piątek, 16 października 2015

~.45.~

Następny tydzień w Nowym Jorku minął naprawdę świetnie. Dużo zwiedzaliśmy, ale też spędzaliśmy czas rodzinnie. Odwiedziliśmy rodziców adopcyjnych mojego rodzeństwa. Jednak przede wszystkim szukaliśmy informacji o przodkach. Rozmawiałam z ciotką przez Skype, powiedziała, że możemy przylecieć w każdej chwili. Tylko, że dziadkowie wciąż niczego nie wiedzą. Sama nie byłam pewna, czy chcę ich poznać. Po prawie 19 lat nagle poznam babcię i dziadka?
Roselyn nas namawiała, ale póki co nie planuję wizyty na Puerto Rico.
Dowiedzieliśmy się, że rodzice mojego ojca mieszkali w Lancaster, ale zmarli kilka lat temu. Mój tata miał rodzeństwo, lecz do tej pory go nie znamy. Postanowiłam pojechać tam po powrocie z Bali.
W ostatni dzień miałam spotkać się z Fabio, cały czas mnie o to męczył, więc musiałam się w końcu zgodzić. Bałam się, ale Dev miała mi pomóc.
Wstaliśmy około 9 am, a o 2 pm mieliśmy samolot, więc było wielkie pakowanie. Smutno mi było wyjeżdżać, ale jutro lecimy na Bali i do tego mam wizytę u ginekologa.
Ubrałam się ciepło, włosy zostawiłam rozpuszczone ze względu na czapkę. Makijaż wykonałam w miarę delikatny i udałam się do kuchni, gdzie zasiadłam do stołu. Zayn i Joel jedli śniadanie, które przygotowała Devonne.
- Chciałabym zabrać Lucy na chwilę do miasta - odrzekła po chwili blondynka.
- Po co? - zapytał mój brat, smarując bułkę masłem.
- Na babskie zakupy - mrugnęła, a ja wiedziałam, że nie o to jej chodzi.
- Zdążycie? - odezwał się Zayn, który chyba nie do końca była zadowolony z tego pomysłu.
- Tak, odstawię ją na lotnisko o 12 am - odparła, stawiając na stole kubki z herbatą.
Przełknęłam nerwowo ślinę, po czym zabrałam się za jedzenie. Co jeśli jakimś cudem Zayn się dowie, że spotkałam się z Fabio? Nie chcę go okłamywać, ale muszę przyznać, że stęskniłam się za Włochem.
Po śniadaniu sprawdziłam, czy na pewno wszystko jest spakowane, po czym razem z Devonne wyszłyśmy z domu w kierunku metra. Napisałam do Fabio, że już jadę. Po chwili przyszła odpowiedź, że on też i już nie może się doczekać.
Jadąc metrem zrobiłam sobie pamiątkowe zdjęcie z Devonne.
- Zrobimy tak, jak mówiłam wcześniej. Ty pójdziesz na spotkanie, a o 11 am po ciebie przychodzę i jedziemy na lotnisko - oznajmiła, gdy wychodziłyśmy z undergrounda.
- Dobrze - mruknęłam, wdrapując się po schodach.
Byłam umówiona z Fabio w kawiarni Atlas na Brooklynie. Całe szczęście, że dziś była niedziela i nie pracował lub studiował.
Przed wejściem do środka, pożegnałam się z Devonne, która miała krążyć w okolicy. Pchnęłam drzwi, po czym odszukałam wzrokiem Fabio. Siedział przy stoliku w kącie. Zamarłam, widząc, jak się zmienił. Zarost na jego twarzy dodawał mu męskości i podobało mi się to.
Chłopak wstał z krzesła i podszedł do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Lucy, jak dobrze cię widzieć - powiedział, przytulając mnie szczelnie.
- Ciebie również - wyszeptałam, siadając przy stoliku.
- Opowiadaj, co u ciebie! - odparł, patrząc na mnie wielkimi oczami.
- No cóż, dużo się zmieniło - zaśmiałam się ironicznie pod nosem.
- To znaczy? - dopytywał, gdy zgryzłam wargę.
- Poznałam dużo tajemnic mojej rodziny, zaczęłam dbać o siebie - zaczęłam niepewnie. - W końcu zapisałam się do szkoły tanecznej.
- To wspaniale, a jak w szkole? - rzekł, łapiąc mnie za rękę.

- Lepiej, powoli wszystko ogarniam. Gorzej z tym, że jutro lecę na Bali i nie będzie mnie 11 dni - powiedziałam, gdy podeszła do nas kelnerka, u której zamówiłam gorącą czekoladę.
- Bali? Matko, z kim tam lecisz? - zdziwił się, przez co poczułam się głupio.
- Z chłopakiem - oznajmiłam, a on posmutniał.
- Masz chłopaka?
- Tak, ma na imię Zayn i jest ze mną w Nowym Jorku - powiedziałam, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Przez chwilę panowała między nami cisza, wiedziałam, że w tym momencie Fabio zrobiło się przykro. Starał się tego nie pokazywać, lecz poznałam to po jego oczach. Momentalnie posmutniałam, wpatrując się w swoje paznokcie.
 - Ma chłopak szczęście - odparł wesołym tonem.
A na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech, odważyłam się też na niego spojrzeć.
- A ty masz kogoś? - spytałam, gdy kelnerka postawiła przede mną kubek z gorącym napojem.
- Nie, skupiam się na studiach i pracy. Chcę znaleźć mieszkanie - tłumaczył, poprawiając włosy.
- Czyli po prostu nie masz czasu na związki? - mruknęłam, odkładając kubek na stół.
- Tak, ale opowiadaj, co u ciebie! - rzekł, uśmiechając się do mnie.
Tak o to minął cały nasz czas, rozgadaliśmy się i nawet nie zauważyliśmy, jak to szybko minęło. Naprawdę świetnie nam się rozmawiało, tęskniłam za Fabio, który obiecał, że spotkamy się w wakacje i znów zabierze mnie na jakąś kolejkę górską, tak jak ostatnio. Wspominaliśmy mój ostatnio pobyt w Ameryce, opowiadaliśmy o planach na przyszłość, o Melissie i Danielu. Dosłownie o wszystkim. Dowiedziałam się, że Fabio studiuje gastronomię i zamierza pracować w restauracji. Na razie ma tam posadę, jako kelner, ale w jego głowie są większe aspiracje. Obecnie mieszka w bursie, szuka mieszkania razem z Danielem, który studiuje informatykę. Fabio to cudowny chłopak.
Czułam się dobrze w jego towarzystwie, aż szkoda mi było się z nim rozstawać. Jednak po przyjściu Devonne, wiedziałam, że właśnie na to nadszedł czas.
- No cóż, szerokiej drogi. Wypoczywaj na Bali, a potem do nauki - odparł, przytulając mnie. - Powodzenia z chłopakiem, pozdrów go ode mnie.
- Dziękuję, będę cholernie tęsknić - wyszeptałam w jego tors, do którego mnie przyciskał.
- Ja też, Lucy - wymamrotał, a w jego oku zakręciła się łza.
- Ej, spokojnie. Zobaczymy się jeszcze - pocieszałam go sama mając ochotę płakać.
- A właśnie, Daniel mnie prosił, abyś dała coś Mel - parsknął, szukając czegoś w swojej torbie.
- Jasne, przekażę jej - odebrałam paczuszkę, chowając ją do torebki.
Ostatni raz przytuliłam Fabio, po czym razem z Devonne ruszyłyśmy w stronę metra. Tak bardzo nie chciałam wracać, daleko od jedynej rodziny. Będę za nimi okropnie tęskniła. To był wspaniały tydzień i cieszę się, że mogłam go spędzić z rodzeństwem.
Gdy przesiadłyśmy się w autobus, dostałam sms od Zayna, że oni są już na miejscu w środku i czekają na nas. Wtedy dotarło do mnie, że okłamałam swojego chłopaka. Nie powiedziałam o spotkaniu z Fabio, co zalicza się do łgania. Poczułam się okropnie, ale po chwili zrozumiałam, ile tajemnic ma przede mną Zayn. Sam nie był ze mną szczery tyle razy, co mnie cholernie krzywdziło. A więc i ja mogę coś przed nim zataić.
Gdy znalazłyśmy się na terenie lotniska, napisałam sms do Louisa, że za 11 godzin będę w Londynie.
Wysiadłyśmy z autobusu, udając się do wejścia. Devonne zadzwoniła do Joela, aby dowiedzieć się, gdzie dokładnie są, po czym ruszyłyśmy w owym kierunku. Gdy w końcu się spotkaliśmy, przyszedł czas na pożegnanie, a one zawsze są najtrudniejsze. Najpierw przytuliłam bratową.
- Uważaj na siebie, Lucy. Wpadajcie częściej, będę bardzo tęsknić - odparła blondynka, ściskając mnie.
- Teraz wasza kolej, przyjeżdżajcie do nas - powiedziałam, odsuwając się od niej lekko.
- Zobaczymy, miłego wypoczynku na Bali i tych lotów - odrzekła, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Będę tęsknić, Devonne - szepnęłam, przytulając ją ostatni raz.
Podeszłam do wózka z Dianką, którą złapałam za malutką rączkę.
- Pa, księżniczko. Rośnij na królową, a ciocia Lucy będzie cię odwiedzać - wymamrotałam, patrząc na śpiącą kruszynkę.
I wtedy przyszedł czas na Joela. Momentalnie zaczęłam płakać, kolejne miesiące rozłąki. Z Joelem zżyłam się cholernie mocno, owszem Olivia też jest dla mnie najważniejsza, ale między mną, a bratem jest silniejsza więź.
- Joel - jęknęłam, rzucając się na niego.
- Lucia, skarbie - wychlipał, głaskając mnie po plecach.
- Masz się codziennie odzywać, opiekować dziewczynami, wszystkimi trzema - nakazałam, ocierając łzy.
- A ty masz się uczyć, Lucy. Ucz się, abyś mogła dostać się na dobre studia. Spełniaj marzenia, tańcz, bo wiem, że to kochasz - mówił, będąc cały czas w szczelnym uścisku. - I pilnuj Zayna, bo wiem, że to dobry chłopak, chociaż broń w jego spodniach o tym nie świadczy.
Momentalnie mnie zatkało. Skąd on to wiedział? Przecież tego pistoletu nie widać, nie miałam pojęcia, co powiedzieć.
- Odpoczywaj na tym Bali, ale potem nauka, pamiętaj - dodał po chwili ciszy, niezręcznej ciszy.
- Kocham cię, Joel - szepnęłam, ściskając go mocniej.
- Ja ciebie też, mała. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię mam - odparł, a ja wiedziałam, że płacze.
- Przyjedź do mnie - zaproponowałam, ocierając łzy.
- Jak tylko będę mógł to wsiadam w samolot, ale ty biegnij, bo za chwilę masz swój - rzekł, odsuwając się lekko, patrzyliśmy na siebie. - Uważaj na siebie, Lucy. I na to z kim spędzasz czas.
- Dobrze, będę. Pa, Joel - wychlipałam na skraju płaczu, puszczając brata.
Zayn, który wcześniej pożegnał się już ze wszystkimi, teraz kiwnął tylko głową, mówiąc "pa". Mi było ciężej, pożegnałam ich i ruszyłam do Malika, który mocno mnie przytulił.
- Spokojnie, kochanie. Przyjadą do nas niedługo, na pewno - pocieszał mnie, całując wierzch mojej głowy.
- Mam nadzieję - parsknęłam, łapiąc go za rękę.
Najprawdopodobniej wyglądałam teraz, jak rozmazany bóbr. Czasem ludzie zwrócili na mnie uwagę, bo straszyłam, ale wtedy to się nie liczyło. Zdaliśmy nasze bagaże, kierując się na kontrolę bramkową. Oczywiście była kolejka, więc po prostu stałam wtulona w Zayna, czekając na naszą kolej. Gdy byliśmy blisko, przypomniało mi się, że przecież Malik miał pistolet. Jeśli go nie zostawił, to oznacza, że ma go przy sobie. A, jak go wykryją to możemy mieć kłopoty. Ocknęłam się, kiedy strażnik zawołał mnie do siebie. Spojrzałam na Zayna przerażona, ale on wykładał nasze rzeczy na taśmę. Przeszłam przez bramkę, oczywiście nie zapiszczała, więc podeszłam po drugiej stronie, aby zebrać nasze rzeczy. Gdy mężczyzna zawołał Zayna, momentalnie spojrzałam w ich stronę. Moje serce waliło, jak oszalałe. Trzęsły mi się ręce, chaotycznie pakowałam wszystkie klucze i inne tego typu rzeczy do swojej torebki.
Zayn przeszedł, a bramki nie pikały. Odetchnęłam z ulgą, uśmiechając się sama do siebie. Wzięłam torebkę, a Zayn podszedł po pozostałe rzeczy i ruszyliśmy w stronę naszych bramek wejściowych. Nie odzywaliśmy się do siebie, aż do momentu znalezienia naszego miejsca. Położyliśmy bagaże podręczne na siedzeniach, po czym zajęliśmy kolejne. Zostało nam 30 minut do odlotu, więc postanowiłam poprawić lekko makijaż i napisać do Melissy.

Lucy
7.01.2015 1:27 pm
>Zaraz mamy samolot<

Melissa
7.01.2015 1:29 pm
>Napisz, jak wylądujecie. Ja jem kolację i zaraz przychodzi Chris<

Lucy
7.01.2015 1:32 pm
>Wypytaj go o tę randkę, bo nie miałam czasu z nim pogadać<

Melissa
7.01.2015 1:33 pm
>Jasne! Czekamy na was <3 <

Schowałam telefon do torebki, po czym oparłam głowę o ramię Zayna, który również z kimś sms'ował. Położyłam dłoń na jego kolanie przez co się lekko spiął, a ja zachichotałam. Złożyłam delikatny pocałunek na policzku chłopaka.
- Zayn, gdzie schowałeś tę broń? - zapytałam, przełykając głośno ślinę.
- Zostaje w Nowym Jorku - odpowiedział obojętnie, a ja wiedziałam, że kręci.
- A tak naprawdę?
- Ten kolega ją zabrał - burknął, ale ja za dobrze go znałam.
- Nie kłam - syknęłam, odwracając głowę tak, aby patrzeć na niego.
- Twój brat ją ma - wymamrotał wyraźnie zdenerwowany.
- Dlaczego do kurwy nędzy dałeś to mojego bratu? - warknęłam, podnosząc się.
- Spokojnie, Lucy - złapał mnie za ręce i posadził z powrotem na krzesełku. - Zauważył, że ją mam. Rozmawialiśmy długo.
- O czym?
- Powiedział, że wie, iż nie jestem zwykłym chłopakiem i pewnie siedzę w jakimś bagnie, ale widzi moją miłość do ciebie, co oznacza, że cię nie skrzywdzę, a wręcz obronię - zaczął, obejmując mnie ramieniem. - Ostrzegł mnie, że jeśli jednak lekko cię zranię to urwie mi jaja i powiesi na koronie Statuy Wolności.
Zaśmiałam się głośno, przerywając mu wypowiedź, która również była dla niego zabawna, bo uniósł lekko kąciki ust, przejeżdżając po nich kciukiem.
- Polecił mi, abym oddał mu broń, bo na JFK ciężko ją przemycić. Do tego on sam potrzebuje spluwy dla bezpieczeństwa. Wahałem się, ale odparł, że miał kurs na strzelnicy i jest prawnikiem, więc nie zrobi niczego głupiego - oznajmił, łapiąc mnie za rękę.
- Mam rozumieć, że dał nam błogosławieństwo? - zachichotałam, kładąc dłoń na jego policzku.
- Coś w tym stylu - przytaknął, całując mnie w nos.
- Ale i tak jestem zła, więc wykonam telefon do brata, gdy wrócimy - prychnęłam, odsuwając się i zakładając ręce na piersi.
Chwilę później usłyszeliśmy, że możemy wchodzić na pokład. Ustawiliśmy się w kolejce do sprawdzania biletów i paszportów. Podaliśmy nasze dokumenty pani za małym stoiskiem, która sprawdziłam wszystko, po czym oddała nam je, życząc miłego lotu.
Udaliśmy się rękawem na pokład samolotu. Na całe szczęście nie mieliśmy żadnych przesiadek, więc wiedziałam, że mogę się zdrzemnąć. Zajęliśmy nasze miejsca, oczywiście ja wybrałam to przy oknie. Schowałam torebkę do schowka, usiadłam i zapięłam pas. Samolot zaczął startować, a ja momentalnie złapałam Zayna za rękę. Bałam się startów i lądowań.
- Dziękuję, że byłeś tam ze mną - szepnęłam do chłopaka.
- A ja się cieszę z tego powodu - odparł, drugą ręką odgarniając kosmyk moich włosów.
- I jak ci się podoba moja rodzina? - zapytałam, rozpinając pas, gdy samolot w końcu leciał na unormowanej wysokości.
- Są świetni, Joela się trochę obawiałem, ale jest fajnym facetem. Po tej naszej męskiej rozmowie, która trwała dosyć długo, stwierdzam, że trochę mnie przeraża, lecz polubiłem go - opowiadał z uśmiechem.
- Męskiej rozmowie? - zapytałam, unosząc brwi.
- Tak, ale nie powiem ci nic więcej - od razu zahamował mój zapał. - Devonne jest kochana, to wspaniała kobieta. A Diana taka przeurocza. Olivię poznałem wcześniej i wiem, że wciąż mamy do siebie dystans. Z Dereckiem mało rozmawiałem, lecz wygląda na poukładanego faceta.

Po 3 godzinach lotu, które spędziliśmy wspominając, słuchając razem muzyki lub oglądając zdjęcia, stwierdziłam, że jestem głodna, więc wyjęliśmy z mojej torebki paczkę cukierków oraz batoniki. Już wiedziałam, że gdy wrócę z Bali muszę wziąć się za siebie na siłowni, bo przytyłam. W Święta zawsze przybywało mi kilka kilogramów, może i w domu dziecka zazwyczaj nie było wybornych przysmaków, ale w Boże Narodzenie starali się specjalnie.
Zaczęliśmy pałaszować, oglądając fotografie. Było miło, tak swobodnie.

Reszta lotu minęła w miarę szybko, chwilę spałam, więc Zayn obudził mnie dopiero przed lądowaniem. W Londynie było około 2 am w nocy, a ja chciałam, jak najszybciej znaleźć się w domu. Louis był tam, aby włączyć wszelkie ogrzewania, rozpalić kominek i przyjedzie też odebrać nas z lotniska, na które właśnie lądował nasz samolot.
Zebraliśmy swoje rzeczy, ruszając do wyjścia. Byłam zmęczona, więc wieszałam się na Zaynie. Idąc rękawem, zauważyłam, że pada, co mnie nie pocieszyło.
Po kontroli paszportów, udaliśmy się po odbiór bagażu. Czekając, opierałam się na swoim chłopaku, zamykając oczy. Czekaliśmy dosyć długo, aż w ogóle puszczą walizki z naszego samolotu.
Po odebraniu swoich, ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Gdy zobaczyłam Louisa, czekającego na nas, rzuciłam się w jego ramiona.
- Hej, księżniczko - wyszeptał, podnosząc mnie i obracając w okół własnej osi.
- Cześć, Lou - wymamrotałam sennie, gdy stawiał mnie na ziemię.
Zayn i mój przyjaciel podali sobie dłonie, po czym powędrowaliśmy do auta. Chłopcy zapakowali walizy do bagażnika, a ja usiadłam z tyłu. Malik po chwili zajął miejsce obok mnie, dzięki czemu mogłam się oprzeć na nim.
Podczas drogi Louis i Zayn rozmawiali na temat pobytu w Stanach, ale ja nie miałam sił się odezwać. Byłam zbyt zmęczona, więc po przyjeździe do domu od razu pobiegłam na górę. Całe szczęście, było ciepło, bo Lou zadbał o to. Zayn wniósł mi walizkę, z której wyjęłam szczoteczkę do zębów i pastę, którymi wyszorowałam swoją jamę ustną. Makijaż zmyłam w samolocie, dlatego wystarczyło mi ubranie się w piżamę i wskoczenie pod kołdrę. Postanowiłam wziąć kąpiel rano.
Słyszałam, jak Mulat wchodzi do pokoju, bierze prysznic oraz przychodzi do mnie, wtulając się w moje ciało.
Jedno było oczywiste, ten pobyt w Nowym Jorku z nim to wspaniałe przeżycie.

________________________________________________________________
Witajcie kochani :) Wiem, że znowu duża przerwa, ale szkoła robi swoje. Do tego mam inne blogi, które też zaniedbuje. A jednak liczba 4 komentarzy mnie nie zachęca do pisania. Po prostu smutno mi, bo kiedyś dobijaliście 25, a teraz tylko 4. Musicie zrozumieć, że im więcej komentarzy tym szybciej pojawi się rozdział. Zwłaszcza, iż mam teraz masę pomysłów i weny.
No i wrócili ;c Ale teraz szykujcie się na Bali!
Co sądzicie o rozdziale? Wiem, że troszkę krótki i w sumie nic nie wnosi, ale przekonacie się później.

Proszę was, komentujcie, bo zastanawiam się nad zawieszeniem lub usunięciem tego bloga ;c