" Dzwoniłeś "
" Tak, Przyjedź na tor przed 9 p.m. Louis dziś jeździ "
" Wszystko? "
" Chyba tak "
Zrobiłam sobie śniadanie, które składało się z bułki z serkiem oraz herbaty. Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwi, Sarah wróciła.
- Cześć słodka, jak ci minął wieczór beze mnie? - odparła siadając na kanapie.
- Spoko, a Sarah - mruknęłam jedząc.
- Tak?
- Skończyły mi się pieniądze, a wiesz nie mam pracy...
- O jasne, wybacz - rzekła wyciągając portfel - Tyle starczy na razie?
Podała mi trzy banknoty, było to 150 funtów. Zamarłam, gdy dostały się w moje ręce.
- Sarah to strasznie dużo, nie wiem jak ci to oddam - wymamrotałam patrząc na nią.
- Nie musisz, wystarczy uścisk - wystawiła ręce, a ja przytuliłam się do dziewczyny.
Oderwałam się od niej, po czym schowałam pieniądze do swojego portfela. To było strasznie dziwne, tak po prostu wyciągnęła 150 funtów i dała mi je. Wiem, że Harry dużo zarabia, więc daje kasę swojej dziewczynie. Do tego Sar dostaje 400 funtów za jeden wyścig. Oni mają, co chcą. Odkąd pamiętam moje życie nie obracało się w luksusach, a teraz wożę się w BMW z największym przystojniakiem w Londynie. Mieszkam w cudownym mieszkaniu, mam ubrania z najdroższych sklepów. Nie wiem, kto to wymyślił. Na pewno kryje się za tym ten "haczyk".
- Wychodzę - krzyknęłam zamykając za sobą drzwi.
Postanowiłam się przewietrzyć. Spacerowałam po Londynie, to miasto jest dla mnie takie tajemnicze. Każdy człowiek ma w sobie jakiś sekret, każde miejsce ma w sobie jakiś sekret. Tutaj nie żyje się, tak jak wszyscy myślą. Nie chodzimy tu codziennie do Starbucks'a, nie każdego dnia pijemy herbatę o 5 p.m. Będąc w domu dziecka nie miałam zbytniego kontaktu z miastem, wychodziłam dwa razy w tygodniu. Zazwyczaj siedziałam w kawiarenkach z herbatą lub kawą i czytałam książki. Gdy tego potrzebowałam to jeździłam do Westfield po ubrania, nie spędzałam tam więcej niż godzinę. Nie potrafiłam chodzić po sklepach i przymierzać wszystko, co mi się podoba. Kupowałam zwykłe spodnie, koszulki. Większość czasu spędzałam w szkole, potem w swoim pokoju.
Siedziałam na wygodnym fotelu w kawiarni jedząc babeczkę, którą popijałam herbatą. Nagle podeszła do mnie kelnerka z pączkiem na talerzyku.
- Ja tego nie zamawiałam - odparłam lekko zdziwiona.
- Ohh wiem, to od tej osoby w czarnej bluzie - powiedziała stawiając talerzyk na stoliku kiwając głową w stronę lady.
Stał tam ktoś, niestety nie mogłam zobaczyć twarzy. Był/a odwrócony/a i gdy chciałam podejść w oczy rzucił mi się napis zrobiony lukrem na pączku. "Smacznego - P" Przerażona spojrzałam w tamto miejsce, ale nie było już tej osoby. Usiadłam na fotel i rozkroiłam pączka. Kartka służyła za nadzienie. Odczytałam ją. " Dziś, 9:05 p.m. garaże. Bądź sama, inaczej go dziś zniszczę... -P. " To niemożliwe, nie wiem kim jest ten świr, ale jeśli kogokolwiek skrzywdzi to nie ręczę za siebie. Poza tym, jak mam być tam sama skoro wtedy trwa wyścig i na pewno ktoś będzie kręcił się w garażu. Tak, czy siak spotkam się z P i zakończę to wreszcie. Muszę wiedzieć, kim jest. I zrobię to sama, nie powiem nikomu. Już miałam schować telefon do kieszeni, lecz za nim do zrobiłam zdążył zapikać. P wysłało mi jakieś zdjęcie. Był na nim Louis trenujący na torze, to adnotacja do teksu. To chyba nie jest ten Japończyk, z którym jeżdżą chłopcy. Bo niby, co on miałby do mnie? Myśli latają po mojej głowie, jak szalone.
Dopiłam herbatę, po czym wyszłam z kawiarni. Była 6 p.m. , a ja zgłodniałam. Babeczka mi nie wystarczyła, poza tym jadłam ją dawno. Wstąpiłam do Mc Donalda po duże frytki i wracając do domu zjadłam całe opakowanie. Otworzyłam drzwi, rzuciłam kluczyki na szafkę, po czym poszłam do salonu. Sarah siedziała na kanapie z laptopem na kolanach.
- Cześć - odparłam siadając obok niej.
- Hej, co tam? - rzekła nie odrywając się od ekranu.
- Spoko, za dwie godziny musimy wyjść z domu. Co robimy teraz? - powiedziałam rozglądając się.
- Ja muszę coś sprawdzić, rób co chcesz - mruknęła oschle.
Widząc, że Sarah nie bardzo ma ochotę ze mną rozmawiać udałam się do swojego pokoju. Zadzwoniłam do Melissy.
" Cześć tu Melissa, nie mogę rozmawiać. Zostaw słodką wiadomość po sygnale "
Odrzuciłam telefon na poduszkę, a sama usiadłam na krześle. Zaczęłam patrzeć na książki, które miałam. Prawie wszystkie przeczytałam, a wcześniej połowa należała do mojej babci i mamy. Wzięłam do ręki jedną, którą kupiłam sama. " Ślub "- Nicolas'a Sparks'a. Ja zawsze marzyłam, by mój był idealny. Ja z moim mężem stoimy przy ołtarzu, patrzymy tylko na siebie. Nie ważne, czy mam suknię drogą, jak cholera i czy wesele odbędzie się w jakimś ekskluzywnym miejscu. Śluby nie polegają na zrobieniu sensacji tylko na złączeniu dwojga ludzi. Owszem każdej kobiecie marzy się to, co wymieniłam wyżej, mnie również. Jednak najważniejsze, żeby zakochani zostali małżeństwem, a nie tematem na ustach wielu ludzi.
Podeszłam do szafy i wybrałam ubrania na dzisiejszy wieczór. Poszłam do łazienki, gdzie poprawiłam makijaż oraz włosy. Posmarowałam ciało balsamem z drobinkami złota, po czym przebrałam się. Wrzuciłam do torebki telefon, portfel, błyszczyk, kartkę od P.
- Sarah idziesz? - krzyknęłam otwierając drzwi.
- Tak, tak - powiedziała przybiegając do przedpokoju w tym sam czasie zakładała buty.
Wyszłyśmy z domu, czuć było lekki powiew wiatru. Szybko udałyśmy się do stacji metra, Sar mówiła o wczorajszym wieczorze z Harrym. Później przesiadłyśmy się na autobus. Oglądałam okolicę denerwując się przed spotkanie z P. Podczas marszu na sam tor czułam, że wybuchnę.
Gdy dotarłyśmy na miejsce przywitałam się ze wszystkimi, była nawet Rachel. Zobaczyłam Louisa, co od razu trochę mnie uspokoiło, ponieważ wiem że P nic mu nie zrobiło. Stałam przy jego aucie razem z Zaynem, Niallem i Liamem.
- Lucy - blondyn pstryknął palcami przed moim nosem.
- Tak?
- Pytałem, czy pójdziesz ze mną jutro do Nando's.
- Jasne - posłałam mu udawany uśmiech.
Rozglądałam się cały czas, aż w końcu Louis zwrócił na siebie moją uwagę.
- Dobra, życz mi szczęścia, księżniczko - przytulił mnie, po czym musnął lekko moje czoło. Mina Zayna była bezcenna.
- Wierzę w ciebie - odparłam łapiąc go za rękę.
Louis i Yoshiyuki wsiedli do swoich aut, a ja ciągle spoglądałam na zegarek. Gdy ruszyli wszyscy skupili się tylko na ich jeździe, a ja wymknęłam się szybko do garaży. Moje serce biło, jak szalone. Nikogo nie widziałam, stały tam tylko 4 auta. Nagle usłyszałam szelest dobiegający ze składziku. Pobiegłam tam, ani śladu żywej duszy. Zobaczyłam dziwną, metalową część leżącą na pustym stole.Wzięłam ją do ręki, ale nie wiedziałam, co z nią zrobić. Usłyszałam pisk opon i straszny hałas. Wybiegłam na dwór, na torze rozprzestrzeniał się ogień. To na szczęście nie Louis, ale ten drugi. Szybko ugasili pożar, a chłopak przeżył. Wróciłam do składziku, a część zniknęła. Leżała tylko kartka " Teraz jesteś moja -P. "
________________________________________________________________________
Witajcie :D Przepraszam, że tyle zwlekałam z rozdziałem, ale jak ostatnio włączyłam bloggera po prostu nic nie mogłam z siebie wydusić. Wena wyparowała, dlatego ten rozdział też jest kiepski i ma dużo błędów. Zauważyłam, że niektórzy źle zinterpretowali część tamtego rozdziału. Louis i Lucy powiedzieli sobie Kocham Cię po przyjacielsku, oni nie są razem. Lu ma Zayna, przecież wcześniej mówiła. I wiem, że jesteście źli, bo Lucy nie mówi nikomu o "P", ale wszystko ma drugie dno ;) Poza tym, czy moglibyście dla mnie dobić do 10 komentarzy? Proszę ♥ Kocham was. Pamiętajcie o hashtagu na TT #LifeFF :)
- Komentarze karmią wenę.
~.Miley <3
10 komentarzy = Next