Poranek w hotelu był dziwny, obudziłyśmy się przez stukanie do drzwi. Okazało się, że ktoś przysłał mi kwiaty, ale się nie podpisał. Nie znalazłam też żadnej karteczki.
- Może to jakiś gość? Spodobałaś się mu i ... - odparła Melissa po długim namyśle.
- Wątpię, nikt nas tu nie widział. Pewnie Lou robi sobie żarty - mruknęłam stawiając bukiet na szafce.
- Dobra, to co dziś robimy? - zapytała Mel otwierając szafę.
- Mamy dzień na zwiedzanie do 4, potem jedziemy do Joela - oznajmiłam wchodząc do łazienki.
Umyłam zęby, rozczesałam włosy i poszłam do pokoju po ubrania. W tym czasie Melissa zajęła toaletę. Ubrałam się, spakowałam do torebki telefon, portfel, dokumenty, aparat, błyszczyk, adresy rodzeństwa. Następnie przy lusterku nad toaletką wykonałam makijaż. Pomalowałam paznokcie i wreszcie, razem z Mel wyszłyśmy z hotelu.
- To gdzie idziemy? - zapytała blondynka rozglądając się.
- National Museum of American Indian, tam gdzie nagrywali "Noc w Muzem". Są super wystawy - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
Wybrałyśmy metro, jako dojazd, więc trochę się bałam. W Londynie też jeżdżę tym środkiem transportu, ale tutaj kręci się dużo podejrzanych typów. Z tego, co wiem często zdarzają się tu porwania i kradzieże. Na szczęście poruszanie się po NYC nie jest takie trudne, więc szybko dotarłyśmy na miejsce. Strasznie trudno było mi się przyzwyczaić do zmiany ruchu, wydawało mi się, że samochody na nas jadą, a w rzeczywistości kursowały po innym pasie.
Robiłyśmy dużo zdjęć, a samo muzeum było wspaniałe. Jednak kolejki okropnie się ciągnęły. W czasie czekania szybko pobiegłam do najbliższego Starbucksa. Kupiłam karmelowe Latte dla Melissy oraz czekoladowe frappuccino dla siebie. Zapłaciłam odpowiednią kwotę, po czym udałam się do wyjścia. Wtedy zaczepiła mnie jakaś młoda kobieta, ciemne włosy i oczy, wyższa ode mnie. Kogoś mi przypominała, ale nie mogła odgadnąć kogo.
- Lucy Collins? - zapytała mierząc mnie wzrokiem.
- Tak, czy my się znamy? - zdziwiłam się, było mi też niezręcznie.
- Nie, właściwie to nie - wymamrotała przyglądając mi się. - Faktycznie jesteś taka ładna - mruknęła.
- Ee dziękuje, ja już muszę iść - odparłam zdziwiona wyrywając się i idąc w stronę drzwi.
To była naprawdę dziwna sytuacja, ta kobieta tak mi się przypatrywała. Zachowywała się dziwnie, jakbym była kimś bliskim dla niej. I to "Faktycznie jesteś taka piękna". Cholera, kim ona jest?! Wróciłam do Melissy, kolejka trochę się przesunęła i byłyśmy bliżej kas. Dałam blondynce jej kawę, po czym wzięłam łyk swojej. Opowiedziałam jej o dziwnej sytuacji w Starbucksie, była zdezorientowana, tak samo jak ja i próbowała odgadnąć, kim jest ta kobieta. Wtedy udało nam się dojść do kasy, kupiłyśmy bilety wstępu i udałyśmy się do środka muzeum. Było cudownie, pełno ciekawych eksponatów. Szczególnie spodobały mi się kolorowe maski i spędziłyśmy tam 4 godziny. Robiłam zdjęcia, jedno wysłałam Louisowi. Odpisał, że jest na ważnym spotkaniu, ale ślicznie wyglądam i przeraża go ten "stwór" za mną, a w rzeczywistości był to posąg indiańskiego wodza. Gdy wyszłyśmy byłam trochę zmęczona i głodna, więc kupiłyśmy sobie amerykańskiego hot doga. Zorientowałyśmy się, że niedaleko jest Broadway, przeszłyśmy się kawałek. Kupiłam wisiorek z napisem tej ulicy, ozdobiony był diamencikami oraz złotem. Nie kosztował dużo, więc Melissa również go nabyła i stwierdziłyśmy, że to nasz znak przyjaźni. Jestem wdzięczna rodzicom przyjaciółki, że pozwolili jej jechać ze mną. Bez niej nie dałabym sobie rady.
Podczas spaceru jedną z najpiękniejszych ulic Nowego Yorku zadzwonił mój telefon, to Olivia. Mówiła, że Joel przyjedzie po mnie za 25 minut, podałam dokładne miejsce, w którym się znajdujemy i czekałyśmy tylko na mojego brata. Byłam strasznie zdenerwowana, nie wiedziałam jak mam się zachować w jego towarzystwie. Nie mam nawet pojęcia, jak wygląda. Z nerwów upuściłam telefon, jakiś mężczyzna mi podał i odszedł. Na szczęście się nie zbił, to dobrze Iphone 5 są niezniszczalne. Oglądnęłyśmy zdjęcia, które zrobiłyśmy dziś i nagle podszedł do nas przystojny mężczyzna w eleganckim garniturze. Lekki zarost nadawał mu zadziorności,
- Lucy, nie wierzę - odparł biorąc mnie w swoje silne ramiona.
- Joel? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak, to ja Luciu. Tak bardzo cię kocham, nie wierzę... - mówił, a z jego oczu wypłynęły łzy. - Jesteś taka piękna - dodał okręcając mnie wokół mojej osi.
- Dziękuje, nie myślałam, że mój brat będzie taki przystojny - uśmiechnęłam się, na co on przygryzł wargę. Tak samo, jak Zayn...
- A to jest Melissa, moja przyjaciółka - przedstawiłam blondynkę, która podała mojemu bratu dłoń, a on ją uścisnął.
- Tyle lat się o ciebie starałem, walczyłem z tym bidulem mając 14 lat. Robiłem wszystko, co mogłem...ale nie dałem rady - odrzekł zasmucony, więc go przytuliłam.
- Chodźmy już stąd - poprosiłam dyskretnie.
Udałyśmy się za Joelem w stronę jego samochodu. Było to audi, które wyglądało niesamowicie. Zajęłam miejsce pasażera, to było takie dziwne. Ta zmiana miesza mi w głowie. Jechaliśmy wzdłuż ulic NYC, patrzyłam na wszystkie te sklepy i atrakcje. To było takie nierealne.
- Podoba się? - zapytał Joel z uśmiechem na twarzy.
- Nawet bardzo - powiedziałam obserwując ruch na amerykańskich ulicach.
- A tobie, Mel? - dodał po chwili patrząc na blondynkę w lusterku.
- Cudo - wyszeptała przygryzając wargę.
- Gdzie mieszkasz? - rzekłam widząc. że okolica wydaje się naprawdę bogata.
- Tu - odparł podjeżdżając pod ogromny dom z pięknym trawnikiem.
Oświetlony, nowoczesny budynek, w którym mieszka mój brat. Marzenie...czy tylko ja z rodzeństwa musiałam żyć w okropnych warunkach?!
Joel zaprowadził nas do wejścia, otworzył drzwi kluczem i weszliśmy do środka. Duży przedpokój utrzymany był w kolorach jasnych, dużo lamp oraz ozdób. Nagle zobaczyłam niewysoką postać o blond włosach i zaokrąglonym brzuszku, czyżby mój brat ma zostać ojcem?!
- Lucy, Melissa poznajcie moją żonę Devonne, skarbie poznaj moją siostrę i jej przyjaciółkę - przedstawił nas sobie Joel.
- Cześć, kochanie - Devonne wzięła mnie w swoje objęcia, po czym zrobiła to samo z Mel.
- A tu jest Nathan - odparł Joel kładąc rękę na brzuchu Devonne wywołując uśmiech na twarzach wszystkich obecnych, następnie pocałował swoją żonę.
- O mój Boże! - krzyknęłam rzucając się na brata - Gratuluję, będziesz ojcem! To cudowna sprawa!
- A ty skąd wiesz? - zaśmiał się mrugając do mnie.
- Zamknij się - powiedziałam pół żartem.
- Chodźcie - Devonne zaprosiła nas do środka.
Usiedliśmy na kanapie w salonie i przyszedł czas na poważną rozmowę. Mam tylko nadzieję, że Melissa mnie nie zostawi.
- A więc minęło 13 lat...Było tyle czasu, byście mogli mnie znaleźć... - zaczęłam niepewnie.
- Mówiłem ci, że ten dom dziecka jest chory. Walczyłem bez przerwy, ale w końcu zagrozili policją i nic nie mogłem zrobić. Moi adopcyjni rodzice starali się o ciebie, niestety nie mogli już adoptować 3 dziecka - tłumaczył ze smutkiem w oczach.
- Przez tyle lat żyłam w kłamstwie...to boli - łzy spływały po mojej twarzy.
- Kochanie, nie płacz - wyszeptała Dev obejmując mnie.
- Wszystko się wali - wybełkotałam ocierając kropelki wypływające z moich oczu.
Wtedy musiałam streścić im prawie całe życie, również wliczając Zayna i ten jego cholerny świat. Joel był wściekły, gdy to usłyszał.
- Zabiję go! - wrzasnął uderzając ręką w kanapę.
- Przestań! Było minęło - okłamywałam samą siebie.
- Wykorzystał ciebie, bo jesteś córką rajdowca! Chciał wygrać na tobie miliony! A potem spławić, nie mów tylko, że cię rozdziewiczył, bo mnie kurwica trafi - krzyczał Joel chodząc po pokoju, jak opętany.
- Joel, język! - wtrąciła Devonne.
- Przepraszam, ale ten Malik to dupek i tyle - Joel opanował się i usiadł z powrotem na kanapie.
Później brat opowiedział mi w skrócie, co działo się w jego życiu. Dowiedziałam się, że skończył prawo i jest jednym z najlepszych w tym zawodzie. Co wyjaśnia dom, samochód. Dev powiedziała mi, jak się poznali. Że Joel chciał ją poderwać na lipne teksty z internetu i wysportowaną sylwetkę, to muszę przyznać. Mój brat jest przystojny, dobrze zbudowany. Czas, tak szybko mijał. W końcu zdecydowaliśmy, że zamieszkam u Joela, bo ma większy dom i Devonne jest cały czas w domu. Co prawda jej termin jest za dwa tygodnie, co brat uznał za wspaniałe, ponieważ żona daje mu nieźle popalić. Pokazali mi też pokoik dla dziecka, który zaprojektowali razem. Oni są taką uroczą parą. Wieczorem pojechaliśmy do motelu po nasze rzeczy i wróciliśmy do posiadłości mojego brata. Dostałam pokój z Melissą, osobną łazienkę. Przygotowaliśmy razem kolację, czułam się cudownie. Myślałam, że potraktują mnie jak obcą. A to tacy niesamowici ludzie.
Umyłam się, ubrałam w piżamę i położyłam do łóżka. W tym czasie zadzwonił Louis, odebrałam połączenie.
- Cześć, co tam?
- Wspaniale, poznałam Joela. Jego żona Devonne jest w ciąży!
- Ale, jak cię traktowali?
- Dobrze, rozmawialiśmy dużo.
- Księżniczko kończę, bo muszę jechać do mamy. Baw się dobrze, masz pozdrowienia od wszystkich...to znaczy...no od wszystkich. Pa
Ta rozmowa była dziwna, podejrzewam, że Louis ukrył, kto mnie nie pozdrawia i stawiam na Hazzę oraz Zayna. No cóż...
20 kom=next
Sprawdzajcie zakładkę "bohaterowie" :)
Wybaczcie opóźnienie :( Przepraszam!
piątek, 21 listopada 2014
niedziela, 9 listopada 2014
~.23.~
- Dlaczego, tak właściwie lecimy do Stanów? - zapytała Melissa, co wybudziło mnie ze snu.
- Aby odnaleźć moją rodzinę - mruknęłam niezadowolona.
- A te inne powody? - odparła, a ja przetarłam oczy i spojrzałam na nią.
- Nie wytrzymałabym z nimi, nie zniosłabym myśli, że są w tym samym pomieszczeniu, co ja - wyszeptałam zasmucona.
- Więc chciałaś po prostu od nich uciec? - położyłam rękę na moim ramieniu.
- Tak, nie wierzę, że mnie tak oszukali. Wciąż zadaję sobie pytanie, dlaczego?! - mówiłam, a z moich oczu wypływały łzy. - Kocham Zayna, a on tak po prostu się mną bawił.
- Pamiętaj, że zawsze ja jestem i ci pomogę. A oni nie są warci twoich łez - przytuliła mnie
Stojąc przed JFK nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Melissa szukała w Google Maps, jak mamy dojechać do naszego hotelu. To śmieszne, że tutaj ludzie dopiero budzą się do życia, a w Londynie zajadają obiad. Zmiana czasowa jest czasem przydatna, bo przynajmniej mam więcej czasu na znalezienie rodziny. Naprawdę stresuję się spotkaniem z Olivią i Joelem. A co jeśli mnie wyrzucą? Nie będę chcieli ze mną rozmawiać? Jacy oni są?
Przekręciłam kluczyk, a drzwi od pokoju się otworzyły. Po prawej stronie kilka wieszaków na kurtki, półka na buty. Po lewej łazienka. Dalej dwa łóżka, szafki nocne i obraz zakochanych na ścianie. Na przeciwko biurko, małe lustro oraz krzesło. Postawiłam walizkę w kącie, po czym wyjęłam z torebki telefon.
- To co robimy? - zapytała Melissa otwierając swój bagaż.
- Najpierw możemy iść coś zjeść i przy okazji pozwiedzać. Potem pójdziemy do Olivii - oznajmiłam pisząc sms do Louisa, że doleciałyśmy oraz jesteśmy już w hotelu.
- A wiesz, gdzie ona mieszka? - odparła kładąc bluzki do szafy.
- Adres jest w dokumentach - rzekłam przeglądając plik kartek z danymi mojej rodziny.
- Chodźmy najpierw coś zjeść, bo już serio umieram - wyjęczała Melissa patrząc na mnie.
Wzięłam swoją torebkę, mapę Nowego Yorku i inne potrzebne rzeczy, po czym wyszłyśmy z pokoju. Jakimś cudem udało nam się złapać taxi, której kierowca dokładnie wyjaśnił nam, co możemy robić. Zawiózł nas do najbliższego Mc'donalda. Zamówiłyśmy podwójne frytki, cheeseburgery i iced fruits. Byłyśmy głodne, a nie chciałyśmy jeść w jakiś ekstrawaganckich restauracjach. Dopiero po zjedzeniu, wyjściu na dwór zobaczyłam, że znajdujemy się na Manhattanie! Wszystkie te billboardy i sklepy, ogrom ludzi oraz pełno żółtych taksówek. Nowy York, wciąż do mnie to nie docierało. Pierwszy raz byłam poza Europą, a do tego w takim miejscu.
Chodziłyśmy po Manhattanie z shake'ami robiąc sobie zdjęcia, jedno wysłałam Louisowi, który odpisał, że wyglądał zajebiście i mam się dobrze bawić. Wciąż nie jestem do niego w pełni przekonana, ale z nim mam najlepszą relację biorąc pod uwagę cały gang kłamców.
Wchodziłyśmy do wielu sklepów, ale nie nabyłyśmy nic nowego oprócz paczki skittels'ów. Gdy wybiła godzina 4:45 pm postanowiłyśmy pojechać do Olivii. Byłam cholernie zestresowana, co jeśli ona mnie wyrzuci? W dodatku wciąż nie dociera do mnie, że mam siostrę. Jednak zatrzymując się pod wielkim apartamentowcem i, o ile dobrze pamiętam z gazet mieszka w nim Anne Hathaway, czułam jeszcze większe zdenerwowanie, chyba dostanę palpitacji serca.
Melissa przytuliła mnie, po czym obie wcisnęłyśmy domofon.
- Słucham?
- Eeee...jaa...przyszłam do Olivii Collins.
- Dobrze, a kim jesteś?
- Lllucy.
- Wejdź.
To była ona...Musiała być. I chyba mnie poznała, nie wiem jakim cudem, ale wpuściła mnie tylko po imieniu. Była roztrzęsiona, przerażona, ale wspięłam się na 8 piętro. W drzwiach stała już wysoka, szczupła szatynka o dużych, brązowych oczach, takich jak moje. Jej czekoladowe włosy opadały wzdłuż pleców. (Olivia dodana do bohaterów, sprawdź)
- Lucy Ann Collins - wyszeptała anielskim głosem.
- Olivia, to ty - wybełkotałam stojąc przed nią.
- Nie wierzę, te same oczy, usta. To ty, Luciaaa (czyt. Lusia) - odparła, a następnie przytuliła mnie.
Weszłyśmy do środka jej pięknego mieszkania. Wszystko było idealne.
- Jak mnie znalazłaś? - zapytała ocierając łzy.
- Ahh to musiałabym ci dużo poopowiadać - rzekłam wypuszczając powietrze.
- A ty jesteś jej przyjaciółką? - zwróciła się do Mel.
- Tak, Melissa. Miło cię poznać - uśmiechnęła się blondynka.
- Olivia, siostra Lucy, ale pewnie wiesz - wymamrotała ściskając ją.
- Pewnie chcecie pogadać szczerze, to może ja pójdę sobie - rzuciła niezręcznie Melly.
- Nie, zostań. Proszę - posłałam jej słaby uśmiech, ale chciałam by była ze mną podczas tej rozmowy.
Usiadłyśmy na kanapie, a Olivia położyła na stół szklanki oraz wodę.
- Nie wierzę, że tu jesteś. Od razu cię poznałam, ale nie dochodzi do mnie, że moja mała Lucia tu jest. Tak bardzo cię kocham - mówiła, a z jej oczu wypływały łzy.
- Proszę opowiedz mi coś o sobie - dodała łapiąc mnie za rękę.
- Mam 18 lat, mieszkam w Londynie. Chodzę do liceum, jak wy to nazywacie. Niedawno dowiedziałam się o tobie i Joelu, rodzicach, jak zginęli. Nie wierzę, że musieli akurat być w tym samolocie. Cholerny musiał spaść. Od razu przyleciałam tutaj, by z wami porozmawiać - opowiadałam bawiąc się palcami.
- Lucy, chyba nie znasz całej prawdy. Rodzice zginęli w wypadku, podpalono domek letniskowy, w którym byli na 10 rocznicę ślubu. Miałaś niecałe 5 lat, byliśmy wtedy u ciotki w Canterbury. Do tej pory nie wiadomo, kto podpalił domek - odrzekła, a obie rozpłakałyśmy się na same wspomnienie o rodzicach. I kłamstwo, jakim zostałam nakarmiona.
- Ale... Czyli oni...
- Oni cię bardzo kochali. Wszystkich nas kochali. Na pewno cieszą się, że w końcu się spotkaliśmy - wybełkotała wymuszając smutny uśmiech.
- W takim razie, dlaczego znaleźliśmy się w domu dziecka? - spytałam głosem drżącym od płaczu.
- Ciotka nas nie lubiła. Gdy ktoś podpalił ten dom, ona po prostu podwiozła nas sąsiadce i kazała nic nie mówić. Potem ślad po niej zaginął. Wyjechała, zmieniła nazwisko. Nie mogli jej znaleźć, więc dali nas do domu dziecka. Po 2 latach nas zabrało państwo z Nowego Yorku. Chcieli adoptować Anglika, wybrali nas. Bardzo starali się, żeby zabrać też ciebie. Jednak nie można było cię wydać. Codziennie dzwoniliśmy, ale nikt nie udzielał nam informacji o tobie. Z czasem przestaliśmy, bo grożono nam policją. Lucy, bardzo chciałam się znaleźć. Jednak nie miałam możliwości, by to zrobić - opowiadała, a ja czułam się okropnie.
- A gdzie są ci państwo? I opowiedz mi o nich, było wam dobrze u nich? - wymamrotałam, aby przerwać ciszę, która nastała.
- Mieszkają w Nowym Yorku, są emerytami. Było u nich bardzo dobrze, pomagali nam. Nie mają dzieci - poinformowała ze smutnym uśmiechem.
- Masz męża? - zapytała wnioskując po męskich rzeczach w jej apartamencie.
- Narzeczonego. Jest teraz w pracy, ale przyjdzie za godzinę. Ma na imię Dereck. Kiedyś nielegalnie szukał cię w bazie danych domu dziecka i dokopał się tylko do informacji z 23 sierpnia 2010. Jest cudowny, polubisz go - mówiła łapiąc mnie za rękę. - A ty masz kogoś?
Właśnie TO pytanie wywołało u mnie pierwszą myśl o Zaynie podczas pobytu w Ameryce. To było cholernie trudne, tak strasznie wykorzystał moje serce. Nawet nie przeprosił. Jest skurwysynem, który lubi tylko seks i alkohol. On nie umie się zakochać.
Opowiedziała całą historię siostrze, włączając w to fakt, jak dowiedziałam się o niej. Była w szoku, przytulała mnie cały czas. Pokazałam jej zdjęcie Zayna, przyznała, że jest cholernie seksowny. Jednak okropnie mnie potraktował i wyzwała go nawet gorzej, niż ja.
- Wciąż go kochasz? - zapytała, a Melissa ścisnęła mnie mocniej za rękę.
- Sama nie wiem. Nienawidzę go za to, co zrobił. I tak kocham go jakąś częścią siebie. Był dla mnie ideałem. Chciałam mu się oddać...
- Zaraz, ty jesteś dziewicą? - przerwała mi zdziwiona Olivia.
- Dziwne, nie? Miała takie ciacho, a nie kochała się z nim! - dodała ze śmiechem Mel.
- No siostra. Teraz to dałaś ciała. On jest sexy! - zaśmiała się moja siostra, na co uśmiechnęłam się.
- Wiem...Ale nie chcę tego ciągnąć. Skończyłam z nim - wyszeptałam patrząc na swoje stopy.
Nagle drzwi od mieszkania otworzyły, a w nich stanął wysoki mężczyzna, o jasnych włosach i niebieskich oczach.
- Czy to jest Lucy? - zapytał zdziwiony stając w miejscu.
- Tak, cześć Dereck - uśmiechnęłam się.
- Matko!!! - wrzasnął przytulając mnie.
Usiedliśmy na kanapie i musiałam powtórzyć mu wszystko, co opowiadałam Olivii. Nawet płakał, powiedział też, że utnie Zayn'owi jaja za to, co zrobił. Jednak wciąż nie wiedziałam, co było powodem tego przekrętu. Wtedy Olivia mnie olśniła.
- Wykorzystał to, że jest córką rajdowca i proszę...
- Słucham?! - przerwałam zdezorientowana.
- No nasz tata też jeździł w takich wyścigach. Był najlepszy, wygrywał wszystkie wyścigi. Mama była tancerką i tak się poznali. Nie wiesz? - odrzekła patrząc mi w oczy. - Tata mając 18 lat odciął się od dziadków i poleciał do Londynu wziąć udział w wyścigach. Tam po roku poznał mamę, zakochali się w sobie. Ona tańczyła na pokazach. Potem urodził się Joel, gdy oboje mieli po 20 lat. Zamieszkali razem. Wzięli ślub, następnie ja - oznajmiła, a ja już wiedziałam, czemu Zayn wybrał mnie.
Około 9 pm czasu NY wróciłyśmy z Melissą do hotelu. Byłam wykończona nadmiarem emocji, więc od razu poszłam pod prysznic. Umyłam się dokładnie, wytarłam i ubrałam piżamę. Wróciłam do pokoju, gdzie usiadłam na łóżko włączając telewizję.
- I jak? Cieszysz się, że ją poznałaś? - zapytała Mel grzebiąc w szafie.
- Tak! Jest cudowna, wciąż nie wierzę, że ją mam. Jednak szybko złapałyśmy kontakt - mówiłam entuzjastycznie.
- Nie trzeba było się, tak stresować - uśmiechnęła się idąc do łazienki.
Do był naprawdę ciężki dzień i czas spać. A jutro przenosimy się do mojej siostry. Dalej nie dochodzi do mnie, że mam rodzeństwo. Olivia jest wspaniała, miła i troskliwa. Joel'a poznam jutro.
Niestety rozmowa o Zaynie dała mi dużo do myślenia. Leżąc w łóżku zastanawiałam się, czy go wciąż kocham. Odpowiedź brzmi tak, ale w połowie nienawiść zabrała miłość. Wtedy zadzwonił Louis.
- Hej, księżniczko.
- Cześć. Lou, czy u ciebie nie jest przypadkiem wcześnie rano?
- Jest, ale nie mogę spać. Co u ciebie? Widziałem zdjęcie, które mi wysłałaś z Olivią.
- Tak. Ona jest świetna, z resztą pisałam ci w sms. Cieszę się, że ją poznałam. Jutro się do niej przenoszę i poznam Joel'a.
- To zajebiście! A jak NYC?
- Na razie byłam tylko na Manhattanie i jest super. Kocham to miasto.
- Dobrze, ale wracaj już do nas.
- Wiesz, że to nie takie łatwe.
- Możesz zamieszkać u mnie i nie spotykać się z nimi.
- Oni pewnie już mają gdzieś, to co się ze mną dzieje.
- Wręcz przeciwnie! Sarah śpi w twoim łóżku i codziennie płacze. Nie rozmawia właściwie z nikim oprócz mnie. Pyta o ciebie, ale powiedziałem tylko, że doleciałaś i, że nic więcej nie wiem. Niall nie chodzi do Nando's i też się odciął. Liam w ogóle się odzywa, a Rachel mówiła, że jest ciągle zdenerwowany i płacze w nocy. A Zayn...
- Jeszcze nie czas. Proszę kończmy już, idę spać. Dobranoc Louis.
- Dobranoc, księżniczko.
Odłożyłam telefon na półkę i zaczęłam płakać. On nigdy nie wyjdzie z mojej głowy, bo wciąż go kocham, ale mnie skrzywdził.
_________________________________________________________________
Cholera! Przepraszam, że musieliście tyle czekać ;c Ten rozdział szedł mi wyjątkowo opornie. Na szczęście już jest, ale nie taki jaki miał być. No cóż...
Oglądaliście Ema?? Dawid jest najlepszy!!! Dla mnie i tak wygrał, mimo płaczu, jestem szczęśliwa. Gratuluje też moim pozostałym aniołkom!!! Ari <3 1D <3 Justin <3 Katy <3 Beyonce <3 Ed piękny występ!! Płakałam!!
Pamiętajcie o zakładkach ;) Dodam jutro nową i zaktualizowałam już bohaterów, na razie nie wszystkich, ale coś jest ;p
20kom=next :)
Ps Kocham was z całego serca <3
- Aby odnaleźć moją rodzinę - mruknęłam niezadowolona.
- A te inne powody? - odparła, a ja przetarłam oczy i spojrzałam na nią.
- Nie wytrzymałabym z nimi, nie zniosłabym myśli, że są w tym samym pomieszczeniu, co ja - wyszeptałam zasmucona.
- Więc chciałaś po prostu od nich uciec? - położyłam rękę na moim ramieniu.
- Tak, nie wierzę, że mnie tak oszukali. Wciąż zadaję sobie pytanie, dlaczego?! - mówiłam, a z moich oczu wypływały łzy. - Kocham Zayna, a on tak po prostu się mną bawił.
- Pamiętaj, że zawsze ja jestem i ci pomogę. A oni nie są warci twoich łez - przytuliła mnie
Stojąc przed JFK nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Melissa szukała w Google Maps, jak mamy dojechać do naszego hotelu. To śmieszne, że tutaj ludzie dopiero budzą się do życia, a w Londynie zajadają obiad. Zmiana czasowa jest czasem przydatna, bo przynajmniej mam więcej czasu na znalezienie rodziny. Naprawdę stresuję się spotkaniem z Olivią i Joelem. A co jeśli mnie wyrzucą? Nie będę chcieli ze mną rozmawiać? Jacy oni są?
Przekręciłam kluczyk, a drzwi od pokoju się otworzyły. Po prawej stronie kilka wieszaków na kurtki, półka na buty. Po lewej łazienka. Dalej dwa łóżka, szafki nocne i obraz zakochanych na ścianie. Na przeciwko biurko, małe lustro oraz krzesło. Postawiłam walizkę w kącie, po czym wyjęłam z torebki telefon.
- To co robimy? - zapytała Melissa otwierając swój bagaż.
- Najpierw możemy iść coś zjeść i przy okazji pozwiedzać. Potem pójdziemy do Olivii - oznajmiłam pisząc sms do Louisa, że doleciałyśmy oraz jesteśmy już w hotelu.
- A wiesz, gdzie ona mieszka? - odparła kładąc bluzki do szafy.
- Adres jest w dokumentach - rzekłam przeglądając plik kartek z danymi mojej rodziny.
- Chodźmy najpierw coś zjeść, bo już serio umieram - wyjęczała Melissa patrząc na mnie.
Wzięłam swoją torebkę, mapę Nowego Yorku i inne potrzebne rzeczy, po czym wyszłyśmy z pokoju. Jakimś cudem udało nam się złapać taxi, której kierowca dokładnie wyjaśnił nam, co możemy robić. Zawiózł nas do najbliższego Mc'donalda. Zamówiłyśmy podwójne frytki, cheeseburgery i iced fruits. Byłyśmy głodne, a nie chciałyśmy jeść w jakiś ekstrawaganckich restauracjach. Dopiero po zjedzeniu, wyjściu na dwór zobaczyłam, że znajdujemy się na Manhattanie! Wszystkie te billboardy i sklepy, ogrom ludzi oraz pełno żółtych taksówek. Nowy York, wciąż do mnie to nie docierało. Pierwszy raz byłam poza Europą, a do tego w takim miejscu.
Chodziłyśmy po Manhattanie z shake'ami robiąc sobie zdjęcia, jedno wysłałam Louisowi, który odpisał, że wyglądał zajebiście i mam się dobrze bawić. Wciąż nie jestem do niego w pełni przekonana, ale z nim mam najlepszą relację biorąc pod uwagę cały gang kłamców.
Wchodziłyśmy do wielu sklepów, ale nie nabyłyśmy nic nowego oprócz paczki skittels'ów. Gdy wybiła godzina 4:45 pm postanowiłyśmy pojechać do Olivii. Byłam cholernie zestresowana, co jeśli ona mnie wyrzuci? W dodatku wciąż nie dociera do mnie, że mam siostrę. Jednak zatrzymując się pod wielkim apartamentowcem i, o ile dobrze pamiętam z gazet mieszka w nim Anne Hathaway, czułam jeszcze większe zdenerwowanie, chyba dostanę palpitacji serca.
Melissa przytuliła mnie, po czym obie wcisnęłyśmy domofon.
- Słucham?
- Eeee...jaa...przyszłam do Olivii Collins.
- Dobrze, a kim jesteś?
- Lllucy.
- Wejdź.
To była ona...Musiała być. I chyba mnie poznała, nie wiem jakim cudem, ale wpuściła mnie tylko po imieniu. Była roztrzęsiona, przerażona, ale wspięłam się na 8 piętro. W drzwiach stała już wysoka, szczupła szatynka o dużych, brązowych oczach, takich jak moje. Jej czekoladowe włosy opadały wzdłuż pleców. (Olivia dodana do bohaterów, sprawdź)
- Lucy Ann Collins - wyszeptała anielskim głosem.
- Olivia, to ty - wybełkotałam stojąc przed nią.
- Nie wierzę, te same oczy, usta. To ty, Luciaaa (czyt. Lusia) - odparła, a następnie przytuliła mnie.
Weszłyśmy do środka jej pięknego mieszkania. Wszystko było idealne.
- Jak mnie znalazłaś? - zapytała ocierając łzy.
- Ahh to musiałabym ci dużo poopowiadać - rzekłam wypuszczając powietrze.
- A ty jesteś jej przyjaciółką? - zwróciła się do Mel.
- Tak, Melissa. Miło cię poznać - uśmiechnęła się blondynka.
- Olivia, siostra Lucy, ale pewnie wiesz - wymamrotała ściskając ją.
- Pewnie chcecie pogadać szczerze, to może ja pójdę sobie - rzuciła niezręcznie Melly.
- Nie, zostań. Proszę - posłałam jej słaby uśmiech, ale chciałam by była ze mną podczas tej rozmowy.
Usiadłyśmy na kanapie, a Olivia położyła na stół szklanki oraz wodę.
- Nie wierzę, że tu jesteś. Od razu cię poznałam, ale nie dochodzi do mnie, że moja mała Lucia tu jest. Tak bardzo cię kocham - mówiła, a z jej oczu wypływały łzy.
- Proszę opowiedz mi coś o sobie - dodała łapiąc mnie za rękę.
- Mam 18 lat, mieszkam w Londynie. Chodzę do liceum, jak wy to nazywacie. Niedawno dowiedziałam się o tobie i Joelu, rodzicach, jak zginęli. Nie wierzę, że musieli akurat być w tym samolocie. Cholerny musiał spaść. Od razu przyleciałam tutaj, by z wami porozmawiać - opowiadałam bawiąc się palcami.
- Lucy, chyba nie znasz całej prawdy. Rodzice zginęli w wypadku, podpalono domek letniskowy, w którym byli na 10 rocznicę ślubu. Miałaś niecałe 5 lat, byliśmy wtedy u ciotki w Canterbury. Do tej pory nie wiadomo, kto podpalił domek - odrzekła, a obie rozpłakałyśmy się na same wspomnienie o rodzicach. I kłamstwo, jakim zostałam nakarmiona.
- Ale... Czyli oni...
- Oni cię bardzo kochali. Wszystkich nas kochali. Na pewno cieszą się, że w końcu się spotkaliśmy - wybełkotała wymuszając smutny uśmiech.
- W takim razie, dlaczego znaleźliśmy się w domu dziecka? - spytałam głosem drżącym od płaczu.
- Ciotka nas nie lubiła. Gdy ktoś podpalił ten dom, ona po prostu podwiozła nas sąsiadce i kazała nic nie mówić. Potem ślad po niej zaginął. Wyjechała, zmieniła nazwisko. Nie mogli jej znaleźć, więc dali nas do domu dziecka. Po 2 latach nas zabrało państwo z Nowego Yorku. Chcieli adoptować Anglika, wybrali nas. Bardzo starali się, żeby zabrać też ciebie. Jednak nie można było cię wydać. Codziennie dzwoniliśmy, ale nikt nie udzielał nam informacji o tobie. Z czasem przestaliśmy, bo grożono nam policją. Lucy, bardzo chciałam się znaleźć. Jednak nie miałam możliwości, by to zrobić - opowiadała, a ja czułam się okropnie.
- A gdzie są ci państwo? I opowiedz mi o nich, było wam dobrze u nich? - wymamrotałam, aby przerwać ciszę, która nastała.
- Mieszkają w Nowym Yorku, są emerytami. Było u nich bardzo dobrze, pomagali nam. Nie mają dzieci - poinformowała ze smutnym uśmiechem.
- Masz męża? - zapytała wnioskując po męskich rzeczach w jej apartamencie.
- Narzeczonego. Jest teraz w pracy, ale przyjdzie za godzinę. Ma na imię Dereck. Kiedyś nielegalnie szukał cię w bazie danych domu dziecka i dokopał się tylko do informacji z 23 sierpnia 2010. Jest cudowny, polubisz go - mówiła łapiąc mnie za rękę. - A ty masz kogoś?
Właśnie TO pytanie wywołało u mnie pierwszą myśl o Zaynie podczas pobytu w Ameryce. To było cholernie trudne, tak strasznie wykorzystał moje serce. Nawet nie przeprosił. Jest skurwysynem, który lubi tylko seks i alkohol. On nie umie się zakochać.
Opowiedziała całą historię siostrze, włączając w to fakt, jak dowiedziałam się o niej. Była w szoku, przytulała mnie cały czas. Pokazałam jej zdjęcie Zayna, przyznała, że jest cholernie seksowny. Jednak okropnie mnie potraktował i wyzwała go nawet gorzej, niż ja.
- Wciąż go kochasz? - zapytała, a Melissa ścisnęła mnie mocniej za rękę.
- Sama nie wiem. Nienawidzę go za to, co zrobił. I tak kocham go jakąś częścią siebie. Był dla mnie ideałem. Chciałam mu się oddać...
- Zaraz, ty jesteś dziewicą? - przerwała mi zdziwiona Olivia.
- Dziwne, nie? Miała takie ciacho, a nie kochała się z nim! - dodała ze śmiechem Mel.
- No siostra. Teraz to dałaś ciała. On jest sexy! - zaśmiała się moja siostra, na co uśmiechnęłam się.
- Wiem...Ale nie chcę tego ciągnąć. Skończyłam z nim - wyszeptałam patrząc na swoje stopy.
Nagle drzwi od mieszkania otworzyły, a w nich stanął wysoki mężczyzna, o jasnych włosach i niebieskich oczach.
- Czy to jest Lucy? - zapytał zdziwiony stając w miejscu.
- Tak, cześć Dereck - uśmiechnęłam się.
- Matko!!! - wrzasnął przytulając mnie.
Usiedliśmy na kanapie i musiałam powtórzyć mu wszystko, co opowiadałam Olivii. Nawet płakał, powiedział też, że utnie Zayn'owi jaja za to, co zrobił. Jednak wciąż nie wiedziałam, co było powodem tego przekrętu. Wtedy Olivia mnie olśniła.
- Wykorzystał to, że jest córką rajdowca i proszę...
- Słucham?! - przerwałam zdezorientowana.
- No nasz tata też jeździł w takich wyścigach. Był najlepszy, wygrywał wszystkie wyścigi. Mama była tancerką i tak się poznali. Nie wiesz? - odrzekła patrząc mi w oczy. - Tata mając 18 lat odciął się od dziadków i poleciał do Londynu wziąć udział w wyścigach. Tam po roku poznał mamę, zakochali się w sobie. Ona tańczyła na pokazach. Potem urodził się Joel, gdy oboje mieli po 20 lat. Zamieszkali razem. Wzięli ślub, następnie ja - oznajmiła, a ja już wiedziałam, czemu Zayn wybrał mnie.
Około 9 pm czasu NY wróciłyśmy z Melissą do hotelu. Byłam wykończona nadmiarem emocji, więc od razu poszłam pod prysznic. Umyłam się dokładnie, wytarłam i ubrałam piżamę. Wróciłam do pokoju, gdzie usiadłam na łóżko włączając telewizję.
- I jak? Cieszysz się, że ją poznałaś? - zapytała Mel grzebiąc w szafie.
- Tak! Jest cudowna, wciąż nie wierzę, że ją mam. Jednak szybko złapałyśmy kontakt - mówiłam entuzjastycznie.
- Nie trzeba było się, tak stresować - uśmiechnęła się idąc do łazienki.
Do był naprawdę ciężki dzień i czas spać. A jutro przenosimy się do mojej siostry. Dalej nie dochodzi do mnie, że mam rodzeństwo. Olivia jest wspaniała, miła i troskliwa. Joel'a poznam jutro.
Niestety rozmowa o Zaynie dała mi dużo do myślenia. Leżąc w łóżku zastanawiałam się, czy go wciąż kocham. Odpowiedź brzmi tak, ale w połowie nienawiść zabrała miłość. Wtedy zadzwonił Louis.
- Hej, księżniczko.
- Cześć. Lou, czy u ciebie nie jest przypadkiem wcześnie rano?
- Jest, ale nie mogę spać. Co u ciebie? Widziałem zdjęcie, które mi wysłałaś z Olivią.
- Tak. Ona jest świetna, z resztą pisałam ci w sms. Cieszę się, że ją poznałam. Jutro się do niej przenoszę i poznam Joel'a.
- To zajebiście! A jak NYC?
- Na razie byłam tylko na Manhattanie i jest super. Kocham to miasto.
- Dobrze, ale wracaj już do nas.
- Wiesz, że to nie takie łatwe.
- Możesz zamieszkać u mnie i nie spotykać się z nimi.
- Oni pewnie już mają gdzieś, to co się ze mną dzieje.
- Wręcz przeciwnie! Sarah śpi w twoim łóżku i codziennie płacze. Nie rozmawia właściwie z nikim oprócz mnie. Pyta o ciebie, ale powiedziałem tylko, że doleciałaś i, że nic więcej nie wiem. Niall nie chodzi do Nando's i też się odciął. Liam w ogóle się odzywa, a Rachel mówiła, że jest ciągle zdenerwowany i płacze w nocy. A Zayn...
- Jeszcze nie czas. Proszę kończmy już, idę spać. Dobranoc Louis.
- Dobranoc, księżniczko.
Odłożyłam telefon na półkę i zaczęłam płakać. On nigdy nie wyjdzie z mojej głowy, bo wciąż go kocham, ale mnie skrzywdził.
_________________________________________________________________
Cholera! Przepraszam, że musieliście tyle czekać ;c Ten rozdział szedł mi wyjątkowo opornie. Na szczęście już jest, ale nie taki jaki miał być. No cóż...
Oglądaliście Ema?? Dawid jest najlepszy!!! Dla mnie i tak wygrał, mimo płaczu, jestem szczęśliwa. Gratuluje też moim pozostałym aniołkom!!! Ari <3 1D <3 Justin <3 Katy <3 Beyonce <3 Ed piękny występ!! Płakałam!!
Pamiętajcie o zakładkach ;) Dodam jutro nową i zaktualizowałam już bohaterów, na razie nie wszystkich, ale coś jest ;p
20kom=next :)
Ps Kocham was z całego serca <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)