- Lucy - wyszeptał umacniając uścisk, było mi tak przyjemnie.
Uniosłam głowę i popatrzyłam mu w oczy, płakał. Złączyłam nasze usta w pocałunku, lecz właśnie wtedy zrozumiałam, że jego koszulka oraz ręce były mokre. Od krwi... Odsunęłam się biorąc głęboki oddech. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że Zayn zabił człowieka. Czułam się z tym okropnie. Pocałowałam kogoś, kto odebrał innej osobie życie. Owszem Alex postąpił źle, ale nie zasługuje by umierać. Sama już nie wiem, co myśleć.
Spojrzałam na swoje ręce, były ubrudzone krwią. Myślałam, że zemdleję.
- Hej, spokojnie. Chodź do auta - odparł pomagając mi iść - Jedźcie za nami - tym razem zwrócił się do chłopaków.
Usiadłam na miejscu pasażera i trzęsłam się z zimna lub strachu, sama już nie wiedziałam. Siedziałam w jednym aucie z mordercą, mordercą którego kochałam.
- Zabiłeś go? - zapytałam przełykając ślinę.
- Tak - wychrypiał patrząc na drogę.
- Co z ciałem? - odchrząknęłam na skraju płaczu.
- Louis z Liamem się tym zajęli - burknął spoglądając na mnie przez jakąś sekundę.
- Co teraz będzie? - wyszeptałam bawiąc się palcami z nerwów.
- Zawiozę cię do domu, jak chcesz to zostanę - powiedział, wiedząc że nie o to mi chodziło.
- Zayn! Zabiłeś człowieka, to nie zniknie od tak - wrzasnęłam machając rękoma.
- Wiem, kurwa! Lucy ty nic nie rozumiesz. Proszę nie rozmawiajmy o tym - uderzył dłońmi o kierownicę, w jego oczach była wściekłość.
Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie, byłam wściekła i roztrzęsiona. Wciąż czułam na sobie łapska Alexa, jego uderzenia oraz gówno, którym mnie nafaszerował. Byłam wściekła, bo Zayn nie chciał ze mną o tym porozmawiać.
Zatrzymaliśmy się pod kamienicą, odpięłam pas i wysiadłam. Pognałam na górę, otworzyłam drzwi od mieszkania. Sarah od razu przytuliła się do mnie.
- Lucy, tak się bałam - wyszeptała gładząc ręką moje plecy.
- Proszę, chcę się umyć i spać. Jestem wykończona - wymamrotałam z przepraszającym spojrzeniem.
- Idź, spokojnie - uśmiechnęła się puszczając mnie.
Udałam się, więc do łazienki, ściągnęłam zniszczone szpilki i rzuciłam je w kąt. Do oczu napłynęły mi łzy, osunęłam się w dół siadając na ziemi. To był najgorszy dzień w moim życiu, najpierw postrzelono Zayna. Potem porwanie, czułam się jak wrak człowieka. Potrzebowałam odpoczynku i ukojenia. Energicznie wstałam, po czym przeszukałam pudełko z różnymi kosmetykami. Znalazłam to, czego szukałam. Żyletka - moja dawna ucieczka od problemów. Dziś czas do niej wrócić. Delikatnie przejechałam nią po udzie, a czerwona ciecz wypłynęła spadając na podłogę. Płakałam krwawiąc.
- Lucy, wszystko ok? - usłyszałam głos Nialla niedaleko drzwi.
- Tak - pociągnęłam nosem. - Wszystko dobrze.
Szybko oczyściłam żyletkę i schowałam ją na miejsce. Następnie zdjęłam sukienkę rzucając ją na ziemię. Popatrzyłam w lustrze na swoje ciało. Było brudne, posiniaczone i obolałe. Chciałam, jak najszybciej zapomnieć.
Weszłam do wany, umyłam siebie oraz swoje włosy. Siedziałam około 15 minut mocząc się w ciepłej wodzie. Po tej dawce zimna było mi to potrzebne. Osuszyłam się ręcznikiem, po czym ubrałam piżamę, która składała się z krótkich spodenek oraz białej bokserce, na którą narzuciłam duży, wełniany sweter. Włosy rozczesałam, wysuszyłam i spięłam w kitkę. Wyszłam z łazienki, już miałam wejść do salonu gdy usłyszałam interesującą rozmowę.
- Masz wszystkie jej dane? o jej rodzinie? - zapytała Sarah.
- Tak, ale ona powinna wiedzieć. Zbyt dużo przeżyła - odparł Louis.
- Lucy zasługuje, by wiedzieć - odezwał się Liam, a moje serce zaczęło mocniej bić.
- Dopóki nie dojdzie do wyścigu nie powinna wiedzieć, potem możemy jej dać papiery i wyrzucić - warknął Harry, to było okrutne.
- Nie wyrzucimy jej! - Niall podniósł głos.
- Bo co? Zrobi to, co ma zrobić i niech znika - mruknął Styles.
- Zayn powiedz coś - nakazał Louis, któremu ta opcja również się nie podobała.
- Niby co?
- No co o tym sądzisz?! Wyrzucisz miłość swojego życia za drzwi? - krzyknął Louis, szczerze nie wiedziałam co o tym myśleć.
- O czym mam nie wiedzieć?! Czemu chcecie mnie wyrzucić?! - wparowałam do pokoju, wściekła jak nigdy.
- O kurwa - zaklął Hazz łapiąc się za kark.
- Lucy, posłuchaj - Zayn wstał i złapał mnie za nadgarstki - To nie tak, jak ci się wydaje.
- A niby jak?! jestem tu tylko, by jechać w wyścigu! - wrzasnęłam wyrywając się.
- Nie! To znaczy taki był plan - wyszeptał z miną, jakby ktoś właśnie go zranił.
- Miałaś pojechać dla nas w wyścigu, a potem zniknąć - powiedział obojętnie Harry.
Popatrzyłam na nich, wszyscy oprócz loczka mieli smutne miny. Moje serce roztrzaskało się na milion kawałków. To nie mogła być prawda...Czułam się okropnie. Jednego dnia spłynęło na mnie tyle przykrości. Czyli cały ten miesiąc był jednym, wielkim kłamstwem?!
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Ubrałam buty emu i wybiegłam z mieszkania. Chłód ogarnął moje ciało, ale nie zatrzymywałam się. Nie chciałam ich teraz widzieć, to najgorszy dzień w moim życiu! Nie wierzę, że tak łatwo uwierzyłam im. Banda zakłamanych skurwieli. Nie mieściło mi się to w głowie.
Zatrzymałam się w parku, usiadłam na murku i podciągnęłam nogi opierając podbródek na kolanach. Miałam gdzieś, że było zimno. Nie obchodziło mnie, że byłam w krótkich spodenkach. Nie zwracałam uwagi na wzrok ludzi. Próbowałam pozbierać się w sobie. Po prostu mój umysł nie dopuszczał do siebie myśli, że to kłamstwo.
- Lucy pogadaj, chociaż ze mną - usłyszałam głos Louisa, który zdyszany stanął przede mną.
- Po co? Żebyś mi kolejnych kitów nawciskał? - warknęłam ciągnąc nosem.
- Wiesz, że to nie tak miało się potoczyć. Byłem przeciwny - usiadł obok mnie patrząc na moją twarz - Oni uparli się, znaleźli cię i chcieli omotać, byś pojechała w wyścigu.
- A dlaczego ja? - zapytałam ocierając łzy.
- Przeczytaj to - podał mi kopertę, po czym wstał i nałożył mi na ramiona swoją kurtkę.
Otworzyłam ją, było pełno papierów, zdjęcia. Nie chciałam tego teraz oglądać.
- Od dawna chciałem ci to powiedzieć, ale oni się nie zgadzali. Kilka razy ci coś takiego mówiłem - wtedy właśnie wszystko mi się przypomniało, Louis często pobąkiwał, że jest coś czego nie wiem i on chce mi to wyjaśnić, ale nie może. Wtedy to nie miało takiego znaczenia.
- Nie twierdzę, że jestem święty...
- Ok - wyszeptałam przytulając się do niego.
- Chodźmy, bo się przeziębisz - odparł z troską łapiąc mnie za rękę.
- Nie chcę tam wracać! Oni już dla mnie nie istnieją - wyszlochałam po raz kolejny nasilając łzy.
- Wiem, ale musisz z nimi porozmawiać. Też ci chcą wyjaśnić wszystko, a szczególnie Zayn - rzekł obejmując mnie ramieniem, następnie udaliśmy się do mieszkania.
Nie chciałam rozmawiać z nikim, najchętniej zamknęłabym się w pokoju i krzyczała na cały świat. Zostałam oszukana. Całe może życie jest beznadziejne, najpierw ten dom dziecka, potem kłamstwo. Nie zdzierżę już tego.
Weszliśmy do mieszkania, a zaraz przy wejściu podbiegła do mnie Sarah.
- Lucy błagam, wysłuchaj nas - wybełkotała powstrzymując się od płaczu, zaraz płaczu? On nigdy wcześniej nie płakała.
- To nie miało być tak - Niall złapał mnie za rękę patrząc w moje oczy. Wyrwałam mu się, moja twarz nie wykazywała emocji.
- Owszem wszystko planowane, ale polubiłam cię. Nie wiem, dlaczego ci nie powiedziałam. Po prostu żałuję swojego błędu i nie chcę, żebyś cierpiała. Dopiero dziś zobaczyłam, jak wiele przeżyłaś - tłumaczyła Sarah, lecz dla mnie jej słowa były puste.
Popatrzyłam na nich, Sarah płakała bełkocząc przeprosiny. Niall nie mógł skleić słowa, Liam siedział na podłodze i płakał. Zayn zniknął, a Louis stał za mną. Weszłam szybko do swojego pokoju i zatrzasnęłam się w nich. Na dziś mam dosyć, rzuciłam kopertę pod łóżko. Okryłam się kołdrą płacząc. Słyszałam, jak Louis tłumaczył, że dziś nie ma sensu ze mną rozmawiać. Mój umysł nie wytrzymał, podeszłam do biurka i wyciągnęłam z pudełka moją drugą żyletkę. Przeszłość wraca.
Usiadłam na łóżku, zrobiłam dwie kreski na nadgarstku, czerwona ciecz spływała po mojej ręce. Ukojenie przyszło szybko. Następnie powtórzyłam czynność na udzie. Cholernie tego potrzebowałam. Ból, którego nie uczyłam. On był, jak pusta monotonia, ale pomagała. Ludzie skarżą się, że ich życie jest takie same, bez rewelacji. A dla mnie ta zwyczajność była czymś. Pomagała mi zwalczyć problemy.
Tego potrzebowałam.
Rano obudziłam się przez promyki słońca, które postanowiły padać prosto do mojego pokoju. Przetarłam oczy i zobaczyłam, że pościel jest brudna od krwi. Zdjęłam ją, rzuciłam na podłogę przy drzwiach i podeszłam do szafy. Wybrałam ubrania, które założyłam od razu. Szybko przemknęłam do łazienki, gdzie wrzuciłam brudną pościel. Umyłam zęby, rozczesałam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Usłyszałam pukanie do drzwi, wyszłam nie zwracając uwagi na Sarah.
- Lucy nie mogę cię stracić, to dzięki tobie się zmieniłam. Proszę wysłuchaj mnie, na prawdę żałuję moich czynów - mówiła, gdy brałam torebkę.
Wyszłam z mieszkania nie odzywając się do niej, zbiegłam na dół i kierowałam się do Starbucks'a. Zapach kawy w środku jeszcze bardziej zachęcił mnie do wejścia. Zajęłam miejsce przy oknie, po czym poszłam zamówić cappuccino oraz croissanta. Nie jadłam śniadania, bo nie zniosłabym obecności Sarah. Nagle dostałam sms, wyjęłam telefon i zobaczyłam, że jest tego więcej. 7 nieodebranych połączeń i 3 sms od Liama, 2 sms od Louisa, 4 nieodebrane od Nialla i ten dzisiejszy sms od Melissy. Prosiła o spotkanie, napisałam gdzie jestem, a ona zaraz się zjawi.
Po około 15 minutach Mel zawitała do kawiarni, opowiedziała jej dosłownie wszystko co sama wiedziałam.
- Jezu...Kochanie, tak mi przykro - przytuliła mnie. - Oni nie są tego warci - dodała patrząc na moje nadgarstki.
- Ale ja ich kochałam, jak przyjaciół. A Zayn...ja...byłam gotowa mu się oddać - wymamrotałam ocierając łzy.
- Nie myśl o tym, wierzę że znajdziesz kogoś lepszego. Proszę nie płacz, wiem że boli. Jednak nie możesz się, tak zadręczać - wyszeptała jeżdżąc dłońmi po moich plecach. - Zobaczmy, co masz w tej kopercie.
Wyjęłam ją z torebki i otworzyłam ciągając nosem. Była to, jakby karta mojego pobytu w domu dziecka. Wszystkie moje dane, protokoły z rozmów, które odbywały się codziennie. Obserwacje psychologów i wszystkie możliwe dane o mojej rodzinie. Najpierw postanowiłam przeczytać protokoły.
" 23 października 2001
- Lucy, czy pamiętasz co wydarzyło się dokładnie rok remu?
- Byłam tu, bawiłam się lalkami w świetlicy.
- A wiesz, dlaczego tu jesteś?
- Jestem tu, bo to mój dom. Tu przyszłam na świat.
- A gdzie twoi rodzice?
- Ja ich nie mam, jestem jak wszyscy stąd. Nie mamy rodziców, jesteśmy inni. "
Myślałam, że zwariuję. Co to ma do cholery być?! Owszem nie wiem, co stało się z moimi rodzicami, ale nie jestem na tyle pierdolnięta, by mówić, że ich nie mam i jestem inna. Kurwa.
- Co za brednie! Co się stało z twoimi rodzicami?! - odparła Melissa po przeczytaniu.
- Nie wiem, ale na pewno nie wzięłam się kurwa z księżyca - warknęłam przeszukując pozostałe papiery.
Znalazłam informacje o sobie.
Lucy Ann Collins
Urodzona 15.03.1996 w londyńskim szpitalu St. Mary's Hospital.
Rodzice: Diana Beth Collins/ panieńskie Gonzalez i Andrew Jake Collins.
Rodzeństwo: Olivia Isabella Collins ur. 7.05.1990 oraz Joel Patrick Collins 28.11.1987
Rodzice matki: Daniel Carlos Gonzalez ur. 14.01. 1945 oraz Mirabella Ruth Gonzalez ur. 6.02.1945
Rodzice ojca: Philip Dominick Collins ur. 17.07.1944 oraz Eleanor Michelle Collins ur. 22.11.1945
Rodzice zmarli 23 października 2000 roku w katastrofie lotniczej. Nie znaleziono kontaktu z pozostałymi członkami rodziny, więc dziewczynka została przeniesiona wraz z rodzeństwem do ośrodka dla dzieci. 3 grudnia rodzeństwo adoptowano, a ona została w domu dziecka do ukończenia pełnoletności i 2 klasy liceum.
Mam rodzeństwo? To się robi chore, czemu nic nie wiedziałam? Mój mózg nie ogarniał nadmiaru informacji. Napiłam się resztki cappuccino i próbowałam opanować mocne bicie serce poprzez wdechy i wydechy.
- Lucy, spokojnie. Jestem tutaj, pomogę ci. Znajdziemy twoje rodzeństwo i porozmawiamy z nimi. Będę przy tobie cały czas - mówiła coraz mocniej mnie przytulając.
- Mel, wyczytaj gdzie oni wszyscy mieszkają - poprosiłam opierając się o fotel.
- Olivia i Joel w Nowym Yorku, a dziadkowie nie jest napisane - oznajmiła po przeczytaniu.
- Jedziemy do Stanów, pakuj się - nakazałam, byłam gotowa zrobić to teraz.
- Że dziś? - zapytała zdziwiona.
- Tak, chcę ich poznać - odparłam stukając palcami w stolik. - Jest dokładny adres?
- Jest, ale to pochopna decyzja. Mogą cię odrzucić - Mel próbowała opanować mój zastrzyk zbyt wielu decyzji.
- Trudno, nie zniosę ani dnia dłużej wśród chłopaków i Sarah - powiedziałam krzyżując ręce pod biustem.
- Powinnaś z nimi jeszcze pogadać, a szczególnie z Zaynem i możemy jechać. Z resztą przez przeprowadzkę nie pojechałam z rodzicami na żadne wakacje, więc może się zgodzą - uśmiechnęła się pod koniec.
Zdecydowałyśmy się na lot do Nowego Yorku, może i to spontaniczne, ale muszę poznać swoją rodzinę. Mam tylko ją, Olivia i Joel to moje rodzeństwo. Muszę ich poznać, nie wiem jacy są. Jednak zależy mi. Obecnie dowiedziałam się jeszcze, że ten dom dziecka to jakiś psychiatryk.
- Więc tak po prostu wyjedziesz? - zapytała Sarah opierając się o framugę moich drzwi, gdy się pakowałam.
- Tak, znajdę ich i zobaczy się, co dalej - odparłam beznamiętnie upychając ubrania do walizki.
- Gdzie się zatrzymasz? - mruknęła najwyraźniej niezadowolona z mojego wyjazdu.
- Na początek w hotelu - oznajmiłam zakładając kosmyk włosów za ucho.
- O której masz lot i kto po ciebie przyjedzie? - zaczęły denerwować mnie jej pytania.
- O 22:15 i Louis mnie podwiezie, a Melissa będzie na lotnisku - burknęłam zapinając walizkę.
- Baw się dobrze, tylko proszę zadzwoń do mnie. Wiem, że mnie nienawidzisz, ale nie wytrzymam bez ciebie. Lucy błagam wybacz mi, tak strasznie przepraszam - mówiła, a z jej oczu wypłynęły łzy.
Nagle po mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi, pognałam otworzyć to Louis przyjechał po mnie. Posłałam Sarah wymowne spojrzenie, po czym zabrała moją torbę i zszedł na dół.
- To cześć - mruknęłam sprawdzając, czy mam wszystko co mi potrzebne.
- Pa - rozłożyła ręce, by mnie przytulić, lecz szybko je opuściła.
Wybiegłam z mieszkania, po czym wsiadłam do auta Louisa i zapięłam pas.- To jedziemy - odparł odpalając silnik.
- Nie wierzę, że za 8 godzin będę w Nowym Yorku - uśmiechnęłam się klaszcząc w dłonie.
- Lucy może ja polecę z wami, tak bezpieczniej - wymamrotał niepewnie.
- Nie, poradzimy sobie. To maksymalnie miesiąc, damy radę. Chcę tylko, żebyś nie mówił nikomu, że się z tobą kontaktuje podczas pobytu - poprosiłam przygryzając wargę.
- Dobrze, ale Zayn na pewno będzie pytał - rzekł skręcając w jakąś dziwną uliczkę, to nie była droga na lotnisko.
- Gdzie ty jedziesz? - zapytałam rozglądając się i wtedy zobaczyłam Zayna z rękoma w kieszeniach spodni opartego o murek za jakimś blokiem. - Nie! zabierz mnie stąd natychmiast! Louis, kurwa no!
- Zrób mi i jemu przysługę, idź - powiedziałam z błagalnym wzrokiem.
- Palant - fuknęłam wychodząc.
Przewróciłam oczami i udałam się w stronę Zayna.
- Cześć - mruknął wstając, patrzył intensywnie na mnie.
- Hej, a więc jestem - wymamrotałam siadając.
- Wiem, że to wszystko zburzyło relacje między nami. Pewnie myślisz, że jestem cholernym skurwysynem...
- Owszem - mruknęłam zakładając ręce pod biustem.
- Ale ja naprawdę...zależy mi na tobie Lucy...Może tego teraz nie dowiodłem, ale...
- Nie chcę tego słuchać! - przerwałam mu przełykając ślinę. Nastała minutowa cisza.
- A, więc wyjeżdżasz dziś wieczorem? - zapytał uderzając nogami o murek, na którym siedzieliśmy.
- Tak - odparłam patrząc na swoje dłonie.
- Mogę cię chociaż ostatni raz przytulić? - odparł błagalnie zgryzając górną wargę.
- Wybacz, ale nie potrafiłabym przytulić potwora, jakim jesteś - rzekłam, a z jego oczu wypłynęły łzy.
_________________________________________________________________________
Witajcie :) O to i chyba najbardziej wyczekiwany i najdłuższy rozdział tego bloga XD Moim zdaniem nie wyszedł on taki, jaki miał wyjść. Jednak ocenę zostawiam wam, wciąż nie wyjaśniło się wszystko, ale wiele za wami ;) Skarby Zayn nie mógł umrzeć XD Inaczej ten blog nie miałby sensu.
Kochani muszę zwiększyć liczbę komentarzy, bo nie wyrabiam z pisaniem. Szybko pokonujecie limit (z czego jestem dumna), a ja nie zdążam napisać rozdziału. Mam dużo obowiązków w szkole i potrzebuje więcej czasu. Proszę nie obrażajcie się :)
Dziękuje wam bardzo za to, że jesteście i komentujecie <3 To dla mnie naprawdę ważne!
20 kom = next :)
Ps Proszę zostawiajcie linki do swoich blogów w zakładce SPAM :)