sobota, 13 grudnia 2014

~.26.~

Minął dokładnie tydzień i 4 dni od spotkania na plaży. Przez większość czasu załatwiałam sprawy z rodzeństwem. Próbowaliśmy znaleźć "haczyki" w tych dokumentach, zebrać fakty. Miałam już tego serdecznie dość, pełno niedokończonych spraw, które ciągną się za mną. To cholernie uciążliwe, wciąż nie wiem wszystkiego, a jeszcze dużo przede mną. Dźwigam ten bagaż, który nigdy nie ma końca i nigdy go nie wniosę na górę.
Byłam razem z Olivią, Joelem i Devonne w domu brata, po raz setny oglądaliśmy papiery o naszym dzieciństwie. Melissa spotkała się z Dereckiem, więc mogliśmy siedzieć do nocy.
- Tu jest kartoteka ze wszystkimi aktami w sprawie naszej adopcji - Joel wskazał na plik dokumentów leżących na stoliku, obok mojego telefonu.
- A gdzie są przesłuchania Luci'i ? - zapytała Olivia rozglądając się.
- Powinny być jeszcze w szafce, skarbie mogłabyś przynieść? - powiedział Joel, po czym zwrócił się do Dev.
Ona ruszyła w kierunku biura mojego brata w celu znalezienia moich przesłuchać.
Biedna Devonne jest już 4 dni po terminie, często płacze w nocy i krzyczy z bólu. Ostatnio, gdy byliśmy na obiedzie u państwa, które wychowało moje rodzeństwo Joel prawie zawiózł ją do szpitala, bo strasznie się wydzierała. A pro po obiadu, odbył się on w niedzielę. Mary, czyli mama adopcyjna to wspaniała kobieta. Jest już trochę starsza, ale bardzo miła. Płakała, że nie mogła mnie również zabrać. Ma naprawdę dobre serce, ale los nigdy nie wprawił ją w stan błogosławiony. Jej mąż Garrett przypomina mi takiego idealnego dziadka. Sypie śmiesznymi żartami, dużo opowiada, siedzi na bujanym fotelu. Spotkałam się jeszcze kilka razy z chłopakami. Byliśmy na obiedzie w poniedziałek i na kawie w środę. Dziś jest czwartek, godzina 7pm.
Nagle usłyszeliśmy głośny krzyk. Joel zerwał się i ruszył w stronę przedpokoju. Devonne leżała na podłodze, skręcając się z bólu. Wokół niej mokra plama, ona rodzi!
- Joel! Zaczęło się! - krzyczała z łzami w oczach.
- Kurwa - wymamrotał pod nosem, po czym pomógł żonie wstać - Lucy idź po jej torbę, Olivia pomóż mi.
Szybko pobiegłam na górę do sypialni mojego brata, wzięłam byle jaką torebkę, która była w miarę duża i wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy Devonne, następnie zrobiłam to samo z rzeczami dziecka. Wtedy zauważyłam trzy zdjęcia w błyszczących ramkach. Na jednym była sesja Devonne z brzuchem, na drugim dołączył do nich Joel i na trzecim zdjęcie ze ślubu. Wyglądali, tak wspaniale. Wróciłam na dół, chwyciłam swoją torebkę oraz telefon i zakluczyłam dom. Devonne już siedziała z tyłu w samochodzie Joela.
- Chcę, żeby Lucy usiadła ze mną - wybełkotała ciężko oddychając.
Zajęłam szybko miejsce z tyłu i złapałam Dev za rękę. Powtarzałam jej "wdech, wydech", pośpieszając Joela. Jak na na Nowy Jork przystało, były cholerne korki. Mój brat denerwował się i jeździł nawet pod prąd. Było późno, ale ruch przerażał.
Nie wiedziałam, co robić. Najważniejsze, by dowieźć Dev do szpitala. Jednak ona strasznie mocno ściskała moją rękę, krzyczała i nawet klęła.
Dojechaliśmy do szpitala, Olivia wbiegła do środka wcześniej, by poinformować pielęgniarki, że zaraz przyjedzie kobieta w ciąży. Już przy wejściu czekała na Dev gromada sanitariuszy z wózkiem i innymi przyrządami.
- Przed czy po terminie?
- 4 dni po.
- Jak częste skurcze?
- Co 8 minut.
- Przewieziemy ją do sali.
Rozmowa pielęgniarki z Joelem byłam krótka i szybka, a tuż po niej wszyscy pognaliśmy w stronę oddziału zwanego porodówką.
- Musi pan chwilę poczekać, położymy żonę i będzie mógł pan wejść - oznajmiła pielęgniarka zatrzymując Joela przed salą.
On zrezygnowany usiadł na ławce zatapiając twarz w dłoniach.
- Uspokój się Joel, będzie dobrze - kucnęłam przy nim łapiąc go za rękę.
- Cholernie się boję - wybełkotał patrząc na mnie.
- Wiem, że to twoje pierwsze dziecko i masz prawo panikować, ale staraj się chociaż odrobinkę się uspokoić. Odetchnij - próbowałam przemówić mu do rozsądku.
Ten natychmiast mnie przytulił, czułam się wspaniale.
- Kocham cię Lucia, dziękuje - ucałował delikatnie moje czoło - Ale i tak będę przerażony.
- Dobra, dobra - koksnęłam go w ramię -  Będziesz tatusiem!
- Sam w to nie wierzę - zaśmiał się przejeżdżając ręką po włosach.
- Joel? - usłyszeliśmy głos pielęgniarki, która wychyliła głowę zza drzwi - Możesz wejść.
Mój brat spojrzał na nas porozumiewawczo i udał się do środka. Nie mogę uwierzyć, że mój braciszek będzie miał dziecko.
- On jest taki szczęśliwy - wymamrotała Olivia siadając obok mnie.
- Cieszę się, że mu się udało - powiedziałam uśmiechając się na samą myśl o Joelu, jako ojcu.
- To też, ale patrz. Ma wspaniała żonę, teraz dziecko. Dobrą pracę i wielki dom. Cieszę się, że po tylu przeżyciach udało mu się wyjść z tego - odparła ocierając łzę.
- Masz na myśli adopcję?
- Też. Głównie to - przytaknęła - ale również kłopoty z dzieciństwa. Mocno przeżył śmierć rodziców, jest najstarszy i najbardziej ich znał. Wpadł w nałóg, uwielbiał pić mając zaledwie 14 lat. Wyszedł z tego, bo miał motywację. Walczył o ciebie, nie mógł się pogodzić z tym, że może cię tam zostawić - opowiadała Olivia.
Nie myślałam, że Joel tak bardzo mnie kocha. Jest wspaniałym, starszym bratem i zawsze będę mu wdzięczna za to, co robi.
Nagle z sali wyszła pielęgniarka z uśmiechem na twarzy.
- Devonne jest pod naszą obserwacją, przyjedźcie rano. Ona przez noc na pewno nie urodzi - oznajmiła, po czym skierowała się do pomieszczenia obok.
- Jedziemy? - zapytałam wstając.
- Dobrze, wrócimy metrem - chwyciła mnie za rękę i ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Na dworze było ciemno, ale światła rozświetlały miasto.
Stałyśmy na stacji metra od kilku minut czekając na środek transportu, byłam zmęczona i chciałam, jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Spojrzałam na schody, po których schodzili dwaj mężczyźni w za dużych bluzkach, jeansach od połowy tyłka i cali w tatuażach. Odwróciłam wzrok w drugą stronę, jakiś mężczyzna w płaszczu oraz teczką, kilka imprezowiczów, parę kobiet. Co oznacza, że nie jesteśmy zagrożone w wielkim stopniu.
Znalazłyśmy miejsce siedzące, więc mogłam się na chwilę zdrzemnąć, niestety przeszkodził mi w tym huk metra. Olivia pisała do kogoś sms'a, więc postanowiłam sprawdzić swój telefon. Miałam wiadomość od Lou.
Od: Louis
Już o mnie zapomniałaś, księżniczko? ;c 
Do: Louis
Nie, ale Devonne odeszły wody i byliśmy w szpitalu. Nie miałam czasu, kocham cię przecież!! ♥♥
Od: Louis
Kobieto! Pisałem tego sms do ciebie kilka godzin temu, w Londynie jest środek nocy! Obudziłaś mnie -,-
Faktycznie zapomniałam o różnicy czasowej i mimo, iż tu jest około 11 pm to w Londynie budzi nowy dzień, a raczej jego początki.
Dojechałyśmy do dzielnicy Olivii, śpię dziś u niej, bo boję się sama być w ogromnym domu Joela. Strasznie nie lubię spać sama.

Rano zjadłam śniadanie razem z Olivią i Dereckiem, oni pognali do pracy, a ja do domu Joela. Tłukłam się metrem, ale udało mi się dojechać. Otworzyłam drzwi, po czym wparowałam na górę. Przebrałam się w czyste ubrania, a następnie ruszyłam do szpitala. Przez cały czas czułam na sobie czyiś wzrok, ale starałam się tym nie przejmować. Zaszłam jeszcze do sklepu, gdzie kupiłam małego pluszaka dla dziecka oraz kwiaciarni po tulipany dla Dev.
Wbiegłam na oddział, znalazłam pokój Devonne i zapukałam. Otworzył mi Joel z łzami w oczach, był cały roztrzęsiony. Przerażona przepchałam się do środka, zobaczyłam blondynkę w takim samym humorze, co jej mąż, lecz ona miała na rękach malutkie dzieciątko zawinięte w beciki.
- Cześć, chodź do nas - wyszeptała Dev uśmiechając się.
Podeszłam bliżej i spojrzałam na malutką twarzyczkę. Różowe usteczka, powieki mocno zaciśnięte. Wywnioskowałam, że to dziewczynka. Kruszynka w rączkach mamy wyglądała cudownie.
- Gratuluję wam ogromnie, tak się cieszę - powiedziałam patrząc na świeżo upieczonych rodziców.
Włożyłam kwiaty do wazonu na szafce, po czym położyłam przytulankę obok małej. Byłam w nią wpatrzona, jak w obrazek. Robiłam pełno zdjęć, wysłałam kilka Olivii. W końcu Joel zrobił mi jedno z dziewczynami, abym wysłała Louisowi. Ustawiłam je sobie na tapetę, bo nie mogłam patrzeć na tę z Zaynem.
- Joel, pojedź do domu. Umyj się i przebierz, a ja zostanę z Devonne - odparłam patrząc na zmęczonego brata.
- Dobrze, za godzinę będę. Kocham was - rzekł, po czym zniknął za drzwiami.
- Kiedy przyjdą twoi rodzice? - zwróciłam się do blondynki.
- Powinni przyjechać za chwilkę, dzwoniliśmy do nich 45 minut temu - oznajmiła wesoło.
- Melissa chciałaby cię odwiedzić, wczoraj była na imprezie z Włochami i dowiedziała się w środku nocy - mówiłam zgodnie z prawdą.
- Oczywiście, może przyjść po moich rodzicach. Choć znając moją mamę, będzie tu siedziała kilka godzin - zaśmiała się pod koniec.
Napisałam do Mel, przyniosłam Devonne trochę wody do picia i wpatrywałam się w małą.
- Chcesz ją potrzymać? - usłyszałam nagle.
- Ja?
- Tak.
- Jasne!
Devonne delikatnie podała mi córeczkę, a ja czułam, że mam na rękach niedawno narodzone życie.
- Zapomniałam zapytać. Jak daliście jej na imię? - wyszeptałam patrząc na małego aniołka.
- Diana Lucy Collins - odpowiedziała, co całkowicie mnie zaszokowało.
- Przecież to...
- Tak, imię twoje i twojej mamy - uśmiechnęła się - Joel mnie prosił, od razu się zgodziłam.
- Dziękuje - po moich policzku pociekła łza.
Moja mama na pewno jest teraz dumna ze swoich dzieci. Jej syn właśnie sam został ojcem, ma wspaniałą żonę i dobre życie. Druga córka kochanego narzeczonego, wymarzoną pracę. A ta trzecia nie ma najlepiej, ale jakoś żyje.
Nagle do sali weszła starsza, niska kobieta o krótkich blond włosach z prezentami w rękach i wyższy od niej, lekko siwy mężczyzna z balonami oraz kwiatami, to pewnie byli rodzice Dev.
Zapoznałam się z nimi, po czym zostawiłam rodzinę samą. Przeszłam się do bufetu po kawę, niestety był zamknięty, więc pozostał mi automat. Wrzuciłam kilka monet i czekałam na napój. W końcu wzięłam łyk gorącego cappuccino. Chwilę później w szpitalu zjawiła się Melissa, która poczekała za mną, aż rodzice Devonne pójdą. Niestety oni siedzieli dosyć długo, więc musiałyśmy wejść mimo ich obecności. Mel dała blondynce prezent i popatrzyła na Dianę. Siedzieliśmy wszyscy w sali rozmawiając naprawdę dużo. Rodzice mojej bratowej są wspaniali. A gdy dołączył do nas Joel rozmowa nie miała końca, w porze obiadowej państwo Hudson wrócili do domu, by przyjechać wieczorem z siostrą Dev. Wtedy pojawiła się Olivia wraz z Dereckiem. To był ekscytujący dzień. Patrząc na Dianę widziałam w niej duże podobieństwo do mojego brata. Ona jest taka cudowna. Dużo o niej myślałam, też chcę mieć kiedyś dzieci. Jednak na razie nie znalazłam kogoś, z kim mogłabym je mieć.
_________________________________________________________________________
O to i 26 rozdział :) Devonne urodziła!!! Kocham Dianę <3 Wyobrażałam ją sobie i jest idealna. Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał mimo, iż nie ma w nim Zayna. Ale spokojnie! Już w następnym pojawi się nieoczekiwana akcja z tym bohaterem, ciekawe co znowu namieszał ten Malik ;)
Kochani pamiętajcie, że na tt wciąż jest hashtag #LifeFF :) 
Anonimki błagam podpisujcie się jakoś!

20kom=next


12 komentarzy:

  1. super rozdział.:-D nie mogę się doczekać następnego. :-P

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaynuś szykuj się!Jutro skarbie idziesz na kasting.Lucy szuka ojca dla swojego dziecka.
    XD szybko następny proszę ⊙︿⊙ i duzo zayna ╥﹏╥

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooooo jaki fajny rozdzial :)
    W koncu bedzie Zayn nie moge sie doczekac :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze cudnie <3 pisz kolejny!!!!!!!!!!!
    ~Twoja Ewa~ xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezuu jak fajnie , że już urodziła !!! Jak napisałaś , że chce mieć dzieci tak samo jak osoba wyżej wyobraziłam sobie casting XD
    Albo nie! Lepsze jest pokazywanie dupy i czekanie , aż ktoś się zgłosi taaa już to widzę:) Rozdział fajny , no ale więcej Zayna !!! Zabije cię inaczej , bo tak bardzo dawno go nie było !
    Tak na marginesie u mnie też niedługo powienien pojawić się rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyle szczęścia w jednym rozdziale! :) Czekam na kolejny. ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny <3 przeczytalam wszystko w kilka godzin i stwierdzam ze jest to boskie <3 masz talent i prosze dodaj szybko next ^^ nienie mogę sie doczekac! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś za dużo dobrych wątków. . boję się, co będzie w następnym! Ale rozdział jak zawsze idealny czekam na next! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham tego bloga bardziej niż Ciebie Claudia <3 Rozdział jak zawsze cudowny! Czemu Devonne nie urodziła chłopca?!

    OdpowiedzUsuń