sobota, 24 stycznia 2015
~.30.~
- Więc naprawdę poznałeś swoją żonę u fryzjera? - wybuchnęłam śmiechem, biorąc kolejnego łyka kawy.
- Tak, oboje czytaliśmy komiks siedząc na fotelu - powiedział Andrew, po czym ugryzł kawałek ciastka.
Już od godziny siedzę z Andrew w kawiarni i rozmawiamy o wszystkim możliwym. Dowiedziałam się, że mój kolega od 3 lat ma żonę, pracuje w szpitalu jako pediatra i mieszka na Stanwell. Miło spędza się z nim czas, myślę że odnowimy naszą relację.
- Dobra kochana, ja uciekam. Miło było cię znów spotkać, pa - rzekł po chwili, wstając i zakładając kurtkę.
Pożegnałam się z nim, po czym sama opuściłam kawiarnię. Szłam wzdłuż chodnika zastanawiając się, co mogę ze sobą zrobić. Jest sobota, od rozpoczęcia roku minęły trzy tygodnie, a ja już mam napisać referat na historię. Nie mam w ogóle pomysłu, jak go zacząć, więc po prostu staram się najdłużej spędzić czas w mieście, jakby to miało mi pomóc.
Nagle usłyszałam czyjeś nawoływanie, odwróciłam się i ujrzałam Louisa. Biegł w moją stronę, w ręce trzymał jakąś teczkę. Czekałam, aż wreszcie znajdzie się blisko mnie.
- Lucy, błagam musisz nam pomóc! - odparł zdyszany, podpierając się dłońmi o kolana.
- Ciebie też miło widzieć, co chcesz? - mruknęłam niezadowolona, dziś był dzień rozpoczynający pewien czas w miesiącu, że mój humor się często zmieniał.
Louis rozejrzał się, po czym pociągnął mnie w stronę jakiejś ślepej uliczki. Gdy znaleźliśmy się w dość pustym miejscu, mój przyjaciel zaczął mówić.
- Szukałem cię w całym mieście, odbieraj ten jebany telefon małpo! - wymamrotał lekko wnerwiony, po czym wybuchł śmiechem.
- Louis do rzeczy - warknęłam, teatralnie przewracając oczami.
- Mamy kłopoty, Keijirō domaga się powtórki walki inaczej będą konsekwencje. On płacił za te wyścigi wielkie pieniądze i albo ktoś od nas wystartuje, albo nas zabiją - mówił przejęty, patrząc mi w oczy.
- To pojedźcie w tym wyścigu i tyle - burknęłam, zakładając ręce pod biustem. Nie rozumiałam ich problemu.
- Właśnie chodzi o to, że do każdego etapu jest przypisana jedna osoba, która może pojechać. W finałowym jesteś ty, dlatego jeśli choć trochę mnie lubisz to zgódź się. Wiem, że proszę o dużo, ale staram się chronić nas wszystkich - wyszeptał, łapiąc mnie za rękę.
- Robię to tylko dla ciebie...
Siedziałam w aucie, ubrana w czarne rurki, bokserkę w tym samym kolorze i skórę oraz buty, które cholernie mi się podobały. W okół zbierali się ludzie, Keijirō był w samochodzie tuż obok mnie. Cholernie się stresowałam, bo jeśli nie wygram to chłopcy będę musieli im dać 20 milionów funtów!
Byli tu prawie wszyscy; Sarah, Louis, Harry, Rachel, Liam i Niall...Wspierali mnie, dodawali otuchy. Louis nie był zachwycony pomysłem narażania mnie, ale inaczej zabili by go i całą tę chorą bandę. Co prawda on gotowy był zginąć za mnie, ale reszta woli troszczyć się tylko o swoją dupę. Jednak postanowiłam zrobić to dla Louisa, trochę dla Liama. Nikogo więcej!
I siedząc w aucie, które należało do Zayna - zdałam sobie sprawę, że to jego brakuje mi najbardziej. Jako jedyny nie zjawił się na wyścigu...Tak bardzo chciałabym go chociaż zobaczyć przed tą masakrą, niestety, nie uda mi się to.
Podszedł do mnie Louis, który oparł się o samochód i pił wodę, która należała do mnie.
- Może byś mi dał tę wodę, a nie sam wytrąbił całą butelkę? - powiedziałam, chcąc dokopać przyjacielowi. Oczywiście żartowałam...
- Nie, bo jeszcze się opijesz i ci się siku zachce, a znając baby stanęłabyś nawet na środku toru, by załatwić potrzebę - wystawił mi język, po czym wziął kolejnego łyka.
Prychnęłam pod nosem jakieś niezrozumiałe obelgi wobec Lou, a następnie wzięłam głębokie oddechy.
- Kochanie, zaraz zaczynasz. Wierzę w ciebie, nieważne co się stanie będę z ciebie dumny. Znasz wszystkie chwyty, więc poradzisz sobie. Dla mnie i tak to chuj znaczy, ale pamiętaj, że dzięki temu nas uratujesz - mówił przejęty, po czym obdarował mnie pocałunkiem w policzek.
Wzięłam głęboki oddech i skupiłam się na jeździe. Spojrzałam w stronę Keijirō, który obwieszony kobietami palił skręta.
- Powodzenia, mała - mruknął z kpiną i wyższością w głosie, wypuszczając kłąb dymu z ust.
W tym momencie zapaliło się zielone światło, a ja ruszyłam z piskiem opon. Musiałam wygrać dla Louisa...i Zayna. Mimo, iż raczył pojawić się tutaj, by widzieć, jak ratuję mu dupę.
Obrałam pierwszy zakręt, ale Keijirō wciąż prowadził. Starałam się, jak mogłam. Zaciskałam zęby, przyciskałam pedał gazu i wymijałam różne przeszkody. Licznik wybijał niebotycznie wielkie liczby, co oznaczało, że poruszam się z niebywałą prędkością. I gdy w koń
cu udało mi się objąć prowadzenie, robiłam wszystko, by go nie stracić. Czułam w sobie coś dziwnego, jakby zastrzyk energii, adrenaliny. Wiedziałam, że muszę to wygrać. I mimo komplikacji, które powodował Keijirō dojechałam do mety, jako pierwsza. Sama nie mogłam w to uwierzyć, siedziałam chwilę w aucie próbując oswoić się z myślą, że właśnie wygrałam wyścig z najlepszym na świecie. Ja, zwykły szaraczek...
Wysiadłam z auta, od razu padając w ramiona przyjaciół. Wszyscy mi gratulowali, ale ja nie mogłam myśleć o niczym innym, niż to, że zrobiłam rzecz prawie niemożliwą. Usłyszałam głośny, męski krzyk, a już chwilę później Keijirō stał tuż przede mną.
- Mała suko! To jest niemożliwe, zabiję cię! To jeszcze nie koniec - wrzeszczał, stojąc tak blisko mnie, że czułam na sobie jego drżący głos.
Opierałam się o samochód, a z braku przestrzeni nie miałam, jak się ruszyć. Keijirō krzyczał na mnie, wyzywał, ale nie obchodziło mnie jego zdanie. Do momentu, gdy wyciągnął pistolet. Pisnęłam z przerażenia, wycelował go prosto we mnie. I wtedy pojawił się Zayn, przystawił Keijirō broń do głowy, stał dokładnie za nim.
- Strzel w nią, to ja strzelę w ciebie - warknął Malik, przeładowując magazynek.
- Teraz tak pogrywasz Malik - prychnął, oblizując usta. Schował pistolet, po czym odwrócił się do Zayna. - Dobrze, ale to jeszcze nie koniec.
Splunął na ziemię, a następnie odszedł. Wzięłam głęboki oddech, rzucając się na Zayna. Tak dobrze czułam się w jego uścisku, ale potrzebowałam zostać z nim sama. Bez nikogo innego, tylko on i ja...
- Tak bardzo mi ciebie brakuje - wyszeptałam, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
- Kocham cię.
Wystarczyły te dwa słowa, abym całkowicie się popłakała. Chciałam go pocałować, ale nie przy wszystkich. Musimy się stąd wydostać! I nagle zostałam odciągnięta od Mulata, aby stanąć na podium, gdzie wręczono mi puchar, z którego miałam się tylko napić. Zrobiłam to, aby następnie zejść z podestu i udać się z przyjaciółmi na parking. Tam wysłannik mojego przeciwnika podał mi torbę z pieniędzmi. Zdecydowaliśmy, że imprezę zrobimy jutro, a dziś pojadę do domu odpocząć. Wsiadłam do nowego Range Rovera mojego...Zayna i ruszyliśmy.
- Ten jest lepszy - rzekłam po chwili.
- Słucham?
- Range Rover jest lepszy od BMW - wyjaśniłam cicho.
- Też tak uważam - mruknął, przygryzając wargę.
- Zayn, mogę dziś spać u ciebie? - spytałam niepewnie, bawiąc się palcami.
- Jasne, napisz tylko do Louisa - powiedział, a ja wyjęłam telefon z torebki.
Wysłałam mu sms, że jadę do Zayna, na co odpowiedział, że mam uważać i bawić się dobrze. Schowałam urządzenie ponownie do torby, po czym skupiłam się na drodze.
- Byłeś tam cały czas? - zapytałam po chwili, aby przerwać ciszę panującą między nami.
- Na wyścigu? Tak, stałem w takim miejscu, że byś mnie nie zauważyła, ale widziałem wszystko - odparł odchrząkując.
Nie odezwałam się więcej, myślałam o tej sytuacji między nami. Oboje wiemy, że czujemy coś do siebie, ale nie potrafimy sobie tego okazać. Owszem, Zayn wyznał mi swoje uczucia i widzę, że naprawdę mu na mnie zależy, ale to nie zmienia faktu, że zrobił coś okropnego - wykorzystał mnie.
Zatrzymaliśmy się w garażu, wysiadłam ostrożnie i ruszyłam do wejścia. Drzwi w garażu otworzył mi Zayn, udałam się do kuchni. Wyciągnęłam butelkę wina z lodówki, a z szafki dwa kieliszki. Malik otworzył napój, po czym nalał go do naczyń.
- To za moje zwycięstwo - powiedziałam, stukając swoim kieliszkiem o kieliszek Zayna.
Oboje wzięliśmy dosyć spory łyk, po czym Zayn złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Tak bardzo mi tego brakowało, to uczucie, gdy nasze języki toczą ze sobą walkę. Jego dotyk...
Jego ręce błądziły po moich ciele, aż dotarły do bioder. Zayn posadził mnie na blacie, całował coraz zachłanniej. Czułam ten przyjemny prąd w swoim ciele. Zaczęliśmy przemieszczać się w kierunku sypialni, dłonie chłopaka delikatnie wsunęły się pod moją bluzkę, przez co zadrżałam. Powodując tym samym zadziorny uśmiech na twarzy Zayna, który chwilę później wziął w zęby moją wargę i lekko ja pociągnął. Kilka razy się potknęliśmy, ale w końcu udało nam się dotrzeć do sypialni. Zayn kopnął w drzwi, po czym razem opadliśmy na łóżko. Mulat zdjął moją kurtkę, rzucając ją na ziemię. Ja nie byłam mu dłużna, więc szybko zrzuciłam z niego koszulkę. Błądziłam dłońmi po idealnym ciele chłopaka, jednocześnie rozpływając się pod jego dotykiem. Zayn zaczął odpinać moje spodnie, gdy poczułam pewną blokadę. Gdy natomiast znalazły się one na podłodze, zacisnęłam nogi nie pozwalając mu działać.
- Wszystko w porządku? - zapytał ochrypłym głosem, patrząc mi prosto w oczy.
- Ja...Myślę, że to za szybko - wyszeptałam, unikając z nim kontaktu wzrokowego.
- Dobrze, rozumiem - założył kosmyk włosów za moje ucho. - Idź się umyć, możesz wziąć moją koszulkę do spania.
Posłałam mu słaby uśmiech, po czym ruszyłam do garderoby po za duży, biały tshirt Malika. Weszłam do łazienki, gdzie z szafki wyjęłam czystą szczoteczkę jednorazową i umyłam nią zęby. Następnie wzięłam odprężający prysznic, który zmył ze mnie cały brud. Otarłam się ręcznikiem i przebrałam w tymczasową piżamę. Wróciłam do łóżka, a tymczasem to Zayn poszedł się umyć. Zasypiałam, myśląc o naszej relacji. To chyba najbardziej skomplikowany związek na świecie, z resztą nie wiem, czy można to nazwać "związkiem". Raz na siebie krzyczy, potem całujemy...A teraz Zayn położył się obok, obejmując mnie ręką w talii.
Przebudziłam się w środku nocy przez czyiś głos. Przetarłam oczy i zobaczyłam, że Zayn zamiast spać rozmawia przez telefon na korytarzu. Wstałam z łóżka, słysząc rozmowę.
- Zbyt łatwo dali tę kasę, coś mi tu nie gra. Keijirō się nie poddaje, on coś planuje.
- Wiem, Louis. Też tak uważam.
Oparłam się o futrynę drzwi i przysłuchiwałam się.
- Zayn, myślałam że to wszystko się już skończyło - powiedziałam w końcu.
- Nie, Lucy. To się dopiero zaczęło...
_____________________________________________________________
Przepraszam, przepraszam, przepraszam...Zawaliłam sprawę ;c Dodaję rozdział po ponad dwóch tygodniach O.o Ale, niestety, szkoła robi swoje i w poprzednie weekendy musiałam zakuwać całe dnie :( Na szczęście (lub też niestety) jestem chora i zamiast jechać dziś z rodzicami na narty - siedzę w domu i piszę dla was rozdziały :)
Sprawa do anonimków - błagam podpisujcie się!!
20 kom=next
wtorek, 6 stycznia 2015
~.29.~
~.Do you ever think of me when you lie?
Lie down in your bed, your bed of lies
And I knew better than to look in your eyes
They only pretend you will be mine
And you know how you made me believe
You had me caught in every web that you weave
But do you ever think of me when you lie?
Lie down in your bed, your bed of lies.~
Stałam tam, jak osłupiała. Powoli docierały do mnie jego słowa, czułam się wycieńczona. Kocha mnie... To takie niemożliwe...A jednak jest.
- Powiedz coś - wychrypiał zdenerwowany.
- Zayn...
- Kochasz mnie? - zapytał szybko wprawiając mnie w zakłopotanie. - Powiedz szczerze, czy mnie kochasz. Tylko tyle.
- To trudne. Zraniłeś mnie, a teraz - zaczęłam się rozklejać. - A teraz, tak się pojawiasz i mówisz mi to...
Wtedy poczułam, jak jego silne ramiona przyciągają mnie do siebie. Ciepło, jakim mnie obdarował było takie przyjemne. Znów miałam go przy sobie, tylko dla siebie. Nie!
- Zayn, to nie będzie takie łatwe...Nie umiem tego, od tak wybaczyć - dukałam, nie wiedząc w jaki sposób mu to powiedzieć.
- Serio? - wzburzył się, a cały czar prysł. - Jakoś tym Włochem szybko się pocieszyłaś!
Zaraz. Skąd on to kurwa wie? Nie wspominałam o Fabio nawet Louisowi! A Melissa na pewno nie podkablowała. Czyli zostaje jedna opcja...
- Skąd o tym wiesz? - spytałam dla pewności, a złość buzowała we mnie.
- Louis gadał - zmieszał się, czyli kłamał.
- Gówno prawda! - krzyknęłam, cała moja złość właśnie wychodziła na zewnątrz. - Nie mówiłam nic Louis'owi! Kłamiesz! Przyznaj się w końcu, śledziłeś mnie?!
- Nie! Kurwa mać! Dlaczego ty musisz wszystko wiedzieć? - wrzasnął, w jego oczach była wściekłość.
- Przyznaj się, albo możesz o mnie zapomnieć - wysyczałam przez zęby, opierając o biodra swoje ręce zaciśnięte w piąstki.
- Wynająłem detektywa, który cię śledził i robił zdjęcia - wyszeptał, patrząc w ziemię. Był zawstydzony.
Czułam, jak nogi się pode mną uginają. Momentalnie stałam się wycieńczona. To było, jak cholerny sen. On się nigdy kurwa nie zmieni! Byłam wściekła, a właściwie to słowo nie wyraża nawet siły mojej złości.
- Proszę nie odchodź, ja chciałem tylko...Chciałem, żebyś była bezpieczna...I chciałem...
- Nic nie mów - powiedziałam spokojnie, unosząc ręce do góry. - Nie tłumacz się.
- Ale, ja naprawdę musiałem wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Sprawdziłem tego Fabio, on brał udział w bójce. Nie mógłbym puścić cię tam bez wiedzy, z kim i gdzie jesteś...
- Zayn! Jesteś śmieszny! - przerwałam mu, nie mogąc słuchać tego steku bzdur.
- Ja? Ja pierdolę, Lucy! Gdyby nie ja już dawno byłabyś niewolnicą tych Japończyków, on by cię rżnął codziennie po kilka razy i bił! Dbam o twoje bezpieczeństwo, gdy tego nie wiesz !
- Gdyby nie to, że chciałeś mnie wykorzystać dla swoich celów pewnie, by mnie nie znali! Czy ty kiedykolwiek myślałeś o mnie, gdy kłamałeś ? - prychnęłam, zakładając ręce pod biustem.
Wtedy Zayn uderzył z całej swoje siły w ścianę, a figurki, które stały na szafce obok spadły na ziemię.
- Jesteś agresywny! Zayn! Mówisz, że Fabio się bił, a ty to pieprzony kryminalista! Zabiłeś ludzi, z zimną krwią odebrałeś im życie - z moich oczu wypłynęły gorzkie łzy. - Jeśli ktoś miałby naderwać więzi mojego bezpieczeństwa to byłbyś tylko ty.
Czułam, że doprowadziłam go do stanu jakiego jeszcze nigdy nie osiągnął. Jego złość przeszła wszystkie granice. Zaczął rzucać przedmiotami, krzyczeć. Nie mogłam tego wytrzymać, więc wybiegłam z pokoju, ale na schodach mocno złapał mnie za rękę.
- Nie uciekniesz mi. Tym razem nie dasz rady - wysyczał, patrząc w moje przestraszone oczy.
- Czego ty chcesz? - spytałam, pozwalając kolejnym łzom wypłynąć.
- Ciebie. Kocham cię, nie rozumiesz tego? - powiedział spokojnie, po czym ujął dłońmi moją twarz. - Jesteś dla mnie najważniejsza. Nikomu nie powiedziałem, takich rzeczy, jakie powiedziałem tobie.
Wyrwałam się mu, zbiegłam na dół, gdzie tuż przy końcu schodów stali dosłownie wszyscy. Minęłam ich bez słowa i udałam się do salonu po swoją torbę. Chwyciłam ją, po czym weszłam do łazienki. Wiedziałam, że szybko nie znajdę się w domu, więc musiałam to zrobić tu. Wyjęłam z malutkiego opakowania coś, co zawsze mi pomagało. I nagle usłyszałam głosy wołające moje imię oraz mocne uderzanie w drzwi. Nie przejęłam się tym, tylko wykonałam trzy kreski na swoim udzie. Łzy mieszały się z krwią, byłam rozbita... Miałam ochotę zniknąć i już nie wrócić. Zayn, Louis, Liam, Rachel, Sarah - wszyscy dobijali się do drzwi, krzyczeli, a ja za każdym razem robiłam co raz większą ranę. Już sama nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. I nagle drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Zayn. Podszedł do mnie, kucnął i położył dłoń na moim policzku.
- Wyjdźcie! - powiedział do reszty, która zszokowana patrzyła na mnie, jak na ufo.
- Ale Zayn, ona krwawi - rzekła przestraszona i zaniepokojona Sarah.
- Cholera! Idź i zamknij drzwi - podniósł ton, wciąż patrząc na mnie.
Gdy zostaliśmy sami, Zayn mocno mnie przytulił.
- Nie rób tego więcej, Lucy. To nie pomaga, nie mogę w to uwierzyć - mówił cały czas będąc ze mną w uścisku.
- W co nie możesz uwierzyć?
- Że tyle razy mnie potrzebowałaś, a ja zachowałem się, jak skurwiel - odparł, trzymając za moje nadgarstki.
Szybko wziął waciki i wycierał krew z moich ud. Bolało, ale był tu przy mnie.
- Wiesz co? Jesteś takie małe dziecko, ale kurwa zakochałem się w tobie i chyba jesteś też czarownicą, bo twój czar mnie usidlił - rzekł spokojnie, na co roześmiałam się.
- Usidlił? - spojrzałam na niego, przygryzając wargę.
- Nie rób tak - odpowiedział krótko.
- Jak?
- Z wargą, nie przygryzaj jej - wydukał, nagle zrobił się jakiś dziwny.
- Dlaczego? - zdziwiłam się, specjalnie robiąc to, co prosił, abym nie robiła.
- Bo mam ochotę wziąć cię na tej podłodze - wyszeptał, na co wybuchnęłam śmiechem.
- Nie śmiej się, jesteś cholernie seksowna - odparł, kładąc dłoń na moim brzuchu. - Przepraszam.
Spojrzałam w dół, na swoje palce, które nagle stały się interesujące.
- Obiecaj mi, że nie zrobisz tego nigdy więcej! Możesz mnie nie kochać, ale obiecaj - uniósł palcem mój podbródek i patrzył mi głęboko w oczy.
- Nie umiem, ale mogę ci obiecać, że cię kocham - uśmiechnęłam się, wplatając rękę w jego włosy.
- Mogę? - spytał dla pewności, pochylając się nade mną.
- Nie, Zayn to wszystko za szybko - odsunęłam się.
- Dlaczego?
- Ja nie zapomnę, o tym od tak. Oszukałeś mnie, szpiegowałeś i...
- Zrobię wszystko, czego chcesz - wyszeptał, ujmując dłońmi moją twarz.
- Daj mi trochę czasu - wymamrotałam, opuszczając głowę tak, by włosy zakryły moje oczy.
Widziałam, że to nie była odpowiedź na jaką czekał, ale musi zapłacić za swoje błędy.
Wzięłam swoją torbę i wyszłam z łazienki, zostawiając go samego. Weszłam do salonu, gdzie siedział Louis z resztą.
- Możesz mnie odwieźć? - zapytałam, kierując wzrok na przyjaciela.
- Jasne - odparł, wstając z fotela.
- Miło było, cześć - posłałam reszcie sztuczne spojrzenie i udałam się Lou.
Wyszliśmy na podjazd, gdzie wsiadłam do auta, czekając na towarzysza.
- Czyj jest ten biały Range Rover? - zapytałam, bo zaciekawiło mnie to auto.
- Zayna - mruknął, wyjeżdżając ze swojej posesji.
- Jak to?
- Kupił nowe auto, po tym wszystkim - oznajmił beznamiętnie.
A więc sprawił sobie cholernie drogi pojazd, a nie mógł do mnie zadzwonić? Wiem, że do USA jest drogo, ale na pewno taniej niż pieprzony Range Rover!
Wysiadłam przed kamienicą, od razu idąc do środka. Wbiegłam na górę i otworzyłam drzwi od mieszkania. Tak dawno tu nie byłam...
Stanęłam na środku i rozejrzałam się, prawie nic się nie zmieniło. Było czyściej, a w wielu miejscach pojawiły się świeże kwiaty oraz ładne ozdoby.
Usiadłam na kanapie, po czym zamknęłam oczy. Szykuje się powrót do przeszłości...
Następnego ranka, obudziłam się w swoim starym pokoju. Dzień wyglądał, jakby się powtarzał. Te same ściany, które przypominają mi o tym dniu...w którym dowiedziałam się o całym oszustwie Zayna i reszty. Wszystko identyczne, jak to tu zostawiłam.
Wstałam ospale z łóżka, po czym założyłam ciepłe kapcie na swoje zmarznięte nogi. Podrapałam się po głowie, idąc w kierunku szafy. Wyjęłam z niej szarą bluzę, którą od razu ubrałam. Następnie powędrowałam do łazienki, gdzie umyłam zęby i rozczesałam oraz włosy. Gdy wyszłam, poczułam przyjemny zapach pancakes'ów, jakie jadłam w Ameryce, do tego świeża kawa. Pobiegłam do kuchni, gdzie zobaczyłam Sarah z talerzem i kubkiem w ręce.
- Cześć, zrobiłam ci śniadanie. Może nie tak, jak w Nowym Jorku, ale starałam się - powiedziała z uśmiechem, stawiając przedmioty na stole.
- Dzięki - rzekłam, siadając na krześle.
Faktycznie pancakes z syropem klonowym i kawa. Zaczęłam jeść dosyć niepewnie, jej nagłe podlizywanie się wcale nie sprawi, że wybaczę. Mimo to placki smakowały wybornie, zjadłam wszystkie. Do tego kawa postawiła mnie na nogi. Posprzątałam po sobie i udałam się do swojego pokoju. Wyjęłam z szafy ciepły sweter, jeansy i bieliznę. Ubrałam się szybko, po czym pomalowałam rzęsy, a po ustach przejechałam błyszczykiem. Dziś muszę kupić artykuły potrzebne do szkoły. Wzięłam swój portfel z celu sprawdzenia, ile pieniędzy mi zostało. Miałam 10 funtów i 30 dolarów. Wtedy z torebki wyleciał mały breloczek z statuą i wieżowcami. I tak nie miałam kogoś, komu mogłabym go dać, więc może być dla Sarah. Spakowałam torebkę, a następnie poczłapałam do salonu. Usiadłam obok szatynki i dałam jej saszetkę z prezentem.
- To dla ciebie - zdobyłam się na sztuczny uśmiech.
- Dziękuje - powiedziała radośnie, przytulając mnie.
- Proszę, dobra. Ja idę na zakupy - rzekłam, po czym udałam się w kierunku drzwi.
Wyszłam z mieszkania, kierując się do najbliższego kantora. Wymieniłam pieniądze, po czym pojechałam metrem do najbliższego Tesco. Wzięłam wózek i aplikator, przemierzałam alejki w poszukiwaniu zeszytów, pisaków. Gdy byłam na dziale z produktami mlecznymi. Wrzuciłam do koszyka kilka jogurtów, które uwielbiam. Następnie poszłam do kasy, przyłożyłam czytnik do maszyny, spakowałam swoje artykuły i zapłaciłam. Z dosyć ciężkimi torbami skierowałam się na stację metra. Zobaczyłam, że niedaleko mnie zbiera się duży tłum ludzi, słyszałam krzyki i przekleństwa. Podbiegłam do zgrupowania, przeciskałam się, by zobaczyć co się tam dzieje. Dwóch facetów biło się, leżąc na ziemi. Nagle dostrzegłam w jednym znajomą twarz. Był to Andrew Kelley - chłopak, którego poznałam w domu dziecka. Jakiś mężczyzna szarpał go i wyzywał, rasista. Używał takich zwrotów, że w głowie mi się to nie mieściło. W końcu ludzie ich od siebie odciągnęli, a ja podeszłam do Andrew.
- Lucy? Lucy Colinns! Cześć - wziął mnie w ramiona w uśmiechem na twarzy.
- Hej, co tam u ciebie? - powiedziałam wesoło.
- Hyh, jak widzisz...Obcy ludzie się na mnie rzucają - rzekł na koniec wybuchając śmiechem.
- O co mu chodziło?
- O mój kolor skóry.
- Tak mi przykro - wyszeptałam, to było okropne.
- Mój pociąg jedzie, przepraszam. Zadzwoń do mnie, to pogadamy - odparł, widząc nadjeżdżające metro, po czym dał mi swoją wizytówkę.
Podziękowałam i pożegnałam się z dawnym przyjacielem, a następnie zajęłam miejsce na wolnej ławce.
Dr. Andrew Kelley.
Specjalista pediatrii.
Andrew jest lekarzem? To wspaniale. Pamiętam, jak robił operacje lalką, przez co dziewczyny go biły poduszkami. A teraz leczy dzieci! Z tego, co wiem to powinien mieć około 27 lat. Był u nas 2 miesiące, aż do skończenia pełnoletności. W tak młodym wieku osiągnął status doktora, jestem dumna.
Obudziłam się rano, oficjalnie zaczyna się szkoła. Dziś mam rozpoczęcie roku, ale nie mam najmniejszej ochoty się tam pojawić. A zwłaszcza sama, Louis ma jakieś spotkanie, a nikogo innego nie mogę poprosić, by ze mną pojechał.
Wyjęłam eleganckie ubrania z szafy i udałam się do łazienki. Umyłam zęby, rozczesałam włosy, które ułożyłam w fale. Wykonałam delikatny makijaż, po czym ubrałam się. Spryskałam ciało perfumami, pomalowałam paznokcie na niebiesko. Pognałam do kuchni, gdzie zjadłam kanapki z łososiem i wypiłam herbatę owocową. Sarah wciąż spała, więc po cichu wyszłam z domu i zbiegłam na dół. Była 9 am, a apel zaczyna się za 0,5 godziny, więc muszę szybko dostać się do szkoły. Nagle usłyszałam trąbienie. Odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam nieznany mi samochód. Przyjrzałam się lepiej, za kierownicą siedziała Melissa. Wsiadłam do środka, na miejsce pasażera.
- Podwózka do szkoły? - zapytała z uśmiechem na twarzy.
- Tak, od kiedy masz prawko? - rzekłam, zapinając pas.
- Kanadyjskie od 2 miesięcy - odparła, skręcając w lewo.
- A nasze?
- Nie mam, więc módl się, żeby nas nie złapali - powiedziała przyśpieszając.
Moje serce momentalnie zmieniło się w pikającą bombę, cholera jasna. Mogą ją zamknąć, przecież to pewna śmierć...Siedziałam nerwowo łapiąc się za oparcie.
Dojechałyśmy całe do szkoły, wysiadłam z auta i pognałam do wejścia. Melissa dołączyła do mnie, by razem udać się na salę gimnastyczną. Wszystko było ładnie przystrojone, nauczyciele kręcili się w okół, a uczniowie zbierali się w grupkach.
W końcu apel się zaczął, powitali nas po wakacjach, ale reszty już nie słuchałam. Myślałam o tym, co teraz będzie. Zacznę codziennie chodzić do szkoły, a muszę ją teraz najlepiej zdać, by dostać się na studia. A jedyne myśli, jakie chodzą mi po głowie to rodzina i Zayn. Przecież dalej jest tyle niewyjaśnionych spraw...To będzie koszmar ogarnąć wszystko, co na mnie zrzucono...
____________________________________________________________________
Witajcie :) Dodaję rozdział mimo, iż nie było 25 komentarzy, ale 21 (na chwilę obecną) wystarczy ☻
Pewnie mnie teraz nienawidzicie, że Zucy lub Layn (jak wy to tam wolicie xd) się rozstało...
Ale taki jest plan, więc musicie się uodpornić, bo nie zmienię tego. Ale pamiętajcie, po burzy zawsze przychodzi słońce ;)
Chciałabym was też zaprosić na moje nowe ff, tym razem na wattapad pt. "What If I'm Gone?"
Zapraszam też na moje drugie opowiadanie pt. "Żyj Marzeniem", które piszę na blogspocie, ale ostatnio zaczęłam też na wattpadzie. Zapraszam was tutaj - KLIK
Dziękuje, że jesteście ♥♥ O to i 1 rozdział w nowym roku, dlatego chciałabym wam życzyć wszystkiego, co najlepsze. Dużo zdrówka, spełnienia marzeń i sukcesów w szkole. Kocham was ♥♥
20 kom = next
Ps. Mam pytanie, chcielibyście krótkie spojlery do rozdziałów?
Subskrybuj:
Posty (Atom)