Ważna notka pod rozdziałem!
- Lucy, zostań jeszcze chwilę - nalegał Fabio, gdy szliśmy po ulicach Times Square z kawą w ręce.- Nie mogę, mam szkołę - powiedziałam chyba po raz setny.
- Proszę zostań - zacisnął mocniej moją rękę, którą trzymał cały czas podczas spaceru.
- Fabio, chciałabym. Jednak muszę skończyć szkołę. Może na Święta tu przylecę - rzekłam stając na chwilę, by powiedzieć to patrząc mu w oczy.
- Masz do mnie dzwonić i pisać codziennie - zagroził palcem, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. - Jesteś pewna, że masz prezenty dla wszystkich?
- Chyba tak. Jeszcze tylko zajdziemy po ten breloczek - uśmiechnęłam się widząc śliczną zawieszkę do kluczy w jednym ze sklepów z pamiątkami.
Kupiłam breloczek, a następnie udaliśmy się do Mark's&Spencer kupić trochę jedzenia do samolotu. Już o 5 pm muszę być na lotnisku, a zostały mi tylko 3 godziny w NYC. Staram się je dobrze wykorzystać, Melissa poszła z Dereckiem na miasto. To ich ostatnie chwile razem, a widzę że się polubili. Tak samo, jak ja i Fabio. Po rozmowie z Zaynem zadzwonił do mnie następnego dnia proponując kolację w restauracji. Wtedy powiedział mi, że wcale nie jest tu na wakacje tylko mieszka w NYC od dwóch lat i cała jego rodzina z nim wyjechała. Oprócz mamy i jest tu też ciotka, która ma swój sklep. Dziadkowie na emeryturze, siostra pracująca w biurowcu, brat uczeń i tata, który ma z mamą restaurację.
- Jesteś spakowana? - zapytał wybierając chipsy.
- Tak, tylko takie podręczne rzeczy muszę uporządkować - oznajmiłam idąc alejką obok niego.
- Może chcesz zjeść szybki obiad? - mrugnął do mnie, po czym ruszyliśmy w stronę Mc'donalds.
Zamówiłam frytki, shake'a i kurczaczki. Skonsumowałam wszystko robiąc wcześniej zdjęcie na pamiątkę.
- Będę tęsknił - posmutniał bawiąc się opakowaniem od ulotek.
- Ja też - rzekłam pakując frytkę do buzi.
Wrzuciłam wszystkie potrzebne rzeczy do torebki, przebrałam się i zbiegłam na dół. Joel pakował moją walizkę do swojego auta, a obok niego stała Melissa z Olivią. Podeszłam do Devonne, która nie jedzie z nami, bo musi zostać z Dianą.
- Kochanie, my zawsze tu będziemy. Cieszę się, że odnaleźliście się z Joelem. Jestem dumna, że mam taką rodzinę, jak wy. Kocham cię mocno, dzwoń do nas codziennie - mówiła przytulając mnie mocno.
- To ja was wszystkich kocham z całego serca. Dziękuje, że okazaliście mi tyle miłości. Cieszę się, że mogłam być podczas twojego porodu. Co prawda na poczekalni, ale to zawsze coś - zaśmiałam się pod koniec. - Będę dzwonić. Mogę na chwilę Diankę?
Devonne podała mi malutką na ręce, a ja delikatnie złapałam ją za paluszek i pocałowałam w czółko. Ten czas, tak szybko minął. Zaledwie miesiąc temu stałam przed drzwiami Olivii przestraszona, jak nigdy. A już opuszczam rodzinę i Amerykę.
- Kocham was mocno - przytuliłam ostrożnie Dev, mając Dianę na rękach.
- Masz - powiedziałam wkładając mi coś do mojej torebki.
- Co to? - zapytałam już sięgając tam, ale Dev odepchnęła moją rękę.
- Zobaczysz w samolocie, obiecaj - spojrzała na mnie poważnie.
- Dobrze - nie zamierzałam się kłócić.
- Powodzenia - rzekłyśmy w tym samym czasie.
Wsiadłam do auta z dziewczynami i Joelem machając Devonne, aż do opuszczenia ich posesji.
- Pożegnałaś się ze wszystkimi? - zapytała Olivia.
- Tak, tylko wy zostaliście - odpowiedziałam ostatni raz patrząc na Nowy Jork.
- Kto was odbierze z lotniska?
- Mnie rodzice - odparła Melissa.
- Louis.
- Będę za wami cholernie tęsknić - mówiłam przez płacz. - Nie chcę wyjeżdżać.
- Lucia, widzimy się przy najbliższej okazji. A już za rok się tu przeprowadzisz, zaczniesz studia. Zobaczysz! Będzie dobrze. Myśl teraz o nauce, kocham cię mocno. Nie mogę uwierzyć, że się odnaleźliśmy. Rodzina jest najważniejsza. Zadzwoń, jak dolecicie - słowa Joela wywołały u mnie jeszcze więcej łez.
- Joel, jesteś najlepszym bratem na świecie. I nie wiem, czy się przeprowadzę, ale utrzymamy kontakt do końca życia i nawet dłużej. Kocham cię, gratuluję ci córeczki i teraz widzę, że naprawdę mnie kochasz. Tak o mnie walczyłeś, a teraz twoje dziecko ma na drugie tak samo, jak ja. Obiecuję, że nigdy już nie będzie takiej przerwy.
Zapięłam pas i spojrzałam na Mel, która robiła to samo.
- Czyli wracamy - mruknęła rozsiadając się wygodnie.
- Niestety.
- Wiesz, jeśli chcesz możemy cię podwieźć. W końcu Louis i w ogóle - zaczęła mieszając się w słowach.
- Spokojnie. Poradzę sobie - wyszeptałam szukając w torebce książki.
- A co robisz po powrocie? - zapytała patrząc na mnie.
- Pojadę do domu, spakuje swoje rzeczy i poszukam mieszkania. Louis mi pomoże - oznajmiłam nawet nie myśląc o tym wcześniej.
- Możesz zamieszkać u mnie - zasugerowała z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Nie, twoi rodzice i tak dużo mi pomogli puszczając cię do Ameryki. To za dużo - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Mów, co chcesz. Oni cię bardzo lubią, poznałaś ich przecież.
- Koniec tematu!
Wtedy przypomniało mi się, że Dev wsadziła mi coś do torby. Przeszukałam ją i znalazłam dosyć dużą kopertę. Wyjęłam z niej kilka zdjęć, płytę, laurki oraz malutkiego misia.
Na zdjęciach była malutka ja, na niektórych też Olivia, Joel lub rodzice. Już po samych tych fotografiach płakałam, a potem zobaczyłam laurki dla rodziców i rodzeństwa pisane koślawo oraz z błędami. Miś widocznie był moim ulubionym, bo miałam go prawie na każdym zdjęciu. Nie mogłam pohamować łez. Patrzyłam na mamę, była taka piękna. Dlaczego jakiś skurwiel musiał podpalić ten domek?! Kto mógł być tak bezduszny, by zabić wspaniałych rodziców, ludzi jakimi byli moi rodzice?
- Dziękujemy za lot naszej linii Dreamliner British Airways. Obecnie znajdujemy się na lotnisku London Heathrow. Prosimy pasażerów o pozostawienie porządku, zabranie swoich bagaży i udanie się do wyjścia - zabrzmiało z głośników, gdy samolot wylądował.
Wstałam z fotela i wyjąwszy najpierw bagaż podręczny udałam się do wyjścia. Pożegnałam się z stewardessą. Szłam "rękawem" sprawdzając telefon. Napisałam sms do Fabio, Olivii i Joela, że jestem już na miejscu.
- Z kim ty tak piszesz? - zaśmiała się blondynka.
- Do wszystkich, informuje, że już jestem - powiedziałam zapatrzona w telefon.
- A co tam u Fabio? - odparła, po czym wybuchnęła śmiechem.
- Wspaniale! - spojrzałam na nią wymownie - Pocałował mnie przed wylotem!
- Co?! - krzyknęła przyciągając spojrzenia innych.
- Tak, spacerowaliśmy po Brooklinie i stanęliśmy pod reklamą z całującymi się ludźmi. Powiedział, że musi już iść, pożegnaliśmy się i potem rzekł, że musi to zrobić. Pocałował mnie, jeszcze raz pożegnał i odszedł - opowiadałam z rumieńcem na twarzy.
Ah pamiętam to uczcie, jak nasze usta się zetknęły. Fabio ujął dłońmi moje policzki, a ja objęłam go w pasie. Ciepło, jakie płynęło między nami...Tego nie dało się opisać.
Spojrzałam ponownie w komórkę, Louis 3 minuty temu napisał, że dotarł na lotnisko i czeka przy wyjściu. Melissa oznajmiła, że jutro mam do niej przyjść i opowiedzieć, co wydarzyło się po naszym rozstaniu na lotnisku. Jeszcze raz mocno podziękowałam jej, że poleciała ze mną, po czym udałyśmy się do sprawdzania paszportów i biletów. Spędziłyśmy tam z 15 minut, bo odbieranie bagażu też się przedłużyło. Potem wyszłyśmy z części obowiązkowej. Zobaczyłam rodziców i brata Melissy z wielkimi uśmiechami na twarzy. Wzięli w objęcia blondynkę, a ja rozglądałam się w poszukiwaniu Louisa. Nagle poczułam, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Louis.
- Tak bardzo tęskniłem księżniczko! - wyszeptał mi do ucha, po czym odwrócił mnie by znowu przytulić.
- Ja też, kocham cię Louis - powiedziałam jeżdżąc dłońmi po jego plecach.
- To dla ciebie - rzekł dając mi kubek z frappuccino.
- Dzięki.
- Lucy, my już jedziemy - wtrąciła Mel podchodząc do mnie. - Dziękuje, że mogłam z tobą pojechać i poznać twoją, wspaniałą rodzinę. Kocham cię mocno, zdzwoń do mnie i pamiętaj o jutrze.
- Lucy, mamy nadzieję, że wszystko się udało. Powodzenia - uśmiechnął się tata Mel, odpowiedziałam mu tym samym.
- Fajna ta Melissa - odrzekł Louis oblizując się i patrząc na tyłek blondynki.
- Louis! - koknęłam go w ramię.
- Dobra, jedziemy już - mruknął masując bolące miejsce, po czym złapał za rączkę od mojej walizki.
Udaliśmy się na parking, gdzie stało auto Lou. Zapakował torbę do bagażnika, a ja siedziałam wygodnie na miejsce pasażera. Przez drogę opowiadałam przyjacielowi o swoim rodzeństwie, pokazując ich zdjęcia.
- Gdzie ty jedziesz? - zapytałam, widząc jak skręca w inną drogę, niż do mojego domu.
- Do mnie - odpowiedział krótko, ściskając mocniej kierownicę.
- Louis! Co ty kombinujesz?! - krzyknęłam zdenerwowana jego zachowaniem.
- No i Devonne urodziła, co dalej? - zmienił temat, wracając do mojej wcześniejszej opowieści.
Siedziałam w ciszy z rękoma założonymi pod biustem, byłam zła na przyjaciela. Na pewno coś kombinuje. Wjechaliśmy na podjazd, gdzie stały dwa auta. Jedno należało do Liama, drugiego nie znałam.
Wysiadłam z pojazdu, po czym spojrzałam na Louisa, który szedł w stronę drzwi. Wiedziałam, że coś się święci. Weszłam do środka, a następnie do salonu, gdzie zobaczyłam pełno balonów i baner "Witamy w domu". Liam, Rachel, Sarah i Niall. Od razu wpadłam w ramiona Rachel, która tysiąc razy powtarzała, jak dobrze, że już jestem w Londynie. Chwilę potem podbiegła Sarah, nie chciała mnie puścić.
- Tak bardzo tęskniłam. Nigdy więcej nie rób, takich długich wyjazdów - wyszeptała, tuląc mnie coraz mocniej.
Nie odpowiedziałam jej nic, bo nie wybaczyłam jej kłamstwa. Louis to jedyna osoba, której zostało wybaczone. Mniej zła jestem też na Liama, ale reszta jest na skreślonej pozycji.
Przywitałam się ze wszystkimi, po czym usiadłam na kanapie. Na stole leżało pełno łakoci i picie, wzięłam szklankę, nalałam do niej soku i napiłam się. Wszyscy chcieli, abym opowiedziała, jak było za oceanem, ale nie miałam na to najmniejszej ochoty. Odpowiadałam niechętnie na ich pytania, myśląc o sposobie ucieknięcia stąd. Rachel widziała, że się męczę i próbowała mi to pokazać, ale w końcu nie mogła ich wszystkich wygonić. Wtedy postanowiłam pogadać na osobności z Louisem. Wytargałam go do kuchni pod pretekstem zrobienia spaghetti z puszki.
- Louis, jestem zmęczona. Nie chcę tu być - wyszeptałam patrząc na niego błagalnie.
- Poczekaj jeszcze chwilę - powiedział łapiąc mnie za rękę.
- Kuźwa Zayna mi tu jeszcze dowal - mruknęłam stawiając słoik na blat, co wywołało huk.
- Nawet nie wiesz, co on tu wyprawiał - wyszeptał, po czym wyciągnął makaron.
- Co niby?
- Lucy! On się załamał. Przez ten miesiąc widziałem go 3 razy. Nie wychodził z domu, raz do mnie przyjechał, bo chciał cię zobaczyć na tym skype. Upijał się, wyglądał okropnie...Płakał.
To trochę zmieniło moje podejście do tej sprawy. Zaraz płakał?! To nie może być prawda. Zayn nie płacze nigdy! Rozmyślałam chwilę nad tym, gdy nagle usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się...i zobaczyłam Malika we własnej osobie. W tym samym czasie miska wypadła mi z rąk, roztrzaskując się na kawałki. Momentalnie wszystkie wspomnienia wróciły, każde myśli były tylko o nim. Chaos panował w mojej głowie. Żołądek wywinął potrójnego fikołka, a nogi były jak z waty.
- Cześć - wychrypiał drapiąc się po karku.
Dopiero teraz zobaczyłam, jak strasznie wyglądał. Miał na sobie szare dresy, wymiętolony podkoszulek i bluzę. Włosy w lekkim nieładzie, zarost nieco dłuższy niż zwykle. Do tego sińce pod oczami, zrobił się jakiś blady pomijając jego karnację.
- Ja to posprzątam, a wy idźcie pogadać na górę - rzekł Louis posyłając mi jednoznaczne spojrzenie.
Wzięłam głęboki oddech i udałam się za Malikiem na górę. Weszliśmy do sypialni gościnnej, zamykając za sobą drzwi.
- Więc...- przerwałam krępującą ciszę, jaka panowała w pomieszczeniu.
- Wróciłaś... - wyszeptał przygryzając wargę.
- Tak. Poznałam rodzinę, ale szkoła się zaczyna, więc wróciłam - rzekłam patrząc w jego smutne oczy.
Nastała niezręczna cisza.
- Kocham cię - usłyszałam nagle, popatrzyłam na Zayna, którego wzrok utkwiony był w podłodze.
Najwidoczniej poczuł mój wzrok na sobie i spojrzał na mnie.
- Kocham cię całym swoim sercem. Wiem, że ty mnie nienawidzisz. Daj mi skończyć, bo muszę ci to powiedzieć. Zachowałem się, jak zasrany skurwiel i wiem, że to za małe określenie. Nie wiedziałem, że będziesz taka wspaniała. Ale, gdy poznałem cię bliżej...Lucy zakochałem się w tobie. Od czasu Perrie traktowałem kobiety, jak jednorazowe szmaty. Ty zmieniłaś mnie. Poczułem do ciebie coś, czego nie czułem nawet do Perrie. Zawładnęłaś moim sercem, a teraz po rozstaniu nigdy wcześniej nie byłem taki zaniedbany. To jest dowód mojej miłości i jeśli ty też mnie kochasz to błagam wybacz mi. Przepraszam cię, Lucy. Kocham cię, oddam ci wszystko. Tylko mi wybacz, bo kocham cię całym sercem.
_____________________________________________________________________
Badum tssss :) O to i 28 rozdział, dodaję go mimo, że nie ma 25 komentarzy. To taki świąteczny prezent. Lucy wróciła!! I wyznanie Zayna...Musicie sobie to wyobrazić ♥♥ Ja się popłakałam pisząc to...Ale co z buziakiem od Fabio?! Dowiecie się czytając dalej.
Kochani proszę komentujcie, bo nawet jedno słowo cieszy i motywuje ♥♥ Błagam, z okazji Świąt dobijcie 25 ☺
A pro po Świąt. Życzę wam dużo, wspaniałych prezentów, miłej atmosfery i niezapomnianych wrażeń. Odpocznijcie sobie od szkoły, spędźcie ten szczególny czas z rodziną ♥ Kocham was :)
Dziękuje wam, że jesteście tu ze mną. Czytacie Life'a, którego staram się pisać, jak najlepiej. To nasze pierwsze Święta razem! Dziękuje kochani ♥♥