sobota, 20 grudnia 2014

~.27.~

- Lucy! Podasz mi nowe pieluchy? - usłyszałam głos Devonne, gdy siedziałam w salonie oglądając południowe wydanie wiadomości.
- Już idę - powiedziałam idąc do kuchni, gdzie stały nierozpakowane jeszcze zakupy.
Chwyciwszy paczkę pieluch udałam się do pokoju Diany. Przy przebieraku stała Devonne przebierając swoją córeczkę. Podałam jej jedną pieluszkę, a resztę wstawiłam do specjalnego koszyka. Mimo, iż wszyscy byli przekonani, że urodzi się chłopiec to jednak jest dziewczynka. Mój brat zrobił w miarę uniwersalny pokoik, więc wystarczy, że doda się kilka różowych ozdób i będzie idealnie. Na szczęście przyjaciółka Devonne zamiast dziewczynki urodziła chłopca i zamieniły się ubraniami dla dzieci.
Jest niedziela i wszyscy siedzimy w domu. Joel robi obiad, Melissa nakłada do stołu, a Dev skończyła karmić małą, po czym przebrała ją i położyła spać. Blondynka jest wyczerpana, ale stara się zachować dobry humor.
- To co? Siadamy do stołu? - zapytała idąc ze mną do salonu.
- Jestem głodna, co na obiad? - rzekłam siadając przy stole.
- Panierowany kurczak z ziemniakami w rozmarynie i kukurydza - powiedział wesoło mój brat stawiając tace z jedzeniem.
Wszyscy zabraliśmy się za potrawy, które zrobił Joel. Były wyborne, wzięłam nawet dokładkę.
- Lucia, nasza babcia nauczyła mnie przygotowywać te potrawy - oznajmił Joel z uśmiechem na twarzy.
- Właśnie, gdzie są nasi dziadkowie? - rzekłam zdając sobie sprawę, że nic o nich nie wiem.
- Babcia od strony taty zmarła, gdy miałaś dwa latka. Dziadek umarł na zawał, tata miał wtedy 7 lat, więc nawet ja go nie poznałem. Rodzice naszej mamy nie zgadzali się ze wyborem męża ich córki, także pozostawili ją samą. Nikt nie wie, gdzie teraz są - opowiedział ze smutkiem w oczach.
- Musimy ich znaleźć - postanowiłam po kilku minutowej ciszy.
- Po co?
- To nasza jedyna rodzina, Joel nie mamy nikogo innego! - podniosłam ton widząc jego niezadowolenie.
- Ale wyparli się naszej mamy! Są okrutni - uderzył pięścią w stół, na co Melissa nerwowo wzięła szklankę i piła zasłaniając swój wyraz twarzy.
- Joel ta rodzina to zagubiona układanka, wiem o tym. Jednak musimy znaleźć jej części i ją poskładać - mówiłam rozgoryczona - Nasi rodzice nie żyją, jedni dziadkowie również. Drudzy zwiali, ciotka to samo. Na tym świecie na pewno jest więcej członków naszej rodziny, ale musimy ich znaleźć.
- Po cholerę? Mamy siebie, to nam wystarczy - burknął pakując do buzi kawałek kurczaka.
- Jesteś, jak małe dziecko. Zrozum, że...
- Lucy! Ci dziadkowie mieli gdzieś, co dzieje się z ich córką. Pewnie nie wiedzą nawet, że nie żyje. Nie mogli się pogodzić, że ich córka nie poszła na medycynę i nie ma męża prawnika. Woleli, żeby ich nazwiska były rozpoznawane, niż by ich dziecko było szczęśliwe. Nie mają o nas pojęcia - wykrzyczał, po czym rzucił sztućcem o stół.
Po moim policzku spłynęła łza. Nie lubię kłótni, a ta była straszna. Temat mojej rodziny nie schodził nam z ust, a teraz się nawet o to sprzeczamy. To nie tak miało być.
- Przepraszam, że się uniosłem - wyszeptał spokojny już Joel - Ale nie znasz ich, byłaś malutka.
- Dobrze, ja też przepraszam - wysiliłam się na słaby uśmiech.
- Moja mama i siostra przyjdą jutro posiedzieć z małą - oznajmiła Dev jednocześnie zmieniając temat.
- Dereck zaprosił mnie na przedstawienie w teatrze, więc jutro wychodzę - rzekła odważnie Melissa.
- To świetnie! Wy już, tak na poważnie? Baw się dobrze - uśmiechnęła się Devonne.
Posprzątaliśmy wszyscy, a następnie Joel utkwił w swoim biurze zajmując się sprawami kancelarii. Melissa malowała paznokcie, a Devonne rozkoszowała się spokojem. Wszystkie siedziałyśmy w salonie, a ja postanowiłam wziąć laptopa. Włączyłam go i przeglądnęłam kilka stron plotkarskich. Wtedy zobaczyłam, że Louis jest dostępny na skype. Zadzwoniłam do niego, od razu odebrał. U niego było trochę ciemno, bo w UK jest już wieczór.
- Cześć.
- Hej, księżniczko. Co tam u ciebie?
- Dobrze, odpoczywam po obiedzie.
- Hej, Louis! - wtrąciła się Devonne.
- Cześć Devonne. Świetnie wyglądasz.
- Dzięki, ale Diana mnie wykończy. Miło cię w końcu poznać.
- Ciebie również, opiekujcie się moją Lucy w tej Ameryce!
- Dobrze. Nic jej się tu nie stanie. Gadajcie sobie, pa.
- Pa, Devonne.
Blondynka udała się do kuchni, a ja postanowiłam poważnie porozmawiać z Louisem. Wtedy zobaczyłam kogoś w drzwiach za nim.
- Kto to był?
- Gdzie?
- Za tobą, w drzwiach!
- Nikogo tam nie ma - chyba sam nie był tego pewny.
- Widziałam! Nie kłam! Kto u ciebie jest do cholery?!
- Nikt, Lucy przestań.
- Nie jestem głupia, widziałam kogoś.
- Wydawało ci się.
- Jeśli mi nie powiesz, kto to był to możesz zapomnieć, że mnie znasz. Pamiętaj, że w każdej chwili mogę zerwać z tobą kontakt. Pamiętam, jak mnie oszukałeś!
- Kurwa, to Zayn! Zayn jest u mnie!
Czułam, jak moja głowa eksploduje. Wszystko wróciło...Pierdolony Malik znów wkroczył do mojego świata. Przez te 3 tygodnie było wspaniale nic o nim nie słyszeć, ale wrócił i nie wierzę, że ma czelność się tak pokazać po tak długim czasie ciszy. Skrzywdził mnie, wykorzystał...
- Jest w tym pokoju? - wybełkotałam starając się nie uronić łzy.
- Tak, siedzi na moim łóżku.
Łza spłynęła szybko po policzku, a serce wrzasnęło.
- Słyszy nas?
- Chyba tak.
- Lucy, co się dzieje? Lucy!
Zrobiło mi się ciemno przed oczami, Devonne wróciła z kuchni i zaniepokojona pytała o to samo. Poprosiłam ją i Mel, by wyszły. Musiałam pogadać z chłopakami SAMA.
- Lucy, proszę powiedz coś!
Nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Nagle na ekranie pojawił się Zayn, a ja przestałam oddychać, ale chwilę później złapałam powietrze.
- Lucy! Co się dzieje? - te słowa sprawiły, że zaczęłam płakać.
- Zayn...
- Może lepiej wyjdź, Zayn. Ona chyba nie chce cię widzieć.
- Zostań!
- Co się dzieje?
- Minęły 3 tygodnie...
To było takie trudne z nim rozmawiać, ale musiałam. Nie mogłam zniszczyć tej szansy. Ale on wydawał się jakiś inny, coś się w nim zmieniło.
- Tak. Sporo czasu.
- Sporo czasu, by od siebie odpocząć - nie wiem, dlaczego to powiedziałam.
- Nie mogę! Nie jestem gotowy -  wymamrotał Zayn, po czym w jego oczach pojawiły się łzy.
- Pa, Louis, pa Zayn - powiedziałam rozłączając połączenie.
I nagle wybuchłam płaczem, gorzkim i mocnym. To było okropne widzieć go po tylu tygodniach ciszy. Tak po prostu...To koszmar! Czułam, jak rozpadam się na kawałki. Dzisiejszy dzień będzie zmarnowany. Nie wierzę, że go widziałam. Wszystko jest takie chaotyczne, moje uczucia...Sama nie wiem, co mam o tym myśleć.
Odłożyłam laptopa i przykrywszy się kocem położyłam się na kanapie. Łzy lały się strumieniami, gdyby nie to, że jest tu Mel, Dev i Joel pewnie pomogłabym sobie według starego sposobu, ale nie mogę. Czułam się, jak gówno.
Nagle do pokoju weszła Melissa.
- Kochanie, nie płacz. On nie jest tego wart! proszę przestań - przytuliła mnie mocno - Nie płacz już.
- Ale to tak boli - wybełkotałam przez płacz.
- Wiem, ale nie myśl o tym. On nie jest ciebie wart! Proszę - szeptała wzmacniając uścisk.

Od dwóch godzin leżę w łóżku z Melissą i oglądamy "If I Stay". Zrobiłyśmy popcorn, ubrałyśmy się w piżamy. Trochę poprawił mi się humor, a to wszystko dzięki przyjaciółce. Jest taka kochana! Tyle dla mnie robi...
- Kocham ten film! - powiedziała, gdy Mia się obudziła.
- Ja też - posłałam jej słaby uśmiech.
Mel mocno mnie przytuliła, po czym rzuciła popcornem.
- Przestań się smucić - zaczęła mnie łaskotać wywołując mój śmiech.
- Nie mogę - wyszeptałam wlepiając wzrok w swoje kolana, które nagle stały się nienagannie interesujące.
To było dla mnie zbyt przytłaczające, niepoukładane sprawy męczą mnie od kilku lat. Chcę w końcu odpocząć. A jeszcze za tydzień zaczyna się szkoła, więc kolejne problemy do tego dochodzą. Bilety powrotne mam kupione, wracam dokładnie 30 sierpnia. Będę miała praktycznie jeden dzień na zakup wszystkiego potrzebnego. Myślę, że torbę kupię tutaj. Książki zamawiałam przez internet tydzień temu, a Louis przekazał Sarah, że ma mi je odebrać.
Wieczór nie był szczególnie interesujący. Pomagałam dużo Dev przy dziecku, Joel wrócił dosyć późno, ale razem zjedliśmy kolację. Położyłam się spać, ale długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o Zaynie, on wyglądał tak inaczej. Miał jakieś podkrążone oczy, smutne spojrzenie i wyczerpany głos. Zmienił się...Tylko ciekawe, co jest tego przyczyną.
___________________________________________________________________
Witajcie :) O to i 27 rozdział, który szedł mi dosyć łatwo. Macie początek wątku z Zaynem! On powróci do nas już nie długo, bo jak się domyślacie Lucy ma zamiar wrócić do Londynu. Chyba, że jej coś przeszkodzi...No zobaczymy!
Kochane anonimki, powtarzam - podpisujcie się! Proszę :)
Dziękuje wam z całego serca, że jesteście i czytacie Life'a <3 Ilysm ♥
Odkryłam niedawno, że Life ma swoją stronę na fb XD Zapraszam tu - KLIK Sama byłam w szoku, ale jeśli tego chcecie to możecie ją prowadzić.
Myślę nad zaczęciem tego ff również na Wattpad :)
Z racji, iż pod 26 było tylko 10 kom zwiększać limit do 25, to nie jest żadna kara!! Tylko jakby to nazwać "kompromis" Nie zrozumcie mnie źle XD Kocham was najmocniej ♥♥

25 kom=next





9 komentarzy:

  1. Masz fanpage, o którym nie wiesz? Dobre. :)
    Rozdział jest świetny. Trochę emocje Lucy zostały zbyt skromnie przedstawione moim zdaniem. Czegoś brakowało. Czekam na rozwój wątku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie świetny :)
    Ciekawe jak to się dalej potoczy gdy Lucy wróci do UK ?
    Czy znów będą razem ? Oby sb wszystko wyjaśnili , oboje chyba za sobą tęsknią ^

    OdpowiedzUsuń
  3. wreszcie jest Zayn :-D czekam na następny rozdział.<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział ;) Co prawda pojawił się Zayn, jednak to nie było to na co czekałam, ale ogólnie rozdział jest fajne=D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu zwiększasz :cc no nic czekam na następny :c

    OdpowiedzUsuń