wtorek, 22 kwietnia 2014

~.5.~

Życzę ci od­wa­gi, jaką ma słońce, które codzien­nie od no­wa wschodzi nad wszelką nędzą świata.
Niektórzy po za­pad­nięciu zmro­ku już nie pot­ra­fią uwie­rzyć w słońce. Bra­kuje im tej od­ro­biny cier­pli­wości, aby docze­kać nad­chodzące­go po­ran­ka. Kiedy prze­bywasz w ciem­nościach, spójrz w górę. Tam cze­ka na ciebie słońce.Ono nie omi­ja ni­kogo. Ciebie też nie omi­nie,
Jeśli nie scho­wasz się w cień. Z każdym dob­rym człowiekiem, który za­mie­szku­je ziemię, wschodzi ja­kieś słońce. 

-.Phil Bosmans


Obudziłam się dokładnie o 11:30 am. Wygramoliłam się z łóżka, ubrałam jak zwykle ciepłe, lecz nowe kapcie. Udałam się do kuchni, gdzie zastałam o dziwo nieskacowaną Sar.
- Cześć, masz kakao - odparła wesoło, podając mi gorący kubek.
- Dzięki, a co dzisiaj robimy? - rzekłam, siadając przy stole.
- Chłopcy zaprosili nas na obiad - oznajmiła, zajmując miejsce obok mnie.
Ja już nie wytrzymam! Ciągle się z nimi spotykamy, to robi się chore i męczące. Rozumiem, że Harry to chłopak Sarah, ale czy oni nie mogą spotykać się beze mnie i reszty tej bandy goryli? 
- Ja nie idę! - zaprotestowałam, biorąc łyk kakao.
- A właśnie,że tak. Musisz poznać ludzi, a właśnie dziś jest impreza u nas. Zaproszę znajomych - mówiła, jak nakręcona.
Przewróciłam oczami, wzięłam talerz z naleśnikiem, którego zrobiła Sar. Zabrałam się za jedzenie, bo byłam bardzo głodna.
- Podoba ci się Zayn? - palnęła moja współlokatorka przez, co widelec wypadł mi z ręki.
- Chyba tobie się coś w główce poprzewracało - kpiłam z niej.
- A ten taniec ? - dopytywała, była taka ciekawska.
- Bałam się mu odmówić - wyszeptałam po części zgodnie z prawdą.
- Akurat, dobra idź się ubierz - powiedziała, wkładając brudne kubki do zmywarki.
Jak nakazała, tak zrobiłam. Pognałam do swojego pokoju, podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej pierwsze lepsze ubrania. Następnie ruszyłam do łazienki, umyłam starannie zęby oraz rozczesałam włosy. Założyłam ciuchy, które kupiłam wczoraj z Sarah, po czym wyciągnęłam kosmetyki. Jeśli chodzi o umiejętność malowania, to kiepsko ze mną nie jest na szczęście.
Zrobiłam kreski eyelinerem, delikatnie przejechałam tuszem po rzęsach, a kości policzkowe lekko potraktowałam różem. Natomiast usta podkreśliłam różową szminką.
Do torebki wrzuciłam: chusteczki, portfel, klucze, mały notatnik, długopis, kobiece sprawy, gumy do żucia, perfumy Katy Perry Killer Queen, szminkę.
Weszłam do przedpokoju i czekałam na Sar, która przyszła wystrojona 5 minut po mnie. Zbiegłyśmy na dół, gdzie czekały już na nas dwa samochody. Jeden czarny, a drugi biały.
- Ten jest Harrego, ja idę tam. Ty idziesz do białego - mówiła Sarah, po czym udała się w przeciwną stronę.
To dziwne, ale trudno.
Otworzyłam drzwi od samochodu, który mi wskazano i kto tam siedział? Zayn...
- Wsiadaj - warknął nawet na mnie nie patrząc.
Zajęłam miejsce pasażera, ale o dziwo nikogo oprócz nas w środku nie było.
- Czemu jedziemy sami? - zapytałam zdezorientowana całą sytuacją.
- Bo oni jadą do sklepu kupić jedzenie na imprezę - odparł chłodno ruszając.
- A my to niby gdzie? - prychnęłam lekko zdziwiona.
- Na tor - powiedział skupiony na drodze. - Będę ćwiczył.
- Ja tobie jestem potrzebna? - spytałam oschle.
- Tak - odpowiedział krótko.
To wszystko robi się na prawdę dziwne. Wiedziałam, że tak łatwo nie dostanę mieszkania, ale ciągle wiążą się z tym jakieś haczyki.
- Od dziś jesteś moja. Należysz do mnie - powiedział, nie patrząc na moją osobę.
- Słucham? - zdziwiłam się.
- Dobrze słyszałaś - burknął, skręcając w prawo.
Co kurwa? Co on sobie myśli? nabrałam odwagi, więc owszem przeklinam. Jednak nie potrafię mu odpowiedzieć. Nie ma prawa trzymać mnie w niewoli, jestem człowiekiem, nie zabawką.
Zatrzymaliśmy się gdzieś, gdzie jeszcze nie byłam. Parking za opustoszałym budynkiem. Wysiadłam z auta sama, bo Zayn dżentelmen pierwszej klasy nie wpadł na pomysł, by otworzyć mi drzwi. Udaliśmy się na start, a tam czekało na nas auto wyścigowe Malika. Wsiadłam do środka i czekałam na dalszy ciąg.

Szybko samochód ruszył, a ja wbiłam się w fotel. Prędkość, z jaką Zayn prowadził jest ogromna.
- Podoba się? - zapytał po chwili.
- Tak, ale wciąż nie rozumiem czemu to jestem! - krzyknęłam wnerwiona.
- Bo jesteś ciągle ze mną - mrugnął robiąc drift.
- Naucz mnie, tak jeździć - palnęłam bez przemyślenia.
W jego oczach wyczytałam radość, którą próbował przykryć obojętnością.
- Nie dasz rady - droczył się ze mną.
- Będę lepsza od ciebie - wyszczerzyłam się.
-To masz-rzekł puszczając na moment kierownicę.
Przestraszyłam się tak, że moje oczy były wielkości orzecha.
- Haahahah spokojnie. Ze mną nic ci się nie stanie - zaśmiał się. - Masz prawo jazdy?
- Nie rób tak więcej i nie mam - odrzekłam zła jego zachowaniem.
- Zdaj je to cię nauczę - nakazał, co mi się wcale nie spodobało.
- Czemu? - wymamrotałam. - Ty mnie naucz.
-Mało czasu...No dobra - szeptał pod nosem.
Zatrzymaliśmy się na mecie.
- Ok, zamiana - zarządził Malik, wysiadając z auta.
Byłam zdziwiona, ale przesiadłam się. W końcu życie jest krótkie.

- Próbuj dalej. Tak, tak. Prawo - krzyczał Zayn.
Ćwiczę już 5 godzin! Ale nie poddaję się, a nawet dobrze mi idzie. Pojechałam już 300 m, więc możecie być dumni. Dziwię się, że Mulat dał mi swoje auto, ale trudno, bo to nie mój problem.
- Okej starczy - odparł po moim przyjeździe na metę.
Wysiadłam z samochodu, podałam Zaynowi kluczyki i ruszyłam w stronę jego BMW. Zmęczył mnie ten dzień, bo nie ukrywam, że jako "własność Malika" muszę robić to, co on mi każe. A jak się darł,b o coś źle zrobiłam to jeszcze oczekiwał przeprosin, ale tacy są faceci.
- Jedziemy do mnie, a potem na spotkanie - zakomunikował ruszając.
- Nie! ja chcę być w domu za 10 minut! - zaprotestowałam, uderzając ręką o fotel.
- Lucy nie marudź - jęknął znudzony Malik.
Agrrr...wkurzyłam się. On zaraz zrobi ze mnie swoją niewolnicę. Na szczęście, gdy wrócę do Sarah to nie będę pod jego nakazem.
Zayn wjechał na podjazd pięknego domu, który mnie wprost zachwycił. Nigdy nie przyszło mi mieszkać lub w ogóle być w takich luksusach. A raczej pokój w bidulu nie przypomina królewskiej komnaty.
Otworzyłam drzwi, wyskoczyłam z auta i udałam się za Zaynem do środka .Przywitał mnie śliczny przedpokój.
- Masz to, przebierz się w łazience i czekaj na mnie - rzekł rzucając mi torbę, która wcześniej leżała na szafce.
Obróciłam się na pięcie, weszłam do wskazanego przez Zayna pomieszczenia. Brąz, który tam panował zachwycił mnie, bo jak na faceta ma na prawdę dobry gust. Stanęłam przed lustrem, rozpuściłam włosy, a łza poleciała mi po policzku. Tak właściwie to pod toną makijażu była ta sama Lucy. Osamotniona dziewczyna,nie radząca sobie z problemami. Poddająca się, bo nie umie walczyć. Jej dusza jest zbyt słaba, by odmówić lub zaprotestować.
Ze świstem wypuściłam powietrze z ust i sięgnęłam po torebkę. Wyjęłam z niej sukienkę, która moim zdaniem była zbyt seksowna, jak na mnie. Nie pasuję do takich ubrań, ale nie chcę rozgniewać Malika, bo pewnie by mi coś zrobił.
Wbiłam się w sukienkę, poprawiłam włosy i sięgnęłam po buty. Że co?!? Ja mam w tym chodzić? Na pewno nie, przecież 10 cm w takich szpilkach nie przeczłapię. Włożyłam je z przymusu i wstając już się zachwiałam. Schowałam stare ubrania do swojej torebki, wyszłam niepewnie z łazienki, po czym rozglądałam się nie wiedząc, gdzie dalej iść. Błądziłam po domu, aż przypadkiem wtargnęłam do kuchni. Przejechałam ręką po blacie, mierzyłam wzrokiem całe pomieszczenie. Nagle przed oczami ukazały się schody, ruszyłam w ich stronę. Wdrapałam się cichutko na górę, zobaczyłam jedyne otwarte drzwi. Obserwowałam, co dzieje się w pokoju.
- Mogę? - zapytałam nieśmiało.
- Wejdź, ale miałaś czekać na dole - warknął, wrzucając coś do kieszeni od spodni.
- A więc, gdzie jedziemy? - odparłam patrząc na zdjęcie na półce.
Zayn był na nim z jakąś blondynką, najprawdopodobniej się wygłupiali patrząc na ich miny.
- Zostaw to! - wrzasnął zabierając mi fotografię.
- Przepraszam - wyszeptała zasmucona.
- Dobra, chodź - burknął szarpiąc mnie za nadgarstek.
Zbiegliśmy na dół, Malik wziął kluczyki, po czym wyszedł z domu. Zaprowadził mnie pod samochód, a sam zasiadł za kierownicą. Ja zajęłam miejsce pasażera.
- Powiesz mi, gdzie jedziemy? - powiedziałam lekko zdenerwowanym tonem.
- Na spotkanie z Keijirō - odpowiedział w końcu.
- Po co?!? chłopcy wiedzą? - dopytywałam zdziwiona.
- Musimy omówić coś, a oni nie wiedzą - wymamrotał pod nosem.
- W takim razie ja jestem twoją lalą do towarzystwa? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
- Nie. Od dziś jeździsz wszędzie ze mną, bo tylko ja mogę cię chronić - odparł.
Siedziałam buzując w sobie złość. Nie podoba mi się ta opcja.
Zatrzymaliśmy się przed wielkim budynkiem za Londynem. Malik wysiadł wypuszczając powietrze przez zęby. Złapał mnie mocno za rękę, po czym ruszył w stronę wejścia. Ochroniarze przepuszczali nas bez żadnego sprawdzania. Aż w końcu dotarliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Dym, smród, faceci z cygarami, roznegliżowane kobiety, alkohol. Miałam ochotę zwymiotować, to zupełnie nie są moje klimaty.
- Zayn Malik u mnie, co cię sprowadza? - odezwał się, jak myślę Keijirō.
- Nie udawaj, że nie wiesz - warknął Mulat podchodząc bliżej.
- Dobrze, panie zostawcie nas - rzekł wstając z kanapy.
- Ona zostaje! - Zayn pociągnął mnie do siebie.
- A kim ona jest, żeby zostać? - Japończyk zmierzył mnie wzrokiem.
- Ważną osobą - skłamał, chyba.
- Ahhh tak...Keijirō - pocałował wierzch mojej dłoni.
Obrzydziłam się, ale nie mogłam protestować.
- Więc lala, którą obracasz jest taka ważna? - szydził sobie z nas, miałam ochotę wypierdolić mu jedynki na spacer.
- Odpierdol się od niej! - wrzasnął Malik - Przejdźmy do rzeczy.
- Tylko pytam. Tu masz umowę - podał mu kartkę.
Ciekawe o co chodzi, ale nie mogę tak po prostu zapytać.
Zayn przeczytał ją uważnie, podpisał i oddał Keijirō. Wyszliśmy energicznym krokiem z budynku, udaliśmy się do auta. Z piskiem opon zniknęliśmy z tego paskudnego miejsca. Nie odzywałam się do Zayna, aż podjechał pod swój dom.
- Zawieź mnie do domu! - nakazałam, byłam już cholernie zmęczona.
- Śpisz tutaj - warknął, wysiadając z pojazdu.
Szarpnął za mój nadgarstek i wepchnął do środka. Zdjęłam szpilki, po czym rzuciłam je w kąt. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 11:56 pm.
- Jestem zmęczony, idę spać -wymamrotał wchodząc na górę.
- A ja? - zapytałam.
- Idziesz ze mną - odparł zbyt pewny siebie.
Zrobiłam tak, jak kazał. Usiadłam na rogu łóżka i czekałam na dalszy obrót wydarzeń.
- Lucy. zakochałaś się kiedyś w...
- Nigdy nie byłam zakochana - przerwałam, nie lubię tych tematów.
- Jak to? - zdziwił się, drapiąc kark.
- Oprócz was w życiu znałam tylko 1 chłopaka - wyszeptałam, patrząc na swoje palce.
Nastała krępująca cisza. Najwidoczniej dla takiego podrywacza to dziwne, że nie byłam w 14487 związkach.
- Mogę cię o coś zapytać? - przerwałam ciszę dosyć niepewna tego, co robię.
- Jasne - uśmiechnął się, patrząc mi w oczy.
- Jakie masz tatuaże? - odrzekłam przygryzając wargę.
- Chcesz je zobaczyć? - powiedział, ściągając koszulkę.
Zobaczyłam jego umięśnione ciało, przyozdobione rysunkami. Dostałam zastrzyk gorąca, zaczęłam jeździć ręką po każdym tatuażu. On był taki idealnie wyrzeźbiony.
Pod palcami czułam malutkie wzniesienia. Spodobał mi się ten na karku. Drugą dłonią trzymałam jego nadgarstek.
- Podobają ci się? - zapytał, patrząc na moje ruchy.
- Tak, są cudowne - odparłam wciąż oglądając.
- Jesteś od nich piękniejsza - wyszeptał patrząc mi głęboko w oczy.
- Wcale tak nie uważasz - speszyłam się.
- Naprawdę, podobasz mi się nie tylko z wyglądu - rzekł Zayn, co totalnie mnie rozbiło.
Coś mnie tknęło i...pocałowałam go. Tak po prostu nasze usta zetknęły się, a mój umysł wariował. On ku mojemu zdziwieniu odwzajemnił czynność łapiąc mnie dodatkowo w tali swoimi silnymi rękoma. To przerodziło się w zachłanne ruchy, które powoli przerastały moje umiejętności. Wciąż jestem dziewicą, więc nie mam pojęcia, o nie których czynnościach. Nawet noszę obrączkę czystości.
Choć ten pocałunek rozpalił moje zmysły - bałam się jak mała dziewczynka.
Opadliśmy przez przypadek na łóżko, co spowodowało większe obawy. Nie wspominałam, że Zayn wzbudzał we mnie podniecenie, od kiedy go poznałam.
- Nie śpieszmy się - wyszeptałam odsuwając się.
Jednak strach zwyciężył, ale miał rację. Znam go kilka dni, a już mam mu podarować swoje dziewictwo?
- Prześpię się w gościnnym - odparł wstając.
- Nie, ja tam pójdę - zaprotestowałam.
- Ahh to śpijmy razem, jeśli chcesz. Bez bliższych kontaktów - zaproponował z lekkim uśmiechem.
- Dobrze - odrzekłam niepewnie.
Wstałam, udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i zawinięta w ręcznik wróciła do Malika.
- Whohoho, ależ ty seksowna - przygryzł wargę.
- Dasz mi coś do spania? - zapytałam ignorując jego komplement.
- Trzymaj - powiedział dając mi z garderoby swój tshirt.
Ubrałam go, ułożyłam się wygodnie i czekałam na Mulata.
- Powiesz mi czemu? - rzekł łapiąc za moje nadgarstki.
- Nie, nie psuj tego - wymigałam się.
- Ale obiecaj, że kiedyś mi powiesz - spojrzał mi w oczy.
- Dobrze - wymamrotałam.
Tak na prawdę nie chcę mu mówić całej tej cholernej historii, ale już trudno. W końcu nikt nie wie, co kazało mi zrobić sobie krzywdę...


sobota, 12 kwietnia 2014

~.4.~

Głośne stuknięcie dochodzące najprawdopodobniej z kuchni obudziło mnie około 11 am.  Z niechęcią wstałam, ubrałam ciepłe kapcie i pognałam do źródła hałasu. Sarah zbierała potłuczony kubek z podłogi, a z czajnika wydobywała się ogromna para. Podbiegłam do kuchenki, by go wyłączyć.
- Kurde, jestem skacowana - wymamrotała moja współlokatorka.
Nie odpowiedziałam nic, tylko zajęłam się robieniem herbaty. Następnie ustawiłam ją na stole i wyjęłam z szafki cukier.
- Sarah, powiedz po co mnie tam zabrałaś? - zapytałam nieśmiało.
- Chciałam, żebyś zobaczyła moją pracę. Poznała bardziej chłopaków - oznajmiła patrząc na mnie.
Mimo, iż wciąż boje się Sarah to czuję, że mogę jej powiedzieć co przeszłam.
- Wiesz,mam pomysł! zrobimy sobie babski wieczór jeśli chcesz - zaproponowała brązowowłosa z błyskiem w oczach.
- Dobra - wymamrotałam nie do końca zadowolona z jej ideii.
- Ale najpierw musimy pójść na zakupy dla ciebie - pociągnęła mnie za rękę.
Wbiegła do mojego pokoju,wyjmowała z szafy wszystkie ubrania.
- Jak ty w tym chodzisz? - zapytała pokazując mój zniszczony, sportowy stanik.
- Ahh, daj to - wyrwałam jej z ręki swoją własność.
Może nie noszę biustonoszów z wkładkami,koronkami, czy też kokardkami, ale w końcu to moja sprawa. Wyjęłam z szafy resztę bielizny, szarą bluzkę i zwykłe jeansy. Weszłam do łazienki, umyłam zęby, po czym spięłam włosy w luźnego koka. Gdy wyszłam Sarah szarpnęła mnie za rękę, wybiegła z mieszkania.
- Sarah! ja nie jadłam śniadania - krzyczałam nie nadążając.
- Kupimy coś w mieście - rzekła wychodząc na dwór.
Szłyśmy w stronę najbliższej cukierni, by zakupić jakieś drożdżówki.
Szczerze to nie chcę zmian, ale nie mam odwagi jej odmówić.

Kupiłyśmy sobie po łakociach z budyniem, usiadłyśmy wygodnie przy stoliku i przyszedł czas na rozmowę.
- Muszę cię bardziej ukobiecić - zaśmiała się Sar biorąc gryza.
- Czemu? - zapytałam nie widząc problemu w moim wyglądzie.
- Musisz być pewna siebie, nie dać sobą pomiatać. A zmiana stylu ci w tym pomoże - wyjaśniła patrząc mi w oczy.
Może faktycznie stanę się lepsza, kiedy to zrobię. Całe życie chowam się, a teraz mogę wreszcie wyjść z tego ukrycia. Udowodnię sobie, że też mogę być seksowna, pociągać mężczyzn, czuć się kobieco.


-Wyglądasz ślicznie - odparła radośnie Sarah.
- Nie, ja takiej bielizny nie noszę - utrzymywałam swoje zdanie.
Byłyśmy już w 12 sklepie, ale moim zdaniem najgorszym. Mianowicie z bielizną, nie cierpię tych ponapychanych staników i majtek, gdzie większość to sznurki, ale Sarah nie ustępuje. Z racji, że ona wszystko kupuje (mimo moich nalegań nie zgodziła się na inne wyjście) musiałam przymierzać wszystko.
Z niezbyt przyzwoitą bielizną udałam się do kasy. Sar zapłaciła kasjerce 60 funtów i zaprowadziła mnie do kolejnego sklepu. Biegała po nim jak szalona, wybierała sukienki, buty oraz inne ubrania. Byłam już tym zmęczona, ale nie odmówię jej, jak już wcześniej wspominałam. Zrobiła mi nawet aferę, że nie zgadzam się, żeby to ona wydawała pieniądze.
Przymierzałam wszystko, jak mi kazała, ale nie czułam się dobrze. Nie jestem jak już wcześniej wspominałam typem normalnej nastolatki. Nie liczą się dla mnie ubrania i kosmetyki.
- Bierzemy ją - zakomunikowała Sarah.
Nie zaprotestowałam, lecz przebrałam się. Poszłyśmy do kasy, a ja wciąż miałam wątpliwości. Nie mogę żyć na jej rękę, ale ona nie pozwala mi pracować. Coś mi tu nie gra...

Wchodząc do mieszkania z tysiącami toreb - wreszcie odetchnęłam.
Położyłam je na podłodze w salonie i opadłam zmęczona na kanapę. Popatrzyłam na dzisiejsze zdobycze, zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień.
- No to ja robię obiad, a ty odpocznij - odparła Sar.
Włączyłam telewizor i przełączałam na nowe kanały. Nic mnie nie zainteresowało, więc udałam się do kuchni.
- Sarah, właściwie to dlaczego chcecie, żebym się zmieniła? - zapytałam cholernie ciekawa.
- Nowy styl doda ci odwagi - rzekła krojąc piersi z kurczaka.
- Ale po co? - wyszeptałam siadając na krześle.
- Chcemy ci pomóc - uśmiechnęła się do mnie.
Ale w czym? To dziwne...Oni mnie na prawdę zaskakują. W tym musi być jakiś kolejny haczyk.
Sarah podała obiad, a ja zabrałam się za jedzenie. Byłam głodna, jak wilk po tych zakupach. Mój żołądek wołał, o chociaż odrobinę pokarmu.
Posprzątałyśmy po sobie i usiadłyśmy wygodnie na kanapie.
- Lucy, muszę ci coś opowiedzieć o tych wyścigach - mówiła przejęta Sar.
Zaniepokoiłam się, bo jej mina była jednoznaczna.
- Dziś jest wyścig, bardzo ważny dla nas. I chciałabym, żebyś poszła. Tylko, że ubrana w nowe ciuchy - odparła patrząc mi w oczy.
- Muszę? - zapytałam niezaciekawiona propozycją.
- Tak! - uśmiechnęła się .- Ale teraz idziemy się przebrać.
Pociągnęła mnie za rękę i pobiegła po torby. Wzięłyśmy wszystkie, położyłyśmy je na podłodze w moim pokoju. Sarah powiesiła ubrania do szafy, po czym oglądała każde, by wybrać coś na dzisiejszy wieczór. Siedziałam na łóżku myśląc o moich ranach, które na pewno zostaną odkryte. Będą setki pytań, na które nie będę potrafiła odpowiedzieć...
- To będzie dobre, ale najpierw makijaż - powiedziała patrząc na jakieś ubrania.
Usiadłam na krześle, a ona wyjmowała kupione dziś kosmetyki. Przykładała je do mojej twarzy i porównywała. Dziwiłam się, ale czekałam, aż będzie po wszystkim.
W końcu Sarah nakładała na moją twarz fluid (?) lub coś takiego. Ale jak w końcu okazało się, że to właśnie się tak nazywa nie zrobiło żadnej różnicy.
Pod oczami przejechała korektorem, a potem wzięła jakiś lakier do ręki. Zaczęła malować nim moje paznokcie. Robiła to z taką precyzją, do tego sypała na nie brokat. Sama nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła, efekt był cudowny. Sarah oczywiście mówiła, że mam śliczne i długie paznokcie, a tego nie wykorzystuje, ale próbowałam jej nie słuchać.
Wciąż dziwiło mnie jak ja tu trafiłam? Przecież świat jest okrutny, więc nie pozwoliłby mi mieszkać za darmo z dziewczyną, która kupuje mi ubrania drogie, jak cholera.
Nagle zaczęła nakładać cień na moje powieki, nie było go dużo. Następnie przejechała po nich eyelinerem. Maznęła rzęsy tuszem i zabrała się za usta. Spojrzałam w lustro, sama nie mogłam uwierzyć, że moja twarz nie wygląda tak eee...byle jak. Wyglądałam ślicznie. Moja twarz nie była nijaka, lecz interesująca.
Przyszedł czas wyszykować Sarah. Ona zrobiła szybki makijaż, a ja z trudem wyprostowałam jej długie, brązowe włosy. Pomogłam współlokatorce dobrać buty do sukienki. Efekt, jak dla mnie był trochę za bardzo odkryty, ale to jej wybór. Wróciłyśmy do mojej fryzury. Sar trochę się przy niej napracowała, ale mnie zachwyciła. Nigdy nie miałam przyjaciółki (?), z którą mogłabym przygotować się do jakiegoś wyjścia. Zwłaszcza, że przy tym dużo rozmawiałyśmy. Nawet śmiałam się! A to u mnie trudne.
Po chwili miałam fale zamiast "artystycznego nieładu" jak ja to mówię. Czułam się wyjątkowo, moje ciało przepełnione było nowością .Zaszły w nim zmiany, bo nie było przyzwyczajone do robienia z nim czegokolwiek.
Sar podała mi do ręki strój na wieszaku, więc poszłam się ubrać. Ku moim wcześniejszym przypuszczeniom kobieca bielizna znalazła się wśród nowych nabytków. Raz się żyje prawda? heh...
Założyłam ją i przejrzałam się w lustrze. Moje ciało wyglądało zupełnie inaczej. Wydawało mi się, że wyglądam jakby to powiedzieć? seksownie?.
Szybko wzięłam spódniczkę, ubrałam ją i przejechałam dłonią po jej przodzie. Skóra.
Nie mogłam patrzeć na mój biust w tym staniku, więc chwyciłam za jak miałam nadzieję bluzkę, ale było to coś mniejszego. Sarah mówi na to "top". Między nim, a spódnicą znajdowała się 6 centymetrowa szparka odsłaniająca mój brzuch. Wyglądałam, jak tania drogówka! O nie, nie!
Ubrałam starą, szarą bluzę. Na szczęście zakryła też rany na moich nadgarstkach. Wyszłam zza szafy i pokazałam się Sarah.
- O nie! ściągaj tę szmatę - pokiwała palcem jednocześnie uśmiechając się.
Tak myślałam...I co mam teraz zrobić? A co wy byście zdjęli ?
- Sar ja nie mogę - wyszeptałam zasmucona.
- Jak to nie możesz?!? jest ciepło, ściągaj - odparła zrywając ze mnie okrycie.
Ujrzała moje rany i spoważniała.
- Lucy ja przepraszam, nie wiedziałam - wymamrotała zawstydzona.
- Jest ok, ubiorę jakieś bransoletki i nie będzie widać - uśmiechnęłam się sztucznie.
Podeszłam do torebek z biżuterią, wyjęłam kolczyki, które od razu założyłam.
- Lu powiesz mi czemu? - zapytała zasmucona Sarah łapiąc moje nadgarstki.
- Przez życie - do oczu napłynęły mi łzy, lecz nie płakałam.
- Wiesz, że możesz mi wszystko opowiedzieć - spojrzała na mnie.
Miałam ochotę wyżalić się jej, ale...
- Tak, ale nie chcę psuć tego dnia - odwróciłam się.
Wyjęłam z pudełka zestaw bransoletek i założyłam go na lewą rękę. Szukałam naszyjnika, gdy Sarah malowała swoje paznokcie. W końcu udało mi się trafić na reklamówkę z ważną rzeczą, więc ubrałam ją.
Sprawdziłam godzinę. 7:30 pm.
- Sar, kiedy my tam mamy być? - zapytałam.
- Około 9 pm, a podasz mi proszę puder? - odparła malując paznokcie.
Wykonałam jej prośbę i zabrałam się za szukanie kolejnych części biżuterii. Założyłam dwie bransoletki na prawą rękę, po czym stanęłam przed lustrem. Wyglądałam pięknie. Czułam, że jestem wyjątkowa, urodziwa.
Odwróciłam się do Sar i posłałam jej uśmiech.
- Dziękuje - rzekłam z uśmiechem.
- Za co? - zapytała wstając.
- Pomogłaś mi zmienić styl, czuję się wspaniale. I chyba nabrałam pewności siebie, bo normalnie nie powiedziałabym do ciebie czegoś takiego -mówiłam, na koniec chichocząc.
Sarah obdarowała mnie uściskiem, a następnie wyjęła z dużego pudełka mojego największego wroga - szpilki.
- O nie! - zaprotestowałam stanowczo.
- A co? Chcesz włożyć swoje znoszone trampy? - odparła z lekką pretensją.
- Owszem - uśmiechnęłam się szyderczo.
- Masz i nie marudź - podała mi buty.
Włożyłam w nie swoje "odnowione" stopy i od razu się zachwiałam. Co prawda w domu dziecka dziewczyny uczyły mnie, jak chodzić w obcasach, ale nie polubiłam tego.
Sarah podeszła do mnie, przyglądała się uważnie.
- Wyglądasz ślicznie - powiedziała prawie ze łzami w oczach, po czym poprawiła moje włosy.
- Dziękuje, ty też - uśmiechnęłam się.
Wzięłam kilka funtów na bilet, wyszłam z mieszkania i pobiegłam za Sarah na dół. Czekałyśmy na przystanku, nie daleko domu.
Cały czas jestem oszołomiona, że mogłam się tak zmienić. Wciąż jestem skrytą w sobie dziewczyną mające wiele sekretów, ale z wyglądu pewną siebie nastolatką.
Usiadłam na siedzeniu przy oknie, nie było zbyt wielu ludzi jak na sobotę. Musiałyśmy jechać 25 minut, ale przy okazji dużo przemyślałam.
#Wspomnienie
-Dzieci to jest Lucy Collins,nasza nowa przyjaciółka-przedstawiła mnie kobieta pracująca w miejscu,do którego przyszłam.
Rozglądałam się po pomieszczeniu szukając ulubionej lalki kupionej przez tatę,ale nie znalazłam jej.Do oczu napłynęły mi łzy,a moje małe rączki oplatały włosy.Podbiegłam do skrzyni z zabawkami,niestety tam również nie było mojej ukochanej lalki.Ta sama kobieta,która mnie przedstawiła szarpnęła za mój nadgarstek i zaprowadziła do jakiegoś pokoju.Małe łózko przy ścianie,komoda,szafa,biurko z krzesłem,szafka nocna oraz nudny obraz.
Na podłodze stała walizka,więc otworzyłam ją z trudem.Znalazłam w niej mój ukochany prezent od tTo było straszne, nigdy nie lubiłam wspominać tego i jeszcze w domu dziecka wyjęłabym żyletkę. by poradzić sobie. Dziś tego nie mogę zrobić.
Autobus zatrzymał się w tym samym miejscu co wczoraj, więc razem z Sarah wysiadłam i udałam się w stronę jeszcze mi nie znaną.
- Postoisz obok mnie, ok? - zapytała Sar.
- Dobra - wymamrotałam nie zatrzymując się.
Gdy zobaczyłam kolorowe światła przestraszyłam się. Nie lubię tego miejsca, bo nie jest dla mnie. Wcześniej wspominałam, co mi nie pasuje, więc pewnie wiecie.
Przechodziłyśmy przez tłumy, aż w końcu dotarłyśmy do... jakby to nazwać ..."Części najważniejszej".
Sar weszła na podest dzięki, czemu była widoczna i zaczęła tańczyć tak, by zadowolić facetów.
A mnie od tyłu dorwał Payne.
- Cześć piękna, jesteś tu nowa? - zapytał nie wiedząc z kimś rozmawia.
-To ja - odwróciłam się.
- Lucy...co ci?..Wyglądasz tak ślicznie - dukał mierząc mnie od góry do dołu.
 -Dobra,daruj - wymamrotałam rozglądając się.
Nagle przy starcie znalazły się dwa samochody - fioletowy oraz niebieski.
- Co to? - zapytałam siadając na murku.
- W fiolecie jest Niall, a w tym innym niebieskim jest Akihiro - oznajmił trzymając ręce w kieszeni.
- A on to... - ciągnęłam.
- Akihiro to człowiek Keijirō, a on jest jednym z najlepszych rajdowców. Wiesz w każdą sobotę od dziś będę takie inne zawody. Nasza drużyna będzie jeździć z drużyną Keijirō. Aż do niego samego -mówił podniecony.
- Kto z nim pojedzie? - spytałam z ciekawości.
- Zayn, oni dwaj są najlepsi, a ten kto wygra dostaje od przeciwnika 20 milionów funtów - odparł nieco ciszej Liam.
- Wow, a ty kiedy ? - rzekłam przytłoczona nadmiarem informacji.
- Za tydzień - powiedział biorąc głęboki oddech. - Ale ty masz śliczne paznokcie, wgl. cała jesteś śliczna.
- Dziękuje - uśmiechnęłam się.
- Nie ma za co - wymamrotał speszony.
- A opowiesz mi jeszcze o tych sobotnich wyścigach? - prosiłam zainteresowana.
- Keijirō i jego drużyna są z Tokyo. Jeździmy z nimi pierwszy raz, ale to groźne typy. Sam Keijirō jest wart tyle co 5 mnie - zaśmiał się pod koniec. - Wszyscy trenowaliśmy od początku roku na te spotkanie.
- Grubsza sprawa rozumiem. A w jakiej kolejności jedziecie? - spojrzałam na auta.
- Dziś Niall i Akihiro. Za tydzień ja oraz Junji. Za dwa Harry z Shigeru, za trzy Louis-Yoshiyuki. No i za miesiąc mistrzowie - oznajmił przejęty.
Samochody ruszyły, a wszyscy skupili się na torze. Ścigali się łeb w łeb.
- Niall musi dziś wygrać, albo ja za tydzień nie pojadę - powiedział obserwując Horana.
Trzymałam kciuki za niego, bo wiem jakie to dla nich ważne. Na szczęście grupie chłopaków udało się wygrać, więc wszyscy wręcz rzucili się na Nialla. Gratulowali mu, a ja ciągle siedziałam na murku, niestety sama. Obserwowałam, jak Sarah wywija swoimi krągłościami, aż blondyn został prawie sam, więc podeszłam do niego.
- Gratuluje - wybełkotałam uśmiechając się.
- Dzięki, czekaj...Lucy? - odparł zdziwiony.
- Tak - potwierdziłam z uśmiechem.
- Wyglądasz...
- Dobra, oszczędź sobie - przerwałam mu, nie mając ochoty kolejny raz wysłuchiwać tego samego.
Wróciłam na słynny murek, gdzie zastałam wszystkich oprócz Zayna, a Sarah wciąż tańczyła.
- Lu jeszcze raz cię przepraszam,za moje zachowanie - rzekł mi do ucha Louis.
- Okey, już jest okey - powiedziałam patrząc na niego.
- Teraz Zayn jedzie, kolejny pokazowy - zakomunikował Styles.
Niestety tłum ludzi zasłonił mi widok, więc podchodziłam bliżej, by cokolwiek zobaczyć. Stanęłam bardzo blisko samego auta.
- Kurwa, gdzie jest jakaś dziwka? - wrzeszczał, jak zgaduje gość dbający o takie sprawy. - On nie pojedzie bez dupy. Gdzie ona poszła?
Najwidoczniej "lala dla kierowcy" Zayna wzięła sobie wolne. Prychnęłam pod nosem, nie dziwię się, że zwiała.
- Ty pojedziesz - szarpnął mnie za rękę.
- Co? niee..to niepor..
Nie zdążyłam wyjaśnić mu, że nie jestem z takich dziewczyn, a już znalazłam się w żółtym wozie obok Zayna.
- Lucy...ahh - bełkotał zdziwiony.
- Ten facet kazał mi wsiąść - tłumaczyłam chaotycznie.
- Widziałem, a więc teraz ja pokażę ci co to jest - odparł ruszając z piskiem opon.
- Wiesz, jako kto tu jesteś? - zapytał podchwytliwie.
- Lala dla kierowcy - odpowiedziałam beznamiętnie.
- No to... - ciągnął.
- Chyba śnisz... - parsknęłam, przewracając oczmi.
Malik przygryzł wargę, po czym roześmiał się.
- Jesteś przyjaciółką Sarah, jeszcze cię nie przelecę - powiedział ostro skręcając.
- Jakiś ty łaskawy - warknęłam, krzyżując ręce pod biustem.
- Wiem - wyszczerzył się. - Jak ci się podoba jazda?
- Super, gorzej, że kierowca kiepski - odparłam, by go zdenerwować..
- Ciekawe, czy pojechałabyś lepiej - mówił, prowokując mnie.
- Pewnie - skłamałam, nie pojechałbym nawet 20m.
- To masz - puścił na 2 sekundy kierownice, a moje serce prawie wyleciało ze strachu.
- Nie cykaj się tak, ze mną nic ci się nie stanie - zapewniał lekko uderzając mnie w ramię.
- Wątpię - wymamrotałam patrząc na paznokcie.
- Skarbie - złapał mnie za rękę, przez co wzdrygnęłam się. - Tylko przy mnie możesz być zawsze bezpieczna.
To uczucie, gdy dotknął mojej dłoni przeszyło całe ciało. To dreszcz, ale taki miły. Paraliż chwilowy...
Nie odezwałam się, czekałam na jego ruch.
Prędkość, z jaką jechał przekraczała wszystkie granice, był taki...niebezpieczny i pewny siebie.
Zatrzymaliśmy się w końcu, ale on nie wysiadał.
- Wysiądź tak, żeby nikt cię nie zauważył - rzekł oschle.
To brzmiało, jakby nie chciał, aby ktoś wiedział, że z nim byłam. No i faktycznie tak jest. Wyszłam w momencie, gdy wszyscy rzucili się na niego. Podbiegłam do pozostałych.
- Gdzie byłaś? - zapytała zdziwiona Sar.
- Bliżej - skłamałam, drapiąc się po głowie.
- To co? idziemy się uchlać za zwycięstwo Horana? - powiedział nadchodzący Zayn.
- Jasne! - wrzasnęli wszyscy prócz mnie.
- Lucy...Wow...A ty nie idziesz? - odparł patrząc na mnie.
- Idzie! - wtrącił Payne.
Ruszyliśmy w stronę samochodów. Nie spodobał mi się pomysł z klubem, ale jak ja mam im powiedzieć "nie"?

Wchodząc do mojego kolejnego wroga, poczułam zapach dymu. No tak - głośna muzyka, tłum ludzi, dym, drinki czyli klub.
Usiadłam przy stoliku, którego wybrali pozostali i czekałam, aż to wszystko się skończy.
- Słuchajcie, jutro domówka u mnie - zakomunikowała lekko już pijana Sarah.
- Uuu!! - ucieszyli się chłopcy.
Kelnerka (wcześniej ktoś jej zapłacił) przyniosła im drinki. Ja nie piję!
- Lu weź jednego - zachęcał mnie Niall.
- Nie, dzięki - odmówiłam grzecznie.
- No co ty? napij się - powiedziała Sarah.
- Ehh...na prawdę nie chcę - utrzymywałam swoje zdanie.

Po 20 minutach siedzenia i patrzenia zaczęłam robić się śpiąca. Oni pili, żartowali, a Sarah wyciągnęła Harrego na parkiet. Nagle DJ puścił piosenkę Christiny Perri "A thousand years". To moja ulubiona nutka, mogłabym słuchać tego cały dzień i wtedy podszedł do mnie Zayn.
- Zatańczysz? - zapytał wyciągając rękę.
Wstałam, podałam Malikowi dłoń, a on ruszył na parkiet. Nie mogłam mu odmówić, serce od razu wysłało sygnał. Zszokowało mnie też to, że w ogóle poprosił o taniec.
Objęłam Mulata za szyję, a on odwzajemnił to z moją talią.


Zaczęliśmy kręcić się w rytm muzyki.
- Zayn czemu mnie o to poprosiłeś? - zapytałam do jego ucha.
- Bo chciałem z tobą zatańczyć - odparł cicho.
- Ze mną? Tyle tu ładniejszych dziewczyn -mówiłam.
- Dla mnie nie ma lepszych - wyszeptał obejmując mnie mocniej.
- Myślałam, że jesteś arogancki i zadufany w sobie - wybuchnęłam.
- Bo jestem, ale zależy dla kogo - oznajmił z lekką chrypką.
- A dla kogo nie jesteś? - spytałam podchwytliwie.
- Zależy - popsuł wszystko. - A powiesz mi, dlaczego to sobie zrobiłaś?
- Ale co? - zdziwiłam się.
- Twoje ręce - wymamrotał, przez co popatrzyłam na nadgarstki.
- Skąd ty?...jak? - zmieszałam się.
- W aucie złapałem cię za nadgarstek i poczułem - odpowiedział mi do ucha.
- Aha...nie mogę ci powiedzieć - rzekłam przygryzając wargę.
Muzyka skończyła się, a my odkleiliśmy nasze ciała od siebie.
- Dziękuje - uśmiechnął się.
- Ja również - wyszeptałam speszona.
Wróciliśmy na miejsce, a wszyscy patrzyli na nas z podziwem.

Właśnie położyłam się do łóżka, wymęczona całym dniem. Za dużo się dziś wydarzyło...
W klubie tańczyłam jeszcze szybkiego z Liamem, oni napili się jak dwa wielbłądy i wróciliśmy do domu.
Zdziwiło mnie zachowanie Zayna, wcześniej pokazywał jakim kobieciarzem jest, a tu nagle taka zmiana. Wciąż nie wyobrażam sobie takiego życia, ale muszę coś robić. Nie potrafię bezczynnie siedzieć.
Zaciekawiłam się sprawą tego japońskiego teamu, serio Zayn ma wygrać z nim 20 milionów??