzień dobry, czy na tej sali leży Lucy Collins? - odrzekłem, zatrzymując go.
- Tak, a pan to...?
- Narzeczony - dokoloryzowałem troszkę prawdę.
- Może pan wejść na 5 minut, wie pan już o jej stanie? - powiedział, wycierając ręce papierowym ręcznikiem.
- Mógłby pan coś powiedzieć więcej? - zapytałem, aby wiedzieć wszystkie szczegóły.
- Dobrze, Lucy została postrzelona w udo, ale kula wbiła się lekko. Nie uszkodziła żadnych ważniejszych organów, więc już dziś wieczorem będzie mogła wyjść. Wyjęliśmy kulę, zatamowaliśmy krwawienie, zostaje tylko na badania kontrolne - poinformował lekarz, z którego plakiety wyczytałem, że nazywa się Andrew Kelley.
- Dziękuję bardzo, mogę już do niej wejść? - mruknąłem, odwracając się w stronę drzwi.
- Tak, ale słuchaj Zayn. Masz o nią dbać, bo nie wiem, kto chciał zrobić jej krzywdę, ale podejrzewam, że raczej ktoś z twoich znajomych. Mam nadzieję, że więcej jej tu nie zobaczę - dodał nieco ciszej, po czym odszedł.
Stałem zdezorientowany kilka sekund, aż w końcu otrząsnąłem się i udałem do sali. Skąd ten lekarz mnie zna?
Od razu po wejściu zaatakowało mnie pikanie aparatów pacjentów oraz zapach detergentów. Odnalazłem wzrokiem Lucy, leżała przy oknie. Miała otwarte oczy, rozmawiała z kimś przez kamerkę.
Podszedłem do niej, uśmiechnęła się. Pożegnała brata, po czym odłożyła telefon i wpadła mi w ramiona. Byłem taki szczęśliwy, miałem ją blisko. Zdrową, żywą...Moją małą Lucy. Dopiero do mnie dotarło, że gdyby ten skurwiel strzelił wyżej mógłbym ją stracić. Słona łza spłynęła po moim policzku, ta dziewczyna zrobiła ze mnie mięczaka.
- Skarbie, już nigdy nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda - wyszeptałem do jej ucha.
- Kocham cię - powiedziała, łącząc nasze usta.
- Jak się czujesz? - zapytałem, siadając na krzesełku obok łóżka.
- Dobrze, noga trochę boli, ale żyję - mówiła z uśmiechem.
- Znajdę tego skurwiela i ...
- Spokojnie, Zayn - przerwała mi, kładąc dłoń na moim policzku. Jest, jak Anioł. Jednym dotykiem sprawiła, że wszystkie złe emocje poszły w niepamięć.
- Kupiłam wszystkie rzeczy na wyjazd, bo między Nowym Yorkiem, a Bali jest tylko jeden dzień i nie zdążymy nic zrobić - zmieniła temat.
- Dobrze, trudno uwierzyć, że to już niedługo - odparłem, czując, że ona nie chce rozmawiać o całym zajściu. - Rozmawiałaś z Joelem?
- Tak, powiedziałam mu, że mamy wylot o 6 rano naszego czasu - poinformowała zgodnie z prawdą.
- Lucy, chcę, żebyś wiedziała, że nigdy już pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził. Zawaliłem, wiem. Od teraz będę cię strzegł cały czas, nikt cię nie dotknie - szeptałem, patrząc w jej piękne, duże oczy.
- Kocham cię, Zayn - wyszeptała, a na jej twarzy pokazało się wzruszenie.
- Przepraszam, musi pan opuścić salę. Pacjentka będzie miała badania - usłyszałem głos pielęgniarki.
Ucałowałem Lucy w czoło, a następnie wyszedł na poczekalnię, gdzie siedziała Sarah i Chris. Ugh, już wiedziałem, że szykuję się wywód od niego.
- Kurwa mać! Zayn, jeśli cokolwiek stało się z moją cziką to przysięgam, że utnę ci jaja - wrzasnął, idąc w moją stronę.
- Chris, nie drzyj się tak. Wszystko dobrze - próbowałem go uciszyć.
- Jak ona się czuję? - warknął, mrożąc mnie wzrokiem.
- Dobrze, biorą ją na badania kontrolne i może iść do domu wieczorem - oznajmiłem, widząc, że się uspokaja.
- Wiesz, kto mógł to zrobić? - zapytał, siadając na krzesełkach.
- Tak i mam zamiar go zniszczyć - wychrypiałem, patrząc w martwy punkt.
- Pomogę ci - zaoferował się.
- Poradzę sobie, ale dzięki - mruknąłem, wyjmując telefon z kieszeni.
Chwilę później zdecydowałem, że pojadę po jakieś ubrania dla Lucy. Razem z Chrisem oraz Sarah udaliśmy się do mojego domu, Sarah jechała autem Collins.
Wyjąłem zakupy Lucy z bagażnika jej Fiata, zostawiłem je w przedpokoju. Następnie ruszyłem do naszej garderoby. Zacząłem szperać po jej rzeczach, aż w końcu wziąłem zwykłe spodnie dresowe, niebieską bluzę nierozpinaną oraz bieliznę. Schowałem to do torby, po czym zbiegłem na dół, gdzie czekał Chris i Sarah.
- Podrzucisz mnie do Harrego? - zapytała dziewczyna, gdy ubierałem buty.
- Jasne, kiedy lecicie do Paryża? - odparłem, wychodząc z domu.
- Jutro w południe - oznajmiła, gdy szliśmy do samochodu.
- Zazdroszczę wam tych podróży, możecie zobaczyć tyle zagranicznych tyłeczków - rzekł Chris, siadając z tyłu.
Ten facet chyba nie ma zahamowań.

Zostawiliśmy Sarah, po czym ruszyliśmy do szpitala. Droga dłużyła się przez korki i okres świąteczny. Patrzyłem na ludzi śpieszących się gdzieś, uciekających od deszczu. Każdy z nich wracał z pracy, do domu, do rodziny. Pewnie mieli dzieci. Szczególną moją uwagę przykuł mężczyzna na oko 30 letni, miał na sobie płaszcz oraz teczkę w ręce. Jego życie pewnie wygląda tak, że rano wstaje do pracy. Potem wraca do domu, wita się z żoną i dziećmi. Jest szczęśliwy.
Wtedy doszło do mnie, w jakim bagnie żyję. Jedyna osoba, na której naprawdę mi zależy to Lucy, a przez swoją robotę wplątałem ją w niebezpieczeństwo. Przeze mnie została porwana 2 razy, ledwo przeżyła, a teraz postrzelona przez jakiegoś skurwiela. Nie potrafiłem ochronić Perrie przed tym światem, ona nie żyje. Lucy nie pozwolę skrzywdzić, muszę zadbać, by była bezpieczna. Ma tylko 18 lat. Jeszcze nie wie, jak życie ssie.
Pod szpital zajechaliśmy po 25 minutach, udaliśmy się od razu na piętro Lucy. Znaleźliśmy jej salę, leżała na łóżku.
- Chris! - uśmiechnęła się na jego widok.
- Ja też tu jestem - mruknąłem, kładąc torbę na jej łóżko.
- No wiem, wiem -  zaśmiała się, witając z przyjacielem.
- Jak się czujesz, mami? - zapytał Chris, siadając obok Lu.
- Lepiej, mój wypis jest już w recepcji - oznajmiła, zerkając na mnie.
- Przywiozłem ci ubrania, bo ocalili tylko buty, kurtkę i szalik - powiedziałem, podając jej torbę.
- Dziękuję, zaczekajcie na mnie przed salą - odparła, próbując wstać z łóżka.
- Czekaj, pomogę ci - podszedłem do niej, pomagając jej.
Niemal natychmiast zjawiła się pielęgniarka z wózkiem, na którym posadziła Lucy. Ja z Chrisem udaliśmy się na zewnątrz, gdzie czekaliśmy na moją dziewczynę.
- Masz zamiar lecieć z nią do tego Nowego Yorku? - zapytał Chris, opierając się o ścianę.
- Ona tego chce, tam jest jej jedyna rodzina - wymamrotałem, chowając ręce w kieszeniach.
- Będzie miała problemy z chodzeniem - powiedział, patrząc na mnie.
- Nie, aż takie. To udo - odparłem, wyjmując telefon, który wibrował
Był to nieznany numer, ale z kierunkowym z Ameryki, więc pewnie rodzeństwo Lucy.
- Dlaczego kurwa moja siostra jest w szpitalu po raz drugi?
- Joel, uspokój się.
- Jak ty jej pilnujesz?
- Zawaliłem, wiem...
- Dlaczego tego nie upilnowałeś? Jak ona to zrobiła?
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Jeśli Lucy wyjaśniła mu całe zajście to pewnie już wszyscy wiedzą, kim jestem. Pewnie to zrobiła, nie może mnie wiecznie kryć, w końcu to przeze mnie to się dzieje.
- Halo, Malik. Pytałem, dlaczego nie upilnowałeś, gdy Lucy spadł ten nóż?
- Nóż?
Zatkało mnie, byłem niemal pewny, że powiedziała prawdę. Ta dziewczyna jest Aniołem, cieszę się, że Bóg ustawił nas na tych samych drogach...
- Kroiła sałatkę, nie było mnie w domu. Ja nie wiem, jak to dokładnie było.
- Nie było cię w domu, ale kroiła sałatkę i na chwilę odłożyła nóż na blat. Gdy wsypywała warzywa do miski przez przypadek strąciła ręką nóż, który się wbił w jej udo. Nie mówiła ci tego?
- Nie, tylko, że kroiła sałatkę i spadł. Nie chciała o tym rozmawiać.
- W każdym razie, pilnuj jej proszę. Denerwuję się, bo nie chce jej tracić kolejny raz.
- Uwierz mi, że ja też.
- Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem, Malik. Widzimy się w Nowym Yorku, przyjadę po was.
- Dzięki, Joel. Pa.
Schowałem telefon do kieszeni, przygryzając wargę. Lucy okłamała własnego brata, by mnie chronić...Nie zasługuję na nią, jest dla mnie zbyt dobra.
Po chwili ujrzałem ją już ubraną, szła lekko utykając w naszą stronę. Podszedłem do niej, aby następnie wziąć ja na ręce. Zaśmiała się, chwytając mnie za szyję. Pielęgniarka wyjaśniła nam, jak zmieniać opatrunki. Po drodze kupiliśmy w aptece szpitalnej gazę i inne potrzebne rzeczy.
Udaliśmy się do mojego samochodu, gdzie posadziłem ją z przodu obok siebie.
- Zayn, podwieziesz mnie w pewne miejsce? - zapytał nagle Chris.
- W jakie?
- Restauracja Barrafina - oznajmił, a ja widziałem wzrok Lucy.
- Umówiłeś się z kimś? - odwróciła się do niego z błyskiem w oczach.
- Może, to jak? - odparł najpierw do niej, potem do mnie.
- Jasne - mruknąłem, skręcając w ulice, prowadzącą do tej restauracji.
- Chris! - krzyknęła Lu.
- No co? - mruknął z rumieńcami.
- Mów! - nakazała, mrożąc go wzrokiem.
- Umówiłem się z gościem poznanym w internecie, okey? - powiedział, a Lucy pisnęła.
- Gratuluję, jestem dumna!
- Dzięki, mami. W końcu muszę znaleźć fajną dupcię, aby była moim kotkiem - mówił, a ja przewróciłem oczami.
Niekoniecznie chciałem słyszeć te słowa, ale Chrisa nikt nie powstrzyma. On się nie hamuje.
- Dobra, lecę. Trzymajcie kciuki - rzekł, gdy zatrzymałem się pod Barrafina.
- Powodzenia, znajdź tego kotka w końcu - pożegnała się Lucy.
Chris wysiadł, a ja ruszyłem w kierunku domu. Byłem zmęczony i głodny.
- Umieram, ten szpital jest okropny. Od razu po przyjeździe idę do wanny - wymamrotała, opierając głowę o szybę.
- Muszę ci zmienić opatrunek po myciu - oznajmiłem, zatrzymując się na światłach.
- Wiem, a w ogóle wiesz, że mój kolega odwiedził mnie w szpitalu? - powiedziała, a we mnie trochę się zagotowało.
- Jaki kolega? - sarknąłem, zaciskając ręce na kierownicy.
- Andrew, jest lekarzem i ma żonę - odparła, widząc moją zazdrość.
- Czekaj, Andrew? - zdziwiłem się, kojarząc fakty.
- Tak, on jest pediatrą, ale przyszedł mnie odwiedzić, bo zobaczył, jak mnie przywożą i jego jeden pacjent leżał ze mną na sali. Biedny, coś się z nim dziś działo i widziałam Andrew w pracy - oznajmiła, a ja już wiedziałem wszystko.
Andrew, z którym dziś rozmawiałem nie był lekarzem Lucy, to jej przyjaciel, który ratował tego pacjenta i przy okazji odwiedzał moją dziewczynę. Stąd mnie znał.
Zaśmiałem się pod nosem, a Lu wyciągnęła telefon i pisała sms.
- Do kogo? - zapytałem, gdy zrobiła się krępująca cisza.
- Do Melissy, dzwoniła, więc piszę, że wszystko ok - odparła, wystukując literki na ekranie.
Dojechaliśmy po 30 minutach, otworzyłem bramę pilotem, po czym zamknąłem ją, aby nikt nie wchodził na naszą posesję. Wjechałem autem do garażu, pomogłem Lucy wysiąść. Weszliśmy do domu, gdzie zdjęliśmy kurtki oraz buty.
- Idę wziąć kąpiel - zakomunikowała, wchodząc do góry.
Postanowiłem, że zrobię coś do jedzenia. Udałem się do kuchni, otworzyłem lodówkę i stwierdziłem, że przygotuję Risotto. Pamiętam, jak mama uczyła mnie je robić. Uwielbiałem to danie, a ona mówiła "Dziś robisz je dla nas, za kilka lat zrobisz dla siebie i swojej żony". Gotując, wspominałem tamten dzień. Cieszę się, że pogodziłem się z rodzicami. Rozmawiałem dzisiaj z mamą, to wspaniałe uczucie mieć ja przy sobie, ale gorsze, że muszę kłamać. Kocham się ścigać, to daje mi wolność, ale zrobiło się niebezpiecznie. Teraz potrafią zabić, aby wygrać.
W między czasie zrobiłem herbatę, bo wiedziałem, że Lucy nie będzie chciała pić alkoholu. Wszystko ładnie ułożyłem na tacy, po czym ruszyłem na górę. Wszedłem do sypialni, brunetki jeszcze nie było. Postawiłem tackę na łóżko, a sam poszedłem do garderoby po piżamę. Chwilę później Collins w mokrych włosach oraz mojej koszulce i majtkach wyszła z łazienki. Spojrzałem na nią pytająco.
- Uwielbiam spać w twoich rzeczach - wyjaśniła, jakby to było oczywiste.
- Jejku, kocham cię. Jestem taka głodna - dodała, widząc jedzenie.
- Ale najpierw opatrunek - przypomniałem, patrząc na gołą ranę.
Podszedłem do niej z gazikami, bandażem. Zacząłem robić wszystko tak, jak wyjaśniła pielęgniarka. Gdy skończyłem nie mogłam się powstrzymać. Składałem mokre pocałunki na udach mojej dziewczyny, a ona wplotła palce w moje włosy. Położyłem dłonie na jej biodrach, sunąc coraz wyżej. Tak dawno nie uprawiałem seksu, nie mogłem już tak czekać. Potrzebowałem tego. Dosyć samo samo zaspakajania się, jestem z Lucy tak naprawdę 4 miesiąc, nie licząc czasu przed jej wyjazdem do Stanów.
Ścisnąłem jej pośladki, delikatnie zsuwając jej majtki. Chciałem przenieść ją na łóżko, więc wziąłem ją na ręce i niestety, złapałem udo. Krzyknęła, wyrywając się.
- Kurwa - powiedziała, kładąc się na łóżku.
- Przepraszam, nie chciałem - wyszeptałem, zajmując miejsce obok niej.
- Dobra, nieważne. Chcę jeść - jej uśmiech powrócił, gdy brała tackę.
Zajadaliśmy się moim Risotto, Lucy była szybsza ode mnie.
- Boże, to jest pyszne - mówiła z pełną buzią. - Kocham cię.
- Dziękuję - zaśmiałem się, pakując widelec do buzi.
Po jedzeniu Lucy piła herbatę, a ja zaniosłem brudne talerze do kuchni. Wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby i włosy. Położyłem się obok brunetki, która wtuliła się we mnie.
- Dziękuję, że jesteś ze mną - wyszeptałem, przygryzając wargę. - Jesteś dla mnie wszystkim, dla ciebie żyję. I choć trochę zawaliłem to chcę, abyś wiedziała, że kocham cię całym sercem i jestem wdzięczny, że tak ryzykujesz dla mnie. Kłamałaś własnego brata, aby mnie chronić. Dziękuję, skarbie. I powiem ci, że byłem głupi. Wiesz, że uwielbiam seks, a ty tego nie chcesz. Byłem tak zdesperowany, że myślałem, by iść do burdelu. Przepraszam...Jestem skurwielem, ale teraz wiem, że jesteś dla mnie najważniejsza i nie mógłbym ci tego zrobić. Nie mógłbym żyć z tym, że cię zdradziłem. Dlatego mogę czekać wieczność na ciebie, bo wiem, że tak jest dobrze.
Powiedziałem jej wszystko, ale ona już spała...

__________________________________________________________________________
Witajcie kochani :D Przepraszam, że tyle musicie czekać. Jednak pisanie rozdziału trochę zajmuje, zwłaszcza, że mam jeszcze inne blogi. Co prawda Life jest dla mnie cholernie ważny, bo przywiązałam się do niego. Ta historia jest dla mnie szczególna, może kiedyś powiem wam dlaczego ;)
Kto postrzelił Lucy? Jak myślicie? I w końcu Zayn powiedział, że nie zamierza jej zdradzić! On chyba serio kocha tego karzełka haha
Powoli zbliżamy się do 50k wyświetleń...Ja w to nie wierzę, to jest jak jakiś sen. Jestem wam tak cholernie wdzięczna, dlatego postanowiłam zorganizować niespodziankę, ale o niej powiem, gdy licznik przekroczy te 50 ;)
Martwią mnie troszkę komentarze...Ja nie jestem osobą, która przestanie przez to pisać, ale naprawdę czuje, że jest was mniej. Kiedyś dobijaliście prawie 30, teraz 7, 5...Poważnie zależy mi, abyście wypowiadali się na temat bloga. Mogą to być nawet uwagi, chciałabym wiedzieć, co sądzicie o historii Zayna i Lucy.
Dlatego proszę każdego kto to przeczytał, aby skomentował nawet zwykłą kropką! Chcę zobaczyć, ile was tu jest :)


14 komentarzy:

  1. Nareszcie to powiedział :) Jakoś nie mogę uwierzyć, że Lucy wtedy spała.... mam szczerą nadzieję, że wszystko słyszała ;)

    Do następnego Skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojojoj jak ja kocham to opowiadanie. Zayn taki słodki aww. Jak czytał to uśmiech nie schodził mi z buzi. Takie słodkie piękne cudowne urocze Aww KOCHAM ❤❤❤

    MiniMini

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega rozdział! @jaggczaro

    OdpowiedzUsuń
  4. Serio Lucy... Stałaś?!
    Rozdział cudowny <3
    Nie wiem, kto ją postrzelił...
    Mam nadzieję, że szybko z tego wyjdzie.
    Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny, genialny i zajebisty xD

    OdpowiedzUsuń
  6. KOCHAM! KOCHAM ! I JESZCZE RAZ KOCHAM ! ♥Jak dla mnie jeden z najlepszych blogów jakie czytałam ! Kiedy kolejny rodzial ?! ♥♡

    OdpowiedzUsuń

  7. Rozdział świetny
    Ciekawi mnie co będzie dalej :)
    Życzę weny *.*
    I zapraszam na moje ff o Justinie, który jest piosenkarzem i o Pii, która jest członkinią gangu
    lovemeharder-justin.blogspot.com/
    Oraz na ff o Zaynie i Pii dangerouszaynmalik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow co za rozdział <3 tak trzymaj kochana @mortajuliana

    OdpowiedzUsuń
  9. jezu ta ostatnia scena była gxeeinvxeuon3hvtgdethbdhhfthyjh nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału @niall_quad

    OdpowiedzUsuń

  10. Rozdział świetny
    Ciekawi mnie co będzie dalej :)
    Życzę weny *.*
    I zapraszam na moje ff o Justinie, który jest piosenkarzem i o Pii, która jest przywódczynią gangu
    lovemeharder-justin.blogspot.com/
    Oraz na ff o Zaynie i Pii dangerouszaynmalik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Często go czytamy, ale nie komentujemy, ale wpisuję się na stałą kartkę obecności! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Łoo, ale się podziało. A tylko wyjechała na zakupy. O.o
    Kolejny rozdział już w trakcie roku szkolnego, co nie? Nie każ nam długo czekać. ^^

    OdpowiedzUsuń