sobota, 30 maja 2015

~.36.~


Ważna notka pod rozdziałem!
Obudziłam się przez dziwne zawroty w brzuchu, okropnie bolał. Zrobiło mi się niedobrze, więc szybko pobiegłam do łazienki budząc tym Zayna. Klęknęłam przed ubikacją i rękoma zaparłam się o deskę, zwymiotowałam. Czułam, jak Malik trzyma moje włosy. Byłam wtedy, jak kupa gówna. Miałam ochotę leżeć w łóżku cały dzień i się z niego nie ruszać, jednak na 5 pm mam umówioną wizytę u lekarza i przy okazji zobaczę Louisa.
- Już dobrze? - zapytał Zayn, gdy skończyłam.
- Nie, przynieś mi jakieś leki - powiedziałam, wstając z podłogi.
- Wiesz, że teraz możesz brać tylko te, które przepisał ci Dean - przypomniał mi, gdy nakładałam pastę na szczotkę do zębów.
- Raz, jak wezmę inne to nic mi się nie stanie - burknęłam, myjąc dokładnie zęby.
- Lucy, twoje ciało było nafaszerowane flunitranzepamem*, to cholernie silne. Teraz nie możesz przesadzać z medykamentami, Dean przepisał ci odpowiednie tabletki, byś z tego wyszła i tylko je możesz brać - mówił Malik ze smutną miną.
- To chociaż zrób mi herbatę, ja muszę poleżeć - odparłam, zostawiając go w łazience.
Położyłam się z powrotem do łóżka, była 7:43 am. Zayn wyszczotkował uzębienie i zszedł na dół. Wzięłam telefon, wpisałam w google ten cały lek, który podał mi Keijirō. Jest on ok. 10 razy silniejszy, niż diazepam, który podają lekarze podczas narkozy.
Wyłączyłam safari i sprawdziłam sms, miałam jeden od brata oraz Fabio.

Joel 
5.10.2014 1:43 am 
>Jak się czujesz, siostrzyczko?<

Lucy
5.10.2014 7:50 am
>Dziś wymiotowałam, ale idę do lekarza, więc się wszystkiego dowiem<

Fabio
5.10.2014 00:02 am
>Co tam u ciebie? Jak w szkole?<

Lucy 
5.10.2014 7:51 am
>Lepiej :) Powoli wszystko nadrabiam<

Odłożyłam telefon na szafkę, a chwilę później do pokoju wszedł Zayn z tacką z jedzeniem. Postawił ją obok mnie, była na niej herbata, bułki z masłem i dżemem truskawkowym oraz owoce.
- Zayn, dziękuje to słodkie. Jednak nic nie przełknę, nie jestem w stanie - wymamrotałam, biorąc herbatkę.
- Musisz jeść - rzekł, kładąc się obok mnie.
Przemogłam się i spałaszowałam jedną bułeczkę z dżemem, ale tylko dla Zayna. Wypiłam cały gorący napój, po czym położyłam się wygodnie.
- Kochanie, ja muszę jechać do Louisa. Mildreth przyjdzie o 10 am, a Olivia śpi - oznajmił, całując mnie w czoło.
Następnie wstał i wszedł do garderoby, aby się ubrać. Ja otuliłam się kołdrą, która pachniała moim chłopakiem. Zamknęłam oczy, próbowałam zasnąć. Rozbolała mnie głowa, brzuch wciąż robił fikołki. Zayn pojechał do szpitala, a ja słyszałam, jak pani Mildreth weszła do domu i zaczęła sprzątać.


*Rachel*

Dzisiejszy dzień miałam w pełni wolny, ponieważ dzieci szły na przedstawienie i nie byłam potrzebna. Postanowiłam pouczyć się trochę, w końcu już w sobotę mam egzamin na studiach. Powoli z tym wszystkim nie wyrabiam, praca w przedszkolu, fastfood i uczelnia. To zbyt wiele, ale w końcu muszę jakoś utrzymać rodzinę. Taty pensja idzie na opłaty, moja z fastfooda na leki mamy, a z przedszkola na utrzymanie siebie, a brata na jedzenie. I tak ledwo wystarcza, do tego muszę jakoś płacić za studia.
Usiadłam wygodnie na kanapie w naszym malutkim salonie, zaczęłam się uczyć. Nie minęło 15 minut, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i pognałam otworzyć, gdy zobaczyłam Liama moje serce praktycznie stanęło. On nie wie, że moja mama jest chora i ledwo nam wystarcza na wszystko. I co będzie, gdy zobaczy schorowaną rodzicielkę oraz wnętrze mieszkania? On żyje w luksusach, kiedyś byłam w jego domu i to naprawdę wielka różnica.
Musiałam otworzyć, więc to zrobiłam.
- Cześć, wpadłem na pomysł, że skoro masz dzień wolny to wyjdziemy gdzieś razem - odparł, opierając się o framugę drzwi.
- Muszę się uczyć, przepraszam - wymamrotałam widocznie zmieszana, usilnie starając się zasłonić sobą wnętrze mieszkania.
- To nie może poczekać? Proszę, nie widzieliśmy się długo - mówił zasmucony, lecz z błagalnym wzrokiem.
- No nie wiem, to ważny egzamin - tu trochę nagięłam prawdę.
- Proszę, chciałbym spędzić ten dzień z moją wspaniałą dziewczyną - rzekł, a ja rozpływałam się przez jego trzy ostatnie słowa.
- Dobrze, ale muszę się przebrać. Gdzie idziemy? - mruknęłam, co wywołało jego zachwyt.
- Na pyszny obiad i mały spacer po Hyde Parku - oznajmił, a ja już kombinowałam, jak go spławić, by nie wszedł do środka. - Mogę wejść? Poczekam na ciebie.
- Poczekaj w aucie, to zajmie minutkę - wymyśliłam na poczekaniu, tarasując mu drogę, gdy chciał wejść do środka.
- Rachel, czemu nie chcesz mnie wpuścić? - zdziwił się, a ja byłam zgubiona.
- Bo to serio chwilka, zaczekaj w aucie - powiedziałam szybko, chyba zbyt szybko.
- Co się dzieje?
- No dobrze, wejdź - wpuściłam go, w końcu to mój chłopak. Nie mogę go okłamywać.
- Nie rozumiem dlaczego nie chciałaś, abym wszedł - odparł, gdy zamykałam drzwi.
- Liam ja nie żyję, jak ty. Nie mam wypasionej chaty i dziesięciu samochodów - mówiłam, patrząc mu w oczy. - Nie chcę, żebyś to oglądał.
- Nie obchodzi mnie to, ile zarabiasz i jak mieszkasz! - wrzasnął wyraźnie wściekły. - Ważne jest to, jaka ty jesteś. Dzięki, że uważasz mnie za takiego materialistę.
- Spojrzałbyś na mnie, gdybyś od początku wiedział, że mieszkam w barachle, a moja matka jest chora? - spytałam rozzłoszczona.
- Tak, bo mam w dupie, ile masz kasy! Wkurwia mnie takie patrzenie na ludzi, nie wierzę, że tak mnie oceniasz. Mam cię dosyć - krzyczał, rzucając rękami.
Następnie wyszedł, trzaskając drzwiami. Łzy spływały po mnie strumieniami, czułam się rozbita. Upadłam na podłogę, byłam taka głupia. Liam to cudowny facet, znam go od 7 miesięcy, jesteśmy razem od 3. Zdążyłam go poznać na tyle, by wiedzieć, że nie jest materialistą. Ma dużo pieniędzy, ma ich mnóstwo. To mnie zmyliło, myślałam, że skoro on posiada majątek to taka biedaczka mu niepotrzebna, ale jego to nie obchodzi. Jak go kocham, więc bałam się odrzucenia. Teraz czułam się okropnie, straciłam Liama. A był jedną z najlepszych osób w moim życiu, traktował mnie wspaniale. Z nim mogłam się bawić, odprężyć, czuć swobodnie.
Teraz wszystko stracone.
Pobiegłam do pokoju mamy, leżała jak zwykle na swoim łóżku i odpoczywała.
- Kochanie, co się stało? - zapytała z troską w oczach.
- Liam tu był, ja totalnie wszystko spieprzyłam - wychlipałam, przytulając ją. - Bałam się go zaprosić do domu, żeby mnie nie zostawił. W końcu nam się nie przelewa, a on ma tyle pieniędzy.
- Córeczko, przecież wiesz, że Liam to dobry chłopak i na pewno nie liczy się dla niego, ile masz w portfelu - wyszeptała mama, głaszcząc mnie swoją chudą ręką.
- Wiem, wszystko zepsułam - wymamrotałam, ocierając łzy.
- Jesteś jedną z najsilniejszych dziewczyn, jakie znam. Jeśli w to uwierzysz będziesz wolna od tego wszystkiego - wyszeptała spokojnie.
Poczułam lekką radość ze słów matki.
- Mam pomysł, pojedź do niego za godzinę. Niech ochłonie, weź dobre wino i coś do jedzenia. Ubierz się ładnie i postaraj się go przeprosić, to zadziała - powiedziała szczerze, właśnie to kocham w niej. Rozmawia ze mną szczerze, nie czuje skrępowania odnośnie różnych tematów.
- Dziękuje, mamusiu - wyszeptałam, przytulając ją.

Po kilku godzinach solidnej nauki postanowiłam szykować się do odzyskania Liama, wciąż byłam rozbita i zapłakana, ale przynajmniej miałam motywację, by działać. Podeszłam do szafy i przeszukałam ją doszczętnie, wybrałam najlepszą, obcisłą, czarną sukienkę z wyciętymi plecami. Do tego czerwone szpilki oraz mocny makijaż. Włosy rozpuściłam, opadały kaskadami po moich plecach. Krwistoczerwona szminka na moich ustach i mała torebka.
Pożegnałam się z mamą i wyszłam z domu, tata już wraca z pracy, więc rodzicielka będzie pod dobrą opieką.
Zaszłam do najbliższego sklepu, kupiłam dobre wino. Kasjerka dosyć dziwnie się na mnie patrzyła, ale nie przejęłam się tym zbytnio.
Wsiadłam w metro i ruszyłam w stronę dzielnicy Liama. Droga zajęła dobre 45 minut, następnie musiałam przesiąść się w autobus, którym jechałam 4 przystanki. Wysiadłam tuż przed bramą do słynnej Surrey za Londynem.
- Dzień dobry, panienka do kogo? - usłyszałam za sobą głos mężczyzny.
- Do chłopaka, Liam Payne - odparłam radośnie.
- Pan Payne nie powiadamiał o żadnej wizycie - burknął nieprzyjemnie.
- Bo to niespodzianka - oznajmiłam nieco zirytowana.
- Sprawdzę, czy jest pani nazwisko na liście. Proszę je podać - rzekł, wyciągając spod biurka jakąś teczkę.
- Rachel Bennet.
- Oh, jest pani. Najmocniej przepraszam, proszę wejść - uśmiechnął się, otwierając bramę.
Mruknęłam ciche "dziękuje" i udałam się w stronę domu Payne'a.
Gdy byłam przy drzwiach, zadzwoniłam i czekałam chwilę. Otworzył mi Liam, ale nie tego się spodziewałam. Miał zapłakane oczy oraz jeszcze nieodkręconą butelkę wódki w ręce.
- Rachel, co tu robisz? - spytał zdziwiony, opierając się o framugę.
- Liam, przepraszam. Zachowałam się, jak idiotka. Bałam się ciebie stracić, bo bardzo mi zależy na nas. Ja się w tobie zakochałam - mówiłam najpierw patrząc mu prosto w oczy, następnie na ostatnie zdanie wgapiłam się w swoje buty.
- Ja ciebie też - wyszeptał, po czym przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. - I nigdy już nie myśl, że liczy się tylko kasa.
- Nie będę, obiecuję - powiedziałam, a następnie złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku.
I tak wtuleni weszliśmy do środka, do salonu i tam zajęliśmy miejsca przy kominku na podłodze. Pijąc wino, opowiadając sobie historie z dzieciństwa i nie tylko. Czułam się wspaniale będąc z nim na osobności, zwłaszcza po tym, jak martwiłam się o niego, gdy walczył z tymi rajdowcami z Japonii i po naszej kłótni.

*Lucy*

W łóżku przeleżałam, aż do obiadu. Olivia spała praktycznie do 1 pm, pewnie przez zmianę czasu, więc cały ten czas odpoczywałam lub oglądałam telewizję w sypialni Zayna, którego wyjątkowo długo nie było. Pani Mildreth zaglądnęła kilka razy do mnie. 
A gdy zrobiła obiad przyniosła mi go do łóżka, gdzie przyszła też moja siostra i razem zjadłyśmy zapiekankę makaronową. 
- Daj talerz, zaniosę na dół, bo pani Mildreth już poszła - oznajmiła Olivia, biorąc moje naczynie.
- Dziękuje - posłałam jej ciepły uśmiech.
Spojrzałam na zegarek, była 3:40 pm, a Zayna wciąż nie było. Postanowiłam zadzwonić, ale nie odbierał. Chwilę później wróciła Olivia. 
- Lucy, zbieraj się, bo zaraz do lekarza - odparła, siadając na łóżku.
Powoli wstałam i ruszyłam w stronę garderoby Malika, gdzie znajdowała się moja walizka. Wyjęłam z niej wygodne ubrania, po czym weszłam do łazienki. Rozczesałam dokładnie włosy i splotłam je w kitkę. Wykonałam delikatny makijaż, spryskałam ciało dezodorantem. Następnie ubrałam się. Wyszłam z łazienki idąc powoli na dół. W korytarzu stał Zayn i Olivia już w kurtkach.
- Jedziemy? - zapytali równocześnie.
- Tak - odparłam, biorąc torebkę.
Razem wyszliśmy z domu, Zayn wyjechał swoim Range Roverem z garażu. Ja zajęłam miejsce obok niego, a Olivia z tyłu. Ten samochód jest tak wspaniały i duży. Lubię w nim jeździć.
- Louis jutro wychodzi, odbierzemy go i zawieziemy do domu - oznajmił po chwili Zayn.
- Już nie mogę się doczekać, żeby go zobaczyć - ucieszyłam się, klaszcząc w dłonie.
- A ja, żeby go poznać - dodała Olivia.
- Jest wspaniały, to mój najlepszy przyjaciel - powiedziałam dumna z Lou.
Zatrzymaliśmy się na szpitalnym parkingu, następnie wszyscy udaliśmy się do środka. Najpierw wjechaliśmy windą na piętro 2, uprzednio rejestrując się. Szukaliśmy pokoju 97, przed nim była mała poczekalnia. Usiadłam na krześle, znowu zrobiło mi się strasznie niedobrze. Zayn przyniósł mi wody i pozwolił położyć głowę na jego kolana. Chwilę później zostałam zawołana do gabinetu, lecz wszyscy ruszyli za mną.
- Może wejść tylko jedna osoba - poinformował lekarz, gdy ja wchodziłam do środka.
- Ja wejdę, bo jestem jej siostrą - rzekła stanowczo Olivia.
Zayn został w poczekalni, a my usiadłyśmy na krzesła.
- Dzień dobry, Lucy Collins z siostrą. Dobrze, zaczniemy od prześwietlenia brzucha, połóż się proszę i podnieś bluzkę - wymamrotał lekarz, szykując jakieś urządzenia do badań.
Wykonałam jego polecenie, chwilę później wysmarował mi brzuch dziwną mazią i przyłożył aparat, na ekranie pokazywał się obraz.
- Dobrze, nie widzę żadnych niepokojących sytuacji - odparł, odkładając sprzęt.
Podał mi papier, którym wytarłam krem. Następnie lekarz uciskał delikatnie mój brzuch, sprawdzając czy wszystko dobrze z wątrobą.
- Czy masz jakieś dolegliwości? - spytał wciąż okładając.
- Wymioty i bóle brzucha - powiedziałam, przygryzając wargę.
- Po takich doznaniach to możliwe, że kilka dni będą męczyły wymioty i w szczególności bóle brzucha, więc proszę nie brać tego zbyt poważnie, bo to wkrótce minie - lekarz posłał mi ciepły uśmiech i pozwolił wstać z kozetki.
- Dobrze, leki proszę jeszcze dziś wziąć i się nie przemęczać przez najbliższy tydzień. Wszystko ładnie się goi, nie ma większych obrażeń. To na tyle, dziękuje - odparł, zapisując coś na kartkach.
- Dziękuje bardzo, do widzenia - uśmiechnęłam się i wyszłam z sali, moja siostra zrobiła to samo.
- I jak? - zerwał się Zayn.
- Wszystko dobrze, tylko nie może dźwigać - uprzedziła mnie Olivia.
- Ja będę nosił za ciebie torbę do szkoły i te rzeczy, spokojnie - zadeklarował się Malik, gdy szliśmy w stronę sali Louisa.
Zaśmiałam się pod nosem, zakładając fartuch, aby wejść. Następnie poprosiłam o chwilę prywatności i ruszyłam do środka. Louis leżał wpatrzony w sufit, lecz gdy mnie zobaczył od razu się podniósł i rozpromieniał.
- Hej, księżniczko - zaświergotał, gdy usiadłam obok niego.
- Cześć - ucałowałam jego policzek, łapiąc go za rękę.
- Jak się czujesz? - zapytał z troską w oczach.
- Całkowicie zdrowa, a ty? - powiedziałam z radością, przyjaciel wyglądał tak radośnie.
- Jutro wychodzę, badania są dobre - rzekł widocznie zadowolony.
- Odbierzemy cię z Zaynem - oznajmiłam, czując jak łza spływa mozolnie po moim policzku.
- Dziękuje, mam dosyć tego szpitala - odpowiedział radośnie, po czym przewrócił oczami na myśl o tym potwornym miejscu.
- Potrzebujesz czegoś? I tak za wiele tu nie wzniosę...
- Nie, nie. Kocham cię Lucy, wiesz? Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i chce tylko, abyś tu była - wyszeptał, a ja dałam upust łzom.

Po wizycie u Louisa wyszłam cała zasmarkana i rozmazana, trudno mi było rozstać się przyjacielem. Miał złamaną rękę i żebra, co nie pozwala mu się ruszać. Będzie uziemiony w domu przez tydzień, lecz potem zdeklarował się, że zmienia tryb życia. Wcześniej ciągle imprezował, a kobiety traktował, jak zabawki na jedną noc.
Wyszliśmy ze szpitala, a pogoda była totalnie paskudna. Padał deszcz i wiał okropny wiatr, natomiast my zajęliśmy miejsca ciepłym samochodzie Zayna.
- Zayn, mógłbyś mnie podwieźć w jedno miejsce? - zapytała Olivia, gdy wyjeżdżaliśmy z parkingu.
- Jasne, gdzie? - powiedział, skręcając w lewo.
- Na ten adres - rzekła, podając mu telefon z adresem. - Mam tam sprawę do załatwienia.
Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy, ja oparta głową o szybę. Patrzyłam na krople deszczu monotonnie spływające po szybie. Ludzi z parasolkami biegnących, by schować się przed zmoczeniem. Autobusy zabierające pasażerów. Turystów, którzy zdziwieni tak częstym deszczem robili zdjęcia lub panikowali z braku parasola, płaszcza.
I wtedy zaczęłam rozmyślać nad swoim życiem. Co teraz będzie? Mam mieszkać z Zaynem i udawać, że nic się nie stało? Wciąż mam w pamięci jego oszustwo oraz bagno, w jakie mnie wplątał, ale kocham go, a on mnie i razem się dopełniamy.
Będę chodzić do szkoły, ale jak się utrzymam? Nie chcę pieniędzy Zayna, a te miliony, które wygrałam są brudną kasą. Muszę się zastanowić, czy ją wydać.
- Dziękuje, wrócę metrem. Pa - usłyszałam nagle spokojny głos Olivii.
Pożegnałam się z nią, a Zayn ruszył.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam po chwili cichej jazdy.
- Na kolację - posłał mi zadowolony uśmiech.
- Zayn, gdzie są pieniądze, które wygrałam? - odparłam, bo męczyła mnie ta sprawa.
- W sejfie w piwnicy, chcesz je wydać? - oznajmił, a ja prawie podskoczyłam.
- Nie wiem, to fałszywa kasa. Od złych ludzi - mruknęłam, przygryzając wargę.
- Może i tak, ale to miliony. Wydaj je, zasłużyłaś - wymamrotał, co wprowadziło zamęt w mojej głowie.
Zatrzymaliśmy się pod restauracją, która wyglądała wspaniale. Udaliśmy się do środka, gdzie przywitał nas miły kelner, który zaprowadził nas również do stolika. Zajęłam miejsce i spojrzałam w kartę, oczywiście Zayn musiał wybrać cholernie drogą.
- Dzień dobry, na co mają państwo ochotę? - usłyszałam nad głową.
- Ja poproszę Toad in the hole* i herbatę - powiedziałam z uśmiechem.
- Ja natomiast Beef Wellington** oraz szklankę wody - dodał Zayn po chwili namysłu.
- Dobrze, dziękuję.
Kelner odszedł, a ja lustrowałam twarz Zayna. Nie mogłam uwierzyć, że jest mój.
- Coś się stało? Dlaczego tak patrzysz? - zapytał Zayn z lekkim uśmiechem.
- Bo cię kocham Zayn - wyszeptałam, patrząc w jego oczy.
Najpierw wykazały zdziwienie, ale potem miałam wrażenie, że wzruszenie. Chyba pierwszy raz mu to powiedziałam.
- Ja ciebie też kocham, Lucy - powiedział drżącym głosem.
Niestety, tę piękną chwilę przerwał nam kelner, który przyniósł napoje i przystawkę w postaci Cornish Pasty***.
Zajęliśmy się jedzeniem i popijaniem bez ani jednego słowa. Chwilę później dostaliśmy nasze główne dania, które mi smakowały niesamowicie.
Gdy skończyłam wzięłam łyk herbaty i spojrzałam na Zayna. Uwielbiam lustrować jego miodowe oczy oraz malinowe usta. Jest perfekcyjny.
- Jesteś taki przystojny - mruknęłam pod nosem, ale nie miałam w planach wypowiedzieć to na głos.
Zayn zaśmiał się zadziornie poprawiając włosy.
- A ty jesteś najpiękniejszą księżniczką na świecie - wychrypiał, powodując moje wzruszenie i rumieńce.
- Co teraz będzie, Zayn? - spytałam, łącząc nasze ręce na stole.
- Właśnie chciałbym z tobą o czymś porozmawiać - zaczął niepewnie. - Myślę, że najprościej i najlepiej będzie, jeśli po prostu ci to dam.
I chwilę później wyciągnął ze swojej skórzanej kurtki czarne małe pudełeczko. A ja zamarłam, co on chciał zrobić? Wzięłam je do ręki i otworzyłam wieczko. Zamarłam widząc, co jest w środku.

*Toad in the hole – kiełbaski zapiekane w cieście.
**Beef Wellington – polędwica wołowa z dodatkiem grzybów i pasztetu zapiekana w cieście francuskim.
***Cornish pasty – zapiekany pieróg nadziewany wołowiną, ziemniakami, cebulą i brukwią.
(Wszystkie to jedne z tradycyjnych brytyjskich potraw)
____________________________________________________________________________
Witam was :) Znowu poślizg, ale staram się, by rozdział na Life'a były dopracowane i według moich planów, więc gdy nie mam weny nie staram się napisać byle czego tylko czekam, aż najdzie mnie pomysł na ujęcie w słowa mojej koncepcji. 
Jak myślicie, co jest w pudełku od Zayna? ;)
Pamiętajcie, że nadal możecie być informowani! Piszcie swoje usery do tt w odpowiedniej zakładce.
Ostatnio śniło mi się, że wydałam książkę Life'a. To nawet ciekawy pomysł, ale chyba jeszcze nie teraz.
Myślę też nad tą niespodzianką dla was, ale sądząc po komentarzach jest za mało czytelników na nią ;c
Wolicie, abym zrobiła jedną długą część Life'a czy podzieliła ją na dwie?

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam te opowiadanie.
    Ciebie także.
    Aww.
    Mam nadzieję, że to będzie pierścionek zaręczynowy. *.*

    Wolałabym dwie części.
    Ale żeby się tak fajnie kończyła ta pierwsza.
    Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. dobrym pomysłem byłoby podzielenie bloga na 2 części, na pewno wszyszłoby fajnie :) mam nadzieję, że w pudełeczku będzie pierścionek zaręczynowy! ogółem ten rozdział sprawił, że coraz bardziej lubię Zayn'a :')

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowity rozdział. <3 Fajnie by było jakbyś podzieliła na 2 części. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział ! Czekam na następny , bo zakończyłaś w tak ekscytującym momencie !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudny rozdział. ^^ Będę wpadać i czytać tak długo jak będziesz coś tu dodawać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jak zwykle cudowny wiesz? ^^ ja też sądzę że lepiej by było gdybyś podzieliła opowiadanie na 2cz. ;)
    Ahh... weny ;*

    OdpowiedzUsuń